Radio Polonia Węgierska 92 / Mało znane węgierskie tradycje świąteczne

Zwykle ich się nie wymienia ale bez nich nie jestem w stanie wyobrazić sobie świąt – o tych mało znanych węgierskich tradycjach świątecznych mówię w kolejnym odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (13:55).

Między tradycjami świątecznymi na Węgrzech i w Polsce jest dużo podobieństw – i tu i tu od listopada w sklepach dudną angielskie piosenki christomasowe, szóstego grudnia przychodzi Mikołaj i zostawia coś w butach, w obu krajach na wigilię je się karpia i makowiec, jest choinka, są prezenty, i ale i jest nieco różnic: na Węgrzech jest mięso w wigilię, nieznane są tu opłatki, istnieją za to świąteczne cukierki zwane szaloncukor, na Sylwestra o północy wysłuchuje się hymnu państwowego, pierwszego stycznia je się soczewicę, co zapewnić ma bogactwo we właśnie rozpoczynającym się roku (sprawdzone – nie działa).

Ale jest coś jeszcze co odróżnia Węgry od Polski w tym okresie, są to mianowicie wielkie koncerty. Reklamujące je wielkie plakaty pojawiają się w środku jesieni zwiastując nadchodzący okres świąteczny.

Pierwszy z nich nazywa się Fenyő Ünnep czyli Święto Fenyő albo też Święto Fenyő – taka gra słów (fenyő to węgiersku choinka). Miklós Fenyő to węgierski Jerry Lee Lewis, niestrudzony wykonawca rock’n’rolla w stylu lat pięćdziesiątych-sześćdziesiątych. Mimo swojego nie najmłodszego wieku (obecnie siedemdziesiąt pięć lat) uwija się on na scenie w glitterowej marynarce wykonując ogniste kawałki na tle tańczących bikiniarzy. Koncert w tym roku odbywa się po raz dwudziesty piąty. Zjawisko jedyne w swoim rodzaju.

Drugie, podobnie jak Fenyő Ünnep po brzegi wypełniające wielkie sale sportowe wydarzenie muzyczne, to noworoczny koncert romskiego skrzypka Zoltána Mága. Te gigantyczna gala, z obowiązkową orkiestrą symfoniczną, fajerwerkami i marszem Radetzkyego wyklaskiwanym przez publiczność, odbyła się on po raz pierwszy w 2009 roku. Pojawiają się na niej gwiazdy muzyki klasycznej i popu, podobnie ekletyczny jest program spajany postacią skrzypcowego maetro. Całość transmituje telewizja. Wyczuwa się inspirację wiedeńskim koncertem noworocznym a także ambicję jego przebicia, ach ta stara, wiecznie żywa konkurencja między Budapesztem a Wiedniem!

Choć sam na żadnym z tych koncertów nie byłem, to jednak bez nich trudno byłoby mi wyobrazić sobie tutejsze święta.

Reklama

Radio Polonia Węgierska 91 / Węgierscy grekokatolicy

Węgrzy wyznania wschodniego? Są tacy i to od dawna. O tym zjawisku mówię w 91 odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (14:50).

Węgrzy chętnie operują pojęciem “Słowanie” by podkreślić różnicę między sobą a sąsiednimi krajami. Fakt bycia krajem słowiańskim zakłada istnienie jakiejś szczególnej więzi z innymi słowiańskimi państwami i narodami. Tak też jest w przypadku Polski i Ukrainy: ich szczególna relacja to w dużej mierze efekt przynależności do słowiańszczyzny. W przypadku Węgier takiej wspólnoty nie ma.

Otóż nie jest to do końca tak. Między Węgrami a Ukrainą istnieje więź, której nie ma między Polską a Ukrainą. Chodzi mi o kościół grekokatolicki.

Aczkolwiek organizacyjnie jest to stosunkowo młody kościół na Węgrzech – eparchia (rodzaj biskupstwa w kościołach wschodnich) powstała dopiero w 1912 a bezpośrednią podległość Rzymow kościół uzyskał nie dawniej jak w 2015 roku – to prawosławni, potem grekokatolicy, żyli na Węgrzech już od dawna.

Początkowo byli to Rusini i Rumunii, którzy zasiedlali północno-wschodnie Węgry (do dziś kościół ma tam najwięcej wyznawców), potem dołączyli do nich uciekający przez Turkami Serbowie a w okresie reformacji zaczęli się do niego przyłączać także Węgrzy. Było tak gdy pozostałe bez wygnanych przez protestantów księży parafie wolały przyłączać się do grekokatolików niż do nowych wspólnot protestanckich. Niewiele później w ramach kościoła rozpoczął się ruch na rzecz wprowadzenia języka węgierskiego do liturgii na miejsce staro-cerkiewno-słowiańskiego.

Tak więc kościół, mimo że formalnie nie należy do czwórcy tak zwanych kościołów historycznych, które mają uprzywilejowany status w państwie (katolicki, kalwiński, ewangelicki i żydowski) ma charakter węgierski. Obecnie liczba jego wyznawców mieści się, w zależności od źródła, w przedziale między 200 a 300 tysięcy ludzi. Nie jest to wiele ale też nie jest liczba, którą można pominąć.

Mimo więc tego, że sporo Węgrów podziela wyznanie z Ukraińcami, na Węgrzech brak jest świadomości tego. Nie słyszy się by ktoś nawoływał do solidarności z Ukrainą bo żyją tam „bracia we wierze”. Nikt nie przypomina tego faktu.

Nie jest to zaskakujące. W każdej sytuacji można się odwoływać do tego co łączy – lub do tego co dzieli. Zawsze i to i to się znajdzie.

Sobór Zaśnięcia Matki Bożej przy placu Petőfiego w Budapeszcie, źródło: wikipedia

Radio Polonia Węgierska 90 / Budapeszt turystyczny i ten drugi

Zwiedzając Budapeszt zobaczycie inne miasto, niż to, w którym mieszkam. O tym jest mój najnowszy tekst w podcaście Radio Polonia Węgierska (15:45)

Zauważyłem, że choć bardzo interesuje mnie Budapeszt to jednak ciekawszy jest dla mnie chiński rynek na Kőbányi niż jarmark świąteczny na placu Vörösmarty, większą ochotę na kawę mam w barze Kisüzem, niż w kawiarni New York czy nawet w romkocsmie Szimpla kert, z łaźni wolę Lukácsa od Széchenyego, jeśli idę na rynek to raczej na Hunyadi tér niż do wielkiej hali targowej, zamiast zwiedzania autobusowego po trasie zamek-góra Gellérta-parlament-Bazylika-plac Bohaterów wybrałbym przechadzkę po ósmej dzielnicy.

Innymi słowy, typowo turystyczne atrakcje miasta, które przyciągają tu tylu odwiedzających, mnie niespecjalnie obecnie ruszają.

Nie chodzi tu rzecz jasna tylko o mnie. Tak to chyba wszędzie jest, że to, co przyciąga turystów często jest dość obojętne dla stałych mieszkańców danej miejscowości. Co więcej, bywa, że im bardziej jakieś miejsce przyciąga turystów tym bardziej odpycha miejscowych.

Być tak może, bo w okolicy pojawiają się „turystyczne” czyli wysokie ceny, bo miejscowe restauracje szykują wyłącznie ofertę dla turystów, dajmy na to, zupę gulaszową z Cyganem z czerwonej kamizelce grającym do ucha, bo z powodu autokarów nie ma jak tam się dostać, albo też ponieważ w okolicy kupić można wyłącznie pamiątki a nie rzeczy potrzebne na codzień.

Takim przykładem w Budapeszcie jest zamek, jedna z najpiękniejszych części miasta, w której spotkać można niemal wyłącznie turystów.

Odwiedzając dane miejsce po raz pierwszy na ogół zachowujemy się jak turyści, kiedy w nim zamieszkamy, chcąc nie chcąc, przyjmujemy logikę lokalsów.

Ciekawe jak obok siebie istnieją te dwie wersje tego samego miasta, jedna dla turystów a druga dla miejscowych. Nie mają zbyt wiele punktów stycznych. Tę pierwszą opisują przewodniki, tę drugą każdy odkrywa sam dla siebie.

Ciekawe też jak ludzie przyjeżdzający „poznać miasto” ograniczają się do zwiedzania turystycznych atrakcji jakby ta turystyczna wersja stanowiła całą prawdę o danym miejscu. A przecież tyle innych rzeczy czeka tam na odkrycie.

Tego nie znajdziecie w przewodnikach

Radio Polonia Węgierska 89 / Dracula był Węgrem

Tak, tak, Dracula też, mówię o tym w najnowszym odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (15:00).

Dracula był Węgrem.

Nie chodzi mi tu o jego siedmiogrodzkie pochodzenie ale o to, że w kulturze popularnej nikt nie uosabia go lepiej niż węgierski aktor Béla (Bela) Lugosi.

Lugosi w zasadzie nazywał się Blaskó, pseudonim artystyczny przyjął od miejsca urodzenia, siedmiogrodzkiego miasta Lugoj, po węgiersku Lugos.

Urodził się w 1882 roku a karierę aktorską zaczął w 1902 roku. Początkowo występował w teatrach ale od 1917 roku doszły do tego nieme filmy.

Z powodu aktywności związkowej w okresie rewolucji komunistycznej na Węgrzech musiał opuścić kraj w 1919 roku. Udał się do Niemiec gdzie zagrał w kilku filmach. Wkrótce jednak przeniósł się do Stanów Zjednoczonych.

W 1927 roku w sztuce wystawianej na Broadwayu zagrał Draculę. Sztuka odniosła wielki sukces, zarówno komercyjny (261 przedstawień w samym Nowym Jorku, do tego doszło potem turne po całym kraju) jak i artystyczny. W 1931 roku zagrał Draculę w filmie pod tym samym tytułem. Film również okazał się wielkim sukcesem ale zarazem przypieczętował los Lugosiego.

Mimo wielu wysiłków nie udało mu się wyrwać z szufladki aktora od horrorów. Późniejsza rola Igora w Synie Frankensteina wpisała się w ten trend. Jego sytuacji nie ułatwiał fakt, że po angielsku mówił z ciężkim węgierskim akcentem. Draculę Lugosi grał z minimalną charakteryzacją: Lugosi był Draculą.

Według samego aktora, Draculę grał on na scenie tysiąc razy. Kiedy umarł, pochowano go w takiej pelerynie w jakiej grał Draculę w filmie. Tak zdecydowała jego rodzina, bardziej odpowiedniego stroju nie dałoby się jednak wymyślić.

Bela Lugosi jako Dracula w filmie z 1931 roku, źródło: wikipedia

Utwór zespołu Žagar pt. Mr. Lugosi. W kawałku wykorzystano nagranie Lugosiego ze wspomnianym „ciężkim, węgierskim akcentem”

Radio Polonia Węgierska 88 / Zastanawiający pomnik Hanny Szenes

Hanna Szenes to niezwykła postać a jej niedawno odsłonięty pomnik skłania do zadawania niewygodnych pytań. O tym mówię w najnowszym odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (18:55)

Niedawno odsłonięty pomnik Hanny Szenes nie jest jej pierwszym upamiętniem w mieście bo jej mini-pomnik wykonał wcześniej Mychajło/Mihály Kołodko, jej imieniem nazwano też niewielki placyk w siódmej dzielnicy. ale ten pomnik jest najbardziej znaczący i prowokujący do pytań wykraczających poza postać samej Hanny Szenes.

Była ona węgierską Żydówką. Wyemigrowała do Palestyny w 1939, gdzie pracowała w kibucu oraz wstąpiła do żydowskiej podziemnej organizacji wojskowej Hagana (Palestyna znajdowała się wówczas pod kontrolą brytyjską). W 1943 roku wstąpiła do brytyjskiej armii, trafiła tam do Special Operations Executive – agencji do działań dywersyjnych na terenie okupowanej Europy. W sumie do tej agencji zwerbowanych było siedemnastu węgierskich Żydów.

W 1944 roku zrzucono ją wraz z kilkoma towarzyszami do Jugosławii. Mieli wspomagać działania partyzantów oraz w miarę możliwości podjąć działania w celu ochrony żyjących jeszcze węgierskich Żydów. Niestety, złapano ją podczas przekraczania granicy węgierskiej. Mimo tortur nie podała kodów do radia, które przy niej znaleziono ani szczegółów misji. Rozstrzelano ją w Budapeszcie 7 listopada 1944 roku.

W Izraelu od lat jest bohaterską. Wiersze, które pisała, omawiane są w szkołach. Na Węgrzech, do niedawna, była nieznana. Nowy pomnik pewnie pomoże to częściowo nadrobić.

I tu właśnie pojawiają się pytania. Bo Hanna Szenes była członkiem armii będącej w stanie wojny z Węgrami, innymi słowy, była zdrajcą, wrogiem. Jak można wrogowi oficjalnie stawiać pomnik?

Można jeśli się dawną wojnę przewartościuje (ktoś był może wrogiem ale racja była po jego stronie), Węgry tego jednak dotąd nie zrobiły. Ocena udziału Węgier w wojnie nie jest przedmiotem dyskusji. Przyznając, że Węgry ją przegrały unika się zajęcia pozycji wobec tej kwestii. Ten pomnik wiele tu nie zmieni, pokazuje tylko nieco schizofreniczne podejście do niej.

A takich postaci jak Hanna Szenes jest więcej. Poza jej towarzyszami z Palestyny jest przecież paru węgierskich naukowców, którzy wzięli udział w tworzeniu bomby atomowej, jest Pál Ignotus, dziennikarz sekcji węgierskiej BBC w czasie wojny, jest służący w armii amerykańskiej pisarz György Faludi i szereg innych. To i dziś zdrajcy i wrogowie czy też może stali po słusznej stronie? A może najprościej dalej tymi pytaniami się nie zajmować.

Pomnik Hanny Szenes na placu Széna, źródło: Wikipedia
Pomnik Hanny Szenes autorstwa Mychajło/Mihály Kołodki na placyku jej imienia w siódmej dzielnicy, źródło: Köztérkép