Część plenarną rozpoczęła sesja na temat Rising Voices. To jeden z projektów GV, W jego ramach wspólnota GV wspiera nowe inicjatywy w dziedzinie mediów społecznościowych oferując mentorów oraz niewielkie granty. Pierwszym przedstawionym projektem był projekt z Mali. Tam głównym wyzwaniem jest brak infrastruktury. Lider projektu jeżdzący po wioskach i uczący w tamtejszych szkołach nowych mediów często musi się uciekać do baterii słonecznych bo na miejscu nie ma prądu. Uczyć musi też podstaw, w wioskach nie ma za bardzo technologii komputerowej. Ciekawostką jest, że swoją wiedzę zdobył od pewnej Francuzki z GV, która uczyła go różnych technologii poprzez internet.
Projekt w Boliwii wykorzystuje media społecznościowe do promocji piśmiennictwa języka Aymara (dwa miliony użytkowników). Nowopowstałe zasady pisania tego do niedawna istniejącego tylko w ustnej formie języka wykorzystywane są przy tworzeniu postów na blogach, artykułów do wikipedii, tweetów, wpisów na facebooku czy też materiałów dla Global Voices. Dotatkowym wyzwaniem dla projektu jest fakt, że w wielu rodziców mówiących Aymara starało by ich dzieci mówiły raczej po hiszpańsku bo to miałoby zapewnić im lepszą przyszłość. Bardziej typowym problemem jest brak dostępu do internetu wśród wolontariuszy projektu.
Jedna z następujących równoległych sesji zatytułowana Czy mnie obserwują? (Are They Watching Me?) skoncentrowała się na inwigilacji internetowej. Rob Faris z Berkman Center for Internet and Society mówił między innymi o zamazywaniu się granicy między prywatną i publiczną sferą. Podkreślał ryzyko związane z używaniem komórek. Zakończył stwierdzeniem, że presję by poprawić sytuację można wywierać w dwóch kierunkach: na rządy i na firmy. Pochwalił szereg kroków Google: Transparency Report i automatyczne ustawienie gmaila na https.
Alef Abrougui z Tunezji podkreśliła, że inwigiliacja w jej kraju do rewolucji była bardzo intensywna choc wiele się o tym, w przeciwieństwie do Chin czy Iranu, nie mówiło. Mimo rewolucji ta praktyka ostatnio wraca. Niedawno ministerstwo obrony zażądało zamknięcia pięciu stron na Facebooku: bez inwigigilacji skąd by o nich wiedzieli?
Mohammed El Gohary z Egiptu opowiedział jak dowody na wszechogarniającą inwigilację wypłynęły dopiero po rewolucji. Tajna policja miała zapisy e-maili, rozmów przez skype i przez telefon oraz innego rodzaju środków komunikacji. Na jaw wyszły też umowy między zachodnimi firmami a rządem w Egipcie o dostarczanie sprzętu do inwigiliacji. Rewolucja doprowadziła do jej przerwania ale obecnie jest ona znów stosowana.
Ellery Bride z Center for Democracy & Technology podkreśliła napięcie jakie istnieje pomiędzy uprawnionym użytkowaniem inwigilacji do zwalczania przestępczości a wykorzystywaniem jej do szerszych, nieuzasadnionych celów. Warto też pamiętać o inwigilacjji ze strony zorganizowanej przestępczości.
Rozwinęła się dyskusja w jakich sytuacjach rządy zachodnie mogą dopuszczać do sprzedaży sprzętu do inwigilacji do innych krajów. W trakcie jej okazało się, że przedstawiciele zaledwie trzech krajów uważają, że ich rząd ich nie inwigiluje (Peru, Szwajcaria, Szwecja). Aktywista z Izraela podkreślił, że w jego kraju inwigilacja jest przyjmowana przez obywateli ze zrozumieniem ponieważ jest to sposób zapewnienia bezpieczeństwa.
Kolejna sesją, w której uczestniczyłem miała tytuł Kto rządzi w świecie sieci (Who Rules Our Networked World). Wiodącym motywem dyskusji były modele zarządzania internetem.
Alex Gakuru z Kenii przedstawił swoje doświadczenie pracy w ICANN. Pierwszym problemem są masa akronimów, z którymi się wciąż człowiek spotyka i których się trzeba nauczyć. W ICANN działają formalne grupy interesu: użytkowników (ncuc.org), firm oferujących dostęp do internetu, rządów, biznesu, posiadaczy praw autorskich.
Mimo, że do różnych komisji każdy może się zgłosić reprezentacja Afryki jest słaba. Problem jest głównie koszt uczestnictwa w trzech spotkaniach rocznie. Uczestniczenie w nich przez internet nie jest łatwe ze względu na ograniczony dostęp do broadbandu.
Sana Saleem z Pakistanu opisała aktywistów wolności słowa w internecine. Ona sama jest jednych z organizatorów akcji przeciwko niedawno zaproponowanego przez rząd systemu filtracji internetu.
W Pakistanie silny jest wpływ Chin. Jednym z jego przejawów był niedawny przetarg ogłoszony przez rząd na system filtrowania internetu na poziomie krajowym. Aktywiści sprzeciwiający się mu skontaktowali się najpierw z firmami dostarczającymi dostęp do internetu. One nie miały wiele przeciwko temu systemowI bo dla nich byłby on mniej uciążliwy niż wypełnianie żądań rządu dotyczących filtrowania każdego z osobna.
Aktywiści napisali list do rządu z żądaniem wyjaśnienia skąd ten kosztowny pomysł. Odpowiedź nie nadeszła, zwrócili się więc do prasy.
Stworzyli też koalicje, na poziomie krajowym i międzynarodowym, by walczyć z pomysłem rządu. Partnerzy zagraniczni mieli nie dopuścić by firmy zachodnie wzięły udział w przetargu. Wewnątrz kraju wyjaśniali potencjalnie dotkniętym funkcjonowaniem nowego systemu jego skutki.
Rząd oficjalnie głosił, że chodzi mu o ograniczenie dostępu do pornografii a organizacje społeczne chcą by dalej była dostępna.
Koalicja lobbowała w różnych ministerstwach, w efekcie czego ministerstwo spraw zagranicznych oraz ministerstwo ds. praw człowieka zajęły negatywne stanowisko wobec planu systemu filtrowania, promowanego przez coraz bardziej osamotnione ministerstwo ds. technologii komputerowych.
W końcu koalicja pozwała rząd do sądu, który zadecydował, że blokowanie internetu jest niekonstytucyjne.
Ellery Biddle z Center for Democracy & Technology przedstawiła sytuację ITU. Traktat z 1988 roku zakładający dobrowolnie przyjęte standardy ma być zastąpiony tekstem renegocjowanym w zeszłym grudniu. Ustalenia dotyczyce cyberbezpieczeństwa są niepokojące ze względu na ich wpływ na ochronę prywatności.
ITU pojawia się w dyskusjach jako alternatywa do ICANN bo jest reprezentatywne, nie bardzo nadaje się jednak jako platforma do uzgadniania stanowisk reprezentantów różnych graczy ze względu na to, że decyzje podejmowane są przez rządy.
ITU jest zamkniętą, nietransparentną organizacją. Niektóre rządy starają się to zmienić, wciągają do prac aktywistów i przedstawicieli świata akademickiego. Powstała nawet strona do publikacji dokumentów, które wyciekły z ITU wsitleaks.org .
Popołudnie miał format barcampu. Przyłączyłem się do grupy dyskutującej możliwość stworzenia alternatywnych sieci (Alternative networks). Konkluzje nie były zbyt wesołe. Zdaje się, że dotąd nie stworzono funckjonujących sieci. Projekt oparty na stworzeniu sieci typu mesh w oparciu o komórki (serval) jest w powijakach, inne projekty tego typu (włączając w to artystyczny projekt parasolowy umbrella.net) nie wyszły poza sferę eksperymentów, koncepcja własnego serwera dla każdego użytkownika (Freedom Box) też nie doczekała się wdrożenia.
Pojawił się pomysł wystrzelenia własnego satelity ale koszt (290 milionów dolarów plus koszty funkcjonowania) powoduje, że nie ma on szans realizacji.
Kolejna sesja w ramach barcampu to Jak zmienić zachowanie firm internetowych (How to Change the Behaviour of Internet Companies). Organizacji, które próbują to robić jest coraz więcej. Powodem jest rosnąca rola takich firm: pośrednicy zmuszeni do są podejmowania decyzji jak regulatorzy sektora po to by wogóle móc funkcjnować.
Wspólnie zebraliśmy parę pomysłów na to jak można by działać.
- Crowdsourcing, np. herdict czy onlinecensorship.org
- Działania jednostek jak np. kampania Maxa przeciwko Facebookowi – łatwiej jest mówić o konkretnej osobie niż o abstrakcyjnym problemie
- Działania akcjonariuszy firmy
- Bojkot konsumencki jak w przypadku GoDaddy w kampanii przeciwko PIPA i SOPA w USA
- Ranking firm według kryterium wolności w internecie
- Monitorowanie przestrzegania praw człowieka przez firmy komórkowe – na całym świecie jest ich określona i niezbyt wysoka ilość
- Nagroda dla firm, których zachowanie w odniesieniu do praw człowieka jest przykładowe
Niekiedy dla pewnych usług mamy system monopolu lub niemal monopolu, wówczas konieczna jest regulacja przez rząd. Odmianą tego problemu jest integracja pozioma np. łącząca sferę usług, sprzętu i sieci (UAE).
Należy atakować firmy tam gdzie są wrażliwe na presję, np. tam gdzie są surowsze regulacje dotyczące prywatności.
Jednocześnie z powodu wewnętrznej integracji firm często stosują one najsurowsze regulacje prywatności (EU) tak by nie musieć swojej wewnętrznej polityki dalej dostosowywać do indywidualnej sytuacji w danym kraju.
Istnieje napięcie pomiędzy firmami telekomunikacyjnymi a firmami wytwarzające treści w internecie, można to wykorzystać. Te ostatnie na przykład nie lubią Facebooka bo odciąga on użytkowników od ich stron.
Obecny Max Schems zaproponował szereg zasad przy tworzeniu przakazu kampanii
- Niech żądania będą rozsądne, nie przesadne.
- Niech będą pozytywn: w jego przypadku on nie walczy z Facebookiem ale stara się zmusić firmę do lepszego zachowania, dlatego też nie zlikwidował kontna na FB
- Twarz kampanii niech budzi zaufania: on sam jest studentem prawa, co w Austrii niemal automatycznie oznacza konserwatywne poglądy, osoba z dreadlockami nie byłaby tak przekonująca
I na tym konferecja się zakończyła. Odbyłem szereg ciekawych rozmów i poznałem masę niezwykłych ludzi ale to już inny historia.
PS Szczegółowa relacja z GV Summit po angielsku jest do poczytania tu.
GV2012