Dziś cały dzień z Chłopakiem na rowerach. Przedpołudnie na welodromie Millenáris, popołudniu udział w projekcie artystycznym Park! przekształcanie małego körútu w park, a potem masa krytyczna, na której padł rekord światowy uczestnictwa w tego typu imprezie: osiemdziesiąt tysięcy ludzi.
Millenáris (nie mylić z budańskim parkiem o tej samej nazwie) to stary welodrom leżący koło stadionu Puskása, który lata swojej świetności ma już za sobą, chyba, że grupie entuzjastów, prowadzącej kampanię na rzecz odnowy obiektu, uda się doprowadzić do jego renowacji. Dzisiejszy program tam urządzony jest jednym z elementów tej kampanii. W przeciwnym razie Millenáris zostanie zburzony a na jego miejscu powstanie jakieś centrum handlowe czy też garaż.
Na welodromie miało miejsce dziś szereg zawodów rowerowych. Oprócz klasycznych sprintów odbył się dość niesamowity wyścig rowerzystów jadących w tunelu powietrznym za specjalnie przystosowanymi motocyklami. Po węgiersku nazywa się to stréher biciklizés, po polsku – nie wiem (ktoś wie?) Pierwszy raz w życiu też widziałem polo rowerowe. Reprezentacja Węgier pobiła Austrię, bardzo dużo (nie pamiętam dokładnie ile było tych goli) do jednego. Całość w bardzo nieformalnym stylu, na przykład wyniki losowania kolejności startowej jednego z wyścigów podawał raper improwizując na bazie listy nazwisk ku wielkiej radości zebranych.

Trybuny

Sprint. Zawodnicy są w lepszym stanie niż tor.

Wskazówka jak omijać dziurę w betonie.

Oryginalna, bez wątpienia tablica, działa.

Stréher biciklizés. Motory są mniej więcej w wieku welodromu.

Reklamy przy torze. Założę się, że są nieco tańsze niż reklamy na formule 1.

Polo rowerowe.
Popołudniowy projekt artystyczny poprzedzał masę krytyczną. Chodziło w nim o zaaranżowanie zdjęcia lotniczego placu Deáka, tak aby wyglądał z góry jak park. Zazieleniony miał zostać przez tłum w zielonych koszulkach. Autorem projektu jest Jason Howkes specjalizujący się w artystycznych zdjęciach z powietrza. Wszystko udało się znakomicie: tłum przebrał się w t-shirty, helikopter krążył i robił zdjęcia, wszyscy machaliśmy. Zdjęcia nie ma, niestety, jeszcze w internecie.

Rozdawanie koszulek.

Efekt: plac zrobił się zielony.
Masa krytyczna ruszyła strasznie wolno. Z placu Deáka do Ásztórii dotarliśmy – rowerami! – dopiero po upływie jakiś dwudziestu minut. Potem poszło już, na szczęście, łatwiej. Tłum jechał zdyscyplinowanie, nie widziałem żadnych incydentów czy to typu kierowca-rowerzysta czy też, co jest rzeczą godną uznania obecnej sytuacji, o politycznym charakterze. W zasadzie nie było flag ani transparentów, całość była fiestą raczej niż demonstracją i to mimo, że oficjalnym hasłem przejazdu było "Mindenütt Minden út bicikliút!" co oznacza "Wszędzie ścieżek rowerowych Ścieżka rowerowa przy każdej ulicy!"
Końcem trasy był Városliget, gdzie odbyło się tradycyjne podnoszenie rowerów. Nie wiem, czy jest to również zwyczajem w innych krajach, tutaj jest to zawsze szczyt celebracji. Tłum podnosi rowery, macha nimi, podnosi straszny hałas – to trzeba zobaczyć.

Ruszamy z placu Deáka.

Erzsébet híd.

Regulacja ruchu przy pomocy rowerów.

Városliget

Podnoszenie rowerów.

Okazało się przy tym, że tym razem, jak już pisałem, było nas osiemdziesiąt tysięcy, i to mimo tego, że masę krytyczną się organizuje stosując wyłacznie metody guerilla marketing czyli internet i vlepki w miejscach uczęszczanych przez rowerzystów. Jest to rekord światowy, poprzedni rekord – pięćdziesiąt tysięcy – również należy do Budapesztu. I ciekawe jak bardzo to zupełnie nie obchodzi tutejszych polityków. Gdyby przyszło osiemdziesiąt tysięcy obojętnie kogo – pielęgniarek, przedstawicieli skrajnej prawicy, związkowców, czy studentów – mielibyśmy temat dla mediów i polityków na parę tygodni, ale rowerzyści domagający się ścieżek rowerowych to coś, co można sobie odpuścić bez konsekwencji.
Na zakończenie wideo promujące jeżdżenie rowerem zrobione przez Ministerstwo Gospodarki i Transportu. Węgierski nie jest potrzebny, żeby je zrozumieć: jeżdżenie rowerem jest, dosłownie, sexy!