Co tydzień w czwartek-piątek chodząc po mieści wyglądam słupów ogłoszeniowych bo pojawia się wówczas na nich plakat-okładka HVG. Nie jestem w tym jedyny bo okładki te są na Węgrzech kultowe, niektóre wręcz weszły do kanony kultury. A ludzie oglądają je-wyglądają ich od lat, dokładniej od 1979 kiedy ten tygodnik ukazał się po raz pierwszy.
Na blogu już jakiś czas zamieszczam zdjęcia plakatów (do wyszukania, wystarczy wpisać „HVG”), tych inteligentnych jednoaktówek karykatury politycznej, które mi się bardziej spodobają. Postanowiłem niedawno dowiedzieć się więcej na ich temat. Zebrałem artykuły, które się na ich temat ukazały, kupiłem książkę z ich wyborem, która ukazała się na trzydziestolecie tygodnika (tak – w Műcsarnok miała miejsce tłumnie odwiedzana wystawa prezentująca je), w końcu spotkałem się z Zoltánem Horváthem, który robił je od samego początku do 2008 roku a potem z Zoltánem Kőhalmim, który przejął później pałeczkę.
Wszystko zaczęło się w 1979 roku kiedy Mátyás Vincze zaprosił do współpracy w tworzonym przez niego Héti Világ Gazdaság (HVG właśnie) kolegę z sąsiedztwa Zoltána Horvátha. Horváth, który miał doświadczenie zarówno dziennikarskie jak i z branży reklamowej, miał nie tylko pisać ale i tworzyć okładki, którymi w formie plakatu tygodnik miał się reklamować. Na „normalną” reklamę nie było pieniędzy. Współpraca, która miała być ograniczona do pomocy w odpaleniu tytułu, trwała aż do przejścia Horvátha na emeryturę trzydzieści lat później.
Zarówno w przypadku tekstów jak i okładek Horváth starał się by zainteresować tygodnikiem „zwykłych ludzi”: pismo miało charakter ekonomiczny, po polsku jego tytuł to Tydzień gospodarki światowej. Zarówno on jak i jego koledzy najwyraźniej coś robili dobrze bo tygodnik w krótkim czasie stał się bardzo popularny w szczycie dochodząc do nakładu 140 tysięcy egzemplarzy. Mimo tego niekiedy trudno było go dostać, zdarzało się, że nabywca zmuszany był do sprzedaży wiązanej: poza HVG musiał nabyć parę innych, mniej chodliwych tytułów. Trudno dziś to sobie wyobrazić ale miejsca na reklamę było mniej niż chętnych ją zamieścić i reklamodawcy musieli swoje wyczekać zanim ich reklama pojawiała się w tygodniku.
Unikalność HVG polegała nie tylko na większej odwadze dziennikarzy zręcznie bronionych przez naczelnego czy przystępnym pisaniu o zagadnieniach gospodarczych. Także okładki były jedyne w swoim rodzaju, karykatura publikowana gdzie indziej (głównie w Ludás Matyi) jak ognia wystrzegała się polityki i innych kontrowersyjnych tematów.
Proces powstawania okładek jest złożony. Wszystko zaczyna się na porannym spotkaniu redakcji w poniedziałek. Tam ustala się temat, który ma trafić na okładkę. Tekstu, do którego okładka ma nawiązywać często wówczas jeszcze nie ma, ale autor zwykle jest w stanie podać jego główny przekaz. Potem zespół składający się z autora koncepcji, początkowo Horváth, obecnie Kőhalmi, oraz grafików zasiada do pracy. W pierwotnym okresie grafikiem był Béla D. Nagy, który pracował ręcznie, później dołączył do niego Péter Szoboszlay a ostatnio, po przejściu Nagya na emeryturę, Máté Zörgő. W redakcji zachowała się szafa pełna rekwizytów używanych do tworzenia okładek zanim zaczęto je tworzyć przy użyciu komputera.
Zespół siedzi i duma, rzuca pomysłami, robi szkice – najpierw na papierze, potem na komputerze – aż do mniej więcej trzeciej, kiedy wypracowane propozycje przedstawia redaktorowi naczelnego do decyzji. Ten wybiera wariant, który trafi na okładkę i zaczyna się szlifowanie wizualne projektu okładki a także praca nad tytułem – musi być krótki i celny – który na nią trafi.
Tutaj dochodzimy do sekretu siły działania okładek. Ma on wiele elementów: jest tam rzecz jasna, zwykle cierpki, często wizualny, humor, jest gra językowa, są odwołania kulturowe, niejednokrotnie jest subtelne współbrzmienie tekstu i obrazu. Pomysły są niebanalne: Horváth powiedział mi, że z reguły odrzucał pierwszy pomysł jaki przyszedł mu do głowy bo to zwykle takie pierwsze skojarzenie to coś, na co każdy może wpaść, dopiero dalsze pomysły oferują bardziej interesujące rozwiązania.
Okładki gotowe są na wieczór. Kiedy odwiedziłem redakcję HVG w ostatni poniedziałek praca skończyła się nieco po 19, wówczas screenshoty przesłano do zatwierdzenia autorowi tekstu ilustrowanego okładką. Potem Kőhalmi zabrał się za redagowanie tytułów artykułów umieszczanych koło liter HVG na okładce tygodnika. Jego zadaniem jest sprawić by były intrygujące i dowcipne. Uśmiechnąłem się gdy przypomnialem sobie jak w swoim czasie zadaniem Horvátha było pisanie w sposób interesujący dla „zwykłych ludzi”, najwyraźniej HVG niczego nie stracił ze swoich ambicji robienia pisma na pziomie dostępnego dla szerokich kręgów czytelniczych.
Horváth to bardzo silna osobowość ale mimo jego odejścia z tygodnika okładki niedość, że nie straciły na poziomie ale nawet nie zmieniły swojego charakteru. Wytłumaczenia tej nieoczywistej sytuacji należy szukać w skomplikowanym procesie wyboru następcy i przekazywania mu zadania. Horváth był kiedyś na występach humorystów stand up i spodobał mu się Zoltán Kőhalmi. W przerwie poszedł do niego i spytał się czy nie miałby ochoty zająć się przygotowywaniem okładek tygodnika. Kőhalmi zgodził się i wiosną 2006 zaczął terminować przy Horvácie, co polegało na jego obecności w poniedziałkowych sesjach. Nauka fachu nie była pośpieszna: pierwszą swoją okładkę Kőhalmi zrobił dopiero w sierpniu 2008 roku po odejście Horvátha na emeryturę.
I choć Kőhalmi jako zewnętrzny współpracownik ma dużo słabszą pozycję od w swoim czasie wicenaczelnego Horvátha, choć ten pierwszy jako architekt z wykształcenia ma dużo większą wyobraźnię wizualną niż niedowidzący Horváth, choć Horváth przytłaczał swoją osobowością podczas gdy Kőhalmi jest raczej graczem zespołowym, choć dzieli ich spora różnica wieku okładki HVG nie zmieniły swoje charakteru i urzekają jak dawniej.
I szkoda tylko, że mają tak efemeryczny charakter. Odnoszą się do wydarzeń, które szybko zamazują się w pamięci. Dla tych, którzy tych wydarzeń nie przeżyli sami okładki często pozostają niezrozumiałe. Cieszyć się nimi najlepiej jest na bieżąco.
Poniżej parę zdjęć z procesu szykowania okładki.

Pierwsze szkice Zoltána Kőhalmi. Tematem jest stosunek Orbána do Unii.

Ręczne w zasadzie projekty okładki, ten z lewej okaże się zwycięski. Obok rzeźba głowy Zoltána Horvátha.

Péter stworzył już ilustrację. Zamiast tytułu na razie tylko placeholder z przypadkowych liter.

Pierwsza wersja tytułu „Az EU réme” (Potwór EU). Graficznie oczywiste jest nawiązanie do kultowej komedii pt. świadek (A tanu), w której towarzysz Bástya zwiedza „socjalistyczną kolejkę strachów” w wesołym miasteczku. Myślą nad nią Péter i Zoltán.

I okładka gotowa. Nawiązanie do świadka podkreślone przez tytuł: Europejska kolejka strachów.

Wyczerpany Máté.

Redakcyjna tablica z projektami okładek, których nie wykorzystano.

Zoltán uśmiecha się, okładka gotowa.
Okładki HVG można znaleźć w internecie na stronie tygodnika (http://hvg.hu/cover) w rubryce HVG ARCHÍV. Poniżej przedstawiam ich krótki wybór. Włączyłem do niego ulubione okładki zespołu a także te, które są chyba najbardziej znane.

Okładka z relacją z ostatniego kongresu partii komunistycznej. Gra słów: „Kiválók fóruma” (Forum występujących) to wariacja na temat „Kiváló áruk fóruma” (Forum towarów klasy Q). Partia na tym kongresie się rozpadła a rysunek przedrukowywały zagraniczne media.

Znów gra słów: „A kormány a helyén van” oznacza zarówno „kierownica” jak „rząd” jest na miejscu. Podsumowanie dwóch lat pierwszego niekomunistycznego rządu.

„Polityka demagogii” – graficzne podsumowania oszałamiającej, münchhausenowskiej kariery rozpoznawalnego także z tyłu Józsefa Torgyána, przewodniczącego Partii Drobnych Posiadaczy.

„Noc asów” – tak HVG skomentowało fakt zawiązania koalicji między Fideszem a Partią Drobnych Posiadaczy (Torgyán w roli żony) po wyborach w 1998 roku. Takie małżeństwo dla korzyści. Jedna z najpopularniejszych okładek tygodnika.

„Duch zespołowy” – grupa przywódców Fideszu w stylowych kapeluszach. Prawdziwy skandal, po ukazaniu się tej okładki Orbán już nigdy nie udzielił wywiadu tygodnikowi. Bodaj najsłynniejsza ze wszystkich okładek.

„śpiąca policja” – po skandalach w policji nastąpiła seria dymisji policyjnego szefostwa, tutaj z rozpoznawalnymi twarzami leżą oni na korytarzu parlamentu

Skomplikowane stosunki węgiersko-unijne jako „Cyrk węgierski”.

„Przyloty” – materiał na temat biznesu położniczego

„Ustalmy, że był remis” w negocjacjach między rządem a MFW. Kőhalmi przyznał się, że uwielbia Monty Pythona, a Gyalog galopp czyli Monty Python and the Holy Grail od paru lat już leci w tutejszym teatrze muzycznym.