Irígy Hónaljmirigy

Nie mamy telewizora ale z rzadka tylko tego żałuję. Niedawno jednak przyszedł taki moment, że zrozumiałem jak wiele niekiedy tracę.

Byliśmy ze Śliwką w jakimś hotelu gdzie, rzecz jasna, był telewizor. Włączyliśmy sobie, akurat szedł jakiś program muzyczny. Usłyszałem znajomy rumuński przebój dyskotekowy (tytułu, niestety, nie znam), spojrzałem na ekran, grał Irígy Hónaljmirigy. Aczkolwiek słyszałem, bardziej o nich niż ich, już wcześniej dopiero teraz ich doceniłem bo zrozumiałem, że jest to zespół raczej do oglądania niż nie słuchania.

Irígy Hónaljmirigy, czyli trudna do przełożenia dadaistyczna zabawa słowna, dosłownie Zazdrość gruczoł pachowy, to węgierska grupa trudniąca się parodiami muzycznymi znanych przebojów. Ich teksty często "tłumaczą" na węgierski, co jest tu rzeczą przyjętą: do niedawno przynajmniej co większe szlagiery światowe zaraz się pojawiały w węgierskiej wersji językowej wykonywane przez miejscowych piosenkarzy. Rzecz jasna, te "tłumaczenia" zespołu nie mają nic wspólnego z wiernym przekładem oryginału.

IHM, bo tak się ich nazwę tutaj skraca, są ogromnie popularni. Koncerty tych jajcarzy wypełniają największe hale widowiskowe. Ich humor jest ludowy, niekiedy prostacki w odwołaniach ale przy tym nieprymitywny – i śmieszny. Rzecz jest tym godniejsza uwagi, że humor nie jest najmocniejszą stroną Węgrów.

Zapraszam więc do obejrzenia klipu, który tak zwrócił moją uwagę. Pojawiająca się topless DJ Miki Beluccsii to nawiązanie do byłej gwiazdy porno Niki Belucci, która faktycznie jest obecnie DJem swoją popularność w dużej mierze zawdzięczającą występom topless.

Miłośnikom Karla Gotta dedykuję ten z kolei klip:

Reklama

Katyń

Kolega przyszedł do nas na kolację. Przyniósł prezent: Katyń Wajdy przegrany z internetu oraz książkę pod tym samym tytułem. Film jest po polsku a książka po węgiersku. Kolega był w Krakowie jesienią i widział plakaty filmu. Nie mówi po polsku ale bardzo chciał go zobaczyć więc prosił mnie potem, żebym mu zdobył film jeśli już się pojawi z napisami po angielsku. W międzyczasie jednak żona poprzez jakiegoś kolegę ściągnęła mu go z internetu więc nie wytrzymał i obejrzał go sobie w oryginale. Był pod wielkim wrażeniem, dużo opowiadał, w dalszym ciągu jednak chciałby zobaczyć film z napisami. Muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się, że film tak może zadziałać na nie-Polakach.

Książkę kolega kupił na pchlim targu. Wydana została w 1990 roku jako praca Leopolda Jerzewskiego, co było jednym z pseudonimów Jerzego Łojka, o czym książka nie wspomina. Zaskakująco, tłumaczenie węgierskie powstało na podstawie wydania rosyjskojęzycznego, które ukazało się w Nowym Jorku w 1987 (wydawnictwo Telex), a nie polskiego oryginału. Przedmowa podaje, że w Polsce książka ukazała się dzięki wydawnictwu Globus (naprawdę: Głos) w 1980 roku. Najwyraźniej wydana została na fali swobody po upadku socjalizmu najszybciej jak się da. Dokument tego czasu, książka zdaje się do dzisiaj być jedyną publikacją na ten temat.

okładka węgierskiego wydania książki Leopolda Jerzewskiego pt. Katyń

dlaczego nie pójdę na referendum

Zbliża się nam referndum, będzie 9 marca. A ja się nie wybieram. Dlaczego? Zanim wyjaśnię muszę opisać o co w tym referendum chodzi. Pytania są trzy:

1. Czy zgadzasz się z poglądem, że od 1 stycznia roku następującego po referendum nie powinno być opłaty za każdy dzień pobytu w szpitalu? (EGYETÉRT-E ÖN AZZAL, HOGY A FEKVÕBETEG-GYÓGYINTÉZETI ELLÁTÁSÉRT A JELEN KÉRDÉSBEN MEGTARTOTT NÉPSZAVAZÁST KÖVETÕ ÉV JANUÁR 1-JÉTÕL NE KELLJEN KÓRHÁZI NAPIDÍJAT FIZETNI?)

2. Czy zgadzasz się z poglądem, że od 1 stycznia roku następującego po referendum nie powinno się płacić za wizytę u lekarza domowego, dentysty i w przychodni? (EGYETÉRT-E ÖN AZZAL, HOGY A HÁZIORVOSI ELLÁTÁSÉRT, FOGÁSZATI ELLÁTÁSÉRT ÉS A JÁRÓBETEG-SZAKELLÁTÁSÉRT A JELEN KÉRDÉSBEN MEGTARTOTT NÉPSZAVAZÁST KÖVETÕ ÉV JANUÁR 1-JÉTÕL NE KELLJEN VIZITDÍJAT FIZETNI?)

3. Czy zgadzasz się z poglądem, że na uczelniach wyższych finansowanych przez państwo studenci nie powinni płacić czesnego? (EGYETÉRT-E ÖN AZZAL, HOGY AZ ÁLLAMILAG TÁMOGATOTT FELSÕFOKÚ TANULMÁNYOKAT FOLYTATÓ HALLGATÓKNAK NE KELLJEN KÉPZÉSI HOZZÁJÁRULÁST FIZETNIÜK?)

Sam pomysł referendum pochodzi od przywódcy Fideszu Viktora Orbána, który rzucił go podczas gwałtownych demonstracji w rocznicę powstania 1956 w październiku 2006 roku. Referendum miało być poniekąd głosowaniem nad rządem. Przegrana rządu miała doprowadzić do jego upadku, co nie jest możliwe do osiągnięcia w inny sposób. Przygotowania do niego miały skanalizować energię ludzi protestujących wówczas na ulicach przeciw rządowi Gyurcsánya.

Po wielu perypetiach – najzabawniejszą była inicjatywa pewnego profesora lingwisty, który zgłosił zestaw pytań dotyczących tych samych kwestii co pytanie Fideszu tyle, że tak sformułowanych, że zachęcały do głosowania przeciwko propozycjom partii – referendum zostało ogłoszone. Będzie wiążące, to znaczy, że jeśli ludzie zagłosują przeciwko opłatom to ich nie będzie. Rząd jednak prawnie nie będzie zmuszony do ustąpienia i zresztą zapowiada, że nie ustąpi.

Warto dodać, że opłaty są częścią programu zaciskania pasa wprowadzonego po poprzednich wyborach, kiedy się okazało, że rząd wpakował kraj w poważny kryzys budżetowy a wybory wygrał kłamiąc na temat sytuacji kraju.

Czemu więc nie wybieram się głosować? Odrzuca mnie demagogiczny charakter pytań, zwłaszcza tych dotyczących opłat szpitalnych. W skrócie można by je sformułować tak: chcesz płacić czy chcesz mieć za darmo? Koncentrują się na wąskim aspekcie problemów służby zdrowia czy to szkolnictwa wyższego pominając dużo istotniejsze kwestie.

Służba zdrowia jest w kryzysie i istnieje szereg koncepcji jak z niego wyjść jak choćby wprowadzany przez rząd system oparty na konkurencji firm ubezpieczeniowych, pojawiają się propozycje prywatyzacji, itd. O tym nie możemy się wypowiedzieć, na temat opłat, zresztą w tej chwili nie specjalnie wysokich – tak.

Kwestia czesnego na uczelniach nieco się różni. Podobnie jak pytanie o opłaty w szpitalach nie dotyczy ono istoty problemu: gwałtownie zwiększona ilość studentów w porównaniu z okresem wcześniejszym, bieda na uniwersytetach, konserwatyzm czy brak konkurencyjności wobec uczelni zagranicznych. Różnica jest w tym, że tak nauka na uczelni wymaga wysiłku ze strony studenta, który jest ciągle weryfikowany podczas gdy korzystanie z usług służby zdrowia takiego wysiłku nie wymaga i wytarczy powiedzieć, że ma się zawroty głowy, żeby lekarze się kimś latami zajmowali. Można więc powiedzieć, że problem nieogranoczonego popytu na bezpłatne dobra jest tu dalece mniej doktliwy. Tym niemniej jednak i tutaj pytanie omija sedno problemu: czy państwo powinno zapewniać naukę jak największej ilości studentów, nawet jeśli miałaby być na częściowo odpłatna, czy może nauka powinna być bezpłatna ale ilość miejsc ograniczona, czy płacić powinni wszyscy czy może nauka powinna być w pełni płatna a państwo powinno po prostu fundować dużo stypendiów, itd., ale to nie o tym mamy decydować w referendum.

W referendum nie chodzi więc o umożliwienie społeczeństwu zdecydowania w ważnej sprawie. Chodzi natomiast o dowalenie rządowi, a ja nie, niezależnie od mojego do niego stosunku, mam specjalnej ochoty brać w tym udziału. 

pomnik 1956

Budka Pesztanka (kiedyś źle przeczytawszy nazwę jej bloga myślałem, że to Budapeszt Hanka bo oba słowa pisze się jednym ciągiem:) jeszcze w październiku zamieściła na swoim blogu parę ładnych zdjęć pomnika 1956 roku i od tej pory zbierałem się i zbierałem, żeby samemu też zamieścić kilka fotografii, bo pomnik jest świetny.

Stoi na placu Uczestników Powstania 1956 roku (Ötvenhatosok tere) w miejscu, w którym stał pomnik Stalina obalony w trakcie powstania. Pomnik jest dziełem grupy i-y, w skład której wchodzą Tamás Emődi-Kiss, Tamás Papp, Katalin György i Csaba Horváth. Został odsłonięty w pięćdziesiątą rocznicę powstania 23 października 2006 roku o 19:56. Moment, swoją drogą, był nerwowy bo akurat trwały rocznicowe zamieszki i wszyscy bardziej niż 1956 rokiem przejęci byli chwilą obecną.

Pomnik jest niedosłowny choć jasny w znaczeniu. Klin z błyszczącej stali wbija się w bruk (zdjęcie makiety tu). W miarę rozszerzania się klina błysk zastępuje rdza a ostra szpica przechodzi w las rzednących słupów z żelaza. Jest zbiorowość, jest siła, masa, jest napór, jest ostrze. Oszczędna ale mocna reprezentacja powstania.

Dodam tyle, że tych zdjęć nie robiłem ja ale mój kolega András Szentpéteri.

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

pomnik powstania 1956 roku Budapeszt

„Budapest is the capital of what European country?”

Od jakiegoś czasu krąży po internecie popularne wideo z fragmentem amerykańskiego teleturnieju telewizyjnego, w którym pada to pytanie a także jakże interesująca odpowiedź na nie. Uczestniczy w nim pewna Kellie Picker, która zajęła szóste miejsce w programie American Idol, a także piątoklasista, w którym występuje w parze. Muszę przyznać, że nie mogę do końca uwierzyć, że wszystko odbyło się bez udawania, choć mogło tak być. W szkole sam myliłem Budapeszt z Bukaresztem:)

niesamowita wojenna historia Instytutu Polskiego

Wychodzi tu polonijny miesięcznik Polonia Węgierska. Nic specjalnego ale staram się przeglądać, żeby wiedzieć co się dzieje. Trochę mniejszościowych aktualności, trochę artykułów na tematy historyczne.

Aż tu nagle trafiłem w Polonii na coś, co mnie bardzo zainteresowało. Mam na myśli artykuł Mieczysława Wieliczko pt. W siedemdziesiątą rocznicę. Instytut Polski w Budapeszcie (1937-1944). (Link, który znalazłem do Polonii nie bardzo działa, ale cały numer z tym artykułem można ściągnąć jako gigantyczny, półtoramegabajtowy, pdf stąd, tekst mieści się na stronach 10-11).

Wieliczko opisuje w nim wojenne losy instytutu. Działał prawie do końca czyli aż do wkroczenia Niemców w marcu 1944 roku. Zapewniał naukę języka polskiego na uniwersytecie, przy którym był oficjalnie afiliowany, pomagał uchodźcom z Polski rozpocząć studia – "od muzykologii, przez fizykę do farmacji i medycyny" jak pisze Wieliczko – na miejscowych uczelniach, wydawał książki w ramach Biblioteki Polskiej (osiemdziesiąt tytułów) oraz Hungarica (dalsze 66 pozycji) a także podręczniki szkolne, słowniki, nuty i inne publikacje jak dwutygodnik dla dzieci Jestem Wasza. Odbywały się imprezy muzyczne, akademie narodowe, wystawy prac plastycznych i fotografii a także pokazy filmów polskich w tym i dokumentów na temat udziału żołnierzy polskich w walkach na zachodzie. Instytut prowadził też działalność charytatywną wspomagając Polaków uwięzionych za działalność konspiracyjną, w którą zresztą też był sam zaangażowany jako placówka "W" Delegata Rządu.

Warto pamiętać, że miało to miejsce w kraju, który był sojusznikiem Niemiec. Instytut, podobnie jak szkoła polska w Balatonboglár, był jedyną tego rodzaju placówką na terenach kontrolowanych przez państwa Osi.

Rząd węgierski do końca opierał się naciskom niemieckim, żeby instytut zamknąć. Wymówką było, że uniwersytet, przy którym działa instytut jest autonomiczny i że rząd w takim razie nie może niczego zrobić.

Rzecz jasna jest to powalający dowód na przyjaźń polsko-węgierską. Jedna rzecz mnie jednak tutaj zastanawia. Przecież decyzja, żeby nie zamykać instytutu była podjęta przez polityków, którzy nawet kierując się najwyższymi pobudkami na pewno wzięli pod uwagę implikacje polityczne tego kroku. Jakie czynili wówczas kalkulacje? Co chcieli osiągnąć? Czy może chcieli zostawić sobie otwartą furtkę w stronę aliantów? Czytałem kiedyś, że oddziały węgierskie będące częścią pierścienia wokół Warszawy podczas powstania (linki w komentarzach do tego wpisu) negocjowały przejście na stronę powstańców w zamian za uznanie Węgier za kraj aliancki, czy to nie część tego samego myślenia? Bardzo chciałbym przeczytać jakąś dobrą historię i analizę – nie coś po prostu sentymentalnego – na temat stosunków polsko-węgierskich w czasie drugiej wojny. Napiszcie jakbyście o czymś takim słyszeli.

ach ci Słowacy (albo Węgrzy)

Pisałem właśnie, że spędziliśmy tydzień na Słowacji. Co ważne, w towarzystwie Węgrów. I ci Węgrzy cały czas powtarzali jak to Słowacy ich nie lubią i dlatego ich dyskryminują. Całe zachowanie Słowaków wobec nich miało być właśnie przez tę niechęć wytłumaczone. A dodać trzeba, że kultura obsługi na Słowacji jest koszmarna i Polska zarówno jak i Węgry w porównianiu wydają się być rajem pod tym względem, więc słusznie mogło się Węgrom wydawać, że są źle traktowani.

Problem jednak jest w tym, że nie tylko oni. Ze Słowakami mówiłem po polsku a nic się lepiej do mniej nie odnosili, i parę razu strasznie mnie w hotelu czy przy wyciągu objechali. Ale Węgrów to nie przekona: to dlatego, że jesteś z nami, tłumaczyli. Kiedy pytałem ich o konkretne przykłady jak to się to w stosunku do nich Słowacy mieli źle odnieść zawsze podawali mityczny dla mnie nieco przykład oplutego węgierskiego, choć nie ich akurat, samochodu. Ponieważ Węgrzy słowiańskimi językami zazwyczaj nie mówią a Słowacy po węgiersku też nie bardzo, więc pewnie ta opinia jeszcze przez dłuższy czas będzie się utrzymywała, może przy tym jako samospełniająca się przepowiednia.

***

Jeszcze ze Słowacji: w knajpie o nazwie Šopa w Martinie odkryliśmy ciekawą galerię słowackich bohaterów narodowych. Oto środkowa część z nich przedstawiająca księdza Jozefa Tito, Gustáva Husáka i Michala Kováča, przypomnijmy, przywódcę marionetkowej Słowacji z okresu drugiej wojny światowej, pierwszego sekretarza partii po interwencji 1968 roku i prezydenta demokratycznej już Słowacji. Po lewej stronie były jeszcze portrety Štefánika i Hlinki, po prawej Schustera i Gašparoviča.

Fantastyczna mieszanka. Nie liczy się, że Tisę powiesili komuniści, a byli nimi Husák, Schuster i Gašparovič, nie ważne, że miewali różne pogądy na demokrację, nacjonalizm czy komunizm, istotne jest, że wszyscy byli wysoko postawionymi Słowakami. Ot, taka jest logika nacjonalizmu nadrzędna wobec wszelkic innych porządków. 

bohaterzy Slowaccy

Węgrzy śpiewają

Dotąd myślałem, że Węgrzy to już w zasadzie nie śpiewają. Polacy to chociaż do kościoła chodzą, gdzie się śpiewa, ale bezbożnych Węgrów i to omija. Dotąd słyszałem jak Węgrzy śpiewają tylko w następujących okolicznościach: jako dzieci w szkole, na Sylwestra (hymn o północy), no i czasem jeszcze po pijaku, ale i wtedy mniej niż Polacy. W dodatku tutaj instytucja kolesia z gitarą jest znacznie mniej popularna niż w Polsce.

Aż tu jesteśmy na Słowacji na szkolnym obozie narciarskim z Chłopakiem (stąd, swoją drogą, ostatnia cisza na blogu) a na wieczór zapowiadają karaoke. Lecą różne przeboje i wszyscy śpiewają aż miło. Przy czym ilość produktów karaoke oszałamiająca: z obrazkiem w tle – bez obrazka – z wideoklipem, z tekstem pisanym ładnie albo bez akcentów, takiego producenta, śmiakiego producenta, a wszystko do ściągnięcia z internetu, rzecz jasna, jak mi wyjaśnił organizujący zabawę chłopak. I tak śpiewanie piosenek ludowych przy łuskaniu kukurydzy zastąpiło wycie popowych przebojów do muzyki z komputera, można powiedzieć, że narodziła się nam po cichu nowa tradycja. 

***

W konkursie wiadomości24.pl na bloggera roku zająłem 17 miejsce w kategorii Kultura i media. Jestem wzruszony i bardzo dziękuję za wsparcie głosami. Choć sam, przyznaję, głosowałem na świetny blog kultura 2.0 , który wszystkim polecam mimo, że, moim zdaniem niesprawiedliwie, zajął dopiero 35 miejsce