Nie ulegam jakoś nieustannym zachętom mojego banku, żebym nie był frajerem i im (za drobną opłatą) zlecił płacenie rachunków i sam chodzę na pocztę. Zawsze tą samę, na Bajcsy-Zsilinszky koło skrzyżowania z Andrássy. Poczta bardzo mi odpowiada bo idąc do pracy mogę przez nią przejść wchodząc jednym wejściem a wychodząc drugim, wypada mi, dosłownie, po drodze.
Przed pocztą, czy to lato czy to zima, siedzi albo stoi bezdomny. Niestary ale już zniszczony przez życie, raczej smutny. Ponieważ na pocztę chodzę w miarę często a on jest tam zawsze znamy się z widzenia i bez dzień dobry nie może się obyć. Czasem mu coś daję, wdzięczny jest.
Łączy się z tym mały rytuał. Bezdomny ma przy sobie gazetę, którą "sprzedaje" przechodniom. W rzeczywistości nikt jej nie bierze a ona sama pełni rolę komunikatu, że bezdomny przyjmuje datki.
Pomysł wziął się, o ile się orientuję, od gazet dla bezdomnych wydawanych na zachodzie. W Anglii widziałem The Big Issue jeszcze w na początku lat dziewięćdziesiątych. W Budapeszcie, gdzie zupełnie nie brakuje bezdomnych, pojawił się Fedél nélkül (Bez dachu nad głową) oraz Flaszter (Bruk).
Pisma reprezentowały konkurencyjne podejścia do kwesti prasy bezdomnych: Fedél nélkül, wydawany przez fundację Menhely (Schronisko), pisany był przez samych bezdomnych i przypominał z wyglądu bibułę natomiast Flaszter miał w miarę atrakcyjną szatę graficzną i był pisany przez dziennikarzy. W obu wypadkach cel wydawania gazety był taki sam. Chodziło o stworzenie nadanie bezdomnym odrobiny godności oraz ułatwienie im zdobywania środków na przeżycie. Dystybutorzy byli szkoleni i choć nie zawsze udawało się osiągnąć, żeby byli trzeźwi to muszę powiedzieć, że są niezmiennie uprzedzająco uprzejmi.
Z czasem Flaszter znikł a Fedél nélkül wpadł chyba w kryzys wewnętrzny przejawiający przez pojawienie się Új Fedél nélkül, czyli, z całą powagą, gazety pod tytułem Nowy Bez dachu nad głową. Obecnie jednak widuję wyłącznie Fedél nélkül. Ukazuje się już on, bagatela, trzynaście lat.
Gazeta jest nie do czytania dla zwykłego człowieka (zaliczam się do nich). W środku twórczość bezdomnych, krótkie teksty, wiersze, rysunki; niezmiennie kiepskie, często pełne resentymentów. Pojęcia nie mam na ile gazeta pomaga bezdomnym czy to podtrzymując ich godność czy to ułatwiając żebranie. W rękach bezdomnych przypomina o jednym z najsmutniejszych problemów miasta – i o ludziach, którzy próbują coś z tym zrobić.