billboardy walczące o organizacje społeczne

Węgrzy w zasadzie nie mają karykatury politycznej ale mają doroczną konkurs i wystawę billboardów ARC (było o niej już tu i tu), która, wraz z okładkami HVG, tę lukę jakoś wypełnia. Wystawa zakończyłła się tydzień temu alle dałem radę ją odwiedzić i te billboardy sobie obejrzeć.

W tym roku tematem wystawy było wsparcie dla posiniaczonych przez ataki rządowe organizacji społecznych. Jak zawsze, nie wszystkie prace skupiły się na tej tematyce, część poszła w inne strony, niekiedy tak odległe, że ich po prostu nie zrozumiałem.

Ale do dzieła, oto plakaty, które w jakiś sposób mnie zainteresowały.

ARCflagaEU

widzieliśmy już ścieraną gwiazdę, tutaj zostaje ona zastąpiona inną gwiazdą, ach jakże nam znaną

ARC1procent

Deklaracja na temat jednego procenta podatku, tego węgierskiego wynalazku, tutaj nieco zmodyfikowna: można wskazać organizację „wspieraną z zagranicy„, której jeden procent powinien zabrany i przeznaczony na obiekty sportowe

ARCrzad

a tutaj rząd węgierski, „organizacja wspierana z zagranicy”

ARCromai

są i plakaty wspierające konkretne inicjatywy obywatelskie, tutaj, bliską mojemu sercu, walkę o zachowanie wybrzeża Római

ARCsupermario

Márton Gulyás, który podczas protestów w obronie CEU próbował oblać farbą pałac prezydencki przedstawiony jako Super Mario

ARCbaranek

nieco zaskakująca w kontekście wystawy praca pod tytułem „Kochany, albo obiad albo zabawa”

ARCpropaganda

tak wyglądałaby obecna wystawa gdyby przedstawiały rządowe plakaty propagandowe 

ARCsoros

„99% procent odwiedzających wystawę ARC to sługusy Sorosa” a rząd już szykuje kolejną „konsultację społeczną” na temat właśnie Sorosa

ARCmostboisko

jest coś na temat boisk/stadionów do piłki nożnej

ARCklin

„pozarządowców bij pomarańczowym klinem” wzywa naszych bolszewików ten plakat

ARCsuperheros

reklama popkulturowych w formie a narodowych w treści komiksów pt. Przygody człowieka-narodu a w nich Świt pomarańczy, Zdradziecki goździk, Inwazja migrantów, Ruscy (nie) wynoście się do domu (wydanie poprawione), itp.

ARCAIaktywista

podwójny plakat Amnesty International: aktywista lub …

ARCAIprzestepca

… przestępca, zależy jak na to spojrzeć

ARCzzaplakatu

któż to wyłania się zza plakatów rządowych?

ARCtapeta

można go odkryć na tej hipnotycznej tapecie

ARCkamiennozycepapier

kamień, papier, nożyce – znów nawiązanie do rządowej propagandy

ARCliget

dramatycznie przedstawieni obrońcy Ligetu, robienie sobie zdjęć przed plakatami to ulubione zajęcie zwiedzających

ARCszechenyi

jak wyglądałaby tablica informująca o kosztach mostu Łańcuchowego podczas jego budowy ponad 150 lat temu? o właśnie tak

ARCdziecinstwoprzywodcy

dzieciństwo przywódcy

ARCflaga

„flaga Węgier składa się z trzech poziomych, pasów o równej szerokości, po kolei czerwonego, białego i zielonego, z których czerwony symbolzuje siłę, biały wierność a zielony nadzieję”

ARCniebedepomagac

„bez pozwolenie nie będę pomagać nikomu” – ta praca wygrała konkurs

ARCorban

nie obyło się bez skandalu: tę pracę będącą przeróbką znanego zdjęcia przedstawiającego aresztowanie młodego Viktora Orbána, na której twarze milicjantów zastąpiono obecną twarzą Orbána usunięto na żądania autora zdjęcia. organizatorzy uznali, że choć się z żądaniem nie zgadzają to nie mają środków na ewentualną sprawę sądową, źródło: strona ARC na fb

ARCorban1

po zaklejeniu plakat wyglądał więc tak

ARCufo

a na koniec coś nie z tej ziemi, klimat trochę jak u Raczkowskiego

Reklama

walka o Római trwa

Római part to po polsku wybrzeże Rzymskie czyli odcinek brzegu Dunaju w północnej Budzie nazwany tak od pobliskiego osiedla rzymskiego Acquincum. W Budapeszcie to ostatni nieuregulowany (czytaj: niezabetonowany) odcinek rzeki gdzie mieszczą się kluby wioślarskie, nabrzeżne bary z langoszami, tradycyjnym smażonym morszczukiem oraz piwem, ścieżka rowerowa prowdząca do Szentendre a także malownicza romkocsma Fellini. To unikalne w swoim klimacie jest dość popularne wśród budapeszteńczyków.

Nad Római wisi miecz Damoklesa w postaci planu zbudowania tam mobilnego wału przeciwpowodziowego. Ten tajemniczy termin oznacza sieć słupów betonowych, pomiędzy które w razie powodzi wstawia się płyty metalowe. Zbudowanie tej struktury łączy się z umocnieniem gruntu czyli praktycznie rzecz biorąc zabetonowaniem sporej przestrzeni na brzegu a przedtem wycięciem rosnących tam drzew. Plan popiera burmistrz István Tarlós a sprzeciwia się mu szereg organizacji społecznych i lokalnych inicjatyw. Dzisiaj zorganizowały one demonstrację w obronie wybrzeża. Powodem jest zbliżające się głosowanie nad planem w samorządzie miasta.

Demonstracja miała miejsce na placu Madácha. Mimo, że zebrało się kilkasest osób czyli zdawałoby się, że nie tak wiele to jednak wyczuwało się siłę inicjatywy. Greenpeace zapewnił profesjonalną organizację, na demonstracji rozdawano drugi już numer bezpłantnej gazety Helló Római, Lángos vagy beton (Langos czy beton) wydanej w nakładzie 15 tysięcy (!) egzemplarzy, pomyślano o przekazie wizualnym tradycyjnie już zachęcając uczestników do przychodzenia w niebieskich ubraniach i machania niebieskimi chustkami, zdjęcia zebranych robiono z dźwigu.

machający tłum, w tle dźwig

prowadzący demonstrację aktywista Greenpeace-u, w tle transparent „Ochrony przeciwpowodziowej bez niszczenia środowiska”

stoisko gdzie można dostać gazetę, zapisać się na listę adresową czy też dokonać wpłaty na koszty kampanii

czytelniczka Helló Római

Parę przemówień jeśli nawet nie charyzmatycznych było bardzo rzetelnych.

Socjolog miast Iván Tocsis rozpoczął szeregiem przykładów skutecznych protestów społecznych, które zmieniły decyzje władz dotyczących kwestii środowiskowych w szeregukrajów europejskich. Podkreślił brak jakichkolwiek konsultacji obecnego planu Tarlósa: burmistrz próbuje przepchać swoją konsekwencję nie zważając na to co uważają mieszkańcy, ani nawet na to co jest tańszym czy lepszym rozwiązaniem. To nie jest kwestia techniczna ale polityczna i jak najbardziej mamy prawo zajmować w jej sprawie stanowisko, zwrócił uwagę Tocsis. Według niego jedynym beneficjentem budowy mobilnego wału przeciwpowodziowego jest lobby deweloperskie, który tylko czeka aż szereg działek nad samym Dunajem uzyska ochronę przed powodzią (obecnie może ona wyglądać tak). Podkreślił, że protestujący nie są przeciwko samego wałowi ale jego lokalizacji: umieszczenie go na równoległych do rzeki ulicach Nánási i Királyok ma o wiele więcej sensu.

Iván Tocsis, warto zwrócić uwagę na mikrofony niewielkich opozycyjnach stacji telewizyjnych: telewizja państwowa, jak i zresztą większe stacje komercyjne, nie przybyły na demonstrację

Mocne przemówienie wygłosił András Lányi, filozof, pisarz i reżyser, w dawnych czasach dysydent. Zwrócił uwagę, że początkiem końca socjalizmu na Węgrzech były protesty przeciwko budowie zapory w zakolu Dunaju, w co zresztą był zaangażowany, tak więc problemy ekologiczne potrafią prowadzić do upadku reżimu. W związku ze zbliżającymi się wyborami (przyszły rok) przypomniał by nie głosować na polityków, którzy stoją za szkodliwymi dla środowiska decyzjami, których ludzie nie popierają.

András Lányi

***

To nie pierwszy protest w obronie Római. Pisałem kiedyś o demonstracji na samym wybrzeżu. Poprzednia demonstracja miała miejsce w marcu niedaleko urzędu burmistrzowskiego. Nie dałem rady o niej napisać, załączam teraz chociaż parę zdjęć.

drzewa na Római, wał na ulicy Nánási!

wtedy po raz pierwszy spotkałem się z powiewaniem niebieskimi chustami oraz niebieskimi ubraniami

wspólna sprawa: aktywistka broniąca parku Városliget teraz wspierająca sprawę Római

grupa mieszkańców bezpośredniej okolicy Római, zupełni normalsi, w czasie przemówienia

na lewo widać jak wygląda Római obecnie, jak będzie wyglądać w przyszłości nie wiemy

ustawa o NGOsach już działa

Na Węgrzech wprowadzono niedawno, mimo protestów, ustawę o organizacjach społecznych. Przewiduje ona między innymi, że organizacje, które otrzymają ponad 7.2 miliona forintów ze źródeł zagranicznych (100 000 złotych) muszą tę pomoc zarejestrować a także umieszczać frazę „organizacja wspierana z zagranicy” wszędzie gdzie ich nazwa pojawi się publicznie.

Obecnie trzydzieści organizacji zarejestrowało się jako agenci zagranicy (spis tu), siedem bojkotuje nowe prawo, a dwadzieście trzy złożyły wniosek o uznanie jego niekonstytucyjności do trybunału konstytucyjnego.

Dziś pierwszy raz zetknąłem się z wykonaniem przepisu o publikowaniu frazy o zagranicznym wsparciu. Zobaczyłem ją na ulicy na plakacie festiwalu kulturalnego Gaudiopolis organizowanego przez stowarzyszenie OFF-biennále. Sprawdziłem ich stronę internetową i faktycznie, mają sporo sponsorów zagranicznych: Kulturstiftung des Bundes, Erste Stiftung, Goethe Institut, Institut Francais – a także Instytut Adama Mickiewicza.

Plakat, fraza o wsparciu z zagranicy znajduje się w prawym górnym rogu


Sama fraza o wsparciu z lekką modyfikacją: Organizacja wspierana (również) z zagranicy

Nie był to miły widok. Przyszły mi głowy żółte gwiazdy Dawida, które musili nosić Żydzi w czasie wojny. Kto dostaje wsparcie spoza Węgier, nawet jeśli chodzi o wydarzenie kulturalne, nie jest „nasz” i musi to piętno nosić publicznie. Napiętnowanie to pierwszy krok, zastanawiam się co może nastąpić po nim.

przyjaźń polsko-węgierska na obrazie

Przyjaźń ta ma wiele wyrazów, dowiedziałem się właśnie, że jest też tematem pewnego obrazu. Chodzi o dzieło Vilmosa Aba-Nováka pod długim, barokowym niemal, tytułem Lengyel-magyar barátság – Pannósorozat a varsói magyar kiállítás előcsarnokához czyli Przyjaźń polsko-węgierska – Seria panońska do przedsionka węgierskiej wystawy w Warszawie. Obraz, a raczej obrazy bo jest seria pięciu płócien, wygląda tak:

źródło: Kieselbach Galéria. Warto otworzyć link by obejrzeć obraz w większej rodzielczości z wszystkimi szczegółami

Obrazy te wystawione były 22 kwietnia 1939 roku na wystawie węgierskiego malarstwa w Warszawie. Na otwarciu pojawiili się polscy i węgierscy politycy a także sam artysta.

Na obrazach pojawiają się przywódcy obu krajów: „Mikołaj” Horthy, Józef Piłsudski, Stefan „Bathory”, generał Bem, „Władisław” Warneńczyk, Karol Robert, Jan „Sobiewski” a także królowy Jadwiga. Przeczytać można też tam (po polsku) frazy związane z przyjaźnią między dwoma narodami.

Przez ostatnie 70 lat nic nie było wiadomo o losie obrazów, ich właściciel przechowywał jej zawinięte w rulon (powyższe informacje za historykiem sztuki Péterem Molnosem [HU])

Parę miesięcy po powstaniu obrazów Niemcy napadły na Polskę a Węgry przyjęły ponad 100 tysięcy polskich uchodźców.

Obecnie rząd węgierski wykupuje płótna za 1.45 miliarda forintów czyli jakieś dwadzieścia milionów złotych – stąd w prasie pojawiła się informacja o obrazach. 

Aba-Novák swoją drogą jest autorem większej ilości takich monumentalnych obrazów w tematyce polityczno-historycznej, są to na przykład A magyar-francia történelmi kapcsolatok czyli Historyczne kontakty węgiersko-francuskie oraz niedokończony plan malowidła ścienniego pt. VI. György király koronázása czyli Koronacja króla Jerzego VI.

źródło: Kieselbach Galéria

Historyczne kontakty węgiersko-francuskie, źródło: Kieselbach Galéria


Koronacja króla Jerzego VI, źródło: Kieselbach Galéria

Kincsem

Obejrzałem jakiś czas temu film o koniu. Nie przyrodniczy, rozrywkowo-patriotyczny. O koniu-bohaterze narodowym, który ma własny pomnik, naturalnej wielkości, z brązu. Koń nazywał się Kincsem (Mój Skarb).

Pomnik przy wejściu na teren wyścigów w Budapeszcie

Żył, a raczej żyła bo mowa jest o klaczy, w latach 1874-1887 i wygrała wszystkie 54 wyścigi w kilku krajach, w których wzięła udział. Nazywano ją Hungarian Wonder lub też Hungarian Miracle, na Węgrzech natomiast po prostu Cudowna klacz (Csodakanca).

I ten to koń został właśnie bohaterem najnowszego filmu Gábora Herendiego. Ten reżyser znany jest tutaj z kasowych filmów jak Valami Amerika czy też Magyar vándor (było o tym tu). Tym razem, korzystając z największego w historii węgierskiego budżetu (3 miliardy forintów) dopisał kolejną pozycję do listy swoich sukcesów: w pierwszy weekend Kincsem obejrzało 72 089 widzów, przez co film zajął piąte miejsce wśród filmów z najlepszym otwarciem w ciągu ostatnich 25 lat.

SPOILER – TREŚĆ FILMU

Akcja filmu zaczyna się od represji po powstaniu 1848 roku. Do domu uczestnika powstania, szlachcica Blaskovicha, przybywa oddział pod dowódctwem jego sąsiada, Otto von Oettingena, obecnie służącemu cesarzowi austriackiemu. Przy próbie aresztowania zabija on Blaskovicha na oczach jego syna Ernő. Na mocy edyktu cesarskiego przejmuje też majątek Blaskovichów, Ernő z opiekunem musi się wynosić do nędznej resztówki.

Jakiś czas później, już jako młody dorosły człowiek, Ernő kupuje klacz Kincsem, którą zaczyna wygrywać wyścigi. Końskie zawody szybko nabierają większego niż tylko sportowego znaczenia i Kincsem staje się symbolem aspiracji węgierskich. Cesarz nakazuje Otto von Oettingenowi by ten wystawił własnego konia, który zwyciężając nad Kincsem stłumi potencjalną rewoltę. W międzyczasie Ernő, z wzajemnością, zakochuje się w córce von Oettingena, i poprzez wygrane wyścigi zdobywa wielki majątek. Udaje mu się odkupić pałac, który kiedy zabrano jego rodzinie. Pokonany na wszystkich polach von Oettingen popełnia samobójstwo a na Ernő i Klarę, mimo utraty podpalonego pałacu, czeka szczęśliwe życie.

Niestety, poza komercyjnym rekordem filmu wielu innych powodów do zachwytu on nie daje. Zacznijmy może od pozytywów. Aktorzy grający dwoje głównych bohaterów, Ervin Nagy (w filmie Ernő Blaskovich) oraz Andrea Petrik (Klara von Oettingen) tworzą jeśli nawet nieco przesadne to jednak pełnokrwiste postacie, które chce się oglądać. Motywy steampunkowskie, które wokół nich obudowano (zwróćcie uwagę na przykład na ich ubiory na plakacie) efekt ten zwiększają.

I to tak tyle. Sama historia, poza nazwiskiem Blaskovicha jako właściciela Kincsem oraz samego konia, nie ma nic wspólnego z faktami. Robienie bohatera narodowego z arystokraty zajmującego się wyścigami konnymi a samym zawodom nadawanie charakteru substytutu walki narodowej żenuje raczej niż wciąga. Przewidywalne love story z happy endem nuży. Wielkobudżetowe sceny jak choćby pożar pałacu, czy też emocje wyścigowe wywołują najwyżej zdawkowe wyrazy uznania za technikę wykonania.

Nie jest łatwo zrobić film o koniu. Nawet tak sławnym. Nawet jak się ma taki budżet.