choinki z recyklingu

Pojawiły się ostatnio tutaj. Weźmy najpierw choinkę sprzed klubu Gödör.

 

Tak pięknie mieni się po zapadnięciu zmroku choć w ciągu dnia wygląda jak kupa odpadów.

A teraz nasza choinka domowa (hura, w tym roku nie będzie problemu pozbywania się truchła choinki). Kupiona w sklepie Bolt na ulicy Kertész, dzieła Daniego Shukri z Recycle Mission Hungary, zrobiona ze złomu rowerowego. Wszyscy zazdroszczą, gratulują, wyrażają zachwyt, itd. 
Coś się na tym polu choinkowym zmienia. 
Reklama

zwłoki żarówki

Dziś pochowaliśmy w kuble na śmieci żarówkę. Nie męczyła się długo: wczoraj dostała ataku błyskania i tyle. Piękne miała długie życie: ponad jedenaście lat! Jak na żarówkę to prawdziwa staruszka. A wiemy to tak dokładnie bo zapisaliśmy na niej datę jej wkręcenia, które u żarówek liczy się jako Początek:

przepalona żarówka energooszczędna

Czyli tak jak obiecują producenci takich energooszczędnych żarówek: są drogie ale mają długo świecić. Zważywszy, że żarówka służyła nam w przedpokoju, gdzie światła palimy dużo osiągnięcie spore.

Dlatego też zrobię niedużą bezpłatną reklamę firmie, która ją wyprodukowała. Niech żyje więc Biax General Electric! A wy wszyscy kupujcie energooszczędne żarówki, bo mniej energii używają.

przepalona żarówka energooszczędna 2

audyt energii w domu

Mamy w domu audyt energii elektrycznej. Dowiedziałem, że wydział nauk środowiskowych z CEU robi to bezpłatnie w ramach projektów studenckich i zgłosiłem się. Przyszła miła Czeszka, która najpierw w gniazdka, w które było włączone jakieś urządzenie, powtykała przyrząd mierzący tak, żeby mierzył prąd płynący do tego urządzenie i pokazała nam, jak parę z nich nawet nie pracując pobiera (i marnuje) prąd. Potem pozakładała masę takich mierników na gniazdka i zostawiła je, żeby mierzyły pobór prądu przez dwa tygodnie. Wyglądają one tak:

meteringKONTAKT

Pozakładała też mierniki do pomiaru ilości światła na prawie wszystkie lampy. Te mierniki, w odróżnieniu od mierników na gniazdka, które są podłużną czarną kostką, są małą płytką zakończoną kabelkiem z fotokomórką. Wyglądają tak:

meteringLAMPAWYL meteringLAMPAWL

nie mierzy mierzy

Ciekaw jestem, czego się dowiemy jak się skończy audyt. Mam nadzieję, że będziemy marnować – i płacić – mniej.

samochodem czy tramwajem

Od czasu pamiętnego raportu ONZetu na temat ocieplenia klimatu, Oscara dla Al Gora za jego film dokumentalny a także, a może przede wszystkim, demonstracji Critical Mass, na której byłem, nie daje mi spokoju problem środowiska. Sciślej mówiąc, nie daje mi spokoju pytanie co ja mogę w tej sprawie zrobić. Przede wszystkim chodzi o to co zrobić z kwestią odwożenia Chłopaka do przedszkola: robię to autem.

Niezależnie czy jadę samochodem czy też tramwajem i autobusem, odwożenie go zajmuje mi godzinę bo poruszając się komunikacją miejską nie muszę odstawiać auta na parking. Różnica pojawia się gdy zaczynam porównywać koszty.

Trasa wynosi, raz sprawdziłem, 11.8 km w obie strony. Przy zużyciu około 8 litrów na 100 kilometrów odpowiada to mniej więcej 1 litrowi benzyny. Przy obecnych cenach jest to jakieś 260 forintów. Zaokrąglijmy, żeby dodać inne koszty związane z samochodem, niech będzie 300 forintów. Ile wynosi koszt przejazdu BKV (tutejsze zakłady komunikacyjne)? Więcej. Sporo więcej.

Rzućmy najpierw okiem na zwykłe bilety. Potrzebuję trzy zwyczajne i jeden na krótki przejazd metrem (tam: tramwaj i autobus, dalej do pracy: autobus i metro). Te pierwsze kosztują 195ft jeśli kupię bloczek dwudziestobiletowy, ten drugi 180ft, w sumie 765ft. Pełna informacja o cenach tu.

Jak sprawy stoją z miesięcznymi? Jeżdząc miesięcznym (7350ft) jakieś 21 dni w tygodniu zapłacę 350ft za dzień. Na ogół jednak nie ma mnie w Budapeszcie przez parę dni w miesiącu a że Sliwka nie może, rzecz jasna, używać mojego miesięcznego, cena za dzień odwożenia byłaby wyższa. Ale i tak dojazd komunikacją miejską – w tłoku, deszczu czy też upale, jak się trafi – jest droższy niż samochodem.

Wiem, że wnioski nie są do końca uczciwe bo powinienem porównywać tramwaje do taksówki. Tak się jednak składa, że samochód albo się ma albo nie, ale jeśli się go ma, to szereg kosztów po prostu ponosi się tak czy siak więc się ich a takich porównaniach nie uwzględnia. Wniosek jest więc prosty i dość dla mnie porażający: skoro mamy już auto, taniej jest nam jeździć nim do przedszkola niż ekologicznie czystszą komunikacją miejską.

Nie jest to dobrze. Samochód powinien z wielu powodów być droższy niż tramwaje czy autobusy. Piszę: powinien, bo ceny łączące się koszty są w dużej mierze regulowane więc możnaby taką relację łatwo ustalić zmieniając poziom podatków czy dopłat. W tej chwili codzienna ekonomia transportu zachęca do używania samochodu. Ciekaw jestem, ilu ludzi odpowiedzialnych za komunikację miejską czy też środowisko sporządza takie kalkulacje. Jeśli nie, to powinni. Bo się udusimy.

A ja muszę zdecydować co dalej z tym odwożeniem.

Critical Mass dymi

Zadymiło ale tylko w przenośni, żadne tam zamieszki, tym bardziej, że chodziło o protest przeciwko zanieczyszczeniu powietrza w Budapeszcie. Dziś odbyła się w tej sprawie wspólna demonstracja Critical Mass z Greenpeacem oraz budapesztańską organizacją ekologiczną Levegő Munkacsoprt (Grupa Robocza „Powietrze”). Siły rowerzystów (dokładnie 620 według blogu Critical Mass) połączyły się z pieszymi na placu Városháza. Przybyła też masa przedstawicieli mediów.

Wygłoszono przemówienia (najważniejsze: w Budapeszcie ludzie żyją przeciętnie o trzy lata krócej i co roku 1700 osób umiera przedwcześnie z powodu zanieczyszczenia powietrza), wśród nich jedno przez wiceburmistrza Miklósa Hagyó, który przybył na rowerze i zaklinał się, że robi co może w sprawie powietrza, można było posłać protestującą pocztówkę do tegoż właśnie wiceburmistrza (posłała ją także aktorka Daryl Hannah akurat bawiąca tutaj jako główna gwiazda balu w operze) a także objechać na rowerze kwartał obejmujący ratusz dzwoniąc w trakcie.

Poszliśmy z Chłopakiem, ja na piechotę bo rower akurat popsuty i części zamiennej jak nie było tak nie ma, a on na swoim rowerku. Posłuchaliśmy przemówień, rozejrzeliśmy się, napisaliśmy wspólnie pocztówkę a potem ruszyliśmy w objazd ratusza. Chłopak potraktował to jako wyścigi więc musiałem równolegle nieźle pędzić na chodniku. Bardzo zadowolony z siebie dojechał na „metę” jako czwarty wyprzedzając po drodze pół „peletonu”.

Atmosfera, mimo powagi problemu, zrelaksowana. Nieliczni policjanci raczej znudzeni. Ani jednej flagi z pasami Árpádów (innych zresztą też nie było), to zupełnie inny Budapeszt niż ten, który bierze udział w zamieszkach.

Na końcu odbyło się tradycyjne podnoszenie rowerów, które lubię, ale ponieważ ruszyliśmy już w stronę domu nie dałem rady go sfotografować., za daleko byliśmy. Trochę zdjęć jednak zrobiłem:

rowerzyści i piesi

CMprzywodca

jeden z przywódców udziela wywiadu

przemówienia na scenie, maski gazowe dla zilustrowania problemu (tym razem nie chodzi o gaz łzwiący)

przemawia Miklós Hagyó

Hagyó na rowerze trzykołowym przysposobionym do mobilnej prezentacji programu

Greenpeace

Yellowpeace

demonstrant pokojowy

tu wrzucaliśmy kartki dla wiceburmistrza

wszyscy jeżdzą wokół ratusza, w końcu widać dekoracje, gra słowem „mrugać”: Nie mrugaj/nie smoguj, Budapeszcie!

rowerzyści i ich rowery

dziś spokojnie i policja się nudzi, ale mur głosi, że marzec się zbliża