Zadzwoniłem wczoraj do kempingu w Zugligecie, gdzie mieści się nasze ulubione lodowisko w Budapeszcie. Mówię: dzień dobry, chciałbym się spytać czy … w odpowiedzi głos mi przerywa: otwarte będzie jutro od ósmej, zapraszamy. Spytać się chciałem o lodowisko, widać zdecydowanie nie byłem pierwszą osobą dzwoniącą w tej sprawie.
Otwarte! Wspaniale. W zeszłym roku nie zrobili lodowiska bo nie było dość zimno: podobno powinno być co najmniej minus 8 stopni przez co trzy noce żeby się zrobił dobry lód. A tu ostatnio mróz chwycił no i lodowisko jest.
Pojechaliśmy tam z Chłopakiem dzisiaj wieczorem. Wszystko tak urokliwe jak przedtem: stary przystanek tramwajowy zamieniony na schronisko z ogniem buzującym w kominku, z którego wychodzi się wprost na lód, niebyt tłoczne lodowisko, zbocza gór wokół. Gramy z Chłopakiem w hokeja (proszę sobie wyobrazić, pobił mnie w obu połowach!), grupa nastolatków, która też gra uprzejmie ustępuje nam miejsca a jej przywódca tłumaczy, że oczywiście możemy lodu używać na zmianę i zaprasza na później kiedy gra się na całym lodowisku. Muzyka to akurat stare przeboje z lat osiemdziesiątych więc czuję się nostalgicznie.
Wracamy autobusem bo Śliwka jedzie po koleżankę na lotnisko. Ten podjeżdza od razu, podobnie jak później tramwaj. Doskonały wieczór.
PS Miejsce interesujace tez dla turystów bo na miejscu można wypożyczyć łyżwy.