Strajk kobiet – demonstracja w Budapeszcie

Do dzisiejszych protestów Strajku Kobiet w Polsce dołączyła demonstracja w Budapeszcie. Odbyła się przed polską ambasadą wieczorem.

Solidarność
wywiady przed początkiem demonstacji, tutaj z główną organizatorką Marzeną Jagielską

Na proteście pojawiło się tylu ludzi, że trzeba było zamknąć ulicę Fasor. W artykułach w prasie (tu czy tu) szacunki odnośnie ilości uczestników wahają się pomiędzy 500 a 2000 osób, na moje oko było ich tak do tysiąca, co jest dalece więcej niż kiedykolwiek się tu zebrało przed ambasadą, włączając w to pamiętny czarny protest w 2016 roku.

To nie cały tłum – ludzi było zdecydowanie więcej

Była muzyka, między innymi Bella Ciao czy też Wolność Chłopców z placu Broni, były przemówienia po polsku, węgiersku i angielsku, było skandowanie. Dominowały hasła znane z Polski choć pojawiło się jedno, zresztą bardzo ładne, o charakterze lokalnym: Polka Węgierka dwie siostry. Uczestnicy byli Polakami, Węgrami a także przedstawicielami innych narodowości: udało mi się porozmawiać z dziewczyną z Brazylii, jeden z porządkowych był Gruzinem. Nagłośnienie było niewystarczające jak na taki tłum, dlatego też stojący z tyłu nie bardzo słyszeli mówców.

Hasło lokalne
Hasło globalne
Plakaty z Polski
Strajk kobiet po węgiersku
Pies z błyskawicą

Do żywego oddźwięku wśród Węgrów przyczyniła się zapewne też informacja o przystąpieniu kraju do koalicji antyaborcyjnej, sporo haseł po węgiersku nawiązywało do praw reprodukcyjnych.

Dzisiaj my, jutro wy

Policja zabezpieczała demonstrację zauważalnie dużymi siłami. Ambasadę oddzielono płotkiem, ciągle na widoku było 15-20 policjantów, dalej podobno parkowało sporo pojazdów policyjnych. Wyglądało to jakby przedtem naoglądali się sporo informacji o protestach w Polsce i bali się czegoś podobnego także tutaj.

Część sił policyjnych

Ta demonstracja to piękny przykład polsko-węgierskiej oraz międzynarodowej solidarności kobiet. Sądzę, że jeśli sytuacja w Polsce nie zmieni się szybko można spodziewać się kolejnych takich wydarzeń.

Ekipa organizatorek – brawo!!
Reklama

Radio Polonia Węgierska 25/ „na ty” po węgiersku i po polsku

W najnowszym odcinku audycji opowiadam o różnicy między przechodzeniu „na ty” po węgiersku i po polsku. Pełen tekst poniżej.

Rozmawiałem niedawno przez telefon z pewnym Węgrem, który był starszy ode mnie a w dodatku niegdyś zajmował wysoką pozycję w polityce. Był to nasz pierwszy w życiu kontakt więc zacząłem oczywiście na pan (Ön). On jednak w trakcie rozmowy, mimo że był to telefon a myśmy się na oczy jeszcze nie widzieli, szybko przeszedł on na ty. Komunikat był jasny: na ty mam do niego mówić też ja.

Jest to rzecz, która nie przestaje mnie pozytywnie dziwić na Węgrzech. Tutaj jeśli osoba „godniejsza” czyli starsza czy też o wyższej pozycji społecznej powie ci „ty” to natychmiast możesz też mówić do niej „ty”. W przeciwieństwie do Polski nie ma mowy o protekcjonalnym „ty” od osoby godniejszej, na które trzeba pokornie odpowiadać „pan/pani”. Zasada nie dotyczy dzieci ale jeśli skończyło się 18 lat to rozmówca może mieć choćby 80 lat, jeśli zwróci się do ciebie „ty” też powinieneś tak się do niego zwracać bez osobnych zaproszeń czy zachęt.

Węgrzy w ogóle łatwiej używają formy „ty”. Miałem kiedyś związane z tym ciekawe przeżycie. Na jakiejś imprezie poznałem Węgra, który świetnie znał polski. Początkowo rozmawialiśmy po węgiersku i naturalnie byliśmy na ty. Potem przeszliśmy na polski i ze zdziwieniem zauważyłem, że nagle zaczął mówić co mnie „pan”. Najwyraźniej tak odczuwał odpowiednie formy w obu językach.

Co ciekawe, w węgierskim poza ty oraz Pan/Pani istnieje jeszcze inna forma (maga), która nie ma odpowiednika w polskim. Stwarza ona jeszcze jedną możliwość równościowej relacji językowej, na przykład wiem, że kiedyś w szkołach średnich tak się zwracali do siebie nauczyciele i uczniowie, w niektórych szkołach ta forma jest używana i dziś.

To wszystko demokratyczne zwyczaje. Są one w dodatku o tylu bardziej zaskakujące, że na Węgrzech, w porównaniu z Polską, wydaje mi się, że ludzie przywiązują większą wagę do pozycji społecznej. W języku jednak nie nie ma to większego znaczenia.

Przechodzenie na ty jest na Węgrzech mniej formalne …, źródło: Fortepan / Chuckyeager tumblr

… i prostsze niż tu na zdjęciu, źródło: Fortepan / Chuckyeager tumblr

Radio Polonia Węgierska 24/ cudowni młodzi dwujęzyczni

W najnowszym odcinku audycji opowiadam o niezwykłych dwujęzycznych dzieciach i młodych ludziach. Pełen tekst poniżej.

W sobotę odbyło się zakończenie projektu szkoły polskiej działającej przy ambasadzie, w ramach którego stworzono dwa przewodniki turystyczne: po Węgrzech w języku polskim i po Polsce w języku węgierskim. Oba napisały, w większości dwujęzyczne, tam chodzące dzieci.

Sama szkoła poprzednio zorganizowała kilka innych projektów dla swoich dwujęzycznych uczniów. Te projekty mają w sobie to wspólnego, że łączą oba światy, polski i węgierski, uczestników. Dwa lata temu nastolatkowie przetłumaczyli wspólnie książkę Anny Onichimowskiej pt. Dziesięć stron świata – do dziś do dostania w tutejszych księgarniach. A ostatnio zrobili węgierskie napisy do dwóch filmów, z których jeden (Córka trenera) akurat pokazano w ramach jesiennej Wiosny Filmowej organizowanej przez Instytut Polski.

Sukces tych projektów pokazuje parę rzeczy. Pierwsza to to, że te dzieci bądź też nastolatki są w stanie robić „dorosłe” rzeczy: napisać książkę, tłumaczyć literaturę, tworzyć napisy do filmów. Zwykle uważamy, że można robić je dopiero po osiągnięciu dorosłości, zdobyciu wiedzy i doświadczenia a oni demonstrują, że wiek nie jest tu ograniczeniem.

Druga natomiast to to, że ich dwujęzyczność i dwukulturowość ma ogromny potencjał. Tradycyjnie szkoła polska zajmuje się wychowaniem małych Polaków – a szkoła węgierska, do której równolegle uczęszczają, wychowaniem małych Węgrów. Upraszczając nieco, od polsko-węgierskich uczniów oczekuje się, że w każdej ze szkół przybiorą odpowiednią tożsamość ignorując tę drugą część swojej osobowości.

W ramach wspomnianych projektów jednak te ich osobne zwykle tożsamości zostały połączone owocując sukcesem tych ambitnych przecież przedsięwzięć.

Sądzę, że wskazuje to potencjalny kierunek dla polskiej oświaty na Węgrzech. Otwarcie się na dwujęzyczność i dwukulturowość uczniów powinno wśród nich rezonować, umożliwić im działania wykraczające poza horyzont szkolny, zwiększyć atrakcyjność polskiej kultury a także pomóc im w przyszłości bardziej angażować się w działania na styku dwóch języków i kultur.

Brawo dla szkoły polskiej za otwartość na ten kierunek. No i wielki szacunek dla wszystkich, małych i dużych, uczestników tych projektów, ich osiągnięcia są bardziej niż imponujące – i dają dużo do myślenia.

Radio Polonia Węgierska 23/ musical o Józefie Bemie

W najnowszym odcinku audycji opowiadam o musicalu, którego nie widziałem, ale który chciałbym obejrzeć. Mowa jest o musicalu pt. Bem! Musical o patriotach i renegatach.

Pełen program podcastu:

1.  Powitanie – 00:00
2. Serwis polonijny – przyg. Robert Rajczyk – 05:50
3. Przegląd polskich tygodników – przyg. Robert Rajczyk – 11:32
4. Jeż Węgierski w eterze – przyg. Jerzy Celichowski – 22:23
5. Rozmowa z J.. Urbańską i M.Takács z Instytutu Polskiego – 30:32
6. Urywki historii – 01:05:18
7. Pożegnanie – 01:10.06

Józej Bem, Bem Apó – Ojczulek Bem, wielki bohater narodowy Polaków i Węgrów – a także bohater niezliczonych mniej lub bardziej schematycznych obchodów, składania kwiatów, akademii, itd. Postać pomnikowa czyli jednoznacznie określona i rozumiana, niebudząca już specjalnych emocji.

I tu, w ramach obchodów setnej rocznicy niepodległości Polski („Sto wskrzeszeń na 100-lecie Polski”), pojawia się spektakl pt. Bem! Musical o patriotach i renegatach. Stworzyły go kabaret Pożar w Burdelu, Teatr Syrena w Warszawie oraz Teatr im. Żeromskiego w Kielcach, reżyserem jest Michał Walczak a scenarzystą Maciej Łubieński.

Nie widziałem – bo nie miałem jak – ale chętnie bym zobaczył. Pożar w Burdelu to najciekawszy chyba obecnie kabaret literacko-polityczny. Już samo to, że na warsztat wzięli sobie najbardziej znanego Polaka w historii Węgier, tworząc przy tym swój pierwszy musical, jest warte zainteresowania.

Z artykułów prasowych dowiaduję się co jest treścią spektaklu. Tak piszą o nim Kulturalne Media: Generał Bem, który umarł jako muzułmanin (przeszedł dobrowolnie na islam po to, aby w armii tureckiej walczyć z Rosją) zażywa zasłużonego szczęścia w islamskim raju. Niestety jego dusza opuszcza raj, gdy polska ekspedycja rządowa przeprowadza ekshumację w Aleppo i ściąga jego szczątki do Polski. Okazuje się jednak, że nastąpiła pomyłka i nie są to szczątki Bema, a Araba Aziza.” I dalej Wymogiem musicalu jest opowiadanie o miłości. Bem nie miał żony, ani kochanki, więc w spektaklu jego wybranką serca jest Polska.

Przedstawienie pełne jest nawiązań do historii Polski, współczesności, odniesień do innych utworów literackich. Pojawiają się kwestie między innymi pozycji Polski na arenie międzynarodowej, planów zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, problemu uchodźców.

Wiele recenzji chwali muzykę Wiktora Stokowskiego i poszczególnych aktorów. Niektóre krytykują zbytnio kabaretowy styl, który nie jest najlepszą alternatywą dla „wyśmiewanego nadęcia, wielkich słów i grzebania się w prochach przeszłości.” Znalazłem też słowa oburzenia nad „niesmaczymi żartami kojarzącymi się z katastrofą smoleńską.”

Musical nie jest kolejną nużąca akademią na cześć Bema ale przykładem jak żywy może być odbiór tej niecodziennej postaci. Ciekaw jestem tego spektaklu, ciekawych jest jego zapewne sporo tutejszych Polaków a na pewno i wielu Węgrów. Świetnie byłoby ten musical tutaj ściągnąć – albo przynajmniej zaaranżować jego pokaz przez internet.

Radio Polonia Węgierska 22/ jugosłowiański film z hollywoodzkim rozmachem i wysadzaniem prawdziwego mostu

W najnowszym odcinku audycji opowiadam o jugosłowiańskim filmie, który zrobiono z hollywoodzkim rozmachem i, tak, w czasie jego kręcenia wysadzono prawdziwy most.

Od jakiegoś czasu krążą pomysły by przy zaangażowaniu Hollywoodu oraz światowych gwiazd stworzyć film sławiący polskich bohaterów. Zwolennicy pomysłu uważają, że w ten sposób uda się dotrzeć do światowej publiczności z przekazem na temat chwalebnej polskiej historii.

Warto pamiętać, że coś takiego, choć nie w odniesieniu do Polski, już miało miejsce. Chodzi tu o jugoslowiański film z 1969 roku pt. Bitwa nad Neretwą. Opowiada on historię próby zniszczenia przez siły niemiecko-włoskie ze wsparciem kontyngentu czetników silnego ugrupowania partyzanckiego w Bośni. Te pierwsze liczyły ponad sto tysięcy ludzi oraz dysponowały lotnictwem, partyzantów Tito było trzy razy mniej. Operacja, która miała miejsce w początkach 1943 pomimo dużych strat partyzanckich zakończyła się ich sukcesem: po jej zakończeniu kontrolowali takie samo terytorium jak poprzednio.

Tę jedną z największych konfrontacji militarnych, które miały miejsce na terenie Jugosławii postanowiono uwiecznić filmem. Środków nie żałowano: film kosztował pomiędzy 4.5 a 12 milionów dolarów, co było wówczas ogromną kwotą. Zrzucały się na niego państwowe firmy, wojsko udostępniło dziesięć tysięcy żołnierzy oraz czołgi, które zostały zniszczone dla celów filmu. Zatrudniono gwiazdy światowego formatu: zagrali w nim Sergei Bondarchuk, Yul Brynner, Franco Nero, Orson Welles i inni. Plakat dla filmu, bezpłatnie, zrobił Pablo Picasso.

Co ciekawe, zwłaszcza w kontekście niedawnych informacji o planach wysadzenia w powietrze mostu dla filmu z Tomem Cruisem, wysadzono kluczowy dla historii most na Neretwie. I to nie raz ale dwa razy: powstałe przy eksplozji dymy przesłoniły obraz i nagranie nie nadawało się do użytku. Po odbudowie mostu powtórnej eksplozji z samego tego powodu nie udało się dobrze sfilmować. W końcu scenę nakręcono w studio filmowym w Pradze.

Filmy o partyzantach to główny wkład jugosłowiańskiego kina do europejskiej kinematografii a ten to szczytowy przedstawiciel gatunku. Bitwa nad Neretwą dostała nominację na Oscara dla najlepszego zagranicznego filmu w 1970 roku. Film miał podobno 350 milionów widzów w 80 krajach.

Oglądany obecnie razi jednak patosem i schematyzmem. Nasi są dobrzy, ba, nieskazitelni, wrogowie są źli. Tekst na końcu filmu objaśnia: „Odwet był straszny. Powieszono co dziewiątego Jugosłowianina. Ale w wyniku wojny narodził się nowy naród.” Przekaz jest jasny, nawet bardzo, pytanie tylko na ile jest w stanie dotrzeć do publiczności dziś.

Radio Polonia Węgierska 21/ węgierska piosenka w języku polskim

W najnowszym odcinku audycji mówię o piosence, którą węgierski zespół rockowy stworzył w języku polskim a którą węgierska publiczność w pełni rozumiała.

Pełen program podcastu:

1. Powitanie
2. Serwis informacyjny – aut. Robert Rajczyk
3. Autorski Przegląd polskich tygodników – aut. Robert Rajczyk
4. Jeż Węgierski w eterze – felieton radiowy Jerzego Celichowskiego
5. Książka na Głos
6. Urywki historii
7. Wykład Izabeli Gass
8. Pożegnanie

Polski nie jest językiem, w którym nie-Polacy by się komunikowali, by w tym języku powstawały utwory literackie czy muzyczne jak to jest z angielskim czy francuskim czy paroma innymi językami.

Dlatego tak ciekawa jest piosenka z lat 80-tych węgierskiego zespołu Kontroll Csoport pt. Polak-Wenger. Nie dość, że ma polski tekst a przy tym jest węgierskiego autorstwa, to w dodatku była wykonywana dla węgierskiej publiczności, która ją przy tym rozumiała. Co więcej, była to, a mowa jest o szczytowym okresie kadaryzmu, piosenka opozycyjna wyrażająca poparcie dla Solidarności. Kto wie jak wyglądały te lata na Węgrzech doceni odwagę grupy.

Kontroll Csoport to jeden z najważniejszych zespołów alternatywnej sceny na Węgrzech w tym okresie. Grupa należała do kategorii “tolerowane” (w kulturze były wówczas trzy takie kategorie: popierane, tolerowane, zakazane, co się po węgiersku ładnie aliteruje támogatott, tűrt, tiltott) jej pierwsza płyta ukazała się dopiero w latach 90-tych. W ówczesnej kulturze zdecydowanie należała do nurtu opozycyjnego.

Tekst piosenki napisała Ági Bárdos Deák, wokalistka zespołu. Ági, jak wielu Węgrów wówczas, była zakochana w Polsce – i jak w przypadku wielu Węgrów wówczas ta forma uczucia spersonifikowała się w postaci polskiego ukochanego. Do Polski jeździli chętnie i dużo, podróżowali autostopem, nie mogli się nasycić polską atmosferą. Ági jako aktorkę teatru alternatywnego interesowała polski teatr eksperymentalny, jeździła do Wrocławia na spektakle Grotowskiego. Fascynowali się Szajną, jazzem. Przy okazji łapali język, przede wszystkim powtarzane przez wielu powiedzonko Polak-Węgier.

Zespół Kontroll założyli w 1980, pierwszy koncert miał w sylwestra tego roku w prywatnym domu. Tam po raz pierwszy też zaśpiewali piosenkę Polak-Wenger, jeden spośród pięciu utworów wówczas wykonanych.

Występować mogli tylko w domach kultury, bywało, że gdy o koncercie dowiedział się ktoś z miejscowego komitetu to go zakazywano. Dlatego niekiedy występowali pod pseudonimem Ági és a fiúk czyli Ági i chłopaki, który mniej rzucał się w oczy. Zespół jakoś tolerowano ale na ich występy przychodziła milicja niejednokrotnie bijąc uczestników. Na takich koncertach wykonywali, ku wielkiemu aplauzowi publiczności, także piosenkę pt. Polak-Wenger.

W zeszłym roku członkowie zespołu otrzymali w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku Medal Wdzięczności. Cieszę się z tego ich uhonorowania.

A oto i sama piosenka.