Tajemnicza flaga na parlamencie

Co to za flaga obok węgierskiej na parlamencie? Niebieska, o, zauważyłem na niej żółtą gwiazdę, co to może być? Tak zgadliście, to oczywiście flaga Seklerszczyzny czyli części Siedmiogrodu w Rumunii zamieszkałej przez węgierskojęzycznych Seklerów. Skąd ta flaga akurat a nie flaga Unii Europejskiej? Czyżby Węgry w międzyczasie wystąpiły z UE a wstąpiły do Unii Seklerskiej? No nie, skąd się tu ta flaga wzięła to jednak i ta ciekawa historia.

flaga seklerska z daleka

flaga seklerska z bliska

Seklerszczyzna to największy obszar w Rumunii gdzie Węgrzy stanowią większość. Co ciekawe nie przylega on do Węgier, leży mniej więcej na środku Rumunii (mapa – i flaga – do obejrzenia w wikipedii).

W końcu ubiegłego roku prefekci okręgów Harghita i Covasna zarządzili, że nie wolno wieszać flagi seklerskiej na budynkach publicznych. Stało się tak ponieważ kilku węgierskich burmistrzów flagę wywiesiło na swoich urzędach. Jednego z burmistrzów skazano zresztą za to wykroczenie. Ta flaga jest ważna bo stanowi symbol dążenia do autonomii na Seklerszczyźnie.

Na Węgrzech wywołało to oburzenie. W lutym samorząd Budafok–Tétény oświadczył, że wywiesi flagę na swoim urzędzie i wezwał do tego również innego samorządu. Akcja objęła cały kraj docierając też do parlamentu. Popyt na flagi wzrósł zarówno na Węgrzech jak i na Seklerszczyźnie.

Ambasador Węgier w Rumunii oświadczył w wywiadzie telewizyjnym, że rząd węgierski popiera dążenia do autonomii na Seklerszczyźnie, co z kolei nie wywołało entuzjazmu w Rumunii. W rezultacie doszło do ochłodzenia w stosunkach między dwoma krajami.

W międzyczasie ze strony rządu rumuńskiego pojawiały się pomysły nowego podziału administracyjnego, w wyniku którego Seklerszczyznę rozdzielonoby pomiędzy inne jednostki terytorialne bez większości węgierskiej. W październiku na znak protestu na Seklerszczyźnie zorganizowano żywy łańcuch długi na 53 kilometry. Szacuje się, że wzięło w nim udział 100-150 tysięcy ludzi.

No dobrze, solidarność z rodakami żyjącymi poza granicami kraju jest ważna ale czy to wystarczy by wyjaśnić ruch flagowy? Nie do końca. Trzeba pamiętać też o zbliżających się wyborach i nowej ordynacji wyborczej dającej prawo głosu obywatelom węgierskim żyjącym za granicą: nowa ustawa o obywatelstwie umożliwiła przyznawanie go Węgrom mieszkającym poza granicami kraju poprzez usunięcie wymogu zameldowania na Węgrzech. Mogą się oni ubiegać o nie od początku 2011 roku.

Niedawno uroczyście w parlamencie nadano półmilionowe takie obywatelstwo (dostał je kościelny celebryta franciszkanin Csaba Böjte). Z tej połowy miliona potencjalnych wyborców dotąd do udziału w wyborach zarejestrowało się sześćdziesiąt tysięcy. Rzecz jasna, ponieważ wybory będą dopiero w kwietniu (lub maju) ich liczba wzrośnie. To będzie spora część elektoratu, to o ich głosy walczy się przy pomocy flag.

Sytuacja jest taka, że trudno odmówić poparcia dla flagi. Nawet socjaliści, którzy przecież w referendum parę lat temu wzywali do głosowania przeciwko umożliwieniu nabywania obywatelstwa przez Węgrów spoza Węgier pokajali się i przeciwko fladze nie protestują, im też potrzebne są głosy nowych obywateli.

I tak flaga Seklerszczyzny wyparła flagę unijną z drzewca na parlamencie.

Post opublikowany również na stronie Blogerzy ze świata.

Reklama

Kryminalizacja bezdomności

Pisałem niedawno o tym jak bogatszym się poprawia pod obecnym rządem. Dziś będzie o jednej z grup społecznych, którym się pogorszyło: o bezdomnych.

Rządzący Fidesz bezdomnych nie lubi i aktywnie to okazuje. Niedawno (30 września) parlament uchwalił ustawę wprowadzającą możliwość zakazu przebywania „w ramach trybu życia” na określonym przez dany samorząd terenie. Naruszenie zakazu owocuje po kolei upomnieniem, skazaniem na prace społeczne, grzywną a w końcu karą więzienia.

Samorządy, zdominowane przez Fidesz, natychmiast takie tereny wytyczyły. W przypadku Budapesztu to centrum miasta, jedną z propozycji można obejrzeć tu. W sumie poza samorządem stołecznym swoje własne strefy zakazane wytyczyło dziesięć na 26 samorządów dzielnicowych. Własną strefę wytyczył też samorząd Debreczyna.

Jednocześnie zwiększono ilość miejsc w noclegowniach, niektóre są jednak miejscami na tyle odpychającymi („jak z Dickensa” określił je niedawno Economist), że wielu bezdomnych woli spać na ulicy. Jednocześnie mniej miłe Fideszowi organizacje charytatywne zajmujące się bezdomnymi, jak na przykład Oltalom, nie mogą się doczekać pieniędzy, które im na podstawie wcześniej podpisanych umów się należą.

Fidesz tropi bezdomnych także poza centrum miasta gdzie jeszcze można wysuwać argumenty turystów, reprezentatywności, itp. W dzielnicy Zugló miejscowy samorząd zniszczył domki bezdomnych w lokalnym lasku (o takich bieda-budkach na peryferiach miasta pisałem kiedyś tu i tu). Oficjalny powód: niebezpieczeństwo epidemiologiczne. W siódmej dzielnicy policja wyrzuciła bezdomnych, którzy próbowali zająć pustą kamienicę (argument: budynek był niebezpieczny).

Mimo oficjalnej propagandy pracy tego rodzaju posunięcia uniemożliwiają bezdomnym, których spora część pracuje, na tyle normalną egzystencję na ile to możliwe. Z oficjalnych posunięć rządu i rządzonych przez Fidesz samorządów można wydedukować, że dobry bezdomny to bezdomny, który dzień spędza poza śródmieściem i śpi w noclegowni i nie próbuje żyć zbyt samodzielnie

Brmistrz Budapesztu Tarlos mówiąc o tej ustawie chętnie wspominają „prawa większości”, których właśnie bronią. Wobec bezdomnym buduje się nieprzychylny nastrój. I to mimo tego, że, jak pisałem wcześniej, tutejsi bezdomni to najuprzejmiejsi ludzie w mieście. Żebrząc nie narzucają się, nie przejawiają żadnej agresji, uprzejmością przebijają wielu.

W tej sytuacji niedawno wielkie zainteresowanie wzbudził przypadek kamienicy w trzynastej dzielnicy, która przygarnęła bezdomnego udostępniając mu piwnicę na spania.

Warto przypomnieć, że dla precyzji zamiast „Fidesz” powinienem mówić „Fidesz-KDNP” gdzie KDNP oznacza partię chrześcijańskich demokratów formlanie rządzącą z Fideszem w koalicji. Ci chrześcijańscy demokraci nie zająknęli się słowem kiedy wprowadzano wyżej opisaną ustawę. (Już sobie wyobrażam ich rozmowę z papieżem Franciszkiem w czasie audiencji w Watykanie:)).

Co ciekawe bezdomni zaczęli przejawiać aktywność polityczną najczęściej w ramach organizacji Város mindenkié czyli Miasto należy do wszystkich, w której działalność włączają się również nie-bezdomni. Poniżej parę zdjęć ilustrujących różne demonstracje z udziałem bezdomnych.

2013.01.20_demonstracja_Csanyi_utcaOK

nieudana próba zajęcia kamienicy w siódmej dzielnicy

20131019_demonstracja_Varos_MindenkieOK

demonstracja bezdomnych domagających się miejsca do mieszkania

2013.03.09_demonstacja_przeciw_poprawkom_do_konstytucji1OK

bezdomni na demonstracji przeciwko poprawkom do konstytucji, tekst na planszy „Budapeszt należy też do biednych”

2013.03.09_demonstacja_przeciw_poprawkom_do_konstytucjiOK

bezdomni na demonstracji przeciwko poprawkom do konstytucji, tekst na transparencie „My też jesteśmy ludźmi”

Post opublikowany również na stronie Blogerzy ze świata.

Szkarada i banał

W internecie ostatnio popularna jest kolekcja zdjęć pomników Trianon. Wrażenie dość straszne, te pomniki to mieszanka mniej lub bardziej koszmarnych wariacji na parę tematów: podzielone wielkie Węgry, krzyż Andegawenów, turul, herb, korona. W większości przypadków amatorszczyzna aż boli. Wynik guglowania „trianon + emlékmű” (emlékmű to po węgiersku pomnik) potwierdza reprezentatywność kolekcji.

Dlaczego jest tak? Dlaczego to tak ważne i tragiczne dla Węgier wydarzenie nie może się doczekać dojrzalszego estetycznie i treściowo upamiętnienia (pomnik z Hatvan na tle innych pomników jawi się jako chlubny wyjątek)? Wydaje się, że przedwojenna kodyfikacja Trianonu w mentalności węgierskiej tabu, którego ruszać nie wolno. Potwierdza to fakt bierności kościołów wobec wielu religijnych nawiązań w trianonowskiej narracji, np. przedstawiania ukrzyżowanych Węgier, które ocierają się o bluźnierstwo.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pomnik w Dány, źródło: karpat-medence.hu

Te pomniki bardziej niż o Trianonie przypominają o tym jak bardzo dotąd Węgrzy nie potrafią sobie z nim poradzić, jak bardzo pozostają niewolnikami przedwojennego trianonowskiego dyskursu. Kiedy to się zmieni?

kuchnia węgierska podbija Polskę

Oto dowód:

knorrHU

źródło: portal 444

Napisał o tym zszokowany czytelnik portalu 444.hu mieszkający w Polsce. Zupę kupił, przyrządził i tak opisał:

Smak jakby do rozpuszczonej w gorącej wodzie pasty gulaszowej z tubki dodać trochę vegety a potem z 5 deka papryki. Słodkiej, bo zupa wogóle nie jest ostra mimo ogniska na torebce. 

Zupy, przyznam, na Węgrzech nie widziałem.

Ciekaw jestem czy i polskim daniom zdarza się przejść takie transformacje w rękach (a może raczej łapach) Knorra i innych firm przemysłu spożywczego.

Największy sukces rakosizmu

Co to jest: produkt komunizmu w jego najgorszym, rakosistowskim wydaniu, przedmiot niewysychającej dumy Węgrów, upamiętniony w filmie zrobionym już w wolnych Węgrzech a niedawno na największym muralu w Budapeszcie? Tak, chodzi o najsłynniejszy mecz piłkarskiej złotej jedenastki kiedy to Węgry rozbiły Anglię na Wembley 6:3 25 listopada sześćdziesiąt lat temu.

graffiti VII dzielnica Budapeszt

graffiti na ulicy Rumbach Sebestyén w siódmej dzielnicy, dzieło grupy Neopaint

Ach, co to był za mecz! Do tej pory Anglia na swoim terenie przegrała jedynie RAZ grając przeciw Irlandii w Liverpool w 1949 roku. A tu nie dość, że przegrała to w dodatku na Wembley i to jak wysoko. Że nie był to przypadek świadczy rezultat rewanżu w Budapeszcie, kiedy złota jedenastka zmiażdzyła rywali 7:1.

Węgierska drużyna była wówczas na topie. Jej sukcesy były w dużej mierze zasługą żarliwego Gusztáva Sebesa, komunisty i przyjaciela Mátyása Rákosiego. Wymyślił on, że reprezentacja narodowa powinna cały czas grać ze sobą i najlepszych w kraju piłkarzy przeniósł do i trenował ją w ramach nowostworzonego klubu wojskowego Honvéd, który dobrał sobie bez żadnych ograniczeń najlepszych graczy z innych klubów. Tam mieli wszystko co potrzeba, władze im niczego nie odmawiały. Jak pisze Rafał Stec w artykule w Wyborczej (niestety za firewallem)

Węgierską ”złotą jedenastkę” – pod tą nazwą przeszła do historii – wyprodukował socjalizm, i to socjalizm w najmroczniejszym stalinowskim wydaniu. Piłkarze należeli do kasty uprzywilejowanych, wypuszczanych za granicę i obsypywanych podarkami, ponieważ ich triumfy były bezcenne dla rządowej propagandy. Dowodziły wyższości ustroju, a zarazem łechtały narodową dumę zwykłych ludzi, deptaną przez sowiecką dyktaturę.

Triumfy piłkarzy były sukcesem komunistycznej władzy. Popularność zespołu i w kraju i zagranicą przewyższała cokolwiek znamy obecnie. Ich przyjazd gdziekolwiek przyciągał tłumy na dworce, podejmowano ich jak najprawdziwsze gwiazdy. Na mecz z Anglią chciało wejść milion widzów, biletów niestety było zaledwie sto tysięcy.

Do dziś można spotkać ludzi, którzy z pamięci recytują cały skład legendarnej drużyny. We wspomnianym filmie (niezaskakujący tytuł „6:3”) główny bohater zna przebieg meczu na pamięć, z pewnością było takich ludzi sporo. Kult drużyny jest jedną z niewielu rzeczy łączących Węgrów niezależnie od poglądów politycznych. I dziś często jedyną rzeczą jaka przychodzi cudzoziemcom do głowy w związku z Węgrami jest nazwisko Puskása, jednego z czołowych napastników drużyny (wideo z jego królewskiego w charakterze pogrzebu tu).

To taki paradoks z historii Węgier, że za jednym z największych triumfów narodowych stoją nienawidzeni przez nacjonalistów komuniści a sam triumf miał miejsce w czarnym okresie rządów „najlepszego ucznia Stalina”.

Post opublikowany również na stronie Blogerzy ze świata.