Balans systemu Horthyego

Książkę pod takim – w tłumaczeniu (w oryginale Krisztián Ungváry: A Horthy rendszer mérlege. Diszkrimáció, szociálpolitika és antiszemitimus Magyarországon, tłumaczenie podtytułu to Dyskryminacja, polityka społeczna i antysemityzm na Węgrzech) – tytułem właśnie skończyłem czytać. Lektura tej opasłej, ponadsześćsetstronicowej pracy świetnie się wpisała w żywy spór dotyczący pomnika okupacji niemieckiej. Streszczam więc co ciekawsze rzeczy, które się z niej dowiedziałem.

Horthy_merleg

Węgierski przedwojenny antysemityzm miał korzenie gospodarcze. Węgierscy żydzi byli dobrze zasymilowani ale majętni, w trakcie dziewiętnastego wieku pobudowali fortuny i zajęli prominentną pozycję w szeregu dochodowych zawodów takich jak lekarze, prawnicy, naukowcy. Ich bogactwo i pozycja były nieproporcjonalne do ich liczebności. To kłuło w oczy. Stąd też czerpał węgierski antykapitalizm, który głosił, że kapitalizm to rzecz żydowska, która tylko żydom służy.

Antysemityzm węgierski operował hasłem “zmiany warty” (węg. Őrségváltás), zdominowało ono politykę węgierską okresu międzywojennego. Ważny nurt tej zmiany warty tworzyły koncepcje polityki społecznej finansowanej z majątków żydowskich. Te trzeba było najpierw przejąć (odsyłam tu wcześniejszego postu na temat podobnej książki Grabież trupów).

Ówczesne społeczeństwo węgierskie, które Ungváry określa jako neobarokowe, cierpiało z powodu wielu napięć społecznych. Oprócz wielkich dysproporcji majątkowych – obok bajecznie bogatej arystokracji żyjącej na wielkich majątkach ziemskich wegetowały miliony nędzarzy (jedna z napisanych wówczas monografii o tematyce społecznej nosiła tytuł Trzy miliony żebraków) – istniał też problem uchodźców z terenów utraconych przez Węgry po pierwszej wojnie światowej, dla których często brakowało pracy. Majątków “chrześcijańskich” jak to mówiono nikt ruszać nie chciał, żydzi to była inna sprawa.

Antysemityzm był powszechny, funkcjonował on w polityce jako “lingua franca”. Kolejne ustawy antyżydowskie uchwalano bez problemów, rządy wydawały jeden za drugim antysemickie rozporządzenia, a do tego różne organizacje społeczne co raz domagały się kolejnych zaostrzeń. Ungváry podkreśla, że nie było tu mowy o nacisku niemieckim. Po pierwsze, węgierskie ustawodastwo było surowsze niż odpowiednik niemiecki. Po drugie, uchwalano je pod nieustannym oddolnym naciskiem. Po trzecie, przy jego stosowaniu władze zwykle stosowały możliwie najsurowszą interpretację przepisów.

Istotą tego ustawodastwa było utrudnienie bądź uniemożliwienie żydom prowadzenie działalności gospodarczej czy udziału w życiu publicznym i społecznym, przymusowa nacjonalizacja, numerus clausus w szeregu dziedzin, itp.

Bardzo nieliczne głosu oponentów dalekowzrocznie przewidywało, że jeśli dopuści się coś w stosunku do żydów nic nie powstrzyma zastosowania podobnych rozwiązań w stosunku do innych grup społecznych. I tak się to zresztą stało: powojenne represje wobec klas wyższych były przedtem przećwiczone na żydach.

Co ciekawe, ucierpiały nie tylko klasy wyższe. Powojenne wysiedlenia Niemców były dyskutowane dużo wcześniej razem z pomysłami wysiedlenia żydów (tak, tak, na Madagaskar), kiedy jeszcze system Horthyego stał mocno na nogach. Wielu antysemitów uważało Niemców, którzy również mieszkali na Węgrzech od setek lat, jako niebezpieczny dla Węgrów żywioł. Domagano się represji wobec nich, dyskutowano plany wysiedlenia podobne jak te, które snuto w odniesieniu do żydów.

Na tak przygotowany grunt trafił Eichmann ze swoim zespołem, który liczył mniej niż stu ludzi wliczając w to personel pomocniczy. I mimo tego wywózka 400 tysięcy żydów była najszybszą operacją tego typu w Europie. Gorliwość węgierskiej administracji, która zajmowała się realizacją Holocaustu poraziła Eichmanna, który ujrzał w niej dzikość z Azji rodem. Liczba pociągów do Oświęcimia wywoływała protesty Niemców, którzy nie byli w stanie “przerobić” tak wielkiej ilości ludzi.

Sprawność operacji umożliwiały wcześniejsze ustawodastwo antyżydowskie: żydzi i ich majątki byli spisani a aparat państwowy miał przećwiczone wprowadzanie kolejnych represji.

Ungváry podaje informację, że ze strony węgierskiej w organizację wywózek zaangażowanych było 200 tysięcy ludzi: urzędników państwowych, żandarmów, policjantów, nauczycieli, którzy spisywali przejmowane majątki, położnych, które dokonywały rewizji osobistych żydówek w poszukiwaniu ukrytych kosztowności, itd.

Ciekawe jest pytanie na ile za to wszystko odpowiadał Horthy. Ungváry uważa, że regent, który sam określał się jako antysemitę, prowadził w dużej mierze chwiejną politykę w tej dziedzinie. Węgierski nacjonalista czystej wody, nie przeciwstawiał się kolejnym represjom, choć czasem je przyhamowywał. Los żydów nie obchodził go na tyle, że nie interesował się losem wywożonych do Oświęcimia. Nie można jednak twierdzić, że nie wiedział co się dzieje, udokumentowane jest, że docierały do niego informacje o Holocauście. Potrafił jednak wypalić kiedyś Szálasiemu, że za sytuację dominacji żydów w gospodarce odpowiadają Węgrzy, którzy wszyscy chcieli być panami a nie zajmować się pieniędzmi.

Książkę mimo rozmiarów a miejscami technicznego charakteru (na ile mogą być interesujące szczegóły dotyczące państwowych kredytów dla spółdzielni Hangya?) czyta się z wielkim zainteresowaniem. Przeszkadzała mi tylko trochę jej jednostronna perspektywa: cała kwestia politycznego antysemityzmu przedstawiona jest z punktu widzenia Węgrów. Brak jest perspektywy żydowskiej, za wyjątkiem kilku cytatów żydowskiego przedsiębiorcy Chorina nic nie wiadomo o reakcjach czy inicjatywach żydowskich. Jak wyglądał opór przeciwko kolejnym represjom? Jak wyglądał udział żydów w życiu politycznym? W jaki sposób brali udział w dyskusjach publicznych? Dla pełności obrazu dobrze byłoby to wszystko również opisać. Może stanie się tak w kolejnym wydaniu – lub w kolejnej książce.

Reklama

Pomnik okupacji niemieckiej, postawiony cichcem, stoi

Pamiętam kiedy odsłaniano pomnik Czerwca 56 roku w moim rodzinnym Poznaniu. Stawiał go społeczny komitet budowy, zbierano na to pieniądze, odbył się konkurs i wystawa prac. Kiedy główny element pomnika przewożono z Cegielskiego, gdy go wykonano, lawetę odprowadzał tłum ludzi. Samo odsłonięcie zgromadziło tłumy, nie tylko z Poznania ale i z innych części Polski a nawet zagranicy. Społeczna służba utrzymywała porządek. Były delegacje z innych miast, w których miały miejsce podobne bunty. Wielkie poczucie oddania sprawiedliwości ofiarom.Pod pomnikiem często widać było potem kwiaty, w stanie wojennym tam koncentrowały się opozycyjne demonstracje. Po upadku socjalizmu do widniejących na nim dat dodano 1981.

To wszystko przyszło mi do głowy kiedy w niedzielę wybrałem się zobaczyć świeżo ustawiony pomnik okupacji niemieckiej. Bo tu rzeczy układają się inaczej.

O kontrowersjach dotyczących decyzji o jego postawieniu pisałem już przedtem. Teraz miałem okazję oglądać jego realizację.

Pomnik przywieziono cichcem w nocy w bardzo silnej asyście policji. Plac jest zresztą do teraz silnie obstawiony, policjanci mają przypięte przy pasach hełmy z przyłbicami. Koło pobliskich budynków stoją dyskretnie kilkunastoosobowe oddziały, w każdym z nich jest policjant z kamerą wideo. Sam pomnik otoczony jest płotem, przed nim nadal stoi “żywy pomnik” rozbudowywany przez ludzi wcześniej.

Recenzje nowego pomnika, na które natrafiłem w internecie są krytyczne. Podkreślają jego wizualną niespójność z homoerotycznym aniołem zestawionym z komiksowem orłem (lub wroną). Spotkałem [HU] analogię ze strasznym budynkiem teatru narodowego, dzieła poprzedniego rządu Orbána, z estetyką są tu pewne problemy.

Wokół pomnika wciąż stoi trochę ludzi, wyczuwalnie negatywnie do niego nastawionych. Na pomniku widać ślady jajek, którymi go obrzucono, leżą wokół niego małe samoliciki z pomarańczowego papieru, koloru Fideszu. Nie wiadomo co będzie jak policja zmniejszy swoją obecność.

Myślałem, że o pomniku napiszę tu na blogu jak go odsłonią. Ciekawie byłoby się przyjrzeć temu kto na odsłonięcie przyszedł a kto nie. Tymczasem dziś ze zdumieniem wyczytałem [HU], że rząd może tego pomnika nigdy oficjalnie nie odsłonić. Postawiony został i już. Oficjalnie rząd chce uszanować społeczną dyskusję, którą pomnik wywołał, faktycznie zapewne chce uniknąć kompromitacji, jakiej by się nie dało uniknąć przy takiej uroczystości.

Inna zdumiewająca sprawa to hebrajski napis na pomniku. Jeden z budapeszteńskich rabinów zauważył [HU], że mimo iż tekst jest krótki i tak udało się w nim zrobić błąd. Do tłumaczenia słowa “ofiara” użyto terminu odnoszącego się do ofiar zwierzęcych zamiat zwyczajowego słowa używano w odniesieniu do ofiar Holocaustu. Albo google translate albo gigantyczna niedbałość, w każdym wypadku widać, że w pracach nad pomnikiem nie brał udziału nikt, kto by przyzwoicie znał hebrajski.

Płotki policyjne na prowadzącej na plac Szabadság, gdzie stoi pomnik, ulicy Október 6.

pomnik okupacji niemieckiej w Budapeszcie

pomnik, widok z fontanną

pomnik okupacji niemieckiej w Budapeszcie

pomnik, widok z policją, napis na transparencie głosi „Fałszowanie historii to zatruwanie duchowej studni”

pomnik okupacji niemieckiej w Budapeszcie

Gabriel i glapa

pomnik okupacji niemieckiej w Budapeszcie

ślady ataków jajeczno-papierowych

pomnik okupacji niemieckiej w Budapeszcie

najlepsza perspektywa na orła, nieco się poślizgnął

Rząd wspomaga rozwój opozycyjnych mediów

Myśleliście, że Fidesz jest zagrożeniem dla wolnych mediów a pole działania mediów opozycyjnych się kurczy? Jeśli tak jesteście ofiarą prania mózgu przez wielokrotnie już zdemaskowanych wrogów Narodu Węgierskiego. Udowodnię wam, że jest inaczej.

Weźmy RTL. Taki kanał komercyjny, który uosabia zwyczajowe zarzuty przeciwko kanałom komercyjnym, mianowicie, że ludziom wodę z mózgu robi, że tylko głupia rozrywka, że bulwar. To się właśnie zmieniło dzięki działaniom rządu: wiadomość RTL zyskały polityczny kieł, stały się ostre, bezkompomisowe, radykalnie opozycyjne. Jak? Służę szczegółami.

W czerwcu rząd przyjął ustawę o podatku od reklam. Płacić go mają ci, co żyją z reklam czyli firmy medialne, wydawnictwa, firmy zajmujące się reklamą uliczną a także strony internetowe zawierające reklamy. Podatek ma charakter progresywny, do połowy miliarda forintów wynosi 0%, powyżej 20 miliardów wynosi już 40%.

Media od lewej strony do prawej zgodnie zaprotestowały. Szybko się przy tym okazało, że najgorzej na nowym podatku wyjdzie właśnie RTL: z planowanego zeszłorocznego zysku w wysokości 4 miliardów forintów dzięki podatkowi zrobi się 4,5 miliarda straty. Inny prywatny kanał komercyjny TV2, który przejęli niedawno biznesmeni “bliscy Fideszowi” jest w lepszej sytuacji bo do ustawy wprowadzono poprawkę, w myśl której jeśli dany kanał zakończy rok ze stratą, a taka jest akurat sytuacja w TV2, podatku płacić nie musi (hura).

Rząd, jak zwykle, nie zawiódł propagandowo. Dowiedzieliśmy, że wielkie firmy medialne żądają przywilejów a przecież każda najmniejsza nawet firma płaci podatki (to, że od dochodu a nie przychodu taktownie przemilczano).

No ale ja nie o tym chciałem ale o tym co zrobił-robi w tej sytuacji RTL. Otóż RTL w przeciwieństwie do innych firm i instytucji działających na Węgrzech, którym rząd zrobił krzywo (głównie zagraniczne banki, firmy handlowe, firmy komunalne, a także już czysto węgierskie organizacje społeczne, itd. itd. – sporo się tego dotąd zebrało) nie poddał się i walczy. Walczy przede wszystkim swoim programem informacyjnym, w którym zamiast tradycyjnych wypadków, katastrof, morderstw i owiec z dwoma głowami zaczął podawać informacje na bardzo niewygodne dla rządu tematy. Na przykład o nowym systemie wyborczym w Budapeszcie, który powinien zagwarantować zwycięstwo Fideszowi, o milionie ludzi, którzy żyją w nędzy, o Lőrincu Mészárosie, burmistrzu Felcsút (rodzinnej wsi Orbána) i jego fantastycznych sukcesach biznesowych odnoszonych w relacjach z państwem, o wysokich zarobkach nowomianowanego wiceministra, korupcyjnych problemach polityków rządowych, i tak dalej, bez końca.

Kierowany przez Dirka Gerkensa RTL, który używa publicznie sformułowań typu “plan działań wojennych przeciw rządowi”, zagroził też wstrzymaniem produkcji popularnego serialu Barátok közt (Wśród przyjaciół). W kraju powiało grozą.

Jak dotąd rząd się trzyma dzielnie. Minister finansów zarządził kontrolę podatkową w RTL ponieważ właśnie dowiedział się (z mediów) o podejrzanej tranzakcji finansowej firmy z 2011 roku. Inni ministrowie odgryzają się oświadczeniami i świeżymi pomysłami legislacyjnymi przy każdej możliwej okazji.

Pozostałe media z uciechą relacjonują tematy kolejnych dzienników RTL. Dokąd to wszystko doprowadzi nie wiadomo. RTL ma wsparcie potężnej firmy matki ale jak dotąd na podwórku węgierskim wszystkie firmy, nawet jeśli zgrzytając przy tym zębami, uznawały w końcu kto tu jest wodzem. Jeśli RTL uda się obronić przed podatkiem reklamowym (który firma nazywa podatkiem medialnym) to będzie to precendens bo dotąd Fidesz ustępował jedynie przed presją z zagranicy. Zobaczymy.

Johnny Gold

Jak tłumaczy się Johnny Gold na węgierski? Tak, tak, János Arany, tak jak się nazywał ten wielki dziewiętnastowieczny poeta. Z tak intrygującym pseudonimem oczywistym jest chyba, że ukrywający się za nim artysta wart jest uwagi. I to bardzo.

Johnny Gold to bohater internetowego serialu pt. Johnny Gold. A magyar celeb (Johnny Gold. Węgierski celebryta), którego siedemnaście odcinków (z planowanych 24) powstało w 2011 roku. Serial to absolutnie oddolna, niefinansowana kultura – twórcy pracowali nad nim bez pieniędzy, dlatego zresztą nie dali rady dokończyć planowanej serii – istniejąca dzięki internetowi i w nim. Widać przy tym, że na tworzeniu filmów się znają, technika filmowa (zdjęcia, montaż, dźwięk) są bez zarzutu.

Johnny Gold to, krótko mówiąc, idiota, z którego jego manager stara się zrobić celebrytę. Johnny ma imponującą muskulaturę, którą wciąż rzeźbi w siłowniach, i mózg wielkości orzeszka. Nie ma też głosu ani talentu muzycznego ale tworzy teledyski i te są najlepszą częścią tego projektu. Johnny nie ma zahamowań i dzięku temu jest świetny, wykonując kretyńskie piosenki chodzi w obisłych majtkach po ulicy, w Wenecji śpiewa o Paryżu, błyszczy całym ciałem pod prysznicem, szokuje angielskim, przyjmuje kulturystyczne pozy, które są strasznie sexy, i tak dalej.

Zainteresowani serialem, niestety, polskich napisów brak, powinni zacząć tu. Miłośnikom muzyki polecam dwa klipy Johnniego.

Na początek Minden Jó Velem (Wszystko jest dobrze ze mną) – ponad milion odtworzeń!

Potem Paris, Paris (Not Canon C300) – nie tłumaczę

Jeśli komuś byłoby mało to niech sobie obejrzy, choćby dla tytułu, również Mellizmom túl czyli Poza mój mięsień piersiowy: Johnny we wszystkich klipach bardzo pięknie porusza tym właśnie mięśniem.

Nie jestem pewien jaką przyszłość filmową mają twórcy serialu, ale sam Johnny (w cywilu Tamás Tánczos) to spontaniczny talent, naturszczyk w rodzaju Himmilsbacha. Nie zdziwiłbym gdybym go znów zobaczył w jakimś bardziej profesjonalnym filmie. Póki co miłego oglądania!

PS Dzięki Waldkowi za zwrócenie mi uwagi na niecodzienną postać Johnny Golda