Moja przygoda wakacyjna wyglądała tak. Stałem w kolejce do kasy we wioskowym sklepie Coop (ta sieć dominuje w handlu detalicznym na prowinicji) kiedy oko moje przykuła półka z książkami, wszystkie po 399 forintów. Wśród nich uwagę na siebie zwracała spora formatem książka Árpáda W. Tóthy pt. Eljövetel (Przybycie). Tótę lubię (był na blogu tu i tu) więc bez zastanawiania się wykupiłem wszystkie dwa egzemplarze. Pani kasjerka przyglądała się nieco zaskoczona.

Przybycie całkowicie spełniło pokładane w niej nadzieje. Jest wyborem fikcyjnych, z jednym wyjątkiem napisanych przez samego Tótę, wycinków prasowych dotyczących lądowania na terenie Węgier UFO. Sprawa, od razu uprzedzam, też zmyślona, więc ufolodzy mogą tu przestać czytać tę notkę. Specjalnego smaczku dodaje moment lądowania UFO: jesteśmy w środku kampanii wyborczej 2006 roku słynnej z tego, że przyniosła zwycięstwo rządzącemu Gyurcsányowi, który po wyborach przyznał się do kłamstw w kampanii, wziął się za zaciskanie pasa i szybko doczekał się widowiskowych zamieszek ale nie uprzedzajmy faktów.
Skrótowo historia: w Hortobágy rozbija się, jak to początkowo informuje rząd, samolot. Amerykański – wojskowy – cywilny – przenoszący broń atomową – eksperymentalny – wszystkie te warianty pojawiają się w kolejnych komunikatach i doniesieniach prasowych aż w końcu okazuje się, że to UFO.
Zabrać je chcą Amerykanie, oddać chce Gyurcsány, protestuje przeciwko temu Orbán („To nasze UFO, węgierska Arka Przymierza”), publicyści komentują – Tóta nawet napisał charakterystyczny dla siebie antyklerykalny tekst związany z UFO a kościoły łamią sobie głowy co zrobić z problemem UFO („Czy obcy są chrześcijanymi?”. UFO otacza wojsko a wojsko otacza „żywy łańcuch” zwolenników Orbána. Węgierscy komuniści piszą list do „pozaziemskich gości” zaczynający się od słów „Drodzy towarzysze UFO”.
Amerykanie zaczynają grozić i twierdząc, że Węgrzy są matecznikiem terroryzmu zaczynają szykować inwazję. W międzyczasie Rosja i Ukraina organizują wspólne manewry na granicy węgierskiej. Gdy amerykańskie bombowce są już w powietrzu, Gyurcsány płacze w telewizji i ucieka z kraju a bookmakerzy przyjmują zakłady ile minut minie od upadku pierwszych bomb do kapitulacji wojska węgierskiego cała historia kończy się nieoczekiwanie – jak, nie zdradzę by nie odbierać przyjemności czytania dla tych, którzy się za książkę wezmą.
Perfekcyjnie dobrana czcionka i sposób łamania a także znakomita imitacja stylu poszczególnych organów prasowych daje złudzenie autentyczności. Tóta stworzył wycinki z czterech głównych dzienników, paru tabloidów a także tygodników oraz niszowych czasopism. Orócz tygodnika Magyar Fasiszta, który do złudzenia przypomina czasopismo Magyar Demokrata wszystkie tytuły naprawdę istnieją.

Poza głównym tekstem nawiązującym do UFO warto czytać znajdujące się na obrzeżach, często obecne tylko we fragmentach, inne artykuły, np. Mały Orbán okradał już kasę klasową (Népszabadság) czy Dość hałasu! Profesorowie zaprowadzają porządek w muzyce Tuctuc (Magyar Nemzet). Nawet reklamy („Ręczny miernik UFO – Prawdziwe bo widziane w telewizji”), reklamy wyborcze czy skrótowe przeglądy prasy (Magyar Nemzet: „Volkischer Beobachter – Przetrwanie Europy zależy od przezwyciężenia zagrożenia żydowskiego, pisze niemiecki prawicowy dziennik o długiej historii”) warto są przeczytania.

Tóta pisze przesadnie, zazwyczaj śmiesznie choć niekiedy nieco niesmacznie alei to pewnie ujdzie w ramach pastiszu. Przedrzeźnia tendencyjność prasy, stronnicze dziennikarstwo. Ciekawy efekt daje zestawienie gazet, z których większość ludzi zapewne czytuje tylko te odpowiadające swoim politycznym przekonaniom. Relacje z tych samych wydarzeń (niezapomniane reportaże z „żywego łańcucha” z 168 óra oraz Magyar Fasiszta!) publikowane w gazetach po obu stronach politycznej barykady czytane jedna po drugiej są z jednej strony humorystyczne, z drugiej pouczające nachalnością swych manipulacji.
Przybycie nie jest rzecz jasną książką o UFO ale o węgierskich mediach, węgierskiej polityce a także węgierskiej mentalności, tym lokalnym piekiełku, w którym żyjemy. A także o poczuciu humoru Tóty, które tak lubię.