Soros, Soros, Soros, Soros, Soros, …

Terroryzm = islam = migranci = Bruksela = NGO = Soros = WROGOWIE. Prawda, że nietrudne? Tyle wystarczy by zrozumieć przekaz rządowy kilku ostatnich lat. Obecnie coraz prominentniejsze miejsce na tej wyliczance zajmuje Soros. Do tego stopnia, że w jednym z badań publicznych, w których zapytano o szanse partii Sorosa w nadchodzących wyborach (8 kwietnia) uczestnicy poważnie odpowiadali na to absurdalne pytanie (nie ma takiej partii), 2/3 z nich uważa, że wyborów nie wygra. Badanie skrytykowano za profesjonalne uchybienia, ale oczywistym jest, że w tej kampanii dla Fideszu Soros jest temat numer jeden.

Zacznijmy od listu, który dostałem, wraz z pozostałymi obywatelami Węgier, w styczniu:

list od premiera

Drogi Rodaku,

Chciałbym powiadomić Pana/Panią, że rząd na posiedzeniu 17 stycznia przyjął projekt ustawy Stop Soros.

W ramach narodowej konsultacji, która odbyła się w końcu ubiegłego roku, obywatele naszego kraju w zdecydowanej większości powiedzieli planowi Sorosa “nie”. Celem ustawy Stop Soros jest wyegzekowanie tego stanowiska. Musimy zapobiec temu by Węgry stały się krajem imigrantów.

Stawka jest ogromna. Ogrodzenie zbudowane na granicy zatrzymało migrantów, natomiast poplecznicy migracji przypuścili obecnie nowy atak na naszą ojczyznę. György Soros zburzyłby ogrodzenie graniczne, osiedliłby miliony z Afryki i Bliskiego Wschodu.

Dla nas Węgry są najważniejsze. Domagamy się, byśmy tylko my, Węgrzy, decydowali z kim będziemy razem żyć. Dlatego obronimy ojczyznę przy pomocy ustawy Stop Soros a także wszelkich innych środków. Musimy się zjednoczyć by Węgry pozostały krajem Węgrów,

Czas nadszedł. Stańmy w obronie Węgier!

Pozdrawiam

Viktor Orbán

Premier Węgier

O zabawnych „konsultacjach” w sprawie „planu Sorosa”, o których wspomina nasz premier, pisałem wcześniej tu.

W ustawie Stop Soros chodzi o szykany, którymi będą poddane organizujące pracujące z migrantami (w pierwotnej wersji było „nielegalnymi migrantami”, obecnie pozostało po prostu „migrantami”): konieczność uzyskania zezwolenia na działalność, utrata 25% funduszy otrzymanych z zagranicy, możliwość wprowadzenia zakazu wstępu do strefy przygranicznej, i tym podobne – projekt ustawy pisano na kolanie i w wielu miejscach brak precyzji w sformułowaniach.

Plan Sorosa zagraża chrześcijańskiej kulturze Europy – Soros Stop! – propagandowa, rozdawana bezpłatnie, gazetka Lokál

Sama ustawa nie została uchwalona jeszcze, rząd ma ją przesłać do parlamentu po wyborach, bo do jej przyjęcia potrzebna jest większość 2/3, której Fidesz nie ma ale ma nadzieję mieć po wyborach.

Tak więc „Soros” odgrywa podobną rolę w dyskursie publicznym jak „pomidor” w popularnej grze. Ktoś pyta o podejrzenie zmowy korupcyjnej podniesione przez unijny urząd antykorupcyjny OLAF odnośnie szeregu przetargów wygranych przez firmę zięcia Orbána? Soros. Co tam ze służbą zdrowia? Soros. Co z oświatą (dopiero co miała druga już demonstracja uczniów szkół średnich (!) domagających się reformy, zapowiedziano już trzecią na 15 marca)? Soros. I tak dalej.

Soros zburzyłby ogrodzenia na granicy. Plan Sorosa zwiększa zagrożenie terrorystyczne. Soros Stop! z tego samego periodyku

Mamy rozmawiać o migrantach, myśleć o ich poplecznikach, martwić się zagrożeniem, które stanowią, bać się terroryzmu, który przynoszą, nienawidzić wrogów narodu – i głosować na Jedynych Obrońców Węgier.

SorosHVG

Przyjdzie Soros i cię zabierze! okładka tygodnika HVG podsumująca antysorosową histerię

Strategia ta odnosi sukcesy. Wcześniejsze próby opozycji by wypromować wybory jako decyzję pomiędzy opcją prorosyjską a proeuropejską przepadły. Jobbik nie przebił się z narracją wszechorganiającej korupcji, którą promował swoją niedawną kampanią billoboardową (małoprzekonującą zresztą bo robioną na słupach ogłoszeniowych oligarchy, który pokłócił się uprzednio z Orbánem). Nikt nie próbuje mówić o tragicznej sytuacji w służbie zdrowia. Mówimy o migrantach.

Soros osiedliłby miliony z Afryki i Bliskiego Wschodu. Soros Stop! przekaz Fideszu dotrze do nas i na ulicy

Pastisz reklamujący program telewizyjny: Stop Somos? András Somos osiedliłby miliony przed telewizorami. To prawdziwy plan Somosa, pozwólmy by on śmiał się ostatni

Na jednym z plakatów Fideszu Soros stoi otoczony przywódcami partii opozycyjnych trzymających w rękach sekatory. Napis głosi „Razem zburzyliby ogrodzenie graniczne”. No i teraz muszą udowadniać, że nie, Jobbik umieścił to ogrodzenie nawet na swoich plakatach wyborczych. Nikt wśród partii opozycyjnych nie śmie przeciwstawić się polityce migracyjnej Fideszu, pełen triumpf.

Razem zburzyliby ogrodzenie graniczne

Jobbik się nie zgadza. „Ogrodzenia i straży granicznej” domaga się na swoich plakatach z serii „My zwyciężymy, wy zyskacie”

W tym kontekście ciekawe jest zeszłoroczne badanie nad przedmiotem obaw Węgrów przeprowadzone przez Index i Závecz Research [HU]. Pięć pierwszych pozycji zajmują

  • terroryści
  • skorumpowani politycy
  • migranci
  • muzułmanie
  • oligarchowie bliscy rządowi

Usuńmy z tej list terrorystów, migrantów i muzułmanów (dla większości Węgrów to jedno i to samo) i co pozostanie? Coś o czym Fidesz bardzo nie chce byśmy rozmawiali.

Są jednak tacy, którym ta kampania się podoba. Źródło: blog CDN

PS Korzyści z kampanii antysorosowej są nie tylko polityczne. Jak napisało niedawno átlátszó [EN] w zeszłym roku rząd wydał na dwie „konsultacje społeczne” i łączące się z nimi działania ponad 40 milionów euro. Niemal jedna trzecia tej kwoty trafiła do węgierskiego geniusza biznesu Lőrinca Mészárosa. 70% tej kwoty rozdzieliło pomiędzy siebie pięciu oligarchów bliskich rządowi.

Reklama

jak Węgry niemal wybrały członka Biura Politycznego na prezydenta

Niedawno miałem okazję porozmawiać z jednym z założycieli Węgierskiego Forum Demokratycznego (Magyar Demokrata Fórum), która to partia w 1990 roku wygrała pierwsze wolne wybory na Węgrzech a zarazem i w Europie Wschodniej. Zawsze ciekawie jest spotkać się z żywym świadkiem historii, zwykle można się czegoś nowego dowiedzieć, tym razem największe wrażenie zrobiła na mnie jego opowieść o Imre Pozsgayu.

Imre Pozsgay był działaczem partyjnym i to wysokiego stopnia: członek partii od 1950 roku, w trakcie kariery poseł, minister, przywódca Frontu Patriotycznego, członek Komitetu Centralnego a potem i Biura Politycznego partii. Nie przeszkodziło mu to zyskać tak wielką popularność by zostać w 1990 roku kandydatem MDF-u na prezydenta państwa, który, podobno, miał zwycięstwo w kieszeni.

Jak udało mu się zdobyć taką popularność? I dlaczego w końcu nie został prezydentem? O tym zaraz.

Pozsgay wsławił się tym, że jako pierwszy nazwał wydarzenia 1956 roku „powstaniem ludowym” w przeciwieństwie do obowiązującej publicznie tezy o „kontrrewolucji”. Swoje przekonania narodowe wyrażał od dłuższego czasu, to z jego udziałem w Lakitelek od 1987 spotykali się przedstawiciele orientacji, jak to się tutaj mówi, „ludowo-narodowej” (népi-nemzeti), z której powstał później MDF. Parasol ochronny, który zapewniał był ważny, niecieszące się nim inne odłamy opozycji były przedmiotem szykan.

Alternatywnym środowiskiem opozycyjnym byli dysydenci (opozycja demokratyczna) w rodzaju KOR-u (warto pamiętać, że węgierski disszidens oznacza coś innego od polskiego dysydenta, disszidens to ktoś kto po prostu wyjechał, legalnie bądź nie, na zachód i tam pozostał). Dziś chętnie zarzuca się im związki, rodzinne bądź ideologiczne, z komunistami. Jak to określił mój rozmówca, byli internacjonalistami a obecnie przedstawiają się jako kosmopolici.

To ważne, bo w ten sposób odtworzyła się jedna z kluczowych, najgłębszych linii podziału w węgierskiej polityce pomiędzy obozami narodowym (nemzeti) a miejskim (urbánus).

Co ciekawe, ówczesny Fidesz jednoznacznie identyfikował się z opozycją demokratyczną.

W trakcie kampanii przed wyborami planowanymi na styczeń 1990 roku Związek Wolnych Demokratów (Szabad Demokraták Szövetsége), który powstał ze środowisk dysydenckich, zainicjował referendum z czterema pytaniami

1. Czy wybory prezydenta powinny mieć miejsce dopiero po wyborach parlamentarnych?

2. Czy organizacje partyjny powinny opuścić zakład pracy?

3. Czy MSzMP powinny rozliczyć się z posiadanego majątku? [MSzMP to skrót nazwy partii komunistycznej]

4. Czy Straż Robotnicza powinna zostać rozwiązana? [Ta straż to rodzaj węgierskiego ORMO, utworzono ją po 1956 roku]

Do inicjatywy referendalnej przyłączyły się trzy inne partie, między innymi Fidesz, wezwały one do głosowania 4 razy Tak.

SzDSz odniósł sukces: referendum, mimo wezwań MDF-u do bojkotu, było ważne, a na wszystkie pytania padła odpowiedź Tak. Przy czym tak jak w przypadku pytań 2-4 głosów Tak było po około 95%, w przypadku pierwszego pytania było ich 50.07% czyli tu wygrana była minimalna. Jak podkreślił mój rozmówca, najważniejszym było to, że wyboru prezydenta miał teraz dokonać parlament, pozostałe kwestie straciły do tego czasu na aktualności.

Kiedy MDF wygrało wybory wydawało się to być formalnością. Posiadając najliczniejszy klub parlamentarny, partia miała prawo do zgłoszenia kandydata na prezydenta. Oczywistym było, że miał nim być Pozsgay.

Jednak ówczesny premier, József Antal, zawarł ze SzDSz-em pakt: w zamian za ograniczenie ilości ustaw wymagających większości dwóch trzecich, co ograniczało wpływy SzDSz-u będącego największą partią opozycyjną, ta partia miała zyskać prawo do zgłoszenia kandydata na prezydenta. Zgłosiła go w postaci Árpáda Göncza, uczestnika powstania 1956, skazanego za to na dożywocie, pisarza i tłumacza literatury (przełożył na węgierski m.in. Tolkiena). Został on też prezydentem, Pozsgay natomiast nigdy nie powrócił na pierwszą linię polityki.

Mój rozmówca był rozgoryczony. I dziś żałuje, że prezydentem nie został Pozsgay. Nie uważa, że problem, iż był on prominentnym komunistą, w jego oczach był on raczej jakimś przedstawicielem opozycji. Ważniejsze były jego przekonania narodowe od wysokiej pozycji w partii komunistycznej.

Do dzisiaj nie mogę zrozumieć do końca tego fenomenu popularności Pozsgaya. I sądzę, że jednak lepiej, że w 1990 w wolnych wyborach Węgry nie wybrały sobie na prezydenta członka Biura Politycznego ale uczestnika powstania 1956 roku.

Pozsgay_Imre_fortepan_124978_1

Imre Pozsgay, prawie prezydent

źródło: Fortepan — ID 124978:  Autor: Urbán Tamás. – http://www.fortepan.hu/_photo/download/fortepan_124978.jpg, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=62345552

kiedy polscy i węgierscy żołnierze stali po dwóch stronach frontu

Był taki moment w czasie drugiej wojny światowej, tak konkretnie a nie w przenośni (tu państwa Osi, tam alianci), właśnie się o tym dowiedziałem.

Wiadomo powszechnie, że Węgrzy z Polakami w czasie wojny nie walczyli. Najpierw wspaniale pomogli uchodźcom, potem, w czasie powstania warszawskiego, zamiast, jak tego żądali Niemcy, ostrzeliwać miasto, na wiele sposobów pomagali powstańcom i ludności.

W tym samym jednak czasie węgierska 5 Dywizja Rezerwowa została rozmieszczona na liniach obronnych wzdłuż Wisły. Naprzeciw nich znajdowała się Dywizja Kościuszkowska i obie strony wiedziały o sobie. Do walk nie doszło na szczęście a Węgrów wkrótce stamtąd wycofano. Według wspomnień generała Béli Lengyela sytuacja wyglądała tak:

Sądzę, że to przypadek zrządził, że armią Kościuszkowską obsadzono odcinek Wisły naprzeciw 5 Dywizji Rezerwowej. Tak jak samo jak to miało miejsce z moją dywizją w Galicji, i tutaj korzystano z megafonów, płyt, a zwłaszcza odtwarzanej wieczorami muzyki cygańskiej, oraz wygłaszanych po węgiersku przemówień nawołujących do przerwania bezsensownej walki, poddania, przejścia na drugą stronę.

Tę ciekawostkę wyczytałem w książce Krisztiána Ungváryego pt. Magyar megszálló csapatok a Szovjetunióban, 1941-44 (Węgierskie oddziały okupacyjne na terenie ZSRR, 1941-44). Informacja znajduje się na stronach 391-392. Cytat pochodzi ze wspomnienia generała Béli Lengyela pt. Emlékeim, sygnatura TG 3028, 228/strona B znajdujących się w Archiwum Wojskowym (Hadtörtenéti Levéltár).

Ungvary_magyarcsapatokSUban

geniusz biznesu

Rząd węgierski nie raz chwalił się już swoimi osiągnięciami poprzez różne media ale jakoś systematycznie i niesprawiedliwie pomija jeden z sukcesów Węgier, wobec którego żółkną z zazdrości rekinu biznesu z całego świata: to węgierska firma wykazała się niedawno najwyższym wzrostem na świecie (6000%) przewyższając osiągi bitcoina (1700%), doniósł o tym zresztą Bloomberg.

Mózg odpowiedzialny za ten godny uwagi sukces należy do Lőrinca Mészárosa, który w innym artykule na swój temat opublikowanym przez Bloomberga zapytany o porównanie do Zuckerberga małoskromnie stwierdził “być może jestem bystrzejszy”.

Choć prorządowe media jakoś unikają tematu geniusza biznesu na szczęście nie pomijają go inne media. I tak niedawno portal dziennikarstwa śledczego Átlátszó opublikował zestawienie porównujące majątek Mészárosa z majątkami przedwojennych bogaczy (po węgiersku i po angielsku). Konkluzje są ciekawe.

Przed wojną najbogatszymi ludźmi na Węgrzech były następujące osoby (dane z 1935 roku):

  • graf László Károlyi: 15,2 millionów pengő
  • graf Sándor Festetics: 13,5 millionów pengő
  • arcyksiążę József Habsburg: 10,5 millionów pengő

W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, w zależności od przyjętej metody, byłyby to następujące kwoty:

  • graf László Károlyi: 8,35/16,6 miliardów forintów
  • graf Sándor Festetics: 7,45/14,8 miliardów forintów
  • arcyksiążę József Habsburg: 5,7/11,4 miliardów forintów

Gdyby przeliczenia dokonać biorąc pod uwagę różnicę pomiędzy ówczesnym a współczesnym węgierskim GDP i związanymi z tymi różnicami w poziomie życia te majątki miałyby następującą wartość:

  • graf László Károlyi: 76 miliardów forintów
  • graf Sándor Festetics: 67,7 miliardów forintów
  • arcyksiążę József Habsburg: 53,4 miliardów forintów

Jakiekolwiek jednak by metody porównania nie wybrać majątki tych ówczesnych krezusów bledną wobec majątku Mészárosa, który szacowany jest na 120 miliardów forintów.

Kim jest ten bogacz, nota bene obecnie numer 5 na liście najbogatszych Węgrów?

Mészáros jest wójtem wsi Felcsút, z której pochodzi Viktor Orbán. Znają się od dzieciństwa i są przyjaciółmi. Ten monter gazowy z wykształcenia swoją karierę biznesową rozpoczął stosunkowo niedawno, siedem lat temu. Tempo, w jakim wzbogacił (wzbogaca się), zaczynając niemal od zera, nie ma precendensu w węgierskiej historii. Oparte jest ono na gigantycznych kwotach wygranych przetargów publicznych.

Opozycja twierdzi, że po uniezależnieniu się od Fideszu/Orbána Lajosa Simicski, innego geniusza biznesu, który obecnie nie odnosi już takich jak wcześniej, opartych głównie na przetargach, sukcesów biznesowych, to Mészáros przejął rolę nadwornego oligarchy i słupa Orbána. Obaj temu zaprzeczają.

Według oficjalnej deklaracji majątkowej (cytuję za Indexem, sama deklaracja nie jest w tej chwili osiągalna) Viktor Orbán, poza mieszkaniem w Budapeszcie i domem Felcsú, posiada oszczęgności w kwocie 993 tysiące forintów (13 357 złotych).

Mészáros i Orbán: przyjaźń mimo dramatycznych różnic majątkowych jest jednak możliwa, źródło: HVG

wiele mówiące słowa

Zaciekawiły mnie ostatnio słowa, których pozornie oczywisty, lustrzany odpowiednik w tłumaczeniu ma inne, bywa, że radykalnie odmienne, znaczenie lub kontekst w drugim języku, rzecz jasna chodzi mi o polski i węgierski. Mam trzy przykłady takich słów.

Węgierski polgári to po polsku mieszczański. Przy czym po węgiersku używa się tego słowa z pełną afirmacją, jest więc polgári mieszkanie czy też polgári rodzina i jest to cool. Tak na marginesie węgierska inteligencja kulturalnie zawsze aspirowała, także w czasach socjalistycznych, do bycia właśnie polgári, w Polsce analogiczne aspiracje odnosiły się do szlachty. Powiedzmy zatem po polsku: pochodzi z mieszczańskiej rodziny, mają mieszczańskie mieszkania – toż to już wstyd i poruta. To samo, słownikowo, słowo, a inny kontekst znaczeniowy.

Albo weźmy takie węgierskie igénytelen. W słowniku to sympatycznie brzmiący niewymagający. Tyle, że w węgierskim igénytelen to burak, któremu jest wszystko jedno: mieszkać może w mieszkaniu lub w oborze, jeść z talerza albo z gazety, ubierać się w cokolwiek. Najbliższy temu słowu byłyby pewnie prymityw, nawet abnegat brzmi tu zbyt pozytywnie bo dopuszcza jakieś, ignorowane ale jednak być może istniejące, smak czy potrzeby estetyczne. Kto zna węgierski doceni smaczek dosłownie przetłumaczonego na węgierski zdania Proszę się nie trudzić, nie jestem wymagający: Ne fárodjon, igénytelen vagyok.

Esztéta to, znowu, według słownika, po prostu esteta. Tyle, że węgierskie słowo oznacza w zasadzie krytyka sztuki i do bycia esztétą można się spokojnie przyznawać w towarzystwie wywołując zapewne szmer uznania, a po polsku użyjąc tego określenia w stosunku do siebie ryzykujemy, w najlepszym razie, ośmieszenie się brakiem skromności a w gorszym wywołanie zażenowania wobec demonstracji tak bezkrytycznego pięknoduchostwa.

Każda z tych par słów jest oczywiście inna. Mimo tych różnic wspólna jest odmienność pomiędzy obrazem świata, jego pojęć i wartości doświadczanych przez użytkowników obu języków.

fajne ale miejscami nieco zawodne słowniki