I to ostro: podatek dochodowy ma obecnie tylko jeden szesnastoprocentowy klucz. Dodajmy do tego ulgę podatkową na dzieci, o której wcześniej pisałem, i widać, że styczniowe pensje będą wyraźnie wyższe.
Tak na marginesie, ciekawe jest jak słabo komunikuje to rząd. Publiczny dyskurs dominują inne termaty – ustawa medialna, quasi-nacjonalizacja OFE czy też nadzwyczajne podatki nałożone na wybrane sektory gospodarki. Nie udało się też jak dotąd rządowi przebić z tym przekazem do opinii publicznej za granicą, a przecież obniżono też podatek dla firm.
Ale nie o tym chciałem. Tylko o tym, że dostajemy właśnie więcej pieniędzy ale nie bardzo potrafię się tym cieszyć. Z dwóch zresztą powodów.
Pierwszy to to, że tak już było i źle się potem skończyło. Premier Medgyessy, dotrzymując obietnicy wyborczej, podniósł budżetówce pensje o 50% po wyborach w 2002 roku. Sfinansował to zadłużając kraj, co spowodowało parę lat później katastrofę gospodarczą, z której dotąd nie udało się wyleźć.
Cztery lata później Gyurcsány obniżył VAT przed samymi wyborami w 2006 roku, żeby udowodnić jak świetna jest sytuacja gospodarcza kraju. Parę miesięcy później zaczęło się, pod zresztą jego przewodem, zaciskanie pasa.
Wiem, że nie ma prostych analogii. Fidesz przekonuje, że napływ pieniędzy rozbudzi popyt wewnętrzny i gospodarka odpali. Ponadto wtórna dystrybucja jest na Węgrzech na tak wysokim poziomie, że trzeba coś zacząć z tym robić (mają tu dużo racji). Ale niepokój zostaje.
Jak załatać jednak powstałą dziurę w budżecie? Wiadomo, że kraje, które próbowały uciec przed kryzysem rozdając pieniądze mają teraz koszmarny problem z zadłużeniem.
Nie Fidesz. Wzrostu zadłużenia – na razie przynajmniej – nie będzie bo dziurę zatka się przejmowanym właśnie majątkiem OFE, na jakiś czas na pewno wystarcza. I to jest właśnie druga przyczyna mojego niepokoju.
W tym miesiącu dostałem od mojego OFE informację ile pieniędzy
zgromadziło mi się tam na koncie. Tę sumę chce teraz przejąć państwo.
Bo Fidesz jedną ręką daje a drugą odbiera. Zmusza nas do przejadania przyszłości. I tak trudno się cieszyć tymi dodatkowymi pieniędzmi.