Spotkalem bigapple1! A bylo to tak. Majac pojechac do Nowego Jorku zostawilem jej wpis na blogu, ze przyjezdzam i ze moze bysmy sie zobaczyli. Ona odpisala na moj e-mail na portalu gazety i wymienilismy numery komorek. Na miejsce spotkania zaproponowalem, zeby bylo jednak cos wegierskiego, Bartóka na 57ej ulicy (ponizej) uwazajac, ze jesli nawet sie nie znamy to przeciez pod Bartókiem nie bedzie przeciez stalo wielu ludzi i jakos sie znajdziemy.

Tak tez sie stalo. Prawie. Spoznilem sie pare minut a bigapple1 patrzala w miedzyczasie podejrzliwie na blondynke tez akurat tam czekajaca na kogos. W internecie, jak wiadomo (rysunek z ukochanego przez bigapple1 New Yorkera, ktorego akurat nie moge nigdzie znalezc – czy moze ktos wie gdzie jest?) nikt nie wie, ze jestes psem, wiec mimo, ze z bloga wyglada, ze faktycznie facet i faktycznie mieszka w Budapeszcie nigdy nic nie wiadomo.
Okazalo sie, ze bigapple1 myslala, ze jestem starszy niz to faktycznie ma miejsce (jakby mozna bylo byc jeszcze starszym!:) Ze swej strony uspokoilem sie, ze bigapple1 to jednak nie jest projekt badawczy z dziedziny sztucznej inteligencji, temat automatyczne tlumaczenia, kierowany z, dajmy na to, uniwersytetu Duke w Polnocnej Karolinie i zatrudniajacy polskich doktorantow do pisania odpowiedzi na wpisy.
Spotkanie trwalo krotko, bo bylo to akurat srods przedswietodziekczynieniowa i wszyscy straszyli mnie koszmarnymi korkami a ja tego wieczora musialem jeszcze na lotnisko. W pospiechu zapomnialem nawet dac bigapple1 wyrazu uznania za jej blog w postaci tabliczki czekolady wegierskiej Boci (dla nieznajacych: to lokalny klasyk). Okazalo sie, ze mamy wspolnego znajomego, czy tak bardzo sie nie zdziwilem. Okazalo sie tez, ze jak wiekszosc nowojorczykow bigapple1 jest gadatliwa i mozna jej sluchac godzinami, ktorych niestety do dyspozycji nie mielismy. Umowilismy sie wiec na wspolny obchod nieznanych katow Nowego Jorku kiedy tylko bede tam znowu. Poki pozostaje blog.