Komorowski w Budapeszcie wygrywa w pierwszej turze

Dowiedziałem się jak głosowano w naszej ambasadzie. W wyborach udział wzięło 558 560 osób, głosów ważnych oddano 555. Rozłożyły się one następująco:

Bronisław Komorowski 325 (59%)
Jarosław Kaczyński 150 (27%)
Grzegorz Napieralski 30 (5%)
Janusz Korwin-Mikke 19 (3%)
Andrzej Olechowski 6 16 (1% 3%)
Marek Jurek 10 (2%)
Waldemar Pawlak 5 (1%)

Marek Jurek, Andrzej Lepper, Kornel Morawiecki i Bogusław Ziętek głosów nie dostali.

Część głosujących to turyści z Polski, którzy na wybory przyjechali z upoważnieniami ale i tak frekwencja była bardzo podobna do tej na ostatnich wyborach do parlamentarnych a Komorowski dostał dokładnie tyle samo procent głosów co PO wówczas. Ciekawi szczegółów mogą sobie kliknąć tu.

PS. Poprawiłam właśnie nieznacznie dane na podstawie informacji z portalu Polonii. Poprzednie dane uzyskałem telefonicznie od konsula.

***
Przy okazji coś na temat Komorowski a Węgry. Czytam ostatnio książkę Torańskiej i tak się złożyło, że wczoraj rano dotarłem do wywiadu z Komorowskim a tam – niespodzianka – wątek węgierski. Cytuję:

Pod koniec lat sześćdziesiątych tata zorganizował nam wyjazd do Jugosławii. Wracaliśmy przez Budapeszt. W Budapeszcie pod pomnikiem króla Macieja Korwina powiedział z dumą: – To on nadał tytuł hrabiowski naszej rodzinie, było to w roku 1469. Pamiętajcie, żaden zaborczy monarcha, cesarz czy car. Tylko przyzwoity król węgierski. (strony 222-223)
Reklama

zrzutka na Ungváryego

Wczoraj dorzuciłem się do facebookowej zbiórki na grzywnę, na którą skazano węgierskiego historyka Krisztiána Ungváryego oraz tygodnik Élet és Irodalom. Powodem wyroku był zamieszczony w tygodniku tekst Ungváryego, w którym napisał on o jednym z obecnych sędziów sądu konstytucyjnego László Kissie, że w czasach socjalizmu był współpracownikiem służby bezpieczeństwa.

Tym prawomocnym wyrokiem sąd najwyższy odrzucił wszystkie wyroki poprzednich instancji uniewinniające historyka. Sąd przy tym potwierdził, że Kiss prowadził pełną współpracę ze służbą bezpieczeństwa przy rozbijaniu opozycyjnej grupy studenckiej, tyle, że robił to w ramach działalności partyjnej a nie jako współpracownik. Ungváry uznaje, że taka dobrowolna współpraca jest gorsza od współpracy wymuszonej, jak to często miejsce z tajnymi agentami.

Oburzenie wyrokiem przybrało formę grupy facebookowej zbierającej pieniądze na grzywnę. Członkowie zobowiązują się do wpłacenia co najmniej 500 forintów czyli niecałe dziesięć złotych. W chwili obecnej grupa ma 668 członków.

Ta cała sprawa jest częścią węgierskich prób rozliczenia się z niedawną przeszłością okresu socjalizmu (o kłopotach z odtajnianiem dokumentów tutejszej ubecji, wspominając toczącą się już wówczas sprawę Ungváryego, pisałem obszernie tu.) Węgry pod tym względem są najbardziej z tyłu w całej Europie Wschodniej.

Przejęte na przechowanie

Mieszkając na Węgrzech chcąc czy nie chcąc uczy się człowiek mapy wielkich Węgier sprzed traktatu z Trianon. Wiadomo jakie miasta były wówczas węgierskie, jak się nazywały utracone później prowincje, wiadomo wreszcie, jakim krajom one przypadły.

Nigdy w tym kontekście nie pojawia się Polska i zawsze sądziłem, że
węgierska tragedia Trianon i radość Polaków z odzyskania niepodległości
łączyła jedynie zbieżność w czasie. Teraz jednak dowiedziałem się, że
Polska była w zasadzie jednym z państw, które skorzystały terytorialnie z Trianonu.

Nie do końca, przekonuje Konrad Sutarski w napisanej wspólnie z László Domonkosem książce pt. Megőrzésre átvéve czyli tłumacząc tytuł (książka ukazała się po węgiersku) właśnie Przejęte na przechowanie.

Tematem tej książki są Spisz i Orawa (po węgiersku Szepes i Árva), które aż do traktatu Trianon były częścią Węgier. Sutarski i Domonkos podróżują przez te tereny szukając śladów ich węgierskiej przeszłości. W tekście pojawia się dużo informacji historycznych, anegdot i legend, z których najciekawsza chyba dotyczy zamku w Niedzicy. Mieszkać w nim miał mianowicie zbiegły przed hiszpańskimi kolonizatorami potomek Inków, pojawia się tajemnicze pismo Inków kipu, motyw skarbów itp.

Bardzo interesujące jest wprowadzenie napisane przez Sutarskiego. Przeprowadza on analizę węgierskich i polskich prac historycznych na temat tego okresu pokazując, że jak nikła jest w nich świadomość tego, że po pierwszej wojnie światowej część ziem uprzednio węgierskich trafiła do Polski. Przekonująco argumentuje, że Polski nie można uważać jednak za beneficjenta Trianonu. Po pierwsze, nie uczestniczyła w rokowaniach prowadzących do niego. Po drugie, nigdy go nie podpisała. Po trzecie, gdyby tych ziem nie przejęła przypadłyby Czechosłowacji a nie Węgrom (strony 11-12).

Tytuł książki pośrednio łączy się z trzecim z tych argumentów. Wyrażeniem "Przejęte na przechowanie" przywitała autorów dyrektorka zamku w Niedzicy (103). Co jednak w oryginale było żartem w kontekście książki przetwarza się w krzepiące poparcie dla antytrianonowskiego rewizjonizmu.

Bo książka nie jest – dla mnie niestety – tylko wyprawą w poszukiwaniu śladów historii węgierskiej Spisza i Orawy oraz związków polsko-węgierskich. Śladów prawie wyłącznie zresztą, jak to krok po kroku odkrywają autorzy, materialnych bo po dziewięćdziesięciu latach nie dziwi, że znikły one z pamięci ludzkiej. Książka, głównie poprzez część napisaną przez Domonkosa choć i Sutarski czasem powtarza węgierskie stereotypy nacjonalistyczne jak ten o młodości narodu słowackiego, nosi również cechy pamfletu politycznego z Wielkim Węgrami w tle.

Autorzy podchodzą do regionu w sposób specyficzny rozważając tylko jego cechy węgierskie bądź polskie. Słowacy są wielkim nieobecnym nie opuszczającym jednak kartek książki. Domonkos przy tym, sformułujmy to delikatnie, pisze o nich z pewną niechęcią, do wyrażenia której ucieka się niekiedy do wyszukanych formułowań.

W sumie rzecz interesująca, temat ciekawy, sporo świetnego materiału a jednak szkoda, że tak to wszystko opakowane. I pozostaje pytanie: czy by przyjaźnić się z Węgrami musimy przejmować ich fobie? Czy lubiąc Węgrów trzeba nienawidzić Słowaków (Rumunów, i Serbów, itd.)? Nie chcę w to wierzyć.

naukowiec poszukiwany – ogłoszenie

Central Europe Summer Research Institute (CESRI ) poszukuje panelisty – wykładowcy, badacza, albo doktoranta nauk ścisłych albo przyrodniczych – zainteresowanego wzięciem udziału w organizowanej przez CESRI dyskusji pt. "Badania i rozwój w kontekście narodowym". Dyskusja odbędzie sie w Budapeszcie w środę, 16 czerwca (9.30-12.30).
 
Osoby zainteresowane powinny przesłać zgłoszenie do pani Nevenki Grcevej: ngrceva MAŁPA iie.eu.

węgierski Pulitzer

Kiedy jakiś czas temu dowiedziałem się, że istnieje węgierski Pulitzer nie przywiązałem do tego wagi. Tak, mamy polskie Noble to czemu nie może być taki węgierski Pulitzer?

Sprawa okazała się być jednak nieco bardziej skomplikowana bo Josef Pulitzer a raczej Pulitzer József urodził się na Węgrzech a nagrodę, ufundowaną przez nowoorleańskiego biznesmena węgierskiego pochodzenia Pála Fábry, ustanowiono za zgodą spadkobierców Pulitzera.

Jak zwykle w takich wypadkach zrobiło mi się melancholijnie. Oto kolejny Europejczyk Wschodni, który wspaniałe sukcesy odnosi za granicą. Szkoda, że niemożliwe byłoby to zapewne, gdyby nie wyjechał z Węgier. Albo też, ilu z ludzi, którzy tutaj żyją mogłoby odnieść tej miary sukcesy gdyby zdecydowało się na emigrację? Trochę szkoda, że tak to jest.

Ale żeby nie kończyć tak melancholijnie zapraszam do lektury postu z ukraińskiego bloga pt. Gdyby Google był firmą państwową (tekst po angielsku z linkami do wersji w językach rosyjskim, hiszpańskim, francuskim, malgaskim, bangla i macedońskim). Tak smutne, że aż śmieszne. Może lepiej, że Sergei Brin w swoim czasie wyjechał ze Związku Radzieckiego.