Nowa Huta a Węgry

Zwiedzałem niedawno Nową Hutę. Na alei Róż jest wystawa pod gołym niebiem, prezentuje historię miasta. Na jednej z tablic znalazłem taką perełkę.

Jest to plakat, który powstał w okresie walki o krzyż: w kwietniu 1960 roku milicja próbowała usunąć krzyż znaczący miejsce pod przyszły kościół jako że w tym miejscu miała powstać szkoła, co skończyło się zamieszkami. Koniec końców władze dopięły swego, szkołę zbudowano zgodnie z planem, ale kościół w tym „modelowym mieście socjalistycznym” też powstał tyle, że nieco dalej. A plakat pokazuje jaka była  wówczas pamięć węgierskiego powstania 1956 roku – oraz jaka bywała wówczas znajomość ortografii.

Reklama

Kogo dziś nienawidzić?

Na to proste a ważne pytanie regularnie daje nam odpowiedź propaganda rządowa. Niedawno jej bohaterami, obok weterana Sorosa (zobacz tu, tu i tu), stali się Judith Sargentini oraz Guy Verhofstadt. Pojawił się mianowicie plakat z ich podobiznami, wygląda on tak:

Źródło: bezpłatny brukowiec Lokál. Warto zwrócić uwagę znajdującą się obok na fotografię Macrona ściskającego się z półnagim (!) czarnym (!) mężczyną (!) – fuj!

Tekst na plakacie, zatytułowany Informacja rządowa, brzmi następująco:

Większość promigracyjna w Parlamencie Europejskim chce nas uciszyć ponieważ bronimy naszą ojczyznę i Europę ogrodzeniem granicznym. Teraz chcą zabrać nam prawo do obrony swoich granic.

Kim są nowi bohaterowie „Informacji rządowej”? Oboje są posłami do Parlamentu Europejskiego. Guy Verhofstadt to belgijski polityk, były premier i federalista. Znany jest jako ostry krytyk Orbána. Judith Sargentini to z kolei posłanka zielonych z Holandii. Jest autorką raportu na temat sytuacji na Węgrzech, na podstawie którego Parlament przegłosował wszczęcie wobec Węgier procedury na podstawie artykułu siódmego traktatu o UE. Dla ciekawych raport do przeczytania tu [EN].

Te plakaty nienawiści są znakiem rozpoznawczym Fideszu (mógłbym napisać „obecnego rządu” czy też „Orbána”, to wszystko jedno). Sądzę, że przejdą do historii.

Nowy film Jelesa Nemesa

László Jeles Nemes, reżyser oskarowego Syna Szawła (Saul fia), zrobił nowy film, na który się oczywiście z wielkim zainteresowaniem wybrałem. Kino jednak opuszczałem z mieszanymi uczuciami.

Napszállta czyli Zachód dzieje się w przedpierwszowojennym Budapeszcie. Przybywa tam młoda Írisz Leitner, córka kapeluszników, którzy kiedyś mieli elegancki salon w mieście ale zginęli gdy była małym dzieckiem. Bohaterka próbuje dostać pracę w dawnym salonie rodziców a przy okazji szuka informacji o rodzinie.

Z tym nie idzie jej dobrze. Tu i ówdzie zdobywa jakiś skrawek informacji ale generalnie wciąż natyka na mur milczenia. Z półsłówek i niedomówień nabieramy jednak przekonania, że w losach jej rodziny jest wiele ciemnych tajemnic. W (nieliczne dostępne) szczegóły nie wchodzę, będzie bez spoilerów.

W sumie Budapeszt belle epoque okazuje się skrywać pod warstewką blichtru masę potworności okazując się być miejscem moralnego upadku. Tytułowy zachód to chyba raczej schyłek, a końcowa scena w zalanych deszczem okopach pierwszej wojny światowej sugeruje, że świat, który widzimy już pędzi w stronę przepaści.

Skąd jednak ta frustracja po filmie? Jego oglądanie jest męczące bo cały czas mamy przed sobą zagadki bez rozwiązania i pytanie bez odpowiedzi. Wysiłki Írisz by dowiedzieć się czegoś o przeszłości jej rodziny wiele nie przynoszą i seans opuszczałem nie bardzo wiedząc o co w filmie chodziło. To jak go powyżej streściłem to efekt przeczytania szeregu recenzji, które swoją drogą również piszą o tym poczuciu bezradności wobec filmu, oraz dłuższego przemyśliwania nad tym co widziałem.

Ciekawostką, na którą warto zwrócić uwagę jest to, że występują w nim polscy aktorzy. Są to Julia Jakubowska, która już od kilku lat mieszka – i gra – w Budapeszcie (zna węgierski) oraz Marcin Czapnik, który wystąpił już w Synu Szawła.

z językami na Węgrzech jest cieńko

Troszkę statystyki: ponad połowa Węgrów nie zna żadnego języka obcego. W dodatku sytuacja wygląda kiepsko jeśli spojrzeć na relatywną pozycję Węgier względem innych krajów europejskich czy unijnych. W UE gorzej jest tylko w Rumunii i  Wielkiej Brytanii choć w tej ostatniej mówi się językiem dość popularnym za granicą.

Na powyższym obrazki (źródło: Quibit) czerwony to kołor reprezentujący osoby znające tylko jeden język, zielony znające jeden język obcy, żółty dwa, niebieski więcej niż dwa. Dla porównania zaznaczyłem też ramką Polskę.

Sytuacja wśród młodzieży jest podobna. Na Węgrzech najmniej w całej Unii jest uczniów uczących się dwóch języków obcych (6.2%).  W Polsce, znów dla porównania, jest ich 93.9%.

W sumie językowo Węgrzy są dość wyizolowani zwłaszcza, że węgierski nie jest podobny do żadnego innego języka  tak jak, dajmy na to, polski jest podobny do czeskiego czy francuski do włoskiego.

Ta izolacja ma swoje konsekwencje kulturowe i polityczne: łatwiej jest manipulować społeczeństwo, które nie znając innych języków zdane jest wyłącznie na krajowe media w większości podające rządową propagandę.

PS Niemal dziesięć lat temu też pisałem o językowych statystykach, choć były to badania pewnie o innej metodologii i dlatego pewnie nienadające się do porównań to jednak wyłaniał się z nich ten sam trend: Węgrzy językowo siedzą w Europie przy oddzielnym stole.