napisy polskie w Tokaju

Jakiś czas temu zauważyłem, że najwięcej Polaków jeździ chyba na północno-wschodnie Węgry bo to tam najłatwiej znaleźć nieobecne zazwyczaj gdzie indziej napisy po polsku. (Stamtąd pochodzi też przetłumaczony przez komputer jadłospis, który kiedyś wrzuciłem na bloga).

Będąc w lecie w Tokaju sfotografowałem parę z nich. Tu i ówdzie pojawia się, jakby to powiedzieć, nieścisłość ortograficzna ale i tak bardzo miło na takie napisy się natknąć.

tokajPL2

polski jadłospis

tokajPL3

pince-cellar-piwnica

tokajPL1

winesklep – chyba w tłumaczeniu pomógł tu komputer

tokajPL4

tablica upamiętniająca Portiusa, słynnego krośnieńskiego importera win tokajskich ufundowana przez „Szamorzad” Miasta Tokaj

Reklama

muzeum języka węgierskiego w Széphalom

Od dawna marzyłem, żeby zobaczyć Muzeum Języka Węgierskiego w Széphalom. Otwarto jest na wiosnę 2008 roku na terenie posiadłości Ferenca Kazinczyego, oświeceniowego odnowiciela języka węgierskiego. Interesowała mnie głównie właśnie odnowa języka, którą kierował. Wizyta skończyła się jednak rozczarowaniem.

Nie chodzi o budynek zaprojektowany przez Györgya Radványego, który mi się spodobał. I to zarówno swoją formą jak niecodziennym wykorzystaniem miejscowego kamienia. Bardzo piękna jest owalna sala posiedzeń, duże okna otwierają budynek na otaczający park.

Problematyczna jest natomiast sama wystawa. Zero w zasadzie eksponatów (w jednym miejscu stoi motocykl z dyskretną tabliczką "na sprzedaż", jest jeden wóz chłopski i tyle), wszędzie tylko tablice z tekstami, minimalna aranżacja przestrzenna. Jak gdyby ktoś powyklejał z jakiś książek powiększone strony. Jak na muzeum zdecydowanie za mało.

ekspozycja

jedna z tablic

Nie rozczarowuje na szczęście sam język. Mimo, że ku mojemu zdziwieniu w muzeum nie można kupić żadnych wydawnictw na temat odnowy języka z samej wystawy można się nieco o niej dowiedzieć.

Weźmy na przykład podane zestawy nowych słów obcego pochodzenia w języku węgierskim oraz jak język ten próbuje sobie przyswajać tworząc ich węgierskie odpowiedniki. Przeglądając ich wersję pierwotną można zrozumieć, o które słowa chodzi bo zwykle ich nie spolszczono.

Wymyślone słowa, które nie przyjęły się:

  • metró – mélyvasút
  • sci-fi – fanti
  • spray – permet
  • grépfrút – citrancs
  • hot dog – vifli
  • aerobics – sporttáncs
  • szolárium – fényfürdő
  • know how – fortély, mithogyan
  • fájl – állománynév
  • recycling paper – újrapapír, ökopapír
  • projekt – folyamatterv, nagyterv

A tu te, które przyjęły się:

  • szputynik – űrhajó
  • disc jockey – lemezlovas
  • talk show – terefere
  • windsurf – széllovas
  • walkman – sétálómagnó
  • komputer – számítógép
  • teletext – képújság
  • printer – nyomtató
  • telefax – távmásoló
  • marketing – piacszervezés
  • privatizál – magánosít
  • squash – fallabda
  • mountain bike – hegyikerékpár
  • internet – világháló
  • e-mail – villányposta
  • home page – honlap

Nie przestaje mnie zadziwiać język węgierski z jego tendencją do hungaryzacji słów obcego pochodzenia. Rozumiem przy tym jeszcze, że ktoś-gdzieś tam wymyślił jakieś nowe słowa, ale że te słowa się przyjmują jest już dalece mnie oczywiste, niesamowite.

Znający węgierski pośmieją się w muzeum nad szeregiem zabaw językowych tam przytoczonych. I tak Frigyes Karinthy jest autorem szeregu zabawnych neologizmów jak na przykład

  • Éhes bálna – zabálna
  • Kövér sas – hasas
  • Öreg boa – oboa

Tworzył też anagramy, również na swój temat: Frigyes Karinthy – Híres így firkánt

A oto parę innych takich zabaw:

Össze ne tévessze!

  • száradt fűzet fáradt szűzzel
  • a hős ember nevét a nős ember hevével

czy

Nehogy már …

  • a fa tekeredjen kigyóra
  • a fagyi visszanyaljon
  • a Lánchíd folyón a Duna alatt

I na koniec ciekawostka na temat samego Széphalom. Dowiedziałem się, że w swojej językowej pasji odnowicielskiej Kazinczy zmienił też nazwę swojej rodzinnej miejscowości z Kisbányácska (Mała Kopalnia) na właśnie
Széphalom (Piękne Wzgórze).

Przyszło mi do głowy, że pewnie mieszkańcy miejscowości Bugyi (Majtki) po dziś dzień żałują, że to nie tam działał ze swoją odnowicielską pasją Kazinczy.

klawiatury Chopina przed Instytutem Polskim

Ma Warszawa przejście dla pieszych w formie klawiatury dla upamiętnienia roku Chopina, czemu nie ma mieć takiego przejścia i Budapeszt.

klawiaturaChopinaWawa

Ulica Emilii Plater. źródło: Gazeta Wyborcza

Ulica Andrássy

Zrobił je Instytut Polski przed swoją siedzibą.

Dla ścisłości klawiatura jest na chodniku w przedłużeniu przejścia dla pieszych ale i tak się liczy. Mała rzecz a cieszy. Podobno klawiatura intryguje Węgrów czyli rok Chopina stał się nieco bardziej zauważalny.

Głębiej zainteresowani a przy tym znający węgierski mogą sobie poczytać na ten temat więcej tu.

Węgry pogańsko-ojczyźniane

Zauważyłem, że dość często obserwatorzy z Polski próbują interpretować sytuację na Węgrzech poprzez analogie z Polski. Czyli tak: ci to są tutejszy PiS, ci to Platforma a ci to postkomuniści. I już wszystko rozumiemy, już wszystko jasne, już wiemy kogo lubić a kto nie ma racji.

A tymczasem mimo pewnych podobieństw sytuacja jednak nie poddaje się analogiom (kiedyś już się zająłem trochę tym tematem). Na kolejny przykład tego natknąłem się jaki czas temu a że wciąż chodzi mi po głowie, zdecydowałem się więc o tym napisać.

Prawica polska, jak wszyscy wiemy, jest bogo-ojczyźniana. Religia – katolicyzm – są jej nieodrodną cechą (pomijam tutaj egzotyczne pogańskie grupki skinheadów propagujące kult bóstw słowiańskich.)

Na Węgrzech sprawa ma się inaczej. Tutaj dalece żywsze są ruchy odwołujące się do pierwotnych religii Węgrów, szamanizmu itd. i bliższe są też mainstreamu. Népszabadság opisał historię kościoła, a może raczej świątyni, w Verőce, która ładnie ukazuje ten fenomen.

Na pierwszy rzut oka prezentuje się ona jak typowy wiejski kościół katolicki. Dopiero co ją zbudowano ale dzięki nawiązaniom do architektury ludowej gładko wpisuje się w krajobraz.

NOLturul2
2010.07.24. Verőce Kárpát-Haza templom A templomot a történelmi egyházak nem ismerik el templomnak, mert pogány építészeti elemeket tartalmaz. pl az egyik ablakon a Turul Emesét tartja a fény felé. A templom építésének kezdeményezője Bethlen Farkas , Verőce polgármestere. Fotó:Kocsis Zoltán

źródło: Népszabadság

Biskupi (katolicki, kalwińsnki i ewangelicki) jednak odmówili poświęcenia świątyni. Powodem jest witraż ukazujący ptaka Turula z mitologii węgierskiej umieszczony nad ołtarzem. Budynku nie powinno się nawet nazywać kościołem, stwierdzili.

NOLturul

źródło: Népszabadság

Tą z założenia ekumeniczną świątynię o nazwie Kárpát-Haza Templom (Świątynia Domu Karpackiego) zbudował znany ze swoich silnie prawicowych przekonań Farkas Bethlen, burmistrz Verőce. Jak przypomina Népszabadság pierwszy raz kraj usłyszał o nim w trakcie demonstracji przed parlamentem w 2006 roku, gdy zaopatrywał demonstrujących w żywność.

Burmistrz jest wyznania reformowanego i nie rozumie co biskupi mają do jego kościoła. Do jego poświęcenia udało mu się zresztą ściągnąć paru innych duchownych.

Verőce jest miejscem gdzie odbywają się muzyczne festiwale skinheadów więc Népszabadság uważa, że kościół będzie odwiedzany. Przez ludzi reprezentujących postawy pogańsko-ojczyźniane.

budapest protokoll

Budapest protokoll to książka z gatunku political fiction. Jest w niej wszystko: światowy spisek, bieżąca polityka, historia, służby, miłość i Węgry, gdzie właśnie waży się los świata. W sumie spora gratka dla uzależnionych od polityki, maniaków powieści
sensacyjnych, wielbicieli teorii spiskowych no i miłośników Węgier
oczywiście, rzecz dla nich nie do przepuszczenia.

Książkę, jak wypada, czyta się z wypiekami na twarzy i obgryzionymi palcami. Jest to typ lektury, przez które zarywamy noce. No ale może powinienem zakończyć tę część reklamową i podać parę konkretów.

Rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości. Unia Europejska wybiera swojego prezydenta w bezpośrednich wyborach odbywających się po kolei we wszystkich krajach członkowskich. Kampania na Węgrzech jest tłem wydarzeń.

W kraju władzę przejmuje właśnie skrajna prawica. Aczkolwiek nazwy ugrupowań oraz nazwiska polityków są zmyślone analogie są oczywiste: chodzi o organizacje typu Jobbik oraz Gwardia Węgierska.

Zgodność szczegółów występujących w książce – i chodzi tu o wiele więcej niż tylko o ugrupowania polityczne – potęguje wrażenie lektury. Wiemy, że choć mowa jest o zmyślonych zdarzeniach to niewiele oddziela tę fikcję od naszej rzeczywistości.

Główny bohater, dziennikarz Alex, znajduje się w centrum wydarzeń potencjalnie prowadzących do odrodzenia bezpośrednich spadkobierców nazizmu w Europie. Odrzuca dotychczasową postawę obserwatora, którą przyjął jako korespondent prasowy, i czynnie włącza się w wydarzania. Dalszych szczegółów nie podaję, żeby nie psuć przyjemności czytania książki. Dodam tylko, że książkę kończy happy end, naziści przegrają, a wygrają z grubsza liberalne wartości europejskie – no i tajne służby.

Alex nieprzypadkowo jest dziennikarzem. Jest nim również autor książki, Adam Lebor, korespondent Economista mieszkający tutaj, o którym zdarzyło mi się zresztą pisać. Dziennikarz to dziennikarz a nie pisarz i choć książką czyta się świetnie to powodem nie są głównie walory literackie – postaci na przykład nie są nakreślone tak finezyjnie jak w Grzesznym Budapeszcie – ale emocjonująca akcja z wplecionymi w nią elementami rzeczywistości wychwyconymi przez autora w ramach jego pracy dziennikarskiej. Budapest protokoll jest sprawnie napisaną książką ale niczym więcej.

Powieść jest do przeczytania po węgiersku i w angielskim oryginale. Co do tłumaczenia to Śliwka kręciła nosem, że dość drewniane. Mnie uderzyło bezkrytyczny przekład fragmentów, które mają sens dla obcojęzycznego czytelnika ale nie dla Węgra, np. informacja, że Węgrzy podają najpierw nazwisko a potem imię. Ale mimo tych zgrzytów książka mną zakręciła, polecam.