HVG nie zawiodło w swoim okładkowym komentarzu na temat podatku od internetu: minimalistyczny, inteligentny, cIęty.
Na ten dominujący obecnie temat dowcipkuje też sobie autor bloga Napirajz.
-No to napijmy się za podatek od internetu
moje zdziwienia budapeszteńskie
HVG nie zawiodło w swoim okładkowym komentarzu na temat podatku od internetu: minimalistyczny, inteligentny, cIęty.
Na ten dominujący obecnie temat dowcipkuje też sobie autor bloga Napirajz.
-No to napijmy się za podatek od internetu
Jeśli niedzielna demonstracja zaskoczyła wszystkich rozmachem, to przedwczorajsza to wrażenie przebiła. Krążąca liczba stu tysięcy uczestników jest pewnie przesadna ale tłlum był ogromny, co liczy się tym bardziej, że za demonstracjami nie stoi jakaś bogata w środki partia, która może pozwolić sobie na zwożenie zwolenników z daleka.
Początek ma miejsce tam gdzie i w niedzielę, na placu Józsefa Nándora. Z głośników leci kojarząca się z 1956 owertura Beethovena. Na scenę wychodzi Balázs Gulyás. Mówi krótko, zapowiada następnych mówców. Brak mu energii z niedzieli, widać, że ma za sobą dwa wyczerpujące dni.
Pierwszy mówi Zsolt Várady. To założyciel legendarnego IWIWu, który na Węgrzech poprzedził Facebooka i zgromadził w zasadzie wszystkich użytkowników internetu w tym czasie. Várady IWIW sprzedał już dawno temu (serwis zamknięto jakiś rok temu), obecnie jest raczej aktywistą. W przemówieniu mówi dużo na temat potrzeby wprowadzenia takiego systemu podatkowego, który skłaniał by ludzi do płacenia podatków a nie oszustw. To ciekawe, dużo łatwiej jest pomstować na korupcję rządu i domagać się jego ustąpienia niż w przemówieniu wiecowym mówić, że chciałoby się normalnie płacić podatki. Kończy podaniem wysokości podatku od internetu jaka byłaby do przyjęcia: zero.
Zsolt Várady, jeszcze o nim możemy usłyszeć
optymalna wysokość podatku od internetu: zero
Następny jest młody działacz Balázs Füzessi. On jest bardziej ogólny populistyczny. Mówi, że protesty mają miejsce jeszcze w dziesięciu innych miastach – a także w Warszawie, co wywołuje falę aplauzu. Zapowiada, że jeśli parlament podda ustawę o podatku od internetu pod głosowanie, co może mieć miejsce około 17 listopada, będą dalsze protesty, każdy ma starać się być wolny tego dnia.
zbiórka bitcoinów na protesty
Na sieć! sporo jest kreatywnych transparentów
Są nawiązania do Anonymous, ale to tym razem – w przeciwieństwie do demonstracji przeciwko ACTA – margines
Rusza marsz, celem jest kamień z zerowym kilometrem pod zamkiem, skąd liczy się na Węgrzech odległości. Początek jest wolny ze względu na ilość ludzi. Ilu ich jest widać dopiero na moście Erzsébet, który jest wypełniony podczas gdy koniec pochodu nie doszedł jeszcze do Asztórii.
na moście, więcej ludzi nie widać jak widać
Atmosfera jest spokojna, nie ma agresji, choć czuje się, że ludzie są wściekli. Dominują okrzyki „Nie pozwolimy” (Nem hagyjuk) i „Przecz z Orbánem” (Orbána takarodj). W powietrzu dron, na wzgórzu Gellérta ludzie machają święcącymi się komórkami.
Nie płacimy podatków kryminalistom – sporo jest nawiązań do korupcji w rządzie
Gra słów: Minielnök (miniprezydent) – Miniszterelnök (premier) – Orbán nie jest pozytywnym bohaterem demonstrantów
Znów Orbán
Znów o podatkach, z lewej: „1000 miliardów niewpłaconego VATu – 20 miliardów podatku od internetu” w nawiązaniu do niewyjaśnionej do dziś afery machlojek wokół VATu na cukier (ten transparent akurat trzyma były poseł LMP do parlamentu), z prawej: „internet to też usługa komunalna” – przed wyborami rząd kolejny raz nakazał obniżenie opłat komunalnych – zobacz też tu – a teraz je chce podnieść.
Dochodzimy do zerowego kamienia i tam płynny koniec: miejsce jest za małe by pomieścić wszystkich, ludzie przyszedłszy ruszają do domu. Choć nie wszyscy – 1-2 tysiące idą na plac Kossutha, gdzie jednak obywa się bez incydentów.
Flaga Unii nad tunelem – nowy symbol opozycji. W trakcie demonstracji skandowano też „Europa, Europa”.
Jeśli w Fideszie używają Facebooka to zrozumieją
Z OSTATNIEJ CHWILI: Fidesz nie rezygnuje z podatku od internetu,
jutro (wtorek) druga demonstracja, też na placu Józsefa Nádora o 18:00.
Nie wiem czy ci, co przyszli siedzą w internecie zawodowo, czy też może oglądają w nim filmy i grają w gry, godziny i dni spędzają na fejsie, są maniakami wiadomości z internetu, wikipedystami, czytelnikami bloga Jeż Węgierski czy też, jak sugeruje to złośliwa propaganda, to wstydliwie uzależnieni od sieciowej pornografii a przyszło ich dużo, kilkadziesiąt tysięcy. Kilkadziesiąt tysięcy na wczorajszej demonstracji przeciwko podatkowi od korzystania z internetu. To tutaj naprawdę sporo.
takich geeków jest nieco ale zdecydowanie przeważają normalsi
Tłum zbiera się na placu Józsefa Nándora. Na początek, bez wprowadzenia, odtworzone zostaje nagranie z konferencji prasowej Fideszu bodajże z 2008 roku, w ramach której partia wyrażała stanowczy sprzeciw wobec proponowanego wówczas podatku internetowego. Nagranie tłum komentuje gwizdami i nieprzyjaznymi okrzykami.
Potem głos zabiera jedyny mówca, organizator protestu i twórca internetowego ruchu Sto tysięcy przeciwko podatkowi od internetu, Balázs Gulyás.
B. Gulyás mówi
Zaczyna od trzech próśb: wpłacajmy na koszt organizacji demonstrajci, żadnego zakrywania twarzy, żadnych symboli partyjnych.
zrzutka do skrzyneczki
Przewodniczący partii Polityka Może Być Inna (LMP) stoi cichutko w tłumie. Jako uczestnik jest ok, ale nie wolno mu się obnosić ze swoją partią.
Mówi krótko i dobitnie: nie będzie żadnego podatku od internetu, nie pozwolimy na to! Największe oklaski dostaje gdy mówi: nie będziemy płacić podatku skorumpowanemu rządowi!
hasła: niech żyje republika sieciowa! oraz nie będziemy płacić podatków przestępcom!
Orbána nazywa cyfrowym analfabetą. Gdy tłum zaczyna skandować “Orbán won!” reague: to demonstracja przeciwko podatkowi od internetu ale jeśli Orbán ustąpi to rzecz jasna podatku nie będzie. Brawa.
chodzi o podatek od internetu ale nie udaje się uniknąć innych tematów
ten przeciwnik podatku swoje hasło umieścił na starej klawiaturze
Gulyás daje rządowi 48 godzin na wycofanie się z planów podatku, zapowiada następną demonstrację za dwa dni. Potem zaprasza na scenę przedstawicieli mediów i wzywa wszystkich do podniesienia komórek, reporterzy fotografują morze świetlików ekranów.
komórki uczestników
fotografowanie komórek uczestników
Po sesji Gulyás wzywa do przejścia pod siedzibę Fideszu na ulicy Lendvay, gdzie demonstrancji mają złożyć stary zużyty sprzęt elektroniczny na znak protestu.
Ruszamy. Tłum jakby większy, media napiszą potem o kilkudziesięciu tysiącach uczestników. Idziemy i nie widzę ani końca ani początku demonstracji.
Flaga unijna nabiera powoli charakteru opozycyjnego
Nad nami lata mały dron, w internecie leci materiał, który nagrywa. Co jakiś czas na przemian okrzyki “Nie pozwolimy” i “Orbán won”, ale w sumie spokojnie.
tłum na Andrássy, nie widać końca ani początku
Prostestuję przeciwko podatkowi od internetu!
Wolności dla internetu!
Gdy dochodzimy do placu Bohaterów jest już on pełen. Centralna rzeźba oblepiona jest ludźmi, są tam organizatorzy z transparentem.
Gulyás to tutaj ten nad transparentem, na środku
Gulyás przemawia ale ledwo go słychać bo mam tylko megafon a tłum jest wielki. Znów nad demonstrantami świecą ekrany komórek.Odśpiewanie hymnu, demonstracja oficjalnie zakończona.
Większość jednak rusza pod pobliską siedzibę Fideszu.
z klawiaturą na smyczy, ruszają w stronę siedziby Fideszu
na zdjęciu tego nie slychać ale akurat pod siedzibą Fideszu odchodzi ostre skandowanie
Pojawiają się kibice, którzy mieli dziś wcześniej demonstrację przeciwko Węgierskiemu Związkowi Piłki Nożnej i zdaje się, że to oni rozrabiają najwięcej. Przewrócone zostaje ogrodzenie, w stronę budynku lecą elektroniczne graty, wybite zostają szyby. Na balkon dostają się demonstranci, wywijają flagą unijną. Policja wzywa do rozejścia się, z czasem tłum rzednie i się rozchodzi. Na dzisiaj tyle.
Tak się składa, że 23 października, w rocznicę rewolucji 56 roku, też byliśmy na opozycyjnej demonstracji, uderzyło mnie jej podobieństwo do wczorajszej manifestacji.
Czy to nowy model demonstracji politycznych – a w konsekwencji rodzący się nowy ruch polityczny? Nie wiem, przekonamy się wkrótce.
Na początek pytanie testowe dla znających Budapeszt. Gdzie i kiedy zrobiłem poniższe zdjęcie?
Odpowiedź: na placu Powstańców 56 roku dzisiaj. Namiot zasłania pomnik powstania, stał zresztą dokładnie tak samo wczoraj w rocznicę jego wybuchu. Zasłaniać pomnik w taki dzień? Dlaczego?
Tu już widać gdzie jesteśmy
Wiadomo, że pomnika nie lubi burmistrz Budapesztu István Tarlós ale chyba takich rzeczy nie da się zrobić na podstawie jego widzimisię. Sam namiot postawiło muzeum narodowe, które w tym miejscu, w ramach ogłoszonego przez rząd programu budowy tu kwartału muzeów, ma mieć nową siedzibę.
Muzealny „namiot wieków”
Że może chodzić o coś więcej nabrałem podejrzeń zapoznawszy się z oficjalnym programem obchodów bieżącej rocznicy [HU]. Poza uroczystym wciągnięciem flagi na maszt przed parlamentem pozostałe elementy obchodów – poza galą w operze za zaproszeniami – to wydarzenia prywatno-kulturalne: wystawy, koncert, rodzinne zwiedzanie, przechadzka. Żadnej oficjalnej manifestacji z przemowami, które się wtedy zwykle odbywają.
Samotny znicz i wiązanka pod pomnikiem
Dlaczego? Wczoraj minęła 25 rocznica proklamacji Republiki Węgierskiej, którą władza przemilczała bo nie jest wygodne przypominanie tego faktu gdy wprowadzona przez Fidesz konstytucja zamieniła Republikę Węgierską na “Węgry”.
Możliwe jest jednak, że chodzi o coś więcej. Jednym z głównych haseł rewolucji 56 roku było wyzwolenie się od zależności od ZSRR wyrażane hasłem “Ruskik haza” czyli “ Ruscy do domu”, to natomiast obecnie, gdy polityka rządu prowadzi do coraz ściślejszych związków z Rosją, może być czymś czego Fidesz nie bardzo chce przypominać.
Może więc 56 rok jest nie tyle zapomniany ale aktywnie zapominany.
Łamiąca wiadomość: BKV odpwiedziało na moje pytania! Poważnie traktują blogerów! Super, a teraz czego się dowiedziałem.
Bubistów jest ponad 11 tysięcy. Od odpalenia systemu 8 września bubików użyto ponad 170 tysięcy razy, średnio 4200 dziennie. To wszystko więcej niż zakładano. Zdaniem rzecznika BKV przyczyniły się do tego promocyjne ceny i duże zainteresowanie prasy.
W dni pogodne bubiki używane są ponad 5000 razy ale i w deszczowe dni bubiści korzystają z nich ponad 3000 razy. Wielu bubistów przy pomocy jednej karty wypożycza na raz więcej rowerów.
Do wiosny powstanie dalsze 20 stacji Bubi a wraz z nimi system zasili 300 nowych bubików. Plany są rzecz jasna bardziej ambitne, ale na tyle na razie są pieniądze.
Bubi (system rowerów miejskich) ruszył a że mi skradziono rower postanowiłem Bubiego wypróbować. Z dostępnych obecnie opcji wybrałem abonament na dwanaście miesięcy. Ceny są promocyjne: do końca roku 3 000 forintów, 6 miesięcy 8 000, rok 12 000; bilet dzienny, trzydniowy i tygodniowy kosztuje tyle samo czyli 100 forintów, dla porównania, najtańszy bilet na komunikację miejską kosztuje 300 forintów więc w wypadku rocznego abonamentu jeśli oszczędzę sobie miesięcznie cztery przejazdy tramwajem czy metrem i już jestem finansowo do przodu a do tego dochodzi jeszcze frajda jeżdzenia na rowerze!
Jak dotąd jestem zadowolony. Mieszkam w śródmieściu, i tu się właśnie poruszam, stację Bubi mam pod domem, więc używam roweru kilka razy dziennie. Gdybym mieszkał poza śródmieściem byłoby rzecz jasna nieco inaczej.
Same rowery Nextbike używane w ramach systemu są chyba dość dobrze znane, więc pewnie nie zaskoczę nikogo, że w porównaniu z prywatnymi, nazwijmy je, rowerami są wolniejsze i chodzą ciężej. Wydają się przy tym przy swej toporności być dość wytrzymałe – albo dobrze o niej dbają – bo dotąd wszystkie, z którymi miałem do czynienia działały dobrze. Problemem, do którego pewnie można się przyzwyczaić, jest nieruchomy w stosunku do koła przedni bagażnik, którzy przy skrętach powoduje oczopląs u nieprzywykłego kierującego. Lampa mocno świeci, co powoduje dobrą widoczność rowerzystów, z drugiej strony jednak potrafi oślepić jadących z przeciwka.
A sam system działa dobrze. Rowery wypożycza się i zdaje szybko i łatwo, zwłaszcza kiedy już wytarły się dulki, w które wchodzi boczna oś koła (początkowo chodziły ciężko). Jego genialną cechą jest to, że mając jedną kartę można jednocześnie wypożyczyć cztery rowery, czyli kiedy idzie się gdzieś ze znajomymi czy rodziną można ot tak wskoczyć na rowery i kontynuować w ten sposób. Już teraz zapraszam wszystkich odwiedzających mnie w Budapeszcie na przejażdzkę rowerową Bubim.
Ceny w przyszłości pójdą w górę. Bilet dzienny kosztować ma 500 forintów, trzydniowy 1 000, tygodniowy 2 000. Abonament półroczny wyniesie 12 500 forintów, roczny 18 900. Pierwsze 30 minut jest dla posiadaczy biletów bezpłatne, potem trzeba płacić w zależności od czasu użytkowania. Przy zakupie biletów trzeba będzie (teraz nie trzeba) zapłacić kaucję 25 000 forintów. Szczegóły, po węgiersku i angielsku, tu.
Tak wogóle to firma zarządzająca komunikacją w Budapeszcie BKK ma niezłą passę. Bubi, mimo gigantycznego opóźnienia, ruszył, pojawiły się nowe, funkcjonalne automaty biletowe, remontowana i przedłużana jest linia tramwajowa 1, pod placem Deáka i przy dworcu Keleti (a może i w większej ilości miejsc, o których nie wiem) otwarto miło zaskakujące centra obsługi pasażerów, mówi się o wprowadzeniu – wreszcie – biletów elektronicznych. Są rzecz jasna i stare problemy jak przede wszystkich dychawiczne, wieczne psujące się niebieskie metro czy też bucowaci kontrolerzy biletów przy wejściu do metra, ale powiało nieco nadzieją.
Troszkę tu jednak uszczypnę BKK: napisałem do ich oddziału prasowego z prośbą o informacje na temat popularności Bubi a oni zignorowali mnie i Was, drodzy polskojęzyczni fascynaci Budapesztu, i nie odpowiedzieli. Fuj! Wobec braku twardych danych mogę powiedzieć tylko tyle, że użytkowników systemu widać w mieście sporo, czy to jednak tyle na ilu liczono już nie wiem.
Ciekawostka etnograficzna: użytkownicy Bubiego wydają się być nieco inną kategorią niż pozostali rowerzyści. Niedawno rozmawiałem przy stoisku Bubiego z chłopakiem z obsługi (przewożą rowery Bubi na specjalnych przyczepkach ciągniętych przez rowery, którymi się poruszają) i zwrócił się do mnie per pan. Jakbym był na prywatnym rowerze pewnie rozmawialibyśmy na ty. No chyba, że się ostatnio dużo postarzałem:)
Na koniec kwestie językowe: jak po polsku mówić o Bubi. Moje propozycje:
-użytkownik Bubi: bubista/bubistka (jak w tytule postu)
-korzystanie z Bubi: bubizm
-związany z Bubi: bubistyczny
-rower Bubi: Bubik, Bubuś (osoby egzaltowane mogą używać słowa Bubcio albo Bubeniek), w chwilach złości Bubol lub Bubek
Jak Wam się one podobają?
Taki tytuł daje na swojej okładce najnowszy number HVG. Nadtytuł: po rok wyborczym rok chudy? odnosi się do pojawiających się w mediach doniesieniach na temat planów rządowych obcinania wydatków w następnym budżecie. A samo wyrażenie nawiązuje do hasła wyborczego socjalistów z 2006 roku „Żyjemy lepiej niż cztery lata temu”, które okazało się po wyborach być gigantycznie nadmuchanym balonem. Słoik z odrobiną dżemu jest piękny.
O innych okładkach HVG pisałem już wcześniej, lista wpisów tu.
Najpierw same wybory: najciekawszym aspektem tego dość nudnego dzięki swej przewidywalności wydarzenia było wykazanie, że Fidesz to partia centrowa. Tak: nie prawicowa a właśnie centrowa. Z lewej stronie bezradnie podszczypywać ją próbuje lewicowa opozycja, z prawej natomiast gryzie po kostkach Jobbik: ta partia zdobyła drugą pozycję w wyborach do samorządów wojewódzkich w 17 na 19 województw (w sumie jednak Jobbik dostał mniej głosów od lewicy). Tak więc Fideszowi zaczyna przysługiwać dogodna nobliwość politycznego centrum chroniącego kraj przed ekstremizmami z lewej i prawej. A co do konkretnych wyników to jak ktoś chce sobie je zobaczyć to może to zrobić sobie tu. Esencja – kraj na pomarańczowo – poniżej. Jest to mapka przedstawiająca rezultaty wyborów do samorządów wojewódzkich.
źródło: Index
Poza tym pojawiła się ciekawostka o częściowo polskim charakterze. Jeden z nowowybranych burmistrzów Jobbiku ma mianowicie dwudziestosiedmioletni Dávid Janiczak z Ózdu, karierę polityczną zaczynał jako działacz mniejszościowego samorządu polskiego w tym mieście. Zna język polski, jak się zdaje, polskie korzenie w jego wypadku pochodzą od ojca (artykuł po węgiersku tu). To już drugi wypadek polityka Jobbiku o polskich po Ádámie Mirkóczkiego, który zresztą kandydował w Polsce w wyborach do parlamentu europejskiego. Niedawno zwrócił na siebie uwagę kiedy w parlamencie węgierskim (jest tam posłem) wychwalał polskich kibiców jako przykład do naśladowania dla Węgrów.
Obok wyborów do samorządów lokalnych odbyły się również wybory do samorządów mniejszościowych. Tym razem wybierano bezpośrednio samorządy krajowe więc po raz pierwszy można było zobaczyć rozkład sił politycznych w ramach naszej maleńkiej polonii.
źródło: valasztas.hu
Najciekawsze dane są w kolumnie Országos választás (wybory krajowe), one pokazują wpływ danych organizacji.
BEM EGYESÜLET – Stowarzyszenie Bema
POLONIA NOVA – Polania Nova
SZT. ADALBERT LE – Katolickie Stowarzyszenie św. Wojciecha
PILSUDSKI TT – Towarzystwo Historyczne Piłsudzkiego
DERENK SZ – Stowarzyszenie Derenckie
STO-LAT – proszę sobie przetłumaczyć samemu
LMK – dalszych skrótów niestety nie jestem w stanie rozszyfrować
MLBKE
M-LBT SOMOGY M CS
LENGYELMAGYAR KHE
Jan Sobieski LKE
Nowy samorząd krajowy przedstawia się więc następująco:
źródło: valasztas.hu
Wyniki wyborów na poziomie lokalnym można sobie sprawdzić tu [HU].
A co samej polskiej kampanii to dostałem dwa listy agitacyjne, jeden od Stowarzyszenia Bema, ten co prawda w poniedziałek po wyborach ale co tam, dobre chęci się liczą, oraz od przedstawiciela lokalnego samorządu. Nabrałem otuchy, że jednak ktoś o mnie pamięta, bo przedtem przez cztery lata od poprzednich wyborów nikt do mnie nie napisał – poza Stowarzyszeniem Polania Nova, które często, poprzez dużo efektywniejszy e-mail, informuje mnie o swoich kolejnych przedsięwzięciach.
Wybory samorządowe tuż-tuż (w tą niedzielę) ale nudno jest. Politycznie wiadomo, że Fidesz znowu wysoko wygra, opozycja lewicowo liberalna uzyska z dzięsięć razy mniej przedstawicieli, jedyną interesującą kwestią jest jak wybory pójdą Jobbikowi no i kto wygra w Miskolcu gdzie te trzy siły polityczne, jak się wydaje obecnie, stoczą w miarę wyrównaną walkę.
Plakaty wyborcze tę przewidywalność dobrze oddają. Fidesz dominuje dzięki temu, że partia ta kontroluje firmy reklamy zewnętrznej. Wszyscy kandydaci mają podobne plakaty z tekstem „Csak a Fidesz” (Tylko Fidesz) oraz „Bízzon a Fideszben” (Zaufaj Fideszowi).
Na przykład Péter Szentgyörgyvölgyi, kandydat na burmistrza piątej dzielnicy
Masa też jest plakatów formalnie będących „kampanią informacyjną” a nie wyborczą promujących działania rządu: kolejna obniżka opłat komunalnych oraz zmuszenie banków do zwracania pieniędzy kredytobiorcom. Wszystko pod hasłem „Magyarország összefog” („Węgry łączą siły”).
Obniżka cen prądu o 5.7% a ogrzewania o 3.3%
Rozliczamy banki. Wam też banki oddadzą to, co nieuczciwie zabrały (Wolne tlumaczenie: puścimy banki w skarpetkach)
Co do banków to chodzi o ustawę uchwaloną we wrześniu przez parlament, na mocy której banki zobowiązane są do zwrotu części pieniędzy. Ustala ona co liczy się za niesłusznie pobraną przez banki część spłaty kredytu (nie tylko walutowego ale i w pobranego forintach). W sumie odsetki i spłaty mają zmaleć o 25-30%. W liczbach absolutnych chodzi o kwotę rzędu 13,69 miliarda złotych (1000 miliardów forintów).
Wśród plakatów opozycji wybija się jedynie plakat Andora Schmucka z partii Socjaldemokratycznej. Okrągła twarz zadowolonego siebie polityka z charakterystycznym gestem zdaniem Chłopaka przypomina reklamę Vegety. I już jest nieco weselej na ulicach.
Hasło to „Pokoju do śródmieścia” gdzie kandyduje na burmistrza ale wszystkim i tak pewnie do głowy przychodzi Podravka.
Na obiedzie w niedzielę byliśmy w maleńkiej restauracyjce podającej kuchnię ze Sri Lanki. Maleńkiej bo mieściło się w niej – na stojąco – może z dziesięć osób. Inną ciekawostką związaną z tym miejscem było to, że restauracyjka istniała wszystkiego parę godzin.
Po kolei: restauracyjka działała w ramach naszego sklepu warzywnego Lumen. Lumen to niezwykłe miejsce. Prowadzi je fundacja fotograficzna, obok jarzyn można tam kupić również katalogi z wystaw, niekiedy skrzynki z jarzynami zostają zakryte a wieczorem ma miejsce tam wystawa. W weekendy niekiedy działają tam takie właśnie jednodniowe restauracyjki.
Sprawdziłem stronę Lumenu i okazuje się, że miejsca może użyć w zasadzie każdy. Tymczasowi użytkownicy powinni zaproponować działanie z dziedziny kultury lub gastronomii i po zatwierdzeniu droga jest wolna (szczegóły – także po angielsku – tu). Dzielnica nabiera kolorytu, wszyscy wychodzą na tym dobrze.
A pani Zsuzsa z warzywniaka została uwieczniona na muralu naprzeciw sklepu – pisałem o tym tu.
Parę zdjęć z restauracyjki. A samo jedzenie było pycha!
wydawanie jedzenia
dużo różnych curry
koszyk na dobrowolne wpłaty – sugerowana suma to 1650 forintów – restauracyjka nie działała jako biznes
miejsca w środku mało ale więcej jest go na ulicy
pokrywy na skrzynki pozwalające na dowolną aranżację wnętrza