Jaka szkoda, że państwo tego (pewnie) nie rozumieją, pomyślało mi się klasykiem kiedy pracowałem nad obecnym tematem podcastu czyli językiem węgierskim – oraz tym co łączy go z dzielnicą rozrywki w Budapeszcie. Posłuchajcie najnowszego wydania podcastu Radio Polonia Węgierska (14:15).

Ulica Kazinczy – Kazinczyego – większości odwiedzających Budapeszt kojarzy się z dzielnicą rozrywki, której jest główną osią. Tak więc Kazinczy jest synonimem ruin pubów, barów, fastfoodów czy też dyskotek, całej masy bardziej lub mniej ciekawych miejsc. Tymczasem niemniej interesująca jest sama postać patrona ulicy czyli Ferenca Kazinczyego bo to przez niego, między innymi, tak się męczymy z językiem węgierskim – ale nie uprzedzajmy faktów.
Kazinczy żył w okresie oświecenia, na przełomie XVIII i XIX wieku. Interesował się językami i literaturą piękną. Nie tylko jednak pisał i tłumaczył – zwłaszcza tu miał duże osiągnięcia – ale przejawiał też ambicje kierowania literaturą. Tworzył pisma literackie, korespondował z innymi pisarzami, pisał teksty krytyczne, w których prezentował swoje poglądy na pożądany kierunek rozwoju węgierskiej literatury. Domagał się przyswojenia sobie trendów europejskich, wyśmiewał dominujący wówczas przestarzały, ciężkawy styl oraz imitację ludowości. Akceptując szereg innowacji stylistycznych przychodzących z zagranicy, włączył się w trend rozbudowy korpusu języka węgierskiego poprzez tworzenie lokalnych odpowiedników dla obcych słów i wyrażeń. Stanął na czele procesu odnowy języka i z czasem stał się jego uosobieniem.
Mimo, że proces nie ograniczał się do zmian słownikowych, to one po dziś dzień przyciągają najwięcej uwagi. W okresie odnowy języka około dziesięciu tysięcy nowych słów trwale wbudowało się w węgierski. Tworzono je na podstawie innych, już istniejących słów, były to również adaptacje z gwar ludowych, reaktywacje dawnych słów a także madziaryzacja słów pochodzących z obcych języków.
I tak dzięki temu procesowi odnowy języka, który swoją drogą nie ma odpowiednika w historii polskiego, i dziś zadziwia nas słowa, które choć są podobnie w szeregu języków europejskich, to jednak w węgierskim brzmią inaczej. Stąd bierze się to poczucie zagubienia, którego często doświadczają przyjeżdzający tu turyści: patrzę i niczego nie rozumiem.
Choć Kazinczy, jak większość pisarzy z przeszłości, nie jest już dziś czytany, to jednak jego wpływ na język jest wciąż żywo odczuwany. Bo duch odnowy języka jest na Węgrzech nadal żywy. I dziś wobec pojawienia się nowych słów automatycznie szuka się dla nich węgierskich odpowiedników lub się je tworzy (istnieje nawet specjalna strona internetowa temu poświęcona), co więcej, użytkownicy węgierskiego są otwarci na takie innowacje. Podam przykład: komputer to po węgiersku számítógép czyli maszyna licząca. Słowo dłuższe i bardziej skomplikowane niż komputer a jednak powszechnie używane.
Ujmując rzecz nieco humorystycznie, jak tu się użalać nad Węgrami, którzy skarżą się potem, że nikt ich nie rozumie.

Reklama komputera (számítógép) 1985 roku, źródło: Régi reklámok