najbardziej polskie zwierzę w Budapeszcie

W niedzielę poszliśmy zobaczyć najbardziej polskie zwierzę w Budapeszcie. O co chodzi? O żubra (no, może niektórzy białoruscy aktywiści powiedzą, że zwierzę jest białoruskie, pewnie jest i polskie i białoruskie). Żubr, a raczej dwa żubry, żyją sobie od ponad roku w vadaspark w Budakeszi na granicy Budapesztu.

Wyjaśnienie: vadaspark to rodzaj zoo, w którym są zwierzęta występujące lokalnie czyli raczej sarny a nie zebry, niedźwiedzie a nie lwy no i żubry a nie bizony.

Żubry były super. Podchodziły do ogrodzenia bardzo zainteresowane zbliżającymi się ludźmi. Można je sobie było z bliska obejrzeć i obfotografować. Widziałem je pierwszy raz w życiu więc przeżycie tym większe.

vadaspark Budakeszi

vadaspark Budakeszi

Przewodniczka powiedziała nam, że mimo swojej poczciwości żubry są niebezpieczne. Obok rysi i niedźwiedzi są jedynymi zwierzętami, do których zagrody nie wolno wchodzić personelowi. Chodzi o to, że przy swojej masie mogą one niechcący zgnieść człowieka.

vadaspark Budakeszi

Zabiegi o przysłanie żubrów trwały ponad rok. Białowieski Park Narodowy starannie sprawdzał czy zwierzęta będą tu miałe odpowiednie warunki. Gdyby samiec i samica, które tu przekazali się rozmnożyły potomstwo wróci do Polski w celu dalszego krzyżowania i rozmnażania w ramach programu odbudowy populacji żubrów.

zubrBols

Sponsor, powyżej las, poniżej żubr

Swoją drogą, żubry żyły kiedyś na Węgrzech. Ostatnią sztukę w Kotlinie Karpackiej upolowano w 1814 roku w Siedmiogrodzie. Może kiedyś i tu wrócą?

Wycieczkę do żubrów zawdzięczamy stowarzyszeniu Polonia Nova. Ta zdecydowanie najciekawsza organizacja polonijna organizuje szereg projektów od uniwerytetu otwartego (z indeksami!) po amatorski teatr, gry miejskie, dyktando, akcję sadzenia drzew, szereg wydarzeń kulturalnych a także … comiesięczne partyjki skrabli. Ich relacja z wycieczki tu. Dziękujemy!

A sam vadaspark w Budakeszi to świetne miejsce na wycieczki. Miejsce pięknie jest położone, można sobie z bliska zobaczyć zwierzęta, których często wogóle nie widujemy, dla dzieci jest małpi gaj, bajeczne jest miejsce do palenia ognisk. Na miejscu jest też restauracja. Sam na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę.

wilkBudakeszi

inne zwierzęta: wilki (zdjęcie Chłopaka)

vadaspark Budakeszi

inne zwierzęta: daniel (zdjęcie Chłopaka)

vadaspark Budakeszi

inne zwierzęta: rodzina dzicza (zdjęcie Chłopaka)

vadaspark Budakeszi

inne zwierzęta: macierzyństwo a la mangalica

vadaspark Budakeszi

inne zwierzęta: orzeł z bliska, brzydal nieco

Reklama

nowa twarz przyjaźni polsko-węgierskiej

To prawdopodobnie jedyny w Budapeszcie sklep z polską nazwą. Sklep kibola w bramie przy ulicy Teréz körút 56 sprzedaje głównie polskie ciuchy dla kibiców. I w dodatku jest udekorowany polskimi gadżetami, flagą, szalikami, kalendarzem i naklejkami.

Sklep kibola Budpapeszt

Reklama sklepu w bramie

Ta kapliczka kultu Polski działa tu już od roku. Założył ją kibic Újpestu zafascynowany Polską i Polakami. Rozmawiam z nim: czemu ten sklep? Chcemy naśladować polskich kibiców. Dlaczego? Bo w Polsce ludzie się nie wstydzą tego, że są Polakami, dumy z kraju. A na Węgrzech jak tylko wystawi węgierską flagę to od razu mówią na niego „faszysta”. Sam nie lubi i komunistów i nazistów i nie rozumie jak ktokolwiek, zwłaszcza w Polsce, może mieć poglądy nazistowskie.

Sklep kibola Budpapeszt

flaga na ladą, z tyłu kalendarz Legii oraz pamiątka wspólnego koncertu Kárpátii i Zjednoczonego Ursynowa

Sklep kibola Budpapeszt

niektóre z tych naklejek wyglądają swojsko

Czy ktoś dumny z Węgier będzie nosił rzeczy z polskimi emlematami i napisami? Żaden problem. Swoją drogą tu w sklepie nie ma żadnych wojen, przychodzą tu fradiści (dla nieznających węgierskiego świata kibiców: Újpest i Ferencsváros, czyli Fradi, nienawidzą się serdecznie), wiszą obok siebie szaliki polskich klubów, które w Polsce walczą ze sobą.

Sklep kibola Budpapeszt

polskie ciuchy dla węgierskich kibiców

Sklep kibola Budpapeszt

gadżety polskie i węgierskie

Sklep kibola Budpapeszt

gadżet polsko-węgierski

Szanuję Polskę, mówi. Jak tam był bardzo serdecznie go podejmowano bo jest Węgrem, w innych krajach czegoś takiego nie doświadczył. Mimo, że jego angielski jest ograniczony Polacy i tak starali się jakoś z nimś komunikować. Bo Węgrzy i Polacy zawsze się lubili. Choć poprzednio nie zgadza się na zdjęcie teraz ściąga koszulkę i pokazuje tatuaż na plecach: splecione herby polskie i węgierskie z napisem Zawsze razem.

Trudno nie oprzeć się wzruszeniu. Kibic-sprzedawca to prosty człowiek, jego fascynacja Polską jest autentyczna a wiara w przyjaźń dwóch narodów niewzruszona.

***

Kontakty pomiędzy polskimi i węgierskimi środowiskami kibicowskimi nie są jednak ograniczone do tego sklepu. Firma o wdzięcznej nazwie Ustawka sprzedaje również ubrania dla kibiców a także … ochraniacze na zęby. W tekście o sobie tak się przedstawia (słychać tu echa autoprezentacji ekstremistycznej marki ubraniowej Harcos):

Walka mężczyzn, zawody honorowych i odważnych wojowników. Symbol wartości coraz bardziej znikających z dzisiejszego świata, słowa honoru i braterstwa broni. Na bazie tych wartości stworzyliśmy w pełnej mierze węgierską markę USTAWKA. Markę dla tych, którzy chcą nosić w czasie treningu,pracy czy też odpoczynku ubrania wygodne a przy tym wysokiej jakości. (…) Nasze produkty są dla tych, którzy chcą się wybić z tłumu i być czymś więcej niż przeciętnymi.

Ustawka jako nazwa czysto węgierskiej marki? Jasne, to słowo zadomowiło się na dobre w środowiskach kibiców lubiących „walkę mężczyzn, zawody honorowych i odważnych wojowników”. Dla wątpiących parę przykładów tu [HU], tu [HU] i tu [HU] i [EN].

Podkreślanie patriotyzmu przy odżegnywaniu się od faszyzmu/nazizmu to delikatna sprawa. Nie mam podstaw by nie wierzyć właścicielowi sklepu, że nazizmu nie lubi. Na półce widziałem jednak pudełko upamiętniające wspólny koncert Kárpátii i Zjednoczonego Ursynowa, czyli najskromniej się wyrażając zespołów szowinistycznych, w przypadku Kárpátii zresztą spokojnie można użyć określenia faszyzujący (wątpiącym polecam tytuł płyty zespołu Szebb jövőt! czyli węgierską wersję Sieg Heil!). Patriotyczni kibici Ferencvárosu po śmierci László Csatáryego, przeciwko któremu toczyło się śledztwo o udział w departacji żydów, wywiesili na meczu transparent In memoriam Csatáry László.

Źródło: Vasárnapi Hírek

Choć prawica i skrajna prawica w Polsce z zazdrością patrzy na, odpowiednio, sukcesy Fideszu i Jobbiku okazuje się, że wśród kibiców, będących innym komponentem szeroko rozumianej prawej strony politycznego spektrum, akurat Polacy potrafią zaimponować swoim węgierskim kolegom. To oni są tutaj jedną z twarzy Polski. A ich związki z kibicami węgierskimi to najnowsza odsłona przyjaźni polsko-węgierskiej.

Dzięki Krzyśkowi Vardze za opowiedzenie mi o sklepie!

Post zamieszczony również na stronie Blogerzy ze świata

Gadomski o węgierskiej gospodarce

Ciekawy, wyczerpujący artykuł Gadomskiego o węgierskiej gospodarce w Wyborczej pt. Jak Viktor Orbán kupuje zaufanie Węgrów. Jest to analiza ostatnich kilku lat więc daje możliwość szybkiego podciągnięcia się w temacie. Komentarze pod tekstem (239 w tej chwili) z kolei dają możliwość zapoznania się głównie z opiniami obrońców Orbána.

Uzupełnię go tylko danymi na temat emigracji: jak to oficjalnie powiedział niedawno Orbán [HU[ z Węgier w ciągu ostatnich 10 lat (w przytłaczającej jednak części za jego rządów) wyemigrowało 350 000 ludzi. To 3.5% ludności kraju, gdzie indziej ten wskaźnik jest wyższy ale ponieważ punkt wyjściowy był bardzo niski to zjawisko robi tu wielkie wrażenie.

ARCplacbohaterow

bohaterowie wyjechali – plac Bohaterów bez pomników, jeden z plakatów na wystawie ARC

ratowanie frankistów

Frankiści czyli osoby, które wzięły kredyt w walutach (głównie frankach szwajcarskich, choć również w euro i jenach) to dużo poważniejszy problem na Węgrzech niż w Polsce. Dlatego też tutejszy rząd sporo się nim zajmuje, i jak to w przypadku tegoz rządu bywa, często w „nieortodoksyjny” sposób. Ale po kolei.

Czemu problem jest większy niż w Polsce? Powodów są dwa. Po pierwsze dużo więcej takich kredytów udzielono. Pod koniec marca tego roku, mimo wszystkich działań rządu (o nich zaraz) mieliśmy 559 tysięcy walutowych kredytobiorców, z nich 443 tysięcy albo spłaca kredyt w terminie albo ma opóźnienie nie większe niż 90 dni. Równocześnie wobec 117 tysięcy kredytobiorców anulowano umowy bo nie spłacali kredytu w terminie. Ich liczba zresztą rośnie.

Po drugie, w umowach kredytowach banki węgierskie zachowane miały prawo do ustalania odsetek i nawet gdy oprocentowanie samego franka spadało odsetki na Węgrzech potrafiły rosnąć. W Polsce w tym czasie oprocentowanie takich kredytów odzwierciedlało oprocentowanie franka i w efekcie mimo wzrostu wartości tej waluty raty kredytów wzrosły o jakieś 20% podczas gdy na Węgrzech zwiększyły się one 80-90%. Ilustruje to poniższy wykres.

źródło: Index

po lewej: oprocentowanie kredytów we frankach na Węgrzech (czarne) i w Polsce (czerwone)
na środku: kurs HUF-CHF (czarne) i PLN-CHF (czerwone)
po prawej: raty kredytów na Węgrzech (czarne) i w Polsce (czerwone)

W tym roku doszło tu do szeregu demonstracji zdesperowanych frankistów. Sam widziałem jedną z tych pierwszych demonstacji: ulicą szło cicho kilkuset bardzi zwyczajnych ludzi z flagami węgierskimi, aż się zatrzymałem by zobaczyć o co im chodzi. Z czasem do demonstracji włączył się Jobbik, pojawiły się flagi w pasy Árpádów i zrobiło się mniej spokojnie. W sierpniu frankiści demonstrowali przed domem Orbána, dla rządu był to wyraźny sygnał ostrzegawczy, że problem robi się coraz bardziej polityczny.

Sytuacją frankistów rządy zajmują się jednak już od dawna choć dotąd ez większego sukcesu. Poniżej wyliczam spróbowane dotąd techniki (źródło Index).

  • Umowa z bankami umożliwiając uforintowienie kredytu po kursie rynkowym bez dodatkowych opłat – skorzystano w tej opcji w wypadku 3112 kredytów (listopad 2008)
  • Gwarancje preferencyjne kredyty na niespłacane odsetki w przypadki osób, którym spadły dochody – skorzystało 300 osób (lipiec 2009-grudzień 2010)
  • Pomoc banków dla frankistów mających kłopot ze spłatą kredytu, np. okresowe obniżenie kursu do przeliczeń, zaniechanie pobierania odsetek, wydłużenie okresu spłaty, itp. – nie wiadomo ilu ludzi skorzystało (od 2009)
  • Sztywny kurs I – umożliwienie spłacanie kredytu po niższym niż rynkowy kursie (180 forintów za franka) przez trzy lata, różnica zbiera się na specjalnym koncie, skorzystało 3-4000 osób (sierpień 2011-grudzień 2011)
  • Spłata kredytu po preferencyjnym kursie, zamknięto tak 170 000 kredytów (wrzesień 2011-styczeń 2012)
  • Uforintowienie należności starszych niż 90 dni – zastosowane w stosunku do dłużników z ponaddziewięćdziesięciodniowymi opóźnieniami w spłacie kredytu, częściowa redukcja długu o jedną czwartą, skorzystało 17.5% uprawnionych (do maja 2012)
  • Sztywny kurs II – ta sama zasada co poprzednio z tym, że okres wynosił tu 5 lat a nie trzy a różnicę kursu pokrywały wspólnie banki i państwo, skorzystało 150-160 000 osób czyli 35% upoważnionych (czerwiec 2012-maj 2013)
  • Narodowy Zarząd Majątkiem – państwo zaczęło przejmować nieruchomości od osób niedających sobie radę ze spłatą kredytów i im je wynajmować, program objął 25 000 nieruchomości (od lata 2011)
  • Budowa domów socjalnych dla osób, które straciły nieruchomości kupione na kredyt, planowano 500 domów, dotąd zbudowano ich 80 (od sierpnia 2011)
  • Preferencyjne kredyty mieszkaniowe – na przeprowadzkę do mniejszej nieruchomości, wykup mieszkania, itp. (od sierpnia 2012)
  • Procesy sądowe inicjowane przez indywidualnych frankistów lub ich grupy z celem unieważnienia umów kredytowych. Dotąd nie przyniosły rostrzygającego wyroku.
  • Indywidualne bankructwo – w zamian za odpuszczenie długu kontrola wydatków, np. trzeba sprzedać samochód, w planach

Poza spłatą kredytów po preferencyjnym kursie, która pomogła jedynie ludziom na tyle zamożnym, że byli w stanie pozwolić sobie na wyłożenie sporej sumy, żadna z powyższych technik nie prowadziła bezpośrednio do zmniejszenia liczby frankistów. Program budowy domów przy tym okazał się kompromitacją: osiedle powstało daleko od sklepów, poczty, środków transportu, itp., ceny metra kwadratowego w nim były trzy i pół razy wyższe niż w pobliskiej wsi a i chętnych zgłosiło się tyle co kot napłakał.

Ostatnio rząd dał bankom ultimatum: mają do końca listopada rozwiązać problem kredytów walutowych bo w przeciwnym wypadku rząd zrobi to sam na koszt banków. Szczegóły są nieznane, wiadomo jedynie, że chodzi o uforintowienie kredytów. Sytuacja kredytobiorców w forintach nie powinna być gorsza niż frankistów. Stowarzyszenie Bankowe mówi, że nie ma wpływu na kurs forinta oraz, że rząd powinien mieć większy udział w rozwiązaniu problemu, ale nie robi to na nim większego wrażenia. Większość kosztów, jak poprzednio, powinny ponieść banki, które są jednym z ulubionych chłopców do bicia rządu

Co będzie, zobaczymy wkrótce,przyjęte rozwiązanie pewnie jednak banki zaboli. Orbán stwierdził jakiś czas temu, że połowa banków powinna być w rękach węgierskich (obecnie dominuje tam własność zagraniczna), być może więc rozwiązywanie problemu frankistów wykorzysta do jako okazję do wywarcia presji na sektor, niech się ci cudzoziemcy wynoszą.

Post napisany w ramach współpracy z projektem Blogerzy ze świata.

ponuraccy Węgrzy i Peace rowaszem

Akurat mamy wystawę billboardów ARC na placu 56 roku (Ötvehatasok tere), tym razem jej tytuł to Mi történt velünk (Co się stało z nami, o jednej z poprzednich wystaw ARC było tu). Pisałem już kiedyś, że poza okładkami HVG no i niekiedy Marabu na Węgrzech w  zasadzie nie ma inteligentnej karykatury politycznej. Wystawa jest jej najbliższym zastępnikiem, nawet jeśli wiele prac często przejawiaja dużo więcej zawziętości antyrządowej niż subtelności w podejściu, sprawności języka wizualnego czy też po prostu humoru.

Wiele tematów się powtarza. Dużo jest na przykład wariacji na temat trafik (było o nich tu i tu) z ich charakterystyczną estetyką. Ten plakat na przykład nawiązuje trafikowym liternictwem do wyrażenia „Nóż się otwiera”. Plakatów z tekstem „Teatr narodowy” będącym wariacją szyldu „Narodowy sklep tytoniowy” było dwa. Najwyraźniej nie wszyscy autorzy przestrzegali reguły Zoltána Horvátha z HVG „zawsze odrzuć pierwszy pomysł na okładkę bo on przyjdzie do głowy wszystkim”.

ARC_noz

Tu wkrótce otworzy się nóż

Poza dosłowną polityką na wystawie dominują dwa inne tematy. Pierwszy to emigracja, którą najwyraźniej autorzy wystawy są zszokowani. Dla przypomnienia: Węgrzy, którzy do niedawna, w porównaniu do innych krajów unijnych przejawiali nadzwyczajnie niskie skłonności do wyjazdu z kraju w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat zaczęli intensywniej emigrować. Odbierane jest to tu, i to zarówno przez rząd jak i społeczeństwo, jako tragedia, wiele plakatów do tego nawiązuje. Na tym plakacie bohater popularnej kreskówki dla dzieci dr. Bubó idzie w stronę odlotów na lotnisku – wśród emigrantów szczególnie dużo jest lekarzy.

ARC_Bubo

Drugim intensywnie eksplorowanym tematem są Węgrzy jako zawistni, źle sobie nawzajem życzący, agresywni gburzy. Prac podejmujących ten problem jest dużo od prostych tekstowych po węgierską tęczę w różnych odcieniach szarości, tablicę z abecadłem ilustrowanym stekiem negatywnego słownictwa po esemesowego smutasa w barwach narodowych. Wszystko, jak przystało, na poważnie, wręcz smutno, zero humoru czy autoironii (a przecież można).

ARC_czego_sie_cieszysz

Z czego się tak cieszysz?

ARC_dwa_plakaty

„Ten plakat to gówno”-„Jakbym chciał to bym zrobił to lepiej”

ARC_tecza

węgierska tęcza

ARC_tablica

A – agresywny, B – buzi (pedał), C – Cygan, D – dyktator, itd.

ARC_smutas

węgierski uśmiech

Ciekawostką są dwa plakaty z rowaszem, którym zapisano przekaz zupełnie odmienny od nacjonalistycznych tekstów, do których zwykle używa się tego alfabetu. Taka mała i miła próba zakwestionowania zawłaszczenia części dziedzictwa kulturowego przez skrajną prawicę.

ARC_peace

PEACE

ARC_Chanuka

Wesołej Chanuki!

Najbardziej podobają mi się jednak jeszcze inne plakaty. Pierwszy to węgierska flaga, w której kolory pochodzą z fotografii niedawnych katastrof: wylewu czerwonego szlamu, śnieżycy oraz powodzi (autor Dániel Petró). Bardziej niż przekaz (Węgry jako kraj cierpiący od katastrof – to coś jak fatalistyczny węgierski hymn) urzekł mnie pomysł i jego graficzne, bardzo staranne wykonanie.

ARC_flaga

Drugi plakat żyd-gej-nazi to bodaj najbardziej inteligentna praca na wystawie (autor Attila Glázer). Mimo formalnej prostoty – trzy fotografie młodego mężczyzny z różnymi fryzurami – wyróżnia się zdecydowanie swym zniuasnowanym, niepokojącym przekazem. Wyczuwam w niej echo sprawy Csanáda Szegediego, wiceprzewodniczącego Jobbiku, który dowiedziawszy się o swoim żydowskim pochodzeniu odszedł z partii i zmienił poglądy.

ARC_zydgejnazi

I dla takich prac warto na wystawę zajrzeć – a otwarta jest ona do 22 września.

royal wedding

Wprawdzie nie byli to Diana i Charles (ani nawet William i Kate) ale i tu mieliśmy swój royal wedding. Imiona do zapamiętania to Rahél i István, nazwiska natomiast to Orbán (tak – zamąż wyszła córka Viktora!) oraz Tiborcz. Samo w sobie rodzinne w charakterze wydarzenie okazało się być nie do końca prywatnym – mam na myśli nieco asfaltu i fantystyczne rezultaty finansowe pewnej firmy, o nich będzie ten post.

Asfalt: na parę dni przed ślubem okazało się, że naprawiono drogę prowadzącą do luksusowej rezydencji (Orbán konsekwentnie nazywał ją w mediach „gospodarstwem”) rodziny pana młodego, gdzie miało się odbyć wesele. Mimo, że ta dojazdówka prowadząca wyłącznie do rezydencji Tiborczów była w fatalnym stanie od dziesięcioleci akurat teraz lokalnym władzom przyszło do głowy ją doprowadzić do porządku.

Podobnie nagłego oświecenia musiały doznać władze drugiej dzielnicy, które ponaprawiały chodniki koło kościoła franciszkanów, gdzie miał się odbyć ślub. W obu wypadkach różni rzecznicy zaprzeczali by był jakikolwiek związek między prywatną uroczystością w rodzinie Orbánów a tym nagłym zapałem remontowym.

Gdy opozycyjni aktywiści wyryli na świeżym asfalcie przed kościołem „royal wedding” policja zatrzymała pod zarzutem wandalizmu, prokuratora miała tyle rozsądku by umorzyć sprawę.

Fantastyczne wyniki finansowe odnosi ostatnio firma pana młodego, z zawodu zresztą adwokata. Jego ES Holding Zrt w 2009 roku miała jeszcze 8.4 milionów obrotu (niecały 120 000 złotych) i 2 miliony zysku (28 000 złotych), rok później na skutek wejścia do grupy firm związanych z Közgépem obroty zwiększyła osiemdziesięciokrotnie a zyski pięćdziesięciokrotnie (szczegóły tu [HU]). Közgép, dla tych co nie wiedzą, jest firmą prowadzoną przez kolegę Orbána z akademika. Jest gwiazdą na firnamencie węgierskiej gospodarki, zresztą głównie dzięki bardzo udanemu udziałowi w przetargach państwowych.



źródło Velvet.hu

zdjęcia ślubne Ráheli i Istvána, źródło politics.hu 

OFE: śladami Orbána?

Od kiedy rząd polski ogłosił swoją propozycję zmian dotyczących systemu emerytalnego paru moich znajomych, zarówno polskich jak i węgierskich, spytało, czy moim zdaniem Tusk idzie w ślady Orbána, który swoją reformę przeprowadził na przełomie 2010 i 2011 roku. Krótka odpowiedź: tak, choć istnieją różnice w podejściu obu rządów.

Czemu tak: w obu przypadkach motywacją są problemy budżetowe a przecież w OFE są pieniądze. W obydwu krajach krytykuje się poprzedników za wprowadzenie systemu OFE a także podkreśla jego wady. W obu wypadkach pozostanie w OFE wymaga aktywności, nie robiąc nic przechodzi się automatycznie do ZUS-u. Droga od OFE do ZUS-u możliwa jest tylko w jedną stronę. Chodzi o skłonienie jak największej ilości ludzi do emerytalnego powrotu na łono zusowskiej macierzy.

A różnice? Najbardziej rzuca się w oczy chyba sposób wprowadzenia zmian. Na Węgrzech zrobiono to naprawdę szybko – na decyzję było wszystkiego ponad miesiąc – w Polsce mówi się o sześciu miesiącach. Tu proces od pomysłu do realizacji był nagły, w Polsce decyzję poprzedziły dyskusje. Na Węgrzech decyzję trzeba było podejmować w warunkach braku informacji. Przed wszystkim nie było jasności czy osoby pozostające w OFE, mimo ciążącego na nich obowiązku dalszego płacenia składek emerytalnych na tutejszy ZUS, miałyby mieć za to naliczane lata a że uprawnienia emerytalne nabiera się po 15 latach pracy szereg osób potencjalnie nie miałoby państwowej emerytury. Później okazało się, że tak, ale było to już po terminie decyzji, składając deklarację pozostania w OFE ryzykowało się przyszłą emeryturą (wszystkiego tego doświadczyłem sam). W Polsce nie wydaje się by takie zamieszanie było możliwe.

Na Węgrzech by zachęcić do opcji emerytury państwowej rząd wypłacał przechodzącym do tutejszego ZUSu zyski kapitałowe wyprodukowane przez OFE (pomniejszone o podatek). O takim rozwiązaniu w Polsce nie słyszałem – poprawcie mnie jeśli jest ono przewidziane.

Dalej, tutejsza reforma emerytalna zdawała się mieć na celu pełną likwidację OFE przez znaczące utrudnienia w ich działalności, jeśli nie po prostu całkowite jej uniemożliwienie. Nie zrobiono tego na drodze ustawowej by zachować iluzję wyboru oraz uniknąć zarzutów o nacjonalizację systemu. Pojawiające się groźby zarzutów kryminalnych wobec funduszy, zakaz pobierania składek oraz opłat, co doprowadziło do kuriozalnych próśb OFE do członków o … dobrowolne darowizny plus oczywiście same radykalne zmniejszenie ilości członków do około stu tysięcy (3% poprzedniej liczby) spowodowało, że obecnie na rynku z początkowych dziewiętnastu pozostało jedynie pięć kas. W Polsce nie wyczuwam takiego zamiaru, tu składki mają nadal być zbierane.

Ciekawą różnicą jest podejście do majątku, który ma być przejęty. W Polsce mówi się o obligacjach, na Węgrzech przejęto zarówno obligacje państwowe oraz, zarówno krajowe i zagraniczne, udziały w funduszach inwestycyjnych i akcje. W sumie było tego 3000 miliardów forintów, co odpowiadało ponad 10% GDP.

Pieniądze te na Węgrzech posłużyły częściowo do spłacenia zadłużenia państwa a częściowo do załatania dziury budżetowej (warto dodać, że wyjście z procedury nadmiernego deficytu Węgry zawdzięczają raczej szeregowi późniejszych pakietów oszczędniościowych niż przejęciu majątku OFE). Ciekawostką jest, że rząd Orbána oczekiwał skokowego obniżenia długu publicznego z 81% do 77% GDP a obecnie dług wynosi ponad 81%. Stało się tak ponieważ zaraz po operacji przejęcia majątku OFE załamał się kurs forinta, co spowodowało podwyższenie wyceny, w dużej mierze zaciągniętego w innych walutach, długu. Ponieważ w Polsce mówi się tylko o obligacjach państwowych operacja zdaje się mieć większe szanse sukcesu.

Z czasem podobieństwa i różnice między podejściem w obu krajach staną się na pewno bardziej widoczne.

Post napisany w ramach współpracy z projektem Blogerzy ze świata.

Zmiany w edukacji

W tym roku początek szkoły dostarczył emocji nie tylko uczniom ale również, z innych powodów, nauczycielom, rodzicom a także politykom. Dzieje się dużo, oto największe zmiany.

Po pierwsze, system szkolnictwa scentralizowano. 2670 szkół, którymi dotąd zarządzały samorządy, trafiły w styczniu pod skrzydła nowopowstałego Instytutu Klebelsberga, który nagle stał się największym pracodawcą na Węgrzech: podlega mu 120 tysięcy pracowników oświaty.

Taka zmiana, dość charakterystyczna dla wiary rządu w centralne zarządzanie, okazała się niełatwa do przeprowadzenia. Szkoły wprawdzie pozostały w posiadaniu samorządów ale już dyrektorów mianuje rząd, w efekcie w niemal stu szkołach na początku września dyrektora jeszcze nie było. Finansowo szkoły podlegają lokalnym zarządom edukacyjnym, które przynajmniej początkowo nie bardzo dawały sobie radę z zadaniem i w prasie pojawiły się informacje o braku podstawowych przyborów szkolnych jak kreda, obciętych dodatkach dla nauczycieli czy problemach z konserwacją budynków.

Po drugie, oficjalnie wprowadzono model kariery nauczycielskiej. Polega on na wprowadzenia pięciu stopni zawodowych oraz podwyżkach płac od września. Rząd właśnie znowelizował własną ustawę z 2011 roku i obecne podwyżki stanowią 60% uchwalonych wcześniej sum, pozostałe podwyżki mają być wprowadzane sukcesywnie w następnych latach.

Tym w sumie dobrym wiadomościom towarzyszy gorzka pigułka: podwyżki łączą się z podwyższeniem pensum nauczania (z 22 do 22-26 godzin tygodniowo, w szkole nauczyciele muszą spędzić w sumie 32 godziny w tygodniu), nadgodziny nie będą płatne, zmniejszy się też liczba dodatków. Szacunki mówią o dodatkowych 30-40 tysięcy forintów na nauczyciela (430-570 złotych, obecne płace brutto wahają się w przeliczeniu między 1170 i 2600 złotych) ale będą pewno wypadki kiedy dostaną mniej niż teraz – jeśli istotną część ich obecnej płacy stanowią nadgodziny. Ponadto nie jest jasne jak rząd da radę wygospodarować środki potrzebne na podwyżki w następnych latach, które częściowo przypadają już po przyszłorocznych wyborach. Potrzeba dużo więcej pieniędzy niż w tym roku.

Po trzecie, problematyczny okazał się nowowprowadzony, również scentralizowany, system dystrybucji podręczników szkolnych prowadzony przez firmę Kello. Do zgrzytów dochodziło w każdej fazie procesu: rodzice mieli kłopoty z kontaktowaniem się z pracownikami Kello, bywało, że blankiety wpłat trafiały nie do tych osób co trzeba, nawalał system informatyczny, zestawy podręczników bywały niekompletne, wszędzie pojawiały się opóźnienia, itd.

W końcu nieduża zmiana, która wywołała sporo poruszenia: przymus przebywania uczniów w szkole do godziny czwartej po południu. Według ministerstwa szkoła w tym czasie przedstawi „atrakcyjną, barwną propozycję programową”. Wprawdzie na wniosek rodziców dyrektor może zwolnić danego ucznia z tego obowiązku ale dla wielu te nowe zarządzenie skojarzyło się jak najgorzej.

Post napisany w ramach współpracy z projektem Blogerzy ze świata.

István królem

Opera rockowa pt. István, a király (István królem) była wielkim wydarzeniem kiedy ją pokazano po raz pierwszy przed 30 laty. Opowiada o okresie wprowadzenia chrześcijaństwa na Węgrzech. Umiera władca Węgrów Géza i dochodzi do starcia między jego synem Istvánem, który wprowadza chrześcijaństwo, i Koppányem stającym na czele buntu pogańskiego. Jak wiadomo Koppány przegrywa, zwycięzcą pozostaje król István. Ta w sumie dość prosta historia przedstawiona przez muzykę rockową zelektryzowała Węgry zarówno przed trzydziestu laty i teraz, w rocznicę prapremiery, za każdym razem z innych powodów. Tak dla ilustracji: gdy w ostatni weekend odwiedzaliśmy starszą krewną mieszkającą na prowincji nawet ona słyszała o spektaklu i spytała nas co o nim sądzimy.

W przedstawieniu w 1983 roku każdy znalazł coś dla siebie. Opozycyjnie nastawiona publiczność zachłystywała się narodową tematyką spektaklu, wielką flagą węgierską na scenie, songami o wolności a także wspólnym śpiewaniem hymnu na koniec przedstawienia. Dla Kádára analogia wprowadzenia chrześcijaństwa siłą do zdławienia powstania 1956 roku była bardziej niż oczywista. Na spektakle chodziły tłumy, przedstawienie przeszło do legendy.

IK1983

Okładka płyty z muzyką z pierwotnego przedstawienia

Tym razem największe kontrowersje wywołało nie tyle samo przedstawienie a osoba jego reżysera, Róberta Alföldi. Ten, obecnie już były, dyrektor teatru narodowego, jest obiektem nienawiści skrajnej prawicy z powodu swojego homoseksualizmu. Wypowiedzi krytyków przedstawienia koncentrowały się na „poniżeniu narodu” do jakiego miało miejsce dojść dzięki reżyserii Alföldiego. Tym niemniej gdy doszło do skandowania w trakcie pikiety z flagami w pasy Árpádów przed budapeszteńską premierą – koło niej wchodziło do hali gdzie spektakl miał miejsce – to poleciały już tylko tradycyjne „parszywe pedały” (mocskos buzik). Swoją drogą kiedy to ostatni raz miały tu miejsce demonstracje z powodu przedstawienia teatralnego?

Paradoksalnie, choć spojrzawszy na demontrantów można było wątpić czy faktycznie widzieli przedstawienie – a jeśli nawet to czy coś z niego zrozumieli, w pewnym sensie mieli rację. Obecny István, a király nie tyle celebruje chwalebne momenty historii co opowiada o dramacie przyjęcia chrześcijaństwa. Wojna bratobójcza, wpływ cudzoziemców (Niemców – żona Istvána była Niemką), przemoc przy wprowadzaniu nowej wiary, zmuszanie do wyparcia się dawnej wolności to rzeczy, o których rzadko myślimy, a które też są częścią tej historii. Na Węgrzech jest to tyle ważniejsze, że Węgrzy, w przeciwieństwie do Polaków, dla których przyjęcie chrześcijaństwa zlewa się w jedno z powstaniem państwa, posiadają silną świadomość swojego przedchrześcijańskiego istnienia.

Samo przedstawienie oddziaływało przede wszystkim reżyserią i scenografią. Głosy wykonawców, którymi w większości byli aktorzy (nieliczni wokaliści rockowi miło się na ich tle odbijali) wydawali się nie dorastać do zadania.  Choć biorący udział w przedstawieniu nosili współczesne stroje, polityki tym razem nie było. Ukłonem wobec spektaklu sprzed trzydziestu lat było zaangażowanie dwóch biorących w nim udział wokalistów do pomniejszej roli w obecnym przedstawieniu, publiczność gest doceniła sprawiając im rzęsistą owację.

Scenę wypełniło rusztowanie o kształcie półotwartej korony węgierskiej, akcja odbywała się na trzech poziomach. Pod koniec, kiedy István już zwyciężył, korona się zamknęła a znajdujący się w środku lud rzucił się na kratę. Czas wyboru się skończył, wolność zniknęła. Hymn kończący spektakl śpiewany był cicho przez Istvána, orkiestra w trakcie przestaje grać. Nawet publiczność choć włączyła się do śpiewu robiła to cicho, bez zwykłego wówczas zapału. Bardziej niż manifestację dumy narodowej mieliśmy wspomnienie tragedii.

Fascynujące było widzieć jak ta rockopera pisana w warunkach socjalistycznej cenzury, trzydzieści lat później, w innej sytuacji może również tak działać. Nie wszystkim twórcom to się udaje.

Dla głębiej zainteresowanych najlepsza recenzja spektaklu jaką znalazłem tu [HU].