Hanna Szenes to niezwykła postać a jej niedawno odsłonięty pomnik skłania do zadawania niewygodnych pytań. O tym mówię w najnowszym odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (18:55)
Niedawno odsłonięty pomnik Hanny Szenes nie jest jej pierwszym upamiętniem w mieście bo jej mini-pomnik wykonał wcześniej Mychajło/Mihály Kołodko, jej imieniem nazwano też niewielki placyk w siódmej dzielnicy. ale ten pomnik jest najbardziej znaczący i prowokujący do pytań wykraczających poza postać samej Hanny Szenes.
Była ona węgierską Żydówką. Wyemigrowała do Palestyny w 1939, gdzie pracowała w kibucu oraz wstąpiła do żydowskiej podziemnej organizacji wojskowej Hagana (Palestyna znajdowała się wówczas pod kontrolą brytyjską). W 1943 roku wstąpiła do brytyjskiej armii, trafiła tam do Special Operations Executive – agencji do działań dywersyjnych na terenie okupowanej Europy. W sumie do tej agencji zwerbowanych było siedemnastu węgierskich Żydów.
W 1944 roku zrzucono ją wraz z kilkoma towarzyszami do Jugosławii. Mieli wspomagać działania partyzantów oraz w miarę możliwości podjąć działania w celu ochrony żyjących jeszcze węgierskich Żydów. Niestety, złapano ją podczas przekraczania granicy węgierskiej. Mimo tortur nie podała kodów do radia, które przy niej znaleziono ani szczegółów misji. Rozstrzelano ją w Budapeszcie 7 listopada 1944 roku.
W Izraelu od lat jest bohaterską. Wiersze, które pisała, omawiane są w szkołach. Na Węgrzech, do niedawna, była nieznana. Nowy pomnik pewnie pomoże to częściowo nadrobić.
I tu właśnie pojawiają się pytania. Bo Hanna Szenes była członkiem armii będącej w stanie wojny z Węgrami, innymi słowy, była zdrajcą, wrogiem. Jak można wrogowi oficjalnie stawiać pomnik?
Można jeśli się dawną wojnę przewartościuje (ktoś był może wrogiem ale racja była po jego stronie), Węgry tego jednak dotąd nie zrobiły. Ocena udziału Węgier w wojnie nie jest przedmiotem dyskusji. Przyznając, że Węgry ją przegrały unika się zajęcia pozycji wobec tej kwestii. Ten pomnik wiele tu nie zmieni, pokazuje tylko nieco schizofreniczne podejście do niej.
A takich postaci jak Hanna Szenes jest więcej. Poza jej towarzyszami z Palestyny jest przecież paru węgierskich naukowców, którzy wzięli udział w tworzeniu bomby atomowej, jest Pál Ignotus, dziennikarz sekcji węgierskiej BBC w czasie wojny, jest służący w armii amerykańskiej pisarz György Faludi i szereg innych. To i dziś zdrajcy i wrogowie czy też może stali po słusznej stronie? A może najprościej dalej tymi pytaniami się nie zajmować.
Pomnik Hanny Szenes na placu Széna, źródło: WikipediaPomnik Hanny Szenes autorstwa Mychajło/Mihály Kołodki na placyku jej imienia w siódmej dzielnicy, źródło: Köztérkép
Są pomniki, które nie wzbudzają żadnych emocji, które ledwie kto zauważa. Takim pomnikiem jest na przykład postać na koniu przed budapeszteńskim parlamentem. Dużą pizzę temu kto powie, kogo on przedstawia, małą pizzę temu, kto mu się choć raz przyjrzał. Gdyby go przeniesiono w inne miejsce, pewnie byśmy nawet tego nie zauważyli*.
Są też inne pomniki, które nie pozwalają przejść obojętnia a raczej pobudzają do reakcji. Najlepszym przykładem będzie tu jeden z najmniejszych pomników w Budapeszcie, może też jeden z najbardziej powściągliwych, czyli Buty nad Dunajem znajdujący się pomiędzy parlamentem a mostem Łańcuchowym.
Upamiętnia on Żydów – ofiary Holocaustu, którzy zginęli rozstrzelani w tym miejscu nad Dunajem przez strzałokrzyżowców na przełomie 1944 i 1945 roku. Tych ofiar było kilka tysięcy. Buty symbolizują to co pozostawało nieraz po zamordowanych, których ciała wpadały do rzeki.
Pomnik w tej formie zaproponował reżyser filmowy Can Togay. Wykonał go rzeźbiarz Gyula Pauer. Monument odsłonięto 16 kwietnia 2005 roku, tego dnia na Węgrzech obchodzi się upamiętnienie Holocaustu i miejsce ma Marsz Żywych, który wówczas rozpoczął się od butów.
Mimo, że w Budapeszcie stoi więcej pomników ofiar Holocaustu, i to w dodatku większych rozmiarem od Butów, to jednak to ten pomnik wywołuje reakcje. Podam parę przykładów.
Kiedy parę lat po odsłonięciu pomnika w 2009 roku brytyjska artystka Liane Lang, w ramach swoich działań mających na celu reinterpretację pomników w przestrzeni publicznej, umieściła rękę wykonaną z lateksu w dziobie turula w dwunastej dzielnicy (pisałem o tym tu – to swoją drogą też przykład pomnika prowokującego reakcje), parę dnia później ktoś umieścił w Butach świńskie nogi.
Turul z ręką w dziobie, źródło: VastagbőrŚwińskie nogi koło butów, źródło: Vastagbőr
Z drugiej strony, a było to już w 2020 roku, kiedy dyrektor Muzeum Literatury Szilárd Demeter, w swoim felietonie zamieścił szereg szokujących sformułowań („Europa to komora gazowa Györgya Sorosa: z kapsułek multikulturalnego społeczeństwa otwartego sączy trujący gaz, który jest śmiertelną trucizną dla europejskiej formy życia. (…) György Soros jest liberalnym führerem” itd.) protestujący przeciwko tym słowom odwołali się do pomnika. W trakcie demonstracji przed muzeum recytowano wiersze przed rozstawionymi na chodniku butami.
Demontracja przed Muzeum Literatury, źródło: Magyar Narancs
Naddunajskie buty udowadniają, że nawet pomnik wykonany z kamieni i brązu, może być żywy.
Pomnik kojarzy się zwykle z czymś dużym, oficjalnym, ciężkim, wykonanym z trwałych materiałów, postawionym przy tym przez instytucję państwową czy też, niekiedy, społeczny komitet. Do postawienia pomnika potrzeba decyzji na wysokim poziomie, zezwoleń. Pomniki upamiętniają zwykle wybitne postaci i wydarzenia z przeszłości, o ich wybitności zresztą często decyduje polityka historyczna, monumenty stawiane żyjącym to przeważnie znak totalitaryzmu. Często istnieją regulacje dopuszczające różne formy upamiętnienia zmarłych poprzez nazwanie nimi ulicy, instytucji czy też postawienie pomnika dopiero ileś tam lat po ich śmierci.
W tym kontekście niezwykły jest, choć trudno użyć tu tego słowa to jednak, pomnik ofiar covidu na Węgrzech. Powstał na wyspie Małgorzaty w Wielki Czwartek tego roku. Miał formę niedużych kamieni ułożonych w jednej linii wzdłuż peszteństkiej strony wyspy obok ścieżki do biegania. Każdy kamień upamiętnia jednego zmarłego, jest na nim numer i wiek tej osoby. Początkowo kamieni było 22 409, obecnie ich liczba, wraz z liczbą ofiar covidu, wzrosła do ponad trzydziestu tysięcy. Rząd kamieni ciągnący się wzdłuż całej dwuipółkilometrowej wyspy mimo swojej niepozornej formy robił wielkie wrażenie. Z czasem ludzie zaczęli przynosić tam świeczki i kwiaty by upamiętnić swoich bliskich, którzy stracili życie przez pandemię.
Przez dłuższy czas kamyki mniej więcej pozostawały na miejscu. Z czasem jednak, przyczyniły się do tego tłumy, które w pewnym momecie wróciły na wyspę, a pewnie i pogoda, linia kamieni się rozmyła, zostały one poruszone ze swoich miejsc.
Dlatego twórcy upamiętnienia, na facebooku nazywający się Margiszigeti Kavicsok, czyli Kamyki z wyspy Małgorzaty, w ostatni weekend zorganizowali akcję odrestaurowania kamieni (niekiedy starciu uległ napis na nich) oraz przeniesienia ich w spokojniejsze miejsce na wyspie czyli do Ogrodu Różanego, który mieści się mniej więcej na środku wyspy. Wolontariusze mieli zebrać i przenieść po 25 kamieni do namiotu, skąd po przejrzeniu trafić miały one na ostateczne miejsce.
Pomnik ułożony z kamyków opisanych flamastrem nie robi wrażenia trwałego ale nie o to tutaj chodzi. Jego spontaniczność, oddolność, minimalistyczny a przy tym symbolicznie bogaty charakter, lepiej odpowiadają potrzebie chwili by choć przez jakiś czas pamiętać o tych zmarłych, umożliwić przeżycie żałoby po nich. A że pandemia jeszcze się nie skończyła i ludzie wciąż umierają do pomnika można dokładać kolejne kamienie.
Lipiec, równa jeszcze linia kamieniLipiec, na każdym kamieniu numer i wiek zmarłej osobySierpień, nieco porozrzucane kamienieSierpień, kamienie już nie w jednej liniiSierpień, wolontariusz szykuje kamienie do przeniesienia
Dodane 7 września 2021
Zrobiłem parę zdjęć kamieni ułożonych właśnie w Ogrodzie Różanym.
– powitanie – serwis informacyjny – przegląd prasy – Jeż Węgierski w eterze – urywki z historii – pożegnanie
przygotowali: A. Szczęsnowicz-Panas, R.Rajczyk, J.Celichowski, P.Piętka
Niedawno miałem okazję prowadzić przechadzkę śladami ciekawych pomników, którą można było wylicytować w ramach tegorocznego finału WOŚP-u.
Trasa przechadzki przebiegała od budańskiej strony mostu Małgorzaty aż do placu Deáka. W trakcie obejrzeliśmy 28 różnych pomników od monumentalnego Kossutha przed parlamentem po drzewo Michaela Jacksona przed hotelem Kempinski.
Pomniki mnie kręcą, lubię je sobie zawsze obejrzeć szczegółowo czy też sobie o nich doczytać. O dużej części monumentów uwzględnionych w ramach przechadzki wiedziałem sporo ale do wyszukania informacji na temat pozostałych pretekst dały mi przygotowania.
Ten fragmentaryczny przegląd budapeszteńskich pomników, choć o tyle istotny, że uwzględniał dwa najważniejsze z punktu widzenia węgierskiej polityki historycznej miejsca czyli plac Kossutha i plac Szabadság, pozwolił na poczynienie szeregu spostrzeżeń.
Po pierwsze, pomniki mają swoje losy. Szereg z tych, które obejrzeliśmy zostały na przestrzeni jednego stulecia wzniesione, obalone, odbudowane, niekiedy w międzyczasie przeniesione na inne miejsce. Niejednokrotnie jeden pomnik zastępował drugi i nie bez znaczenia było który zastępował który. Na przykład, na miejscu pomnika konserwatywnego premiera Istvána Tiszy, obalonego wojnie, ustawiono pomnik lewicującego polityka Mihálya Károlyiego, którego Tisza zastąpił ponownie niedawno, sam Károlyi trafił do Siófok.
Dalej, są pomniki, których nikt nie zauważa i są takie, które spotyka żywy oddźwięk. Przykład pierwszego to pomnik Gábora Sztehló na placu Deáka, drugiego do pomnik ofiar okupacji niemieckiej na placu Szabadság, który po ogłoszeniu planów jego wzniesienia wywołał takie protesty, że, ustawiony w asyście policji pod osłoną nocy, nigdy nie doczekał się oficjalnego odsłonięcia.
Są pomniki nudne jak neobarokowy pomnik Rákoczyego na placu Kossutha a także ciekawe jak blok z wklęsłym upamiętnieniem Endre Bajcsy-Zsilinszkyego na placu Deáka.
Wiele pomników dużo mówi o oficjalnej polityce historycznej jak pomnik jedności narodowej zwany potocznie pomnikiem Trianonu. Inne mimochodem, w sposób niezamierzony pokazują pewne aspekty węgierskiej mentalności. Przykładem może tu być pomnik dziewiętnastowiecznego lingwisty Gábora Szarvasa, na którym owija się w uwielbieniu naga postać kobieca. Tak rozumiano wówczas role mężczyzn i kobiet – a pewnie i dziś wielu tak je widzi.
Rzecz jasna obejrzeliśmy szereg niepolitycznych pomników jak Petera Falka z basetem na ulicy Falka czy też pogodne w nastroju mikropomniki Mihálya Kolodko.
Mimo upału uczestnicy przechadzki wytrwali do końca. Mam nadzieję, że udało mi się ich trochę zarazić moim zainteresowaniem pomnikami. Z nich też można się wiele dowiedzieć o Węgrzech.
Pierwotny pomnik Kossutha, źródło: kozterkep.huPomnik Kossutha w okresie powojennym, źródło: kozterkep.huZnów jak dawniej: pomnik Kossutha dziś, źródło: Mr. Foster kalandozásai BudapestenCoś z zupełnie innej beczki: teżpomnik choć mały, żaba autorstwa Mihálya Kolodko, źródło: index.huSą też takie pomniki: drzewo Michaela Jacksona na placu Deáka
W najnowszym podcaście opowiadam (25:30) o najbardziej znanej węgierskiej książce czyli o Chłopcach z placu Broni. Pełen program podcastu oraz mój tekst poniżej.
Program przygotowali: A. Szczęsnowicz-Panas, R.Rajczyk, J.Celichowski, P.Piętka
Będąc w szkole podstawowej czytaliśmy wszyscy Chłopców z placu Broni Ferenca Molnára. Okazuje się, sprawdziłem to właśnie , że ta książka, której węgierski tytuł brzmi Pál utcai fiúk, i dziś jest lekturą, bodaj jako jedyna pozycja z węgierskiej literatury.
Nie jest to przypadkiem. Ta powieść, mimo że powstała ponad sto lat temu (pierwszy raz opublikowana została w odcinkach w gazecie w latach 1905-1906) nie straciła na świeżości. Nieprzypadkowo jest najbardziej znaną na świecie pozycją z literatury węgierskiej: wikipedia wylicza jej tłumaczenia na 32 języki, które ukazały się w niezliczonych wydaniach. Książkę sześć razy sfilmowano, po raz pierwszy w 1917 roku – ta wersja jednak się niestety nie zachowała.
Jako chłopiec książkę czytałem z wypiekami na twarzy choć nie rozumiałem czemu Nemecsek musiał umrzeć a jego ofiara miała być daremna. Kiedy do książki powróciłem jako dorosły odebrałem ją zupełnie inaczej. Uderzyło mnie, jak przenikliwie opisała ona ówczesną mentalność, obecną zapewne nie tylko na Węgrzech, która umożliwiła pierwszą wojnę światową. Potrzeba przynależenia i strach przed odrzuceniem, gotowość złożenia ofiary za grupę, wszelakie formalizmy i rytuały, natchniony język to wszystko cechy prowadzące do chętnego i karnego udziału w tej rzezi. Niewiele książek tak pięknie się starzeje.
Na WęgrzechPál utcai fiúkgłęboko wrosli w kulturę. Na ulicy Práter, oczywiście w ósmej dzielnicy stoi pomnik przedstawiający chłopców grających w kulki. Przy ulicy Nagy Templom w tejże dzielnicy mieści się kawiarnia i ośrodek kulturalny Grund co po węgiersku oznacza właśnie tytułowy plac. Funkcjonuje zespół rockowy o nazwie Pál utcai fiúk – ciekawostka, w Polsce mamy Chłopców z placu Broni. Szereg wyrażeń z książki zadomowiło się w języku potocznym jak einstand, gittegylet (Stowarzyszenie Przeżuwaczy Kitu) czy też właśnie grund.
W 2016 roku teatr Víg wystawił musical oparty na książce. Spektakl odniósł wielki sukces, do dziś jest grany (na ile na to pozwala pandemia). Musical wystawiono też w czterech innych teatrach.
Muzeum literatury, które kilkanaście lat temu zorganizowało poświęconą książce wystawę, obecnie utrzymuje tę ciekawą ekspozycję w internecie.
Książka jest autentycznie popularna także wśród zwykłych ludzi. Dwa lata temu sam brałem udział w karnawałowej zabawie odbywającej się na wsi, której tematem byli właśnie Chłopcy z placu broni. Wszycy mieliśmy krótkie spodnie, podkolanówki i czapki z daszkiem.
Jeśli kogoś interesuje węgierska kultura to książkę powinien koniecznie przeczytać. Nawet jeśli ją kiedyś przerabiał w szkole, choć formalnie to powieść młodzieżowa uważam, że dopiero dorośli są w stanie ją docenić.
W najnowszym odcinku podcastu mówię (20:55) o ograniczonej reprezentacji kobiet na budapeszteńskich pomnikach i wśród nazw ulic – koniec końców dopiero co mieliśmy dzień kobiet. Program podcastu oraz móg tekst poniżej.
1. Powitanie 2. Serwis polonijny 3. Autorski Przegląd Polskich tygodników 4. Jeż Węgierski w eterze 5. Urywki Historii 6. Pożegnanie
Jakiś czas temu portal Átlátszó opublikował analizę budapeszteńskich pomników pod kątem płci przedstawianych na nich osób. Wyniki są mało zaskakujące: spośród 1173 stołecznych pomników 150 przedstawia kobiety a 45 jednocześnie mężczyzn i kobiety. Wśród 150 pomników z kobietami zaledwie 35 przedstawia konkretne osoby. Dla porównania 618 pomników przedstawia “z nazwiska” konkretnych mężczyzn – niemal dwadzieścia razy więcej. Na pozostałych pomnikach kobiety pełnią role alegoryczne symbolizując wolność, spokój, lato czy wiosnę lub dekoracyjne, mam na myśli tu siedzące, tańczące, opalające się, grające na instrumentach czy też kucające, często nagie, postaci.
Ciekawostka: wśród analizowanych pomników więcej przedstawień mają zwierzęta takie jak turul, gołąb czy pies, niż konkretne kobiety.
Podobna jest sytuacja z nazwami ulic i placów. Wśród nazw nawiązujących się do osób (a nie weźmy na to miejscowości, zawodów, drzew, itp.) 89% odnosi się do mężczyzn. W przypadku tych 11% procent nazw pochodzących od kobiet tylko nieco ponad połowa upamiętnia konkretne osoby, reszta to postaci z literatury czy też po prostu kobiece imiona.
Dodam, że obecność kobiet w miejscach publicznych dodatkowo ogranicza węgierski zwyczaj przyjmowania nazwiska od męża, w ramach którego całkowicie znika imię kobiety. Konia z rzędem na przykład temu kto wie jak miała na imię Veres Pálné, pionierka edukacji kobiet (pomogę: Hermin, jej panieńskie nazwisko natomiast to Beniczky). Obecnie nazwane od niej ulica, pomnik oraz gimnazium utrzymują w pamięci raczej imię i nazwisko jej męża niż nią samą.
Pojawiają się próby zmiany tego stanu rzeczy.
W tym roku druga dzielnica, z okazji dnia kobiet, wystąpiła z inicjatywą mającą choć trochę zmienić tę sytuację. W internecie podała listę czterech dotąd nie nazwanych uliczek zapraszając do zgłaszania nazwisk kobiet, którymi można by jej nazwać.
Dwa lata temu zespół Hosszúlépés, firmy organizującej tematyczne przechadzki po mieście, również z okazji dnia kobiet, zorganizował happening, w ramach którego wystawiono trzy papierowe pomniki kobiet. Upamiętniono tak śpiewaczkę operową Kornélię Hollósy, zarządzającą kawiarnią Gerbeau Eszter Ramseyer oraz pianistkę Annie Fischer z nadzieją, że doczekają się kiedyś trwalszego upamiętnienia.
Kibicuję tym wszystkim wysiłkom.
Nie do końca o taką obecność kobiet na pomnikach mi chodziMarek Raczkowski wyjaśnia czemu mężczyznom należy się więcej miejsc na pomnikach
Jeden z najbardziej zdumiewających pomników w Budapeszcie jest turul z XII dzielnicy. Oficjalnie ma on upamiętniać ofiary drugiej wojny światowej z tej dzielnicy. Tak jednak nie jest bo zdaniem wielu jest to raczej pomnik wystawiony mordercom-strzałokrzyżowcom.
Dwunasta dzielnica to szczególne miejsce z punktu widzenia historii strzałokrzyżowców. Tutaj ich partia osiągała świetne wyniki wyborcze, tutaj też, w końcowej fazie wojny, działała ich najprężniejsza – najbrutalniejsza – organizacja. Zamknięty wokół Budapesztu pierścień zaciskał się coraz bardziej, jej aktywność tym niemniej koncentrowała się na „wrogach wewnętrznych” czyli Żydach, których łapano, grabiono, torturowano, gwałcono i mordowano. Pisałem o tym więcej tu omawiając wstrząsające książki Gábora Zoltána Orgia i Szomszéd.
Te książki poruszyły też dziennikarza portalu 444 Dániela Ácsa, który postanowił zająć się temat i zrobić film dokumentalny na temat pomnika, który już wcześniej budził wielkie kontrowersje. Godzinny film dostępny jest w internecie z angielskimi napisami. Ten wpis w dużej mierze opieram na pochodzących z niego informacjach.
Pomnik postawiono w 2005 roku. Zrobił to kontrolowany przez Fidesz samorząd dzielnicy – bez wymaganych zezwoleń. Próby działań administracyjnych mające na celu usunięcie nielegalnego obiektu budowlanego spotkały się z protestami organizowanymi przez skrajnie prawicowy Jobbik razem z Fideszem, co było pierwszym przykładem takiej współpracy. Na demonstracjach pojawiały się maszerujące kolumny Węgierskiej Gwardii, bojówki Jobbiku, grzmiało hasło Precz z Żydami (Mocskos zsidók).
Problemem nie były jedynie administracyjne braki. Pomnika nieprzypadkowo broniła skrajna prawica: turul to od czasów strzałokrzyżowców jej jednoznaczny symbol. Sam pomnik ustawiono w centrum obszaru działalności dzielnicowej organizacji strzałokrzyżowców od odległości kilkuset metrów od miejsc ich kolejnych zbrodni.
Nie tak dawno okazało się, że z pomnikiem łączy się jeszcze jedna ciemna sprawa. Na jego bokach umieszczono kilkaset nazwisk mieszkańców dzielnicy, którzy zginęli w czasie wojny. Zbierano jej między innymi przez ogłoszenia w dzielnicowej gazetce samorządowej. W październiku 2019 roku w czasopiśmie Mozgó Világ ukazał się artykuł [HU] opisujący zbrodniczą działalność w ramach partii strzałokrzyżowców Józsefa Pokorniego, dziadka obecnego burmistrza dzielnicy z ramienia Fideszu Zoltána Pokorniego. Okazało się, że jego nazwisko widnieje na pomniku. Nazwisko mordercy obok nazwisk ofiar.
Nazwiska na pomniku są na paskach z boku.
Krótko po tym burmistrz wygłosił poruszające przemówienie i obiecał zająć się sprawą pomnika, którego poprzednio bronił („turul będzie stał póki ja jestem burmistrzem”). Pisałem o tym tu.
Wracając do pomnika, jeszcze w okresie pierwszej wojny światowej turul był symbolem męstwa wojskowego. Dlatego często spotkać go można na licznych pomnikach upamiętniających ofiary tej wojny stojące w większych i mniejszych miejscowościach na Węgrzech.
W okresie międzywojennym jednak przejęła go skrajna prawica, między innymi Stowarzyszenie Turula (Turul Szövetség), które głosiło hasła całkowitego wyeliminowania Żydów z życia publicznego.
Pod symbolem turula dzielnicowa organizacja strzałokrzyżowców dokonywała swoich zbrodni. Jednym z ich form było rozstrzeliwanie osób uznanych przez nich za Żydów nad Dunajem tak by ciała od razu wpadały do wody – tak zamordowano tysiąc trzysta osób.
Jeszcze wtedy kiedy walki toczyły się już na terenie dzielnicy miejscowi strzałokrzyżowcy wymordowali uznanych za Żydów chorych i personel szpitala przy ulicy Maros, szpitala im. Dániela Bíró oraz mieszkańców domu starców przy ulicy Alma. Aktywnym udziałem w tych trzech zbrodniach odznaczył się József Pokorni.
Organizacja strzałokrzyżowców w XII dzielnicy liczyła 110 członków. Z tego 22 skazano po wojnie na karę śmierci, 38 dostało inne wyroki. Część, w tym i József Pokorni, zginęła jeszcze w czasie wojny, część uniknęła kary.
Najsłynniejszą postacią tej organizacji był András Kun, były franciszkanin, który chodził w habicie z partyjną opaską na ramieniu i pistoletem przy pasie. Wygłaszał on kazania w kościołach, zagrzewał do działania, pełnił rolę charyzmatycznego ideologa. Szaleństwo jego działań przekroczyło próg wrażliwości przywództwa partii i został on zaaresztowany. Z więzienia wypuścili go Rosjanie, którzy wypuścili wszystkich więźniów bez badania kim są. Zatrzymany powtórnie został skazany na wyrok śmierci, który wykonano.
András Kun, kadr z filmuAndrás Kun, kadr z filmu
Po krótkiej fali rozliczeń bezpośrednio po wojnie strzałokrzyżowców nie nękano w sposób systematyczny. Nie byli oni celem żadnej z kampanii prześladowań, które dotykały przedwojennych oficerów, posiadaczy, kler, bogatych chłopów, socjaldemokratów itp. Związane z nimi śledztwa prowadzono tylko po rewolucji 1956 roku. W 1967 roku zorganizowano process strzałokrzyżowców z XIV dzielnicy. Nie jeden z byłych nyilasów wstąpił do partii.
Historycy, których samorząd poprosił o zbadanie sprawy pomnika po nagłośnieniu sprawy nazwiska Józsefa Pokorniego na pomniku doszukali się na nim w sumie 21 nazwisk strzałokrzyżowców. Okazało się przy tym, że brak jest nazwisk wielu znanych ofiar, między innymi uczestnika ruchu oporu generała Jánosa Kissa czy też ratującego Żydów księdza Ferenca Kálló, obu zamordowanych przez nyilasów. Pojawia się nazwisko Istvána Poisa, który choć sam nie był Żydem to jednak nie chciał opuścić aresztowanej żony Żydówki. Oboje ich zamordowali nyilasowie, ale jej nazwiska na pomniku brak. Jak zauważył jeden z badających pomnik historyków Krisztián Ungváry, nie byli oni ofiarami wojny, zostali zamordowani przez rodaków, sąsiadów.
Pojawia się pytanie czy stawiając ten pomnik samorząd tych wszystkich faktów nie znał, co fatalnie świadczyłoby o jego kompetencjach, zignorował je czy też była to świadoma próby rehabilitacji strzałokrzyżowców w historii węgierskiej. Nie wiadomo, która z tych opcji jest gorsza.
Historycy zaproponowali by pomnik przemianować na pomnik pierwszej wojny światowej, przenieść na inne miejsce a nazwiska usunąć. W głosowaniu na posiedzeniu samorządu głosami Fideszu (sam Pokorni się wstrzymał) propozycję przeniesienia pomnika odrzucono.
Nazwisko Józsefa Pokorniego na pomniku już nie ma. Ale problem, który jest większy, niż to nazwisko czy też nawet sam pomnik, pozostał.
Miejsce po nazwisku Józsefa Pokorniego. Było obok nazwiska Istvána Poisa.Turul, problem dla dzielnicy, problem dla kraju
Latem tego roku samorząd Budapesztu jednogłośnie zdecydował, że w mieście powstanie pomnik ofiar gwałtów wojennych. Upamiętni on pomiędzy 80 a 250 tysięcy kobiet, które padły ofiarą gwałtów dokonanych przez żołnierzy Armii Czerwonej działającej na terenach Węgier pod koniec drugiej wojny światowej. Samo odsłonięcie planowane jest na początek 2023 roku kiedy Budapeszt będzie obchodzić swoje 150-lecie.
Żołnierze radzieccy zaczepiający kobietę w Berlinie, źródło New York Times
Proces prowadzący do powstania pomnika ma być tak sam ważny jak i sam monument. Gwałty wojenne przez długi czas były a w znacznym stopniu i teraz są tematem tabu. Chodzi więc o to by to tabu przełamać, by więcej ludzi się o nich dowiedziało, by ludzie nauczyli się o nich mówić.
I tak rozpoczął się już cykl wykładów (do oglądania tu), uruchomiono zbiórkę źródeł historycznych (dokumenty, pamiętniki, itp.), stworzono tematyczną stronę internetową (elhallgatva.hu, elhallgatva znaczy przemilczane) a w jej ramach internetową kolekcję tematyczną, planowane są wystawy i międzynarodowa konferencia. W działania te zaangażowana jest między innymi Andrea Pető, autorka pionierskiej książki na ten temat pt. Elmondani az elmondhatatlant, o której pisałem wcześniej. Sam konkurs na pomnik ma być ogłoszony w lecie przyszłego roku a zwycięski projekt wybrany do października. Budżet to 31 milionów forintów czyli 100 000 euro.
Wyzwanie dla autorów projektów jest spore z kilku powodów. Przede wszystkim brak jest konwencji wizualnej do przedstawiania dramatu gwałtów wojennych. Mało jest pomników o tej tematyce na świecie by z nich czerpać wzorce lub inspiracje. Wiem o dwóch w Stanach Zjednoczonych upamiętniające koreańskie ofiary japońskich gwałtów z okresu II wojny światowej a także o pomniku oraz instalacji w Prisztinie.
Pomnik z San Francisco, po jego odsłonięciu miasto partnerskie Osaka zerwało stosunki z SF. Trzy postaci to Chinka, Koreanka i Filipinka reprezentujące ofiary z tych narodów, źródło: Smithsionian MagazinePomnik z Glendale podobnie jak w przypadku San Francisco atakowany w Japonii, źródło: Los Angeles Review of Books. BlogStojący w Prisztinie pomnik ofiar gwałtów w trakcie wojnie w Kosowie 1998-99. Utworzony przez 20 000 prętów symbolizujących tyleż ofiar, źródło: wikipedia\Instalacja z 2015 roku na stadionie w Prisztinie autorstwa Alkety Xhafa-Mripy, na sznurach rozwieszono sukienki symbolizujące ofiary gwałtów, źródło: Open DemocracyFragment instalacji, źródło: Voice of America News
Dosłowność jest nie do przyjęcia bo oznacza pornografię, nieprzypadkowo niektórzy badacze odmawiają publikacji, bardzo rzadkich zresztą, fotografii ofiar takich gwałtów uważając, że naruszają one godność martwych ofiar. Przykładem takiego podejścia jest gdański kontrowersyjny właśnie z powodu swojej dosłowności pomnik Komm, Frau, który przez zaledwie kilka godzin stał koło pomnika żołnierzy radzieckich.
pomnik Komm, Frau autorstwa Jerzego Bohdana Szumczyka, źródło: The Daily Mail
Ważną kwestią jest podejście do gwałtów wojennych. Istnieją dwie dominujące interpretacje zjawiska. Intencjonalistyczna uważa te gwałty za rodzaj działań wojennych, cios wymierzony w jakiś naród, do którego należą zgwałcone kobiety. Strukturalistyczna interpretuje gwałty jako przypadek szerszej przemocy mężczyzn wobec kobiet tym razem mający miejsce w kontekście wojennym. Nie jest obojętne podejście będzie reprezentował zrealizowany monument.
Ciekawe jaki będzie rezultat projektu, mam tu na myśli zarówno sam pomnik jak i zmianę świadomości gwałtów wojennych, na Węgrzech a może i poza nimi. Zważywszy na gwałtowne reakcje w Japonii na pomniki koreańskich ofiar gwałtów a także na protesty rosyjskie wobec rzeźby Komm, Frau interesujące będzie też będzie zobaczyć jakie tym razem będą reakcje rosyjskie, zarówno na poziomie rządowym – jak i społecznym.
Tego pomnika byłem bardzo ciekaw. Setna rocznica Trianonu zdarza się raz, co będą miały wtedy władze do powiedzenia? Czy będzie to to, co zawsze, czy też może coś nowego (na to raczej jednak nie miałem nadziei)?
Pomnik budowano, był już niemal gotów kiedy ogłoszono, że w powodu koronawirusa jego planowane odsłonięcie dokładnie w rocznicę Trianonu zostanie przełożone na 20 sierpnia. Przed tą drugą datą zacząłem szukać informacji odnośnie uroczystości ale, ku mojemu zdziwieniu, nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Wyjaśnienie problemu było pouczające: szukając informacji używałem frazy Pomnik Trianonu podczas gdy jego oficjalna nazwa to Miejsce Pamięci Jedności Narodowej (Nemzeti Összetartozás Emlékhelye).
Wybrałem się na odsłonięcie pomnika. Było ono połączone z uroczystością przysięgi oficerskiej na placu Kossutha. Nagłośnienie było fatalne więc połowy mowy Orbána nie słyszałem ale potem byłem blisko kiedy trójka najważniejszych polityków węgierskich czyli Viktor Orbán (premier), János Áder (prezydent) i László Kövér (marszałek parlamentu) podeszła by przeciąć wstęgę. Nigdy nie widziałem ich z tak małej odległości więc nie mogę sobie odmówić przytoczenia tej historyjki:)
Z powodu zamieszania przy odsłonięciu pomnik obejrzałem przy innej okazji. Pierwsze wrażenie to miłe zaskoczenie, że nie powstał kolejny emocjonalny, ponury potworek z obowiązkowym kształtem wielkich Węgier, turulem, pełnym religijnych i nie tylko symboli wyrażających węgierskie cierpienie jak choćby ten.
Pomnik mieści się pod poziomem ulicy Alkotmány – chodziło o to, by nie naruszać wyglądu placu Kossutha z lat 30-tych, który został ostatnio odtworzony. Monument ma postać opadającej rampy, która zaczyna się przy placu. Na ścianach umieszczono tabliczki z nazwami miejscowości, które znajdowały się na terenach przedtrianońskich Węgier. Na końcu rampy znajduje się wieczny płomień a także cytat z księgi Izajasza (32:17):
Dziełem sprawiedliwości będzie pokój, a owocem prawa – wieczyste bezpieczeństwo.
Oficjalna tablica przy wejściu: Miejsce Pamięci Jedności Narodowej. Rząd węgierski ustanowił je na cześć Węgier świętego Stefana, które przez tysiąc lat dawały Węgrom oraz żyjącym wraz z nimi ludom dom i ojczyznę.Wejście – a może raczej zejście – do pomnikaJuż w środkuWieczny ogieńCytat z proroka Izajasza
Najważniejsze są tabliczki. Jest ich 13 tysięcy i są wśród nich zarówno miejscowości z terenów utraconych jak i z terytorium obecnych Węgier. W ten sposób symbolicznie wyrażono ich jedność.
O rozmieszczeniu tabliczek zdecydował losowy algorytm tak więc by znaleźć daną miejscowość należy skorzystać z wyszukiwarki, do której link można dostać skanując kod QR przy wejściu do rampy.
Ze wszystkich elementów pomnika to te tabliczki w pełni oczarowują odwiedzających. Wyszukują oni miejscowości, z których pochodzą, lub te, które są dla nich z innych powodów ważne, pokazują sobie nawzajem, robią zdjęcia czy selfie. Dowcipnisie szukają nazw, których znaczenie pozwala na żarty językowe (przykłady tu [HU]).
Zdjęcia Coś na Instagram.
Te tabliczki stanowią o interaktywnym charakterze pomnika, dzięki nim ma on, paradoksalnie, raczej pozytywny niż, typowo dla tematyki Trianonu, smętnawy charakter.
Będące centralną częścią pomnika tabliczki są zarazem najważniejszym elementem jego przekazu. Ciekawe jest, że upamiętnienie jedności narodowej odbywa się przez odniesienie do jedności terytorialnej. W dyskursie Trianonu w zależności od kontekstu podnosi się oderwanie Węgrów od ojczyzny, lub utratę terytorium czy też przesunięcie „tysiącletnich”, „naturalnych” granic. Pomnik miesza te dwa pierwsze argumenty sugerując, że całość przedtrianońskich Węgier była tożsama z narodem węgierskim.
Dla kogokolwiek kto choć trochę wie o składzie narodowościowym Węgier przed pierwszą wojną światową, o tym ilu żyło tam Węgrów a ilu nie-Węgrów, jak wyglądały te proporcje w poszczególnych częściach państwa jest to sugestia, hmm, zaskakująca. Interesujące jest też mówienie o jedności narodowej przy całkowitym pominięciu sporej przecież obecnie diaspory węgierskiej w Europie zachodniej czy też, starszej nieco, w Ameryce. Tak jakby naród węgierski nadal zamieszkiwał każdy zakątek Wielkich Węgier a poza tym nigdzie więcej go na świecie nie było.
Zdawałoby się, cóż może być w tym politycznego ale jednak. Jak wyczytałem w pewnym artykule spis powstał formalnie po to by zapewnić, że każda miejscowość ma unikalną nazwę, było to ważne dla funkcjonowania poczty i kolei. Tak powstały na przykład Bátaapáti, Gyöngyösapáti i Somogyapáti, czy też Bakonyszentiván, Cserhátszentiván, Győrszentiván oraz Pilisszentiván. Przy okazji jednak skodyfikowano dokonywaną w tym czasie madziaryzację nazw miejscowości, które z węgierskim nie miały nic wspólnego, gdyż zamieszkałe były przez mniejszości. Jak pisze autor, stworzono wrażenie, jakby na całym terytorium Basenu Karpackiego od zawsze dominującą grupą etniczną byli Węgrzy.
Element polski: Nedec na prawo od Monoru to Niedzica
Widząc identyczne w formacie tabliczki z nazwami takimi jak Monor czy Újterebes zwiedzający uzna zapewne, że obie miejscowości były w takim samym stopniu węgierskie, tyle tylko, że Monor leży niedaleko Budapesztu a Újterebes to polski Trybsz ze Spisza. Tak więc monument upamiętnił zarazem politykę madziaryzacji, która była jednym z czynników odpychających mniejszości od ówczesnego państwa węgierskiego.
Wracając do cytatu biblijnego, zastanawia co chciano przez niego wyrazić. Odwołanie religijne to częsta rzecz w dyskursie trianońskim, z prorokiem Izajaszem jednak dotąd się nie spotkałem. Ponieważ Węgrzy często podkreślają „niesprawiedliwość” Trianonu można zaryzykować następującą interpretację: kiedy Węgrzy zostaną zjednoczeni w jednym państwie nastąpi pokój i bezpieczeństwo, dopóki jednak to się nie stanie nie liczcie na to.
Budapeszt – Węgry – zyskały znaczący monument. Wszyscy junkie duszy węgierskiej jak ja powinni go sobie obejrzeć.
– Powitanie – 00:00 – Listy od Słuchaczy – 05:02 – Wiadomości polonijne – 14:04 – Autorski przegląd polskich tygodników Roberta Rajczyka – 16:59 – Jerzy Celichowski i Jeż Węgierski w eterze – 24:27 – Rozmowa z Marią Felfoldi – przewodniczącą Ogólnokrajowego Samorządu Polskiego na Węgrzech – 28:43 – Książka na Głos – 56:24 – Urywki Historii – cykl Polskiego Instytutu Badawczego i Muzeum w Budapeszcie – 01:01:38 – Pożegnanie – 01:03:56
edną z najnowszych a zarazem najoryginalniejszych pozycji na liście atrakcji do zwiedzania w Budapeszcie jest Park pomników. Kto był to wie, atmosfera trochę jest jak w Disneylandzie, przy kasie lecą pieśni masowe, można kupić ostatni dech komunizmu w puszce czy też stare propagandowe plakaty. W sumie tania rozrywka dla turystów.
Tymczasem jest to unikalny w Europie a może i na świecie sposób upamiętnienia przeszłości. W innych miejscach moment zmiany reżimu zwykle łączył się z usunięciem jego zewnętrznych symboli. Ich zniszczenie pieczętowało zwycięstwo. Sam byłem przy usuwaniu pomnika Dzierżyńskiego w Warszawie: dźwig uniósł postać z postumentu a ta już w powietrzu się rozpadła. Był pomnik, nie ma pomnika.
Inaczej postąpiono w Budapeszcie. Po pierwotnej fazie dyskusji społecznych co zrobić z odziedziczonymi pomnikami – społeczeństwo było podzielone, część chciała je zostawić (mamy ważniejsze rzeczy na głowie), radykałowie chcieli je całkowicie usunąć a część właśnie przenieść je do specjalnego parku – zdecydowano się na tę trzecią opcję.
Decyzję o utworzeniu parku pomników samorząd Budapesztu podjął 5 grudnia 1991 roku. Miał powstać w XXII dzielnicy, która zaoferowało na niego grunt. Konkurs na projekt wygrał architekt Ákos Eleőd.
Park miał umieszczać pomniki w cudzysłowie unikając pokazywania ich jako wesołe panoptikum. Na żelaznej bramie, która nigdy nie jest otwierana, wypalono wiersz Gyuli Illyesa pt. Jedno zdanie o tyranii. Przez park poprowadzono trzy pętle spacerowe (znak nieskończoności), przy pierwszej stoją pomniki wyzwolenia, drugiej – pomniki osobistości ruchu robotniczego, trzeciej – pomniki pojęć i wydarzeń z ruchu robotniczego. Wszystko zamykają dwa pomniki radzieckich parlamentarzystów, które kiedyś stały przy rogatkach Budapesztu.
W słowach historyka sztuki Gézy Borosa park pokazuje zarówno dyktaturę jak i demokrację, tylko ta ostatnia potrafi odważnie i z godnością spojrzeć w twarz przeszłości.
Szacunek dla Węgrów. Oby zawsze udawało im się tak konfrontować swoją historię.