I to nie tylko wczoraj i nie tylko jeden. Coś się chyba ruszyło z węgierskimi filmami, tak jak przedtem długo nic nie potrafiło zaciekawić – nie mówiąc już o zachwyceniu – tak ostatnio udało mi się zobaczyć szereg filmów, które zrobiły na mnie wrażenie. Ale po kolei.
Liza a rókatündér (Liza, wróżka-lisica)
Liza to kompletnie oderwana od rzeczywistości młoda kobieta, która właśnie kończy swoją młodość. Pracuje jako pielęgniarka wdowy po ambasadorze w Japonii, dzięki temu nauczyła się japońskiego. Niemal nie rusza się z domu, nie ma pojęcia o życiu. Ta czarna komedia zresztą dzieje się w alternatywnej rzeczywistości Budapeszt lat 70-tych wygląda inaczej niż jak wówczas, Lizie zjawia się duch zmarłego młodo japońskiego piosenkarza popowego i dzieje się szereg innych dziwnych rzeczy.
Liza marzy o miłości, którą wyobraża sobie jak jest ona opisana w japońskim brukowcu, którego niemal zna na pamięć. Okazuje się być wróżką-lisicą z japońskiego mitu, która przynosi śmierć mężczyznom ale i tak znajduje miłość po szeregu nierzeczywistych przygód. Film cieszy się rzadką popularnością, do połowy marca obejrzało go 50 tysięcy widzów, co tu jest dobrym wynikiem.
A vizsga (Sprawdzian)
To starszy film ale dopiero niedawno udało mi się go obejrzeć. Trwa normalizacja po 1956 roku i bezpieka postanawia sprawdzić czy niedawne wydarzenia nie osłabiły kręgosłupa ideologicznego jej pracowników. Pułkownik ubecji, stary, przedwojenny jeszcze komunista, którego w swoim czasie po wymianie na francuskiego szpiega na lotnisku w Moskwie witał sam Beria, nadzoruje akcję sprawdzania młodego oficera, swojego podopiecznego, którego traktuje jak syna. Wielopiętrowa intryga kończy się zaskakująco dlatego nie streszczam. To jeden z rzadkich niebanalnych filmów o komuniźmie no i świetna rola Jánosa Kulki.
A berni követ (Berneński ambasador)
Kolejny film z Jánosem Kulką w roli głównej. Znów jesteśmy po 1956 roku. W Bernie dwóch młodych byłych powstańców wdziera się do ambasady węgierskiej, przetrzymuje ambasadora i próbuje zmusić go do wydania szyfrów. Dramat kończy się śmiercią jednego z młodych ludzi, ich akcja kończy się niepowodzeniem. Film ma zresztą podstawę w autentycznych wydarzeniach, tyle, że w rzeczywistości w miejscu wielopłaszczyznowej postaci ambasadora z filmu był twardogłowy komunistyczny dyplomata, który zwieńczył swoją karierę pozycją ambasadora w Moskwie.
Utóélet (Życie pośmiertne)
Młody chłopak opuszcza szpital, dokąd trafił dzięki atakom lęków, z którymi nie dawał sobie rady. Zabiera go do domu ojciec, pastor z prowincji. Rodzina jest nieco dysfunkcjonalna: apodyktyczny choć posiadający dobre intencje ojciec, ciotka chyba, stara panna, flirtująca z protestanckim biskupem, adoptowana dziewczynka cygańska nienawidzona przez otoczenie. Nie są to idealne warunki dla rekonwalescencji byłego pacjenta psychiatryka. Ojciec nagle umiera ale po śmierci pojawia się chłopakowi, który dowiaduje się, że jest tak bo ojciec czegoś nie dał rady zrobić na ziemi. Dużo absurdalnego humoru i groteskowy nieco obrazek współczesnych Węgier.
A nagy füzet (Wielki zeszyt)
Wśród tematów, które filmy węgierskie często omijają wysokie miejsce zajmuje wojna, tym ciekawszy jest więc ten film powstały na podstawie napisanej po francusku powieści emigracyjnej pisarki Agoty Kristof. Trwa druga wojna światowa, ojciec wyjeżdzając na front przykazuje synom-bliźniakom by zapisywali wszystko co się z nimi dzieje w zeszycie, który im w tym celu daje. Jakiś czas później matka decyduje się wywieźć chłopców do swojej matki mieszkającej na wsi, gdzie powinno być bezpieczniej niż w Budapeszcie. Ze swoją matką przez lata nie utrzymywała kontaktów zarzucając jej, że otruła jej ojca (we wsi Nagyrév i okolicy po pierwszej wojnie światowej działała grupa kobiet trująca “niepotrzebnych” członków rodziny, to nawiązanie do tej historii).
Chłopcy zostają ze swoją pozbawioną jakichkolwiek ciepłych uczuć babką. Brutalna jest też rzeczywistość, bliźniaki są świadkami wywózki żydów, przemocy, doświadczają niedostatku i poniżeń. Decydują się, że muszą być twardzi i hartują się w znoszeniu bólu i głodu, przeciwstawiają się babce. Przeżycie staje się najważniejsze, chłopcy budują swoistą moralność odbijającą wojenną rzeczywistość, wymierzają na własną rękę sprawiedliwość.
Ci dwaj aktorzy-bliźniacy na naszych oczach przekształcający się z ułożonych chłopców z klasy średniej w twardych, pozbawionych uczuć, zimno kalkulujących nastolatków są jednym z najsilniejszych elementów filmu.
VAN valami furcsa és megmagyarázhatatlan (Jest coś dziwnego i niedającego się wytłumaczyć)
Ten dziwny tytuł skrywa dziwny film który tu wspominam nie dlatego by mi się spodobał (nie spodobał mi się) ale dlatego, że nabrał on niszowego ale jednak kultowego charakteru.
VAN (tak się o tym filmie tutaj mówi) jest dziełem młodych filmowców i ma pretensje do bycia filmem pokoleniowym. Główny bohater to trzydziestoletni loser na utrzymaniu rodziców. Właśnie opuściła go dziewczyna, rodzice popędzają go by sobie znalazł jakąś pracę, do czego jest on absolutnie niezdolny. Po pijaku (towarzystwo chodzi popularnych budapeszteńskich knajpach, których nazwy są jednym z czynników kultowości filmu) kupuje bilet do Portugalii (TAP jest sponsorem filmu:). Wyjeżdza tam, pracuje na zmywaku, pracuje w recepcji, wraca, spotyka się z byłą dziewczyną, może coś z tego będzie znowu. Tyle.
Pomysł, że losy budapeszteńskiego nieudacznika z klasy średniej włóczącego się po kultowych knajpach mogą reprezentować obecne pokolenie pokazuje stan kina węgierskiego tak często będących w stanie opowiadać jedynie o sobie samym, o środowisku filmowców i ich kolegów – albo kręcić nieśmieszne komedie z ambicjami kasowymi. Powstały w swoim czasie Moszkva tér (Plac Moskwy), którego sequelem chce chyba być VAN, uchwycił pewien moment w historii i coś opowiedział o ówczesnych Węgrzech, ten film tego nie zdołał zrobić. W dodatku szereg młodych aktorów w filmie jest dużo słabszych niż filmowy ojciec bohatera, który należy do starszego pokolenia, co tak sobie świadczy o jakości nowej fali filmowej.
Na szczęście, nie tylko takie filmy powstają tu ostatnio.