Od kilku już lat angażuję się w organizację festiwalu wioskowego w Tarcalu. Nazywa się on po polsku Czarująca Majówka (po węgiersku Bűbájos Hétvége), nieprzypadkowo ma polską nazwę bo zawsze staramy się by zawierał polskie elementy.
Festiwal jest bardzo rodzinny, nie ma tłoku, parkingu poza wsią, przepychania się poprzez handlarzy badziewiem jak to bywa w przypadku festiwali, które stały się modne. Zawsze są zarówno elementy kulturalne jak i winne, koniec końców jesteśmy w sercu regionu tokajskiego.
Jak zwykle festiwal rozpoczął się przemówieniem wójta, dekorowaniem drzewka majowego wstążkami oraz toastem, który spełniliśmy winem Tarcal. Nowością był mały koncert świeżopowstałego zespołu ludowego, który wykonał kilka piosenek winnych (tak – istnieje taki gatunek!) Istnienie zespołu wiąże się z osobą kierowniczki lokalnego domu kultury, która jest śpiewaczką operetkową.
Po rozpoczęciu nastąpiła część kulturalna: wykład na temat bitwy pod Tarcalem z 1849 roku (powstanie w ramach Wiosny Ludów), w której odznaczyli się Polacy oraz przechadzka architektoniczna po wsi. Wykład, który w tym roku był elementem polskim, wygłosił profesor István Kovács a przechadzkę poprowadził architekt Gábor Erhardt.

W ramach przechadzek zwykle udaje się wejść do miejsc, gdzie zwykle nie ma jak trafić. I tym razem trafiliśmy do pięknego choć nieco sypiącego się niezamieszkałego ziemiańskiego domu przy Könyves Kálmán, który mimo swojego stanu urzeka.


Po przechadzce zajrzeliśmy szybko do Terrapolis, przedziwnego miejsca, gdzie Gabó Barta prowadzi biodynamiczny ogród, znakomicie gotuje oraz organizuje działania artystyczne. Tym razem miejsce miał coś w rodzaju pokazu mody z nawiązaniami do malarstwa.

Popołudniu wziąłem udział w zwiedzaniu piwnic pod Instytutem Badawczym Wina. Imponują swoją wielkością: ich cztery odgałęzienia mają w sumie pół kilometra. W jednej z odnóg mieści się kolekcja win muzealnych, niektóre nawet z dziewiętnastego wieku.



Tu warto dodać, że w festiwalu zawsze chętnie biorą udział Polacy stanowiąc 10-20 procent uczestników. Dla nich zawsze jest ulotka z programem po polsku, jest też polska wersja strony internetowej a ja tłumaczę na wybranych wydarzeniach. Przyjeżdzają tu zwykle miłośnicy win tokajskich, zwykle znakomicie z nimi oraz regionem oznajomieni.

Później odbyło się najważniejsze wydarzenie Majówki czyli prezentacja wina Tarcal. To wino powstaje z kupażowania win dostarczonych przez najlepszych winiarzy we wsi. Wina są starannie dobierane a efekt jest zawsze znakomity. Na Majówce prezentowane jest niezabutelkowane jeszcze wino z poprzedniego roku.
W trakcie prezentacji miała miejsce zabawna historia. Jeden z winiarzy prezentując swoje wino powiedział, że ma o nim tyle do powiedzenia, że mówić będzie aż do ósmej wieczorem. Węgrzy nic. Przetłumaczyłem na polski i Polacy natychmiast wybuchnęli śmiechem. Rzadko ta dosadnie doświadcza się różnicy w poczuciu humoru między Polakami a Węgrami.
Wieczorem odbyło przedstawienie teatralne połączone z degustacją, pokaz tańca brzucha no i bal winiarza. Grała Agyag Banda, czyli Zespół Gliniany, miejscowa ekipa grająca na rynkach, festiwalach i tym podobnych. Nie jest to nigdy koncert ale zawsze zabawa pełna improwizacji: potańcówka albo śpiewanie popularnych piosenek zwanych tutaj nóta.

Tym razem publiczność była bardzo aktywna, włączyła się śpiewaczka operetkowa, która wykonała z zespołem arię z Księżniczki Czardasza, podpici uczestnicy wtykali muzykom za wstążki kapeluszy banknoty zamawiając ulubione kawałki a potem po pijacku wzruszeni i objęci wykrzykiwali je razem z muzykami, były szalone tańce i skakanie po stole. Nóta to nie jest rzecz z mojej bajki, podobnie zresztą operetka, ale w tych warunkach zacząłem wyczuwać dla nich zrozumienie. To jest dla nich odpowiednie kontekst, nóta to rzecz ludowa a my byliśmy przecież na wsi.
Następnego dnia ponure przepowiedzi meteorologiczne w końcu się spełniły. Padało a w planach była przechadzka po winnicach. Zwykle to szalenie popularna część programu: przez kilka godzin idziemy po winnicach dwa-trzy razy przystając w jakimś urokliwym miejscu na mały piknik połączony z degustacją win z winnic, które akurat rozpościerają się przed naszymi oczymi.

Tym razem ludzi przyszło mniej ale i tak zebrało się koło dwudziestu hardkorowców, którzy nie przestraszyli się wody. Przechadzka jak zawsze prowadziła przez piękne okolice ale kultowa degustacja była krótka bo komu chce się pić wino stojąc na deszczu W końcu, mniej więcej połową początkowej grupy, dotarliśmy do kapliczki św. Teresy, gdzie odbyła się ostatnia degustacja, tym razem już w suchych warunkach. Nieco dziwne było widzieć jak wino do kieliszków rozlewane jest na ołtarzu ale to Węgry, tu takie rzeczy się dzieją.


Na tym wspólny program Majówki skończył się, otwarte były nadal wszystkie piwnice. Następna Majówka za rok, a ja już zapraszam!
