gwara derencka

W jednym z komentarzy pod moim wcześniejszym wpisem na temat Derenka pojawiła się kwestii gwary derenckiej. Z przyjemnością donoszę, że w końcu udało mi się zrealizować plan nagrania potomków derenczan tą gwarą mówiących, oto nagrania.

Trochę tła dla tych co nie wiedzą: Derenk to wioska w północno-wschodnich Węgrzech, gdzie aż do 1943 roku mieszkali przesiedleni tam w początkach XVIII wieku polscy górale ze Spisza. Koniec wioski – rozsiedlenie mieszkańców – był spowodowany poszerzeniem terenów łowieckich Horthyego  Przez całe te lata mimo izolacji od Polski derenczanie zachowali swoją, do dziś zrozumiałą, gwarę. Rzecz to unikalna bo chodzi o okres 300 lat i jedną niewielką wioskę a nie jakieś większe skupisko ludności.

Poniższe nagranie powstało podczas spotkania z polskiej szkole przy ambasadzie. Pojawia się na nim niekiedy język węgierski bo to obecnie pierwszy język potomków derenczan, nie ma tego jednak za dużo.

A to nagranie derenckiej kolędy z tekstem. Można go używać jako karaoke!

Zainteresowanych Derenkiem i gwarą derencką zachęcam do posłuchania zespołu ludowego Drenka Polska. To niewielka grupa starszych już kobiet – obecnie tylko one jeszcze znają gwarę – od paru lat wykonujących derenckie piosenki ludowe. Jak powiedziała założycielka grupy robią to „za pięć dwunasta” bo zapewne niedługo i gwara i piosenki mogą trafić do zakurzonego archiwum entograficznego. Na youtube-a wrzuciłem moje nagranie (poniżej) ale jeśli kliknąć na rezultat wyszukania to nagrań jest więcej.

Reklama

polska trafika

Nowy polski element w Budapeszcie odkryłem niedawno na tyłach sklepu CBA przy placu Deáka. Ma on formę polskiej nazwy przylegającej trafiki: Trafika tytoniowa.

Pojęcia nie mam dlaczego nazwy tam wypisane są wyłącznie w językach słowiańskich – ani polski ani rosyjski to nie język kraju sąsiadującego z Węgram – ciekaw jestem skąd ten pomysł.

Węgrzy o Ukrainie

Kontrast pomiędzy odzewem na wydarzenia na Ukrainie w Polsce i na Węgrzech jest uderzający.

Zacznijmy od ilości i jakości materiałów mediach. Dokładnie nie sposób wyliczyć ale odnoszę wrażenie, że media węgierskie zauważyły co się dzieje w Kijowie jakiś tydzień później niż zaczęły pisać o tym media polskie. Rzecz jasna i przedtem pojawiały się na ten temat wzmianki ale był to podobny poziom informacji jak relacje z, dajmy na to, Wenezueli. Waga tego co się dzieje dotarła do tutejszych mediów – i czytelników – z opóźnieniem.

Zresztą i w tej chwili media poświęcają Ukrainie mniej uwagi. Zdaje się, że na Ukrainie albo wcale nie ma albo są jedynie śladowe ilości dziennikarzy. W radio słyszałem już relacje węgierskiego biznesmena mieszkającego w Kijowie a także węgierskiego aktywisty mniejszościowego, nie spotkałem się natomiast ze sprawozdaniami korespondentów.

Zdecydowanie mniejszy jest odbiór społeczny wydarzeń. Wiem o dwóch niedużych demonstracjach poparcia Majdanu, na których, jak słyszałem, pojawili się głównie ukraińscy studenci. W rozmowach wyczuwa się raczej obawę przed ewentualnymi skutkami wydarzeń dla Węgier niż solidarność z ludźmi walczącymi o lepszy los. Nie spotkałem się z żadnymi akcjami pomocy.

Co ciekawe, analitycy i politycy zachowują się podobnie. Jak to bywa w przypadku niepokojów na Ukrainie pojawiają się dyżune tematy dostaw gazu (żeby tylko nie było zakłóceń) oraz ewentualnych uchodźców (żeby tylko się tu nie pojawili). Nowością tym razem jest troska o los mniejszości węgierskiej na Ukrainie. Niedawno ważny polityk Fideszu oświadczył, że Węgry przygotowane są na przyjęcie całej tej mniejszości (według wikipedii chodzi o 156 tysięcy ludzi). Między wierszami czuje się, że pozostali uchodźcy powinni próbować innych krajów.

Sama większość węgierska próbuje zachować równy dystans w stosunku do Janukowicza oraz opozycji. (Tak na marginesie, dotąd nie spotkałem się w mediach polskich z informacjami na temat reakcji Polaków żyjącach na Ukrainie na wydarzenia, a jest ich tam przecież sporo bo 144 tysiące).

W komentarzach dużo więcej jest pragmatyzmu/realizmu/cynizmu (wybierz sam). W stosunku do Rosji dość często słychać głosy zrozumienia. Podkreśla się obecność ekstremistów wśród demonstrantów.

W sumie dystans. Warto jednak zwrócić uwagę, że poza tendencją do zamykania się we własnym podwórku, do którego należą Węgry mieszkający w krajach sąsiednich, Ukraina gra dla Węgrów inną rolę niż dla Polaków. Dla tych pierwszych to dość przypadkowy sąsiad bez związków historycznych. Dla tych drugich to sąsiad kluczowy zarówno z geopolitycznego punktu widzenia a także z powodu więzi historycznych i kulturalnych. Sądzę, że gdyby coś się stało w Rumunii czy na Słowacji zainteresowanie węgierskie byłoby sporo większe.

Skrajna prawica to jednak nie europejscy federaliści

A już się tak wydawało: niedawno Wyborcza opublikowała artykuł, że Jobbik dogadał się z Ruchem Narodowym i wymienią się kandydatami w wyborach europejskich tak by polscy narodowcy znaleźli się na liście Jobbiku i odwrotnie. Zamurowało mnie. Dotąd takie pomysły zgłaszali radykalni zwolennicy integracji a tutaj ekstremiści prawicowi w awangardzie federalizmu??? Niesamowite.

A jednak nie. Zaraz po przeczytaniu artykuły popędziłem do źródeł czyli sprawdzić strony Jobbiku i RN a tam, mimo wymienianych nawzajem ciepłych słów (np. tu), nic. (Swoją drogą w przypadku RN sprawa nie była latwa, ich oficjalna strona jest nieświeża, strona o identycznym adresie z dodatkiem .pl jest stroną ich nienawidzących ich innych narodowców, jedynie ich facebook się do czegoś nadaje). Niedawno sprawdziłem znów i widzę, że na stronie Jobbiku pojawiły się listy kandydatów, Polaków na nich nie ma.

Pytanie, skąd się wzięła ta informacja? Czy cytowany w artykule Zawisza może po prostu chciał sobie jaja zrobić z Wyborczej? Ciekaw jestem choć pewnie tego się nie dowiemy. Wiadomości pewnie nikt już nie sprostuje więc niech choć w tym wpisie zostanie ona skorygowana.

Pomnik okupacji niemieckiej. Gdzie? W Budapeszcie

Rząd postanowił przypomnieć, że okupacja niemieckie to nie tylko doświadczenie krajów takich jak Polska i zdecydował, że w Budapeszcie na placu Szabadság powstanie pomnik upamiętniający to wydarzenie w historii węgierskiej. Okupacja niemiecka nabrała ostatnio wagi bo według nowej konstytucji jej początek (19 marca 1944) jest zarazem początkiem okresu zniewolenia Węgier. A także okresu, za który Węgry odpowiedzialności nie ponoszą. To podejście wywołało dyskusje już w momencie przyjęcia konstytucji, obecnie powróciły one z nową energią.

Rząd, jak do tego jesteśmy już przyzwyczajeni, był szybki. Decyzja w końcu roku, odsłonięcie w rocznicę początku okupacji. Bez dyskusji, konsultacji, konkursu. Pojawił się już projekt siedmiometrowego, raczej schematycznego, monumentu autorstwa Pétera Párkányi Raaba, którego głównymi elementami są niemiecki orzeł oraz, chroniący Węgry, archanioł Gabriel.

pomnik_okupacji_niemieckiej_Budapeszt_projekt

źródło: Wniosek na Posiedzenie Samorządu V Dzielnicy

Zaprotestowały partie opozycyjne (poza Jobbikiem, który pomnik popiera choć wolałby by łączył się on z przesunięciem pobliskiego pomnika Armii Czerwonej) oraz Stowarzyszenie Węgierskich Wspólnot Wyznaniowych (Mazsihisz). Wyraziły one obawę, że pomnik służy fałszowaniu historii.

Chodzi o dwa problemy. Pierwszy to samo słowo „okupacja”, które sugeruje podporządkowanie sobie kraju siłą. O niczym takim nie ma mowy, Niemcom się nikt nie sprzeciwstawiał, napisał w swoim komentarzu [HU] historyk tego okresu Krisztián Ungváry. Na pomniku można by umieścić bon mot generała Weichsa, który dowodził siłami niemieckimi, ironizuje. Generał zapytany ile czasu potrzeba na zajęcie Węgier odpowiedzieć miał „24 godziny”. A w przypadku oporu? „Wtedy 12 godzin bo wówczas odpuścilibyśmy sobie mowy powitalne”. Sama okupacja w wypadku generała sprowadzała się do wizyt w operze, uczestnictwie w degustacjach win i wystawnych kolacjach.

Drugą kwestią jest wywózka Węgierskich żydów, którą wówczas przeprowadzono. Częstym argumentem wysuwanym w odniesieniu do niej jest, że nastąpiła dopiero po zajęciu Węgier przez Niemców i że kierowali nią nią Niemcy, czyli, mówiąc krócej, że obciąża konto niemieckie. Inaczej widzi to szereg historyków z Ungvárym na czele. Zamiast masowego ruchu ratowania zagrożonych deportacją, o którym ostatnio słychać z oficjalnych źródeł Niemcy mieli inny problem: węgierska administracja organizowała wysyłki do Oświęcimia z takim zapałem, że aż komendant obozu Rudolf Höss błagał, nadaremnie zresztą, by zwolnić ich tempo.

Jak świadczą zachowane dokumenty [HU] obecnie publikowane w internecie ludność ochoczo zabrała się za przejmowanie mienia pożydowskiego (o książce, w której ten proceder jest opisany, pisałem wcześniej tu). To dość żenująca lektura, na przykład proboszcz parafii w Mohorze zwrócił się do władz [HU] o przyznaniu mu mieszkania, które „w związku z wyprowadzeniem żydów z Mohory” stało się wolne w celu przeprowadzenia tam przedszkola. Takiej korespondecji jest masa.

Nic dziwnego więc, że Mazsihisz zagroził bojkotem odsłonięcia pomnika. Dla rządu byłaby to porażka wizerunkowa bo nie tak dawno jeszcze zbierał pochwały za odważne rozliczenia z przeszłością kiedy wicepremier Tibor Navracsics oświadczył, że państwo węgierskie też ponosi odpowiedzialność za Holokaust [HU]. Najwyraźniej te rozliczenia to ani proces krótki ani jednokierunkowy.

A tak przy okazji, w ramach projektu Csillagos Házak (Domy z gwiazdą) można sobie sprawdzić na mapie do jakich budynków przymusowo powprowadzano budapeszteńskich żydów zanim jeszcze zamknięto ich w getcie. Projekt jest też na facebooku, gdzie są dodatkowe materiały. O domach wiedziałem ale zobaczyć ile ich było – ile było zamkniętych w nich ludziach – robi wrażenie.

Z ostatniej chwili: pojawiły się niepotwierdzone dotąd doniesienia [HU], że odsłonięcie pomnika odłożono na okres po wyborach, które odbędą się 6 kwietnia.

Post opublikowany również na stronie Blogerzy ze świata.