Radio Polonia Węgierska 91 / Węgierscy grekokatolicy

Węgrzy wyznania wschodniego? Są tacy i to od dawna. O tym zjawisku mówię w 91 odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (14:50).

Węgrzy chętnie operują pojęciem “Słowanie” by podkreślić różnicę między sobą a sąsiednimi krajami. Fakt bycia krajem słowiańskim zakłada istnienie jakiejś szczególnej więzi z innymi słowiańskimi państwami i narodami. Tak też jest w przypadku Polski i Ukrainy: ich szczególna relacja to w dużej mierze efekt przynależności do słowiańszczyzny. W przypadku Węgier takiej wspólnoty nie ma.

Otóż nie jest to do końca tak. Między Węgrami a Ukrainą istnieje więź, której nie ma między Polską a Ukrainą. Chodzi mi o kościół grekokatolicki.

Aczkolwiek organizacyjnie jest to stosunkowo młody kościół na Węgrzech – eparchia (rodzaj biskupstwa w kościołach wschodnich) powstała dopiero w 1912 a bezpośrednią podległość Rzymow kościół uzyskał nie dawniej jak w 2015 roku – to prawosławni, potem grekokatolicy, żyli na Węgrzech już od dawna.

Początkowo byli to Rusini i Rumunii, którzy zasiedlali północno-wschodnie Węgry (do dziś kościół ma tam najwięcej wyznawców), potem dołączyli do nich uciekający przez Turkami Serbowie a w okresie reformacji zaczęli się do niego przyłączać także Węgrzy. Było tak gdy pozostałe bez wygnanych przez protestantów księży parafie wolały przyłączać się do grekokatolików niż do nowych wspólnot protestanckich. Niewiele później w ramach kościoła rozpoczął się ruch na rzecz wprowadzenia języka węgierskiego do liturgii na miejsce staro-cerkiewno-słowiańskiego.

Tak więc kościół, mimo że formalnie nie należy do czwórcy tak zwanych kościołów historycznych, które mają uprzywilejowany status w państwie (katolicki, kalwiński, ewangelicki i żydowski) ma charakter węgierski. Obecnie liczba jego wyznawców mieści się, w zależności od źródła, w przedziale między 200 a 300 tysięcy ludzi. Nie jest to wiele ale też nie jest liczba, którą można pominąć.

Mimo więc tego, że sporo Węgrów podziela wyznanie z Ukraińcami, na Węgrzech brak jest świadomości tego. Nie słyszy się by ktoś nawoływał do solidarności z Ukrainą bo żyją tam „bracia we wierze”. Nikt nie przypomina tego faktu.

Nie jest to zaskakujące. W każdej sytuacji można się odwoływać do tego co łączy – lub do tego co dzieli. Zawsze i to i to się znajdzie.

Sobór Zaśnięcia Matki Bożej przy placu Petőfiego w Budapeszcie, źródło: wikipedia

Reklama

Radio Polonia Węgierska 42 / Jezus z Tarcalu

W najnowszym odcinku podcastu opowiadam o figurze Jezusa z Tarcalu i o cudzie, za który odpowiada (24:00).

1. Powitanie
2. Serwis informacyjny
3. Przegląd polskich tygodników
4. Jeż Węgierski w eterze
5. Pożegnanie

Niedługo szóste urodziny Jezusa. To znaczy Jezusa z Tarcalu, zbliża się mianowicie szósta rocznica postawienia jego figury w tej wsi.

Ma ona osiem i pół metra i wykonana jest z granitu. Składa się z pięciu kamiennych bloków ważących w sumie 50 ton. To największa figura Jezusa na Węgrzech. Choć Jezus ze Swiebodzina jest niemal cztery razy wyższy, to jednak jego węgierski odpowiednik to lity kamień a nie siatkobeton jak w Polsce.

Figurę ofiarował wsi lokalny przedsiębiorca branży kamieniarskiej Attila Petró. Warunkiem było postawienie jej w odpowiednim dla niej miejscu. Wybrano wzgórze górujące nad centrum wsi, stała tam poprzednio olbrzymia butelka reklamująca tokajskie wina.

I tu stał się cud. Do Jezusa zaczęło przyjeżdżać coraz więcej ludzi. Rozochocona tym zainteresowaniem wieś urządziła za unijne pieniądze na wzgórzu gustowny park a na początku drogi prowadzącej do figury zbudowała parking. Parking jest zawsze pełen, na wzgórze, do Błogosławiącego Jezusa, bo tak oficjalnie nazywa się figura, niemal bez przerwy ciągną ludzie. Odwiedzenie Jezusa stało się obowiązkowym a dla wielu głównym punktem wizyty w Tarcalu.

Cud nie miał do końca religijnego charakteru. Mimo, że figura nominalnie należy do sfery wiary, nie widziałem jeszcze nigdy by ktoś się przy niej modlił, wśród odwiedzających widać turystów raczej niż pielgrzymów. Nie ma grup z księdzem, śpiewów religijnych, procesji z chorągwiami i feretronami.

Sama figura jest poprawna, ale schematyczna. Lepiej wygląda z daleka niż z bliska. Wrażenie robi wielkością i wspaniałym położeniem. Jest widoczna z wielu miejsc, często odległych – nawet z pociągu przejeżdżającego przez wieś, i niemal z każdej strony prezentuje się inaczej, co czyni ją interesującą.

Zamiana butelki na Jezusa nie jest może wyrazem wewnętrznej przemiany tarcalan, zewnętrznie jednak wieś zdecydowanie się zmieniła.

Pogański kościół w Verőce

Dziesięć lat temu pisałem o kościele w Verőce, którego poświęcenia odmówili biskupi trzech wyznań chrześcijańskich [HU]: katolicki, kalwiński i ewangelicki. Niedawno przejeżdzaliśmy przez tę wieś więc zboczyliśmy z drogi by zobaczyć tę niecodzienną budowlę zaprojektowaną przez architektów Endre Szűcsa i Pétera Tótha.

Widok z przodu, niech nas nie zwiedzie IHS na frontonie.
Widok z tyłu
W środku

Kościół koniec końców został zresztą poświęcony choć nie przez biskupów ale przez miejscowego pastora kalwińskiego, kapłana unitariańskiego oraz emerytowanego polowego biskupa kalwińskiego.

Ością niezgody był witraż z mitycznym ptakiem turulem. Legenda głosi, że nawiedził on we śnie Emese, żonę węgierskiego władcy, według jednej wersji zapładniając ją a według drugiej komunikając ciężarnej już kobiecie, że z jej łona wypłynie potok, który rozleje się po obcej ziemi. Było to odniesienie do syna Álmosa, który miał wyprowadzić Węgrów z Lewedii, krainy, w której wówczas żyli zaczynając ich wędrówkę w kierunku kotliny Karpackiej. Jak podkreśla opis kościoła [HU], z rodu Emese – dynastii Arpadów – wyszło najwięcej świętych w Europie i na świecie.

Turul trzymający Emese

Innym kontrowersyjnym elementem jest postać na sklepieniu. Choć wygląda jak Maria jest to Boldogasszony lub też Babba Mária [HU] czyli też przechrześcijańska jeszcze, boska postać kobieca wywodząca się z sumerskiego kultu płodności. Do niej to miała trafić po śmierci Emese.

Patronka płodności na sklepieniu

We wspomnianym opisie kościoła fakt, że biskupi odmówili konsekracji świątyni cytowany jest z oburzeniem: Węgrzy nie byli poganami odrzucającymi boga! Wierzyli w jednego boga, nie byli poganami! To jest świątynia a nie, jak sugerują biskupi, tylko jakieś miejsce pamięci!

Upamiętniany jest tutaj Trianon. Kościół uroczyście otwarto 4 czerwca 2010 roku właśnie w rocznicę podpisania tego traktatu (tu raczej używa się słowa „dyktatu”). Tutaj Węgrzy dowolnego wyznania mogą się błagać Boga (Węgrów) o „zmartwychwstanie” kraju, ulubionego terminu używanego przez rewizjonistycznych nacjonalistów.

Sam kościół jest pięknie położony na wzgórzu z pięknym widokiem na szereg wyremontowanych starych chałup do wynajęcia przez turystów. Jest nieduży, to w zasadzie kaplica ale foremny. Formą nawiązuje do ziarna pszenicy. Przypominać ma też niektóre z kościołów epoki Arpadów.

Widok ze środka
A na dole taka oto chałupa. Sprawdzam co to: muzeum Alberta Wassa.
Przed muzeum stoi takie oto gustowne popiersie pisarza.

Świątynia przybliża nie tyle Boga co Węgrów. Warta jest odwiedzin.

Chrześcijańskie wartości w konstytucji

Sprawa nie jest już świeża ale nie przestaje mnie intrygować: parlament węgierski wpisał do konstytucji wartości chrześcijańskie. Stało się to w ramach siódmej poprawki do konstytucji uchwalonej 28 czerwca tego roku (poprawki, sama konstytucja została przyjęta 18 kwietnia 2011 roku, jak widać średnio co roku wymaga poprawiania). Tekst całości poprawki tutaj [HU].

Odnośny fragment brzmi tak:

Obrona konstytucyjnej tożsamości Węgier i ich chrześcijańskiej kultury jest obowiązkiem wszystkich organów państwowych (artykuł R, punkt 4)

Poprawek jest sporo, mnie zainteresowały jeszcze dwie. Ta pierwsza odnosi się do uchodźców:

Nie wolno osiedlać na Węgrzech obcych grup etnicznych. (artykuł XIV, punkty 1–3)

Ta druga natomiast do bezdomnych:

Zabrania się życia na terenie publicznym. (artykuł 6, punkt 3)

Rzecz jasna tekstu jest więcej. Co do uchodźców to kilka punktów mówi o pomocy dla nich, o sposobie rozpatrywania wniosków azylowych, itd., jeśli chodzi o bezdomnych natomiast to w poprawce jest i fragment głoszący, że państwo ma starać się zapewnić bezdomnym schronienie.

Obecna praktyka państwowa pomaga zrozumieć te punkty. Warto tu dodać, że w warunkach węgierskich nie ma obecnie żadnego rozdźwięku pomiędzy, dajmy na to, władzą ustawodawczą a wykonawczą, rządem a prezydentem czy też różnymi ośrodkami władzy, wszystkie grają na jedną melodię, praktykę i teorię można nawzajem przez siebie interpretować.

Co do opieki nad uchodźcami Fidesz zbudowawszy ogrodzenie na granicy stara się wpuszczać jak najmniej azylantów przez nieliczne otwarte dla nich (czasami) furtki, tych co wpuszczono natychmiast z automatu odrzuca bo przybyli z terytorium bezpiecznej dla nich, według Fideszu, Serbii, niedawno jeszcze tych odrzuconych, którzy składali odwołania natychmiast przestawano odżywiać argumentując, że nie są już uchodźcami. Antymigrancka propaganda od szeregu już lat wzmacnia postawy ksenofobiczne.

Co do bezdomnych to wiadomo, że miejsc w noclegowniach jest 3-4 za mało w stosunku do potrzeb a rząd, który otwarcia prowadzi politykę wspomagania zamożnych, nic nie robi by pomóc biednym w tym i żyjącym na ulicy. (Anegdota: niedawno szedłem ulicą z niemieckimi znajomymi, zobaczyliśmy policjantów stojących koło bezdomnego, Niemcy spytali: oni chcą mu pomóc czy go sekować? Naiwność ich pytania bardzo mnie rozbawiła).

Tak więc te trzy rzeczy – obrona wartości chrześcijańskich, „nie” wobec uchodźców czy też migrantów oraz zakaz bezdomności – wypowiadane są jednym tchem.

Zawsze wydawało mi się, że wartości chrześcijańskie opierają się na pomocy słabym aż tu okazuje się, że można takie rzeczy mówić jednocześnie. Dla mnie to fascynujące.

Okazało się, że nie tylko dla mnie. Biskup János Székely wyraził swoje zastrzeżenia [HU] wobec kryminalizacji bezdomności wyliczając co rząd powinien zrobić w celu zmniejszenia tego problemu. „Biedni są skarbem kościoła i społeczeństwa” napisał.

Z kolei biskup Miklós Beer zapytany w wywiadzie [HU] o bezdomnych powiedział, że wszyscy powinniśmy się do nich odnosić na sposób jezusowy. Odnośnie uchodźców nieco oględnie stwiedził, iż Bóg ze smutkiem patrzy jak wszyscy padamy ofiarą swoich uprzedzeń. „Nie da się kochać na rozkaz”, skomentował wpisanie wartości chrześcijańskich do konstytucji. „Nie odpowiada mi to sformułowanie”, dodał, „bez duchowości chrześcijaństwo nic nie znaczy”.

Takie krytyczne wobec Fideszu głosy wśród spolegliwych kościołów węgierskich to rzadkość. Niezwykłe są tym bardziej, że pojawiły się z powodu nominalnego podniesienia rangi chrześcijaństwa w ramach państwa przez Fidesz.

Pytanie wobec tego jak rozumie chrześcijaństwo Fidesz. Jedyna, dość smutna, interpretacja, jaka mi do głowy przychodzi to to, że jest to odniesienie do przedwojennej kategorii politycznej i gospodarczej, kiedy „chrześcijański” oznaczało po prostu „nie-żydowski”. Tym razem oznacza zapewne „nie-muzułmański” ale także „nie-liberalny” i tak dalej – można tu wpisać wszystko co się Orbánowi nie podoba.

Wówczas źle się wszystko skończyło, oby tym razem była to raczej farsa niż tragedia.

przedwojenny plakat wyborczy: Jesteś zdrajcą! Jeśli nie głosujesz na kandydatów partii chrześcijańskiej, źródło: Zsúrpubi!

pedofil i alkoholik najpopularniejszym księdzem na Węgrzech

Ponad milion lajków na facebooku w dziesięciomilionowym kraju, że już nie wspomnę o takich drobiazgach jak kultowe koszulki, książka, czy też wino i dwie budapeszteńskie knajpy nazwane od niego: pozwólcie przedstawić sobie węgierską gwiazdę kleru, księdza Tibiego (Tibi atya). Ten menelowaty duchowny, pedofil i alkoholik, w typowo księżowskich, przyciemnianych brylach cieszy się tu ogromną popularnością zwłaszcza wśród młodych ludzi. Zaniepokojonych uspokajam: Tibi atya istnieje tylko wyłącznie w postaci memu internetowego.

TibiAtya

Tibi atya powstał (na facebooku, jak wspomniałem, gdzie indziej nie istnieje) pod koniec 2012 roku. Jego poprzednikiem było blog Ex szakasz, działając w latach 2008-2012. Trzech młodych przedsiębiorców, którzy stoją za księdzem Tibim, czyli jak się nazywają w wywiadach, jego ministrantów, do dziś wolą pozostać anonimowymi.

Siłą persony Tibi atya jest oparty na alkoholiźmie dość dosadny humor z rzadka tylko okraszony iskierką inteligencji. Na stronie księdza na fejsie codziennie pojawia się parę alkoholowych sentencji często w postaci graficznej z nieodłączną postacią w okularach z kieliszkiem. Na przykład taka:

TibiAtyarachunki

Najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa? Nie musiałem płacić rachunków

TibiAtyadwarodzajeludzi

Są dwa rodzaje ludzi, ci, z którymi piłeś i ci, przez których pijesz.

Tak, takie mądrości zbierają po kilkanaście tysięcy lajków. Przeglądając facebooka spostrzegłem wśród lajkujących ładnych paru znajomych, których dotąd nie podejrzewałem o taki typ humoru.

Są też klimaty polskie, te mi się akurat podobają:

TibiAtyanevedlengyelul

Naucz się swojego nazwiska po polsku! 1. Wypij litr palinki 2. Spróbu się przedstawić

Albo takie:

TibiAtyamindekitudlengyelul

Wszyscy potrafią mówić po polsku. Tyle, że niektórzy trzeźwieją

TibiAtyapolski

Szanuję Polaków. Zbudowali cały język korzystając wszystkiego z ostatnich pięciu liter alfabetu.

I tak dalej. Czytałem o imprezie, na której grupa znajomych, gdzieżby indziej, w knajpie przez cały wieczór opowiadała sobie nawzajem ulubione dowcipy Tibi atya, balangę kończąc wspólnym „pochwalony!” Tak te żarciki funkcjonują w kulturze młodzieżowej a pewnie i nie tylko.

Twórcy Ministranci księdza Tibiego bronią się przed zarzutem rozpowszechniania alkoholizmu argumentem, że Tibi atya to krzywe zwierciadło podstawione pod twarz społeczeństwu. Na ile się zgodzimy z tym nasza rzecz, jednak głównym aspektem tibiatyawskiej przedsiębiorczości jest wino i knajpa.

Sikacz księdza Tibiego, źródło: Mandiner

No właśnie, knajpa a właściwie dwie knajpy. Pierwszą ministranci otwarli we współpracy z jakimś przedsiębiorcą na ulicy József Attila pod nazwą Fröccskocsma. Miejsce zrobiło się w mgnieniu oka szalenie popularne, tłum wylewał się aż na ulicę. Jednak współpraca szybko się popsuła, Tibi atya odżegnał się od knajpy w internecie a ministranci otworzyli nowe miejsce, tym razem na rogu körútu i ulicy Dohány. Tym razem knajpę nazwano Humbák művek (Zakłady Humbák).

Nazwa pochodzi od krainy, gdzie mieszka i pracuje Tibi atya. Pierwotnie jego historię osadzono w Máriakálnok, istniejącej miejscowości, ale na skutek protestów burmistrzyni, która sobie nie życzyła by miejscowość kojarzono z nieciekawą (jego zdaniem) osobą, księdza Tibiego przeniesiono do już fikcyjnego kraju Humbákföld.

JATibiAtyaulica

Fröccskocsma

JATibiAtyawejscie

Już od wejścia jest z nami Tibi atya

JATibiAtyachlebiwino

Jak to było, chleb i wino?

JATibiAtyawsrodku

W środku

JATibiAtyabar

Bar, malowidło przedstawia Humbákföld, uwagę zwraca rozlewnik fröccsa na barze z lewej

JATibiAtyagyrospizza

Tibi atya pomaga też wybrać coś do jedzenia

JATibiAtyakwiatek1

Są kwiatki księdza Tibiego jak ten: Alkoholizm to droga, którą nie da się iść ale ja ją wybetonowałem


Przestrzeń jest nasycona księdzem Tibi. Ten jego obraz oświetlony jest stale zmieniającym się światłem, naprawdę piękna rzecz (ten gif jest dziełem Chłopaka)

A to już druga _autentyczna_ tym razem knajpa Tibi atya: Humbák művek

DTibiAtyazulicy

Humbák művek widziane z ulicy

DTibiAtyaokno

Tiby atya z okna zachęca przechodniów do wizyty

DTibiAtyawsrodku2

W środku. Playébános to po węgiersku proboszcz

DTibiAtyawsrodku1

Uwaga! Fröccs tylko czeka na to by się wyswobodzić z butelki

DTibiAtyahosszulepes

Mały krok dla człowieka, długi krok dla mnie (długi krok to nazwa jednego z gatunków fröcsa, wyjaśniam niezorientowanym)

DTibiAtyastworzenie

Tibi atya w sztuce światowej. Swoją drogą pierwotnie twarzy naszemu bohaterowi, nieświadomie, użyczył amerykański franciszkanin Stephen Valenta skazany za przestępstwa na tle seksualnym. Później, ze względu na brak zgody na użycie jego wizerunku, Tibi atya uległ grafizacji i obecnie wygląda jak wygląda

DTibiAtyaHorthy

Ale tu jeszcze w dalszym ciągu przypomina Valentę

DTibiAtyalaudetur

„Pochwalony” to częsty motyw związany z ikonografią księdza Tibiego

Może jeszcze warto dodać, że popularność Tibi atya nie umknęła uwagi polityków. Ministranci dostali zaproszenia ze wszystkich stron politycznej palety do zaangażowania duchownego po stronie któregoś z politycznych obozów, według swoich deklaracji jednak ani nie skorzystali ani nie zamierzają skorzystać z tych zaproszeń.

Jest też wspomniana książka.

JATibiAtyaksiazka

Lufka na każdy dzień. Kwiatki z życia księdza Tibiego. Ta dość umiarkowanie śmieszna publikacja wpisuje się w tradycję parodiowania wieśniaków (głupi i pijacy) przez ludzi z miasta. Ujęły mnie tam tylko piętrowe bluzgi, dajmy na to takie

Tak ich kopnę w dupę, że zaraz dogonią Voyagera 2, który przelatuje właśnie przez obłok Oortu już za układem slonecznym!

Strażnik zabrał nam kupione na wyprzedaży trzyprocentowe piwa, którym upłynęła data ważności ale klnę się na boga, że raczej napiłbym się na Saharze chorego na cukrzycę moczu Karesza Drótosa niż tego gówna ale i tak je nam zabrali.

Dla mnie dużo mówi o Węgrzech, że można sobie takiego Tibi atya stworzyć i nikomu to nie zdaje się przeszkadzać. W Polsce takie rzeczy byłyby nie do pomyślenia!

Orbán: to bardzo chrześcijańskie nie pomagać uchodźcom

Piątego września w Kötcse Orbán wygłosił ideologiczne przemówienie dla intelektualnej elity Fideszu i zwolenników tej partii. Sądzę, że to było ważne wystąpienie (o innym takim przemówieniu pisałem wcześniej tu), istotny dokument epoki i dlatego warte jest uwagi.

Z pewną dozą mesjanistycznej megalomanii Orbán sięga poza Węgry i prezentuje swoją wizję dla Europy, w skrócie: koniec liberalizmu, powrót do korzeni chrześcijańskich. Liberalizm jest tu przedstawiony jako wciąż wpływowa ale żałosna, zbankrutowana ideologia, Orbán nadaje jej cechy, które znajduje wygodnymi.

Chrześcijaństwo przedstawione jest utylitarnie: odnosi się do jednostek, gdyby wymagania chrześcijańskie miały zaszkodzić gospodarce to należy je zignorować. Rzecz jasna mowa jest o pomocy uchodźcom, taki argument w dyskusji o zamknięciu sklepów w niedziele paść ze strony rządu w żaden sposób nie mógł. Co do bliźnich to obowiązki mamy wobec swoich najbliższych, potem swojej wsi/miasta, dalej wobec ojczyzny, dopiero potem można pomyśleć o innych (rzadko spotkać można jawniejsze uzasadnienie i usprawiedliwienie nepotyzmu i korupcji).

Uchodźców przyjmować nie trzeba z szeregu powodów. Po pierwsze to nie żadni uchodźcy bo ci siedzieliby dalej w Turcji ale gospodarczy migranci. Po drugie, to element islamizacji Europy a nie problem humanitarny, Po trzecie, Węgry nie chcą zmieniać swojego składu etnicznego.

W polityce zagranicznej Orbán prezentuje się jako zwolennik realizmu i egoizmu narodowego. Liberalizm (idealizm) jest hipokrytyczny, w końcu i tak liczą się tylko interesy.

W kontekście kryzysu uchodźców to przemówienie jest ewidentnie propozycją ideologicznego usprawiedliwienia dla ich nieprzyjmowania i dla ksenofobii, w dodatku opartych o argumenty nazwane chrześcijańskimi. Wizja ta odnosi się do Europy, widać, że Orbán próbuje wykorzystać obecny kryzys to szerzenia swoich poglądów.

Propaganda rządowa: „Ludzie zdecydowali: kraj należy obronić”

Całe przemówienie można przeczytać, po węgiersku, tu. Poniżej podaję wybrane fragmenty, całego przetłumaczyć nie dam rady.

Jeśli mogę pozwolić sobie na uwagę osobistą: nie jestem rzecz jasna jedyną osobą, która od czasu do czasu styka się z pytaniem lub stawia je sobie sama, jaki jest sens tego co się ze mną dzieje? Sądzę, że zdarza się to szczególnie często u ludzi, których często dotykają ataki, cierpienie, problemy, i którzy nie chcą przyjąć, że po prostu mają pecha, ale uważają, że wszystko ma wyższy sens, tylko go w danym momencie nie rozumiemy.

(…)

Jestem w sytuacji, w której często wydaje mi się, że znam odpowiedź na to pytanie a potem okazuje się, że byłem w błędzie. (szereg przykładów jak wcześniej rozumiał sens wydarzeń…) [Obecnie uważam], że prawdopodobnie to wszystko co się z nami działo w ciągu ostatnich paru lat miało miejsce, bo mamy, jak by to powiedzieli fundamentaliści, wojnę krzyżową, tacy jak ja bardziej umiarkowani problem mówią o “islamizacji Europy”, i ktoś musi nazwać to po imieniu, zatrzymać, ogłosić inny niż obecny kurs polityczny. Prawdopodobnie nie tylko Węgry ale i Europa oczekuje od nas, Węgrów, a osobiście od wybranych przywódców kraju, byśmy, skoro już w tylu rzeczach dopomógł nam dobry Bóg, byli łaskawi pokazać wszystkim co potrafimy.

Twierdzę, że to, czego doświadczamy to koniec pewnej epoki, pewnej ideologicznej epoki. Bez jakiejś chełpliwości, nazwijmy ją poprostu epoką liberalnego bla bla. Ta epoka kończy się, co zawiera w sobie wielkie ryzyko ale i daje nową szansę by ideologia, światopogląd, podejście narodowo-chrześcijańskie odzyskało dominującą pozycję nie tylko na Węgrzech ale w całej Europie

(…)

Sytuacja jest taka, że oni nie chcą statusu uchodźcy ale chcieliby być uchodźcami w Niemczech. To inna historia. Tak naprawdę nie szukają bezpieczeństwa w sytuacji zagrożenia życia ale chcą sobie zapewnić pewną jakość życia.

(…)

W mojej opinii zjawiska jakie opisałem to nic innego jak kryzys tożsamości. Na pierwszy rzut oka to zła wiadomość ale to pierwszy dobry kryzys tożsamości, który przeżywam. Wcześniej mówiliśmy już o kryzysie tożsamości: kryzysie tożsamości chrześcijaństwa, kryzysie tożsamości narodowej. Obecnie, szanowni Panie i Panowie, chodzi o kryzys tożsamości liberalnej. Cała ta sprawa uchodźców, cała ta wędrówka ludów, cały ten problem migracji ekonomicznej z odpowiedniej perspektywy to nic innego jak kryzys tożsamości liberalnej.

(…)

Jestem przekonany, że dalej w Europie nie da się żyć w dobrobycie i równocześnie uważać się, na sposób liberalny, za dobrego człowieka. Sformułuję to następująco: najbardziej niebezpieczna kombinacja znana z historii to sytuacja kiedy człowiek jest bogaty i słaby. Nie ma niczego bardziej niebezpiecznego. Tylko kwestią czasu jest kiedy ktoś zauważy twoją słabość i zabierze ci to, co masz.

(…)

Pomoc z własnej kieszeni może być nawet dobra dla gospodarki, ale jeśli oczekujemy jej od państwa, i chcemy państwowego podziału wtórnego dóbr, pragniemy użyć do niej dóbr z państwowej sfery produktywnej, z zasobów gospodarczych to nie może się to inaczej skończyć niż obniżeniem wydajności gospodarki.

Dlatego te wymaganie chrześcijańskie, które pojawiają się w obecnej sytuacji i z którymi się zgadzam, jeśli pojawiają się w odniesieniu do obywateli to są słuszne, jeśli w odniesieniu do państwa – już nie.

(…)

Na końcu zawsze okazuje się, że chodziło o pieniądze, ropę, surowce i wogóle o coś innego, i że tak naprawdę nie zrobili niczego dobrego, kiedy łaskawi byli zbomdardować Irak czy akurat Syrię, ale akurat to co najgorsze, co możliwe było tak, że w międzyczasie oczekiwali, że świat uzna ich z dobrych, za tych, co stoją po stronie dobra. To jest istota liberalnej polityki zagranicznej, wokół tego jest zorganizowana.

(…)

Tożsamość chrześcijańska moim zdaniem – choć są tu tacy, którzy teologicznie potrafią to dużo dokładniej sformułować – w sposób zupełnie jasny stawia przed nami priorytety. Przede wszystkim odpowiedzialni jesteśmy na nasze dzieci, potem za naszych rodziców. To jest ważniejsze od wszystkiego innego. Potem są ci, z którymi żyjemy razem w tej samej wsi lub mieście. Potem jest nasza ojczyzna, a dopiero potem są wszyscy inni.

(…)

Cóż wynika z tego wszystkiego, szanowni Panie i Panowie? Moim zdaniem cztery rzeczy.

Po pierwsze, trzeba powiedzieć, że kraj, który nie ma granicy nie jest krajem.

(…)

Drugi wniosek. Należy obronić – i nie chcę tu wypowiadać się w imieniu innych krajów, ale życzę, by większość Europy tak myślała jak my – skład etniczny i kulturalny Węgier.

(…)

Trzecia rzecz, w międzyczasie należy odnosić sukcesy gospodarcze, bo w obecnych czasach na darmo ma człowiek rację, na darmo moralnie jesteś najbliższy ideałowi, jeśli nie masz sukcesów gospodarczych, zadepczą cię.

(…)

W końcu czwarta rzecz, która moim zdaniem wynika z tego wszystkiego. Proszę nie zrozumieć źle tego co powiem: codzienny patriotyzm. Nie chodzi tu o podejście intelektuane ale o instynkt życia, codzienną rutynę. Jeśli wejdę do sklepu to kupuję towary węgierskie. Jeśli zatrudniam człowieka, przyjmę Węgra.

(…)

Tej bitwy nie damy rady uniknąć, jeśli nie pójdziemy tam gdzie się toczy to i tak się odbędzie. Musimy tam pójść i zwyciężyć, szanowni Panie i Panowie!

uchodźcy i chrześcijańska Europa

Kryzys uchodźców buzuje w mieście i w kraju a przy jego okazji w sposób fascynujący odbywa się debata na temat chrześcijańskiego charakteru Europy.

Swój kamyczek dorzucił dziś arcybiskup Ostrzyhomia Péter Erdő. Zapytany na konferencji prasowej o uchodźców – i czemu tak mało w ich sprawie robi kościół katolicki – odpowiedzialł, że kościół nie może ich przyjąć bo w obecnej sytuacji klasyfikowałoby to się jako współudział w przemycie ludzi.

Dodam, że na ile wiem kościół w sprawie migrantów nie wydał dotąd żadnego oświadczenia. A także, że pomocą uchodźcom zajmuje się bardzo aktywnie nieformalna grupa Migration Aid, która poprzez facebooka informuje co i gdzie jest potrzebne a także zorganizowała wczoraj i dziś demonstrację przeciwko proponowany przez Fidesz ustawom antymigranckim. Czyli można i pomagać uchodźcom i jasno się w ich obronie wypowiadać.

Péter Erdő to nie jest byle kto. W swoim czasie zaliczony był do dziesięciu najważniejszych ludzi chrześcijaństwa w 2006 roku. Nie jest to więc jakiś prowincjonalny proboszcz, którym nie należy się przejmować. Jego wypowiedź to głos – albo milczenie – kościola.

Warto przypomnieć, że o wartościach chrześcijańskich chętnie mówi rządzący Fidesz, wpisał je nawet do konstytucji („Uznajemy kluczową dla podtrzymania naszego narodu rolę chrześcijaństwa.”) Niedawno Orbán oświadczył, że muzułmańscy migranci zagrażają chrześcijańskiej Europie – Węgry jej właśnie bronią.

I tak rząd od dawna już szczuje na uchodźców. Nawiązano do tego w społecznej kampanii anty-antyimigranckiej. Na jednym z plakatów pojawił się tekst z Ewangelii wg. św, Mateusza “Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” Mt. 25.35

MT3

Jeszcze bardziej ksenofobiczny Jobbik określa się jako partia chrześcijańska, co akurat w ich wypadku oznacza nieżydowska ale nie słyszałem o protestach żadnych kościołów przeciwko nadużywaniu tego określenia.

O wartościach chrześcijańskich w odniesieniu do migrantów mówi się ostatnio szeroko. Niedawno nawiązał do nich Tusk. Ostro wypowiedział się też arcybiskup Wiednia Christoph Schönborn. Głos w obronie uchodźców od dawna zabiera papież Franciszek.

Widać więc jak ścierają się dwie pozycje. Jedna to: ratujmy uchodźców bo to nam nakazuje chrześcijaństwo – jak w powyższym cytacie. Druga: brońmy się przed uchodźcami bo zagrażają one chrześcijaństwu. I dzięki Węgrom ten spór jest coraz bardziej widoczny.

A sam nie wiem co to za chrześcijaństwo, które odwraca się od potrzebujących pomocy.

Jezus z Tarcalu (8.5m)

Ośmioipółmetrowa figura Jezusa z Tarcalu zwróciła na siebie uwagę wymiarami. Czegoś takiego (tak wielkiego) dotąd na Węgrzech nie było.

widok z przodu

widok z boku

Figurę sprezentował tej leżącej w tokajskim regionie wiosce lokalny przedsiębiorca branży kamieniarskiej Attila Petró. Nic o jego motywacji czy też pochodzeniu figury nie udało mi się znaleźć. Wieś prezent przyjęła i postawiła go na wzgórzu na zboczu góry Tokaj na miejscu gdzie poprzednio stała gigantyczna butelka reklamujące ten najbardziej znany produkt regionu (takich butelek jest zresztą w okolicy parę i nikt ich nie lubi). Figura dzięki swojemu położeniu jest dobrze widoczna z daleka.

widok z daleka

butelkaTarcal

kiedyś stała tu butelka, też dobrze widoczna z daleka

Jezus (autorstwa rzeźbiarza z sąsiedniego Szerencsu Sándora Szabó) szybko stał się lokalną atrakcją. Wielu odwiedza Tarcal po prostu by go zobaczyć i na drodze prowadzącej do figury ciągle można spotkać auta i ludzi. Samorząd właśnie kończy budować sieć asfaltowanych dróżek wokół niej.

Chociaż Jezus z Tarcalu wykonany jest z solidnego kamienia, czym przewyższa swojego siatkobetonowego świebodzinskiego odpowiednika to jednak wymiarami się do niego nie umywa bo Jezus świebodziński jest trzy razy większy. Ustawiłem je obok siebie, na zdjęciu razem wyglądalyby tak.

SwiebodzinTarcal

Coraz więcej Polaków odwiedza region tokajski, zwłaszcza w lecie, warto wiedzieć o takiej nowej atrakcji turystycznej. Nie jestem pewien na ile ta zamiana butelki na Jezusa odzwierciedla wewnętrzną przemianę tarcalan ale zewnętrznie wieś się na pewno zmieniła.

jestem w zakonie. nie jestem świrem

Tak można przetłumaczyć hasło kampanii promującej życie zakonne (tak, tak, mamy rok zakonów jakby co): rendben vagyok to gra słów oznaczająca zarówno jestem w zakonie jak i jestem w porządku czyli właśnie nie jestem świrem, 

W ramach kampanii na ulicach pojawiły się plakaty z dwiema zakonnicami oraz dwoma zakonnikami z nader zwyczajnymi przedmiotami w rękach: aparatem fotograficznym, rowerem, rakietką do kometki czy kaskiem motocyklowym. Chodzą po ziemi, patrzą w niebo (A földön járnak, az égre néznek) to kolejne hasło kampanii. 

brat Didák z aparatem foto jest w porzo

Bohaterowie tej kampanii to, nawet wliczając te plakaty, jedne z nielicznych postaci w habitach, które zobaczyć tu można na ulicach. Księża w sutannach, zakonnicy, zakonnice to rzadkość, a jak ich widzę to jakoś zawsze przychodzi mi do głowy, że to pewnie Polacy. Dzięki temu właśnie ta kampania jest zauważalna. Ciekaw jestem na ile odniesie sukces czyli spopularyzuje życie zakonne.

Na dachu Węgier i inne historyjki górskie z nizinnego kraju

1

Na Mont Blanc się wspina, na Rysy się wchodzi, na Kékes się wjeżdza samochodem. Ta najwyższa góra Węgier (1014 mnpm) leży w niskich, malowniczych górach Mátra. Sam szczyt podwyższony jest wieżą przekaźnika telewizyjnego, na którą z kolei można wjechać sobie windą.

Kékes

Szczyt Węgier

Kékes

Wieża na szczycie

Kékes

Wieża widziana z wieży

Na górze mieści się bar z kolekcją miniaturowych buteleczek z różnymi alkoholami. Znalazłem wśród nich buteleczki polskie.

Kékes

Buteleczki (fragment)

W zimie na Kékes można jeździć na nartach, działa tutaj wyciąg.

Niesamowity na Kékesu jest pomnik motocyklistów, którzy zginęli na drogach. Ma postać kamienia z tabliczką, ludzie dodają wstęgi, znicze, pamiątki po konkretnych motocyklistach, np. hełm.

Kékes

Pomnik

Kékes

i tablica pamiątkowa

Pomnik powstał on z inicjatywy fundacji MOTAMOT oraz Zjednoczenia Motocyklistów z Hatvan w 2008 roku. Każdego lata w ostatnią sobotę sierpnia odbywa się tam zjazd motocyklistów ku pamięci ich nieżyjących już kolegów.

2

Dobogókő oznaczać może zarówno kamienne podium jak i bijący kamień. Na to położone pomiędzy Budapesztem a Esztergomem w górach Pilis wzniesienie o wysokości 700 metrów również można wjechać samochodem. Ruch jest spory bo poza tym, że to popularny ośrodek turystyki pieszej oraz położona najbliżej Budapesztu trasa narciarska mieścić się tu ma również jedna z czakr ziemi. Tak, tutaj – według niektórych – bije właśnie serce naszej planet (bijący kamień). Przebywając tu można się ładować energią (ezoterycy własnymi słowami wyjaśniając to – po węgiersku – tu, na YT jest też o tym filmik) oraz doznać uzdrowienia. Według obiegowych opinii naszą węgierską czakrę miał chwalić sam Dalaj Lama, ale niektóre autorytatywne źródło temu zaprzeczają tak więc pewności tutaj nie ma (zainteresowanych głębiej tematem odsyłam do węgierskiej wikipedii).

Z tego powodu góry Pilis mają być świętymi górami. Kto panuje nad tymi górami posiada władzę i moc, stąd też zakusy różnych mniej lub bardziej tajnych sił by podporządkować sobie Węgry. Węgry jako centrum świata, o które zmagają się ciemne moce to kwintescencja megalomanii węgierskiej (ironicznie się uśmiechających odsyłam natychmiast do czakry na Wawelu, wynocha tam się ładować jak nie potraficie docenić mocy Dobogókő).

Przyjechaliśmy tutaj z Chłopakiem obejrzeć sobie to miejsce a także przejść się do pobliskiej dramatycznie malowniczej trasy przez Rám Szakadék, ale o tym zaraz.

Już sam dojazd do Dobogókő powala. Szosa wiła się przez las wznosząc się do góry. Sama miejscowość powitała nas tłumem samochodów – główna ulica zablokowana była kolejką aut do parkingu – oraz dymem spod kociołków stojących przed leżącymi przy drodze restauracjami i schroniskami turystycznymi.

Zatrzymaliśmy się przezd schroniskiem barona Loránda Eötvösa, które jest jednym z najstarszych takich obiektów na Węgrzech. Dymiło tam apetycznie chyba z osiem kociołków a nich zupa rybacka, fasolowa i różne gulasze.

DBK_schronisko

Same schronisko

DBK_kociolki

i kociołki przed nim

Stamtąd ruszał szereg szlaków turystycznych, wybraliśmy na początek szlak Thirringa lub Turula. Nazwę bierze ze kształtu trasy na mapie: przypomina ona właśnie owego mitycznego ptaka.

DBK_szlak_turul

Widać turula? Jest nad Dobogókő

W internecie przedtem znalazłem opis szlaku podany przez miejscową fundację, która organizuje wspólne przejścia. Tamtędy mieli przechadzać się królowie przed koronacją by dostać energii pomagającaj im potem w rządzeniu ludem.

„Wejście do Świętego Lasu następuje w PEŁNEJ CISZY Z UWAGĄ ZWRÓCONĄ DO WEWNĄTRZ. Z jednej strony robimy tak z szacunku dla naszych przodków, z drugiej by skupić się na „głosie serca”. (…) Teraz jesteśmy w nadzwyczajnej sytuacji. Dzięki przodkom idąc tą drogą doznajemy wprowadzenia w siłę światła i miłości” podaje opis trasy na stronie.

Niektórzy zdają się to brać dosłownie. Idąc z Chłopakiem napotkaliśmy rodzinę, ojciec miał znaczek nacjonalistycznej partii A Haza Nem Eladó (Ojczyzna Nie Jest Na Sprzedaż), która promuje wszystko co węgierskie, wyglądali, jakby się ładowali energią.

DBK_krolestwa

Rozochocony turysta napisał „Z bogiem za ojczyznę, niech żyje królestwo węgierskie” Rákoczi

Już samo wejście na szlak zrobiło na nas wrażenie. Drewniana brama a na niej napis Taltos Iskola czyli nie mniej nie więcej jak Szkoła Szamanów. W tej sytuacji inne teksty rowaszem specjalnie już nas nie poruszyły.

DBK_szkola_szamanow

Szkoła szamanów, w dwóch alfabetach rzecz jasna

DBK_lawka

Miłość Naszych Matki Boga i Ojca żyje w nas, z boku znów napisz „Szkoła szamanów” – co na to teologia chrześcijańska?

Niedaleko potrójny krzyż z napisem – jednym tchem: „Trasa Turula szamanów, Trasa Wniębowzięcia Najświętszej Maryi Panny”.

DBK_krzyz

Wkrótce pierwsze odkrycie: kamień z tekstem rowaszem oraz herbem Árpádów a na drzewku obok sporo wstążek, w tym i trikolor węgierski. Wygląda to jak zwyczaj buddyjski.

DBK_kamien

Sama trasa urocza. Długość 2,5 kilometra, czyli przyjemny godzinny spacer. Leśne widoki cudowne, co raz jakaś skała, stosunkowo sporo tablic upamiętniających ważne postacie węgierskiego ruchu turystycznego. Tu i ówdzie oszałamiająca panorama z Dunajem w tle.

DBK_sciezka1

Jest ładnie

DBK_widok_w_lesie

pięknie

DBK_skala

górsko (na skale swoją drogą widać tablicę dla uczczenia jednego z pionierów turystyki węgierskiej)

DBK_widok_Dunaj

dech zapierająco – widać nawet Dunaj

Na końcu trasy trafiamy na mały ośrodek kultu maryjnego. To Matka Boska głuchych dowiem się później. Po prawej stronie parę obrazków niby to maryjnych ale jakoś chyba bardziej buddyjskich. W powietrzu zapach indyjskich kadzidełek. A wszystko w pełnej harmonii.

DBK_kult2

Normalna kapliczka

DBK_.kult1

tylko te niepokojące detale

Tu w Dobogókő można doświadczyć nie tyle nadprzyrodzonej mocy ale jak silne jest na Węgrzech myślenie przedchrześcijańskie – pogańskie. Synkretyzm religijny jest dość zdumiewający. Cały ten pogański sztafaż zlewa się gładko z retoryką narodową i to może dlatego nie słyszy się specjalnie krytycznych głosów nacjonalistycznych z reguły kościołów chrześcijańskich pod adresem tych różnych Turuli i szamanów. Gdzież tu im do polskiej wrażliwości na zgubny wpływ Harry Pottera! Jedynym przypadkiem krytyki prawęgierskiego pogaństwa, o którym wiem dotyczył świątyni w Veröce, której poświęcenia odmówili biskupi z powodu witrażu z Turulem.

W porównaniu z Polską to węgierskie pogaństwo uderza. Tutaj więcej się wie o historii przedchrześcijańskiej i węgierska tożsamość nie jest tak silnie oparta o chrześcijaństwo jak w przypadku Polski gdzie ani nie ma informacji o czasach przedchrześcijańskich ani ich świadomości, ani tym bardziej poczucia głębszych niż chrześcijańskie korzeni.

Przechadzkę zakończyliśmy obiadem z kociołka przed schroniskiem. Było pysznie. Przy okazji podziwiałem czyjąś smykałkę do biznesu: sala restauracyjna w schronisku jest nieduża a tu zamiast normalnych w takich sytuacji godzinnych kolejek do stolika i frustracji na ławkach pod gołym niebiem jadła sobie spokojnie masa ludzi. Zapłaciwszy w kasie za wybrane jedzenie odbierało się je, w zasadzie bez czekania, od jednej z trzech zaganianych osób obsługujących kociołki – i wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni.

3

Z Dobogókő ruszyliśmy do Rám Szakadék (dosłownie przepaść Rám). Trasa przez Rám Szakadék prowadzi wąwozem wymytym przez strumień. Jest malownicza – ogromnie popularna, może dlatego, że w okolicach Budapesztu trudno o inną równie intensywny i piękny szlak górski.

DBK_ram1

Na początku jest tak

DBK_ram2

a później i tak

Jest też niebezpieczna o czym ostrzegają gęsto rozstawione tablice. Wskazane jest wchodzenie w górę strumienia a nie w dół, nie wolno zbaczać ze szlaku. Nie jest to puste gadanie: w listopadzie zeszłego roku zginął tu strażak ratujący turystę, który, zszełdszy z trasy, spadł i skręcił sobie nogę.

DBK_ram_pomnik_strazaka

pomnik strażaka, który tu zginął

Sama trasa nie jest długa, przejście nią zajmuje 30-40 minut. W wąwozie są metalowe poręcze, niekiedy trzeba wspinać się po drabinach obok niedużych wodospadów.

DBK_ram3

Najlepsze momenty

Kto lubi chodzić po górach musi tutaj trafić.