(ilościowy) gigant węgierskiej literatury

719. 723. Różnica to cztery czyli niewiele.

Pierwsza to liczba wydanych już książek Istvána Nemere. Druga to liczba wydanych książek Barbary Cartland, która jest, jak dotąd, rekordzistką w tej kwestii. Nemere jest o krok od pobicia jej rekordu.†

Zaczynam od tego bo i dla tego pisarza liczba ta zdaje się kluczowa: pojawia się ona na samym początku jego strony internetowej.

719

Ten, bez dwóch zdań, gigant literatury węgierskiej nie jest nawet członkiem węgierskiego związku literatów. Mimo tak ogromnej ilości wydanych książek – ułożone jedna na drugiej utworzyłyby kolumnę o wysokości 10 metrów twierdzi – żyje skromnie: jego emerytura jest tak niska (37 000 forintów, czyli niecałe 500 złotych), że dostaje też zasiłek. Dyplom z bibliotekoznawstwa udało mu się zrobić dopiero kiedy był koło trzydziestki.

Nemere zaczął od pisania kryminałów, potem doszły to tego science fiction, sensacja, historia, książki dla dzieci a także powieści dla kobiet. Jest outsiderem, pisze to co się sprzedaje nie zważając na krytykę. Jego książkom na temat UFO, zjawisk paranormalnych, sensacji (np. Gagarin nigdy nie poleciał w kosmos) zarzucono opieranie się na teoriach spiskowych i antynaukowość. Książki historyczne czyli seria życiorysów nazistów, węgierskich królów, szereg książek „prywatne życie X”, itp. spotkały się z zarzutem amatorszczyzny, broni się przed nim twierdzeniem, że popularyzuje historię pisząc tak, jak ludzie chcą czytać.

Gdy trzeba ucieka się do pseudonimów. Pal sześć kiedy te pseudonimy mają nadawać jego książkom aurę autentyczności, na przykład kiedy serię biografii nazistów sygnuje nazwiskiem Stefan Niemayer a „romatyczne powieści dla kobiet” wydaje jako Melissa Moretti. Gorzej jest kiedy, podobnie jak w przypadku podróbek z Chin, pseudonimy minimalnie różnią się o znanych autorów: autorem kontynuacji Małego księcia uczynił niejakiego Antona de Saint-Etienne a kontynuację Piszkos Fred-a, kultowej książki Jenő Rejtő wydanej przez niego pod pseudonimem T. Howard, wydał jako T. Moward.

Pseudonimów zresztą, nie tylko zagranicznych ale i węgierskich, używa Nemera masę. Oto ich lista: Pjotr Sztyepanovics Alihanov, Alissa Altamira, Dániel Bíró, Chris Brandt, Raymond Darieni, Norbert Dax, Róbert Falvai, Daniel Florion, Nigel Forest, Richard Haack, Henry Hamilton, Stewart Harrington, Stuart Harrington, Henry Hemilton, Stuart Herrington, Miklós Kiss-Béry, Gergely István Kovács, Jean-Paul Leblanc, von Klaus Lottinge, Mack Maloney, Keira McKenzie, Melissa Moretti, Maria Messina, Miranda Miller, Sir Steve Morton, T. Moward, Stefan Niemayer, S. Nording, Steve Nording, Stephanie Nordking, Paul Patrick, Palma Patton, Angela Preston, Robert Repton, Steve Repton, al-Salome Saffin, Anton de Saint Etienne, Lilly Seymour, R. C. Smith, Richard Stone, István Tihanyi, Angelo Totti, Miklós Vitéz, Neil Omar Watson, Oscar Welden, Vanessa Wilmon. Warto dodać, że niektóre jego książki ukazały się anonimowo.

Tu uwaga. Ponieważ Nemere jest ignorowany przez literacki establishment, jego książki nie są recenzowane a w prasie pojawia się głównie w tekstach pisanych z życzliwym i uprzejmym zainteresowaniem jakim darzymy osoby, err, odmienne, trudno znaleźć w pełni godne zaufania źródła informacji na jego temat. Większość tego co o nim można znaleźć w internecie opiera się na jego stronie internetowej bez żadnej weryfikacji. Zważywszy na fantastyczność niektórych rzeczy, które twierdzi o sobie warto zachować nieco sceptycyzmu.

Na przykład, kiedy 11 września 2001 Al-Kaida zaatakowała samolotami wieże World Trade Center w Nowym Jorku ale jeszcze przed ich zawaleniem, do Nemere miał zadzwonić wydawcą z prośbą o napisanie powieści opartej na dokumentach jak Al-Kaida szykowała ataki. Nemere zamówienie przyjął (kolejni dzwoniący dwaj wydawcy odeszli z kwitkiem) i książkę napisał w dziesięć dni. Od dwudziestu pięciu lat zbierał podobno materiały na ten temat, wszystko miał, twierdzi, pod ręką.

Czytając to człowiek drapie się po głowie. Bo jednocześnie Nemere twierdzi, że z internetu w zasadzie nie korzysta bo informacje tam podawane są „niewiarygodne”, korzysta jedynie z biblioteki w Segedynie, języki obce, poza dwoma wyjątkami, o których za chwilę, w najlepszym wypadku zna słabo, przez większość dnia zajęty jest pisaniem. Kiedy ma czas na gromadzenie tych, przed 2001 rokiem niedostępnych aż tak szeroko, informacji?

István Nemere pisze w tempie piorunującym. Pracę zaczyna rano, kiedy kończy pisanie popołudniu ma za sobą zwykle napisane czterdzieści tysięcy znaków. Po spacerze znów siada do komputera, tym razem pisze lżejsze rzeczy czyli nowele czy listy, wtedy też zajmuje się tłumaczeniami.

Dwa języki obce, które zna dobrze to polski i esperanto. Polski poznał dzięki pierwszej żonie (obecnie ma czwartą), przez kilka lat mieszkał w Polsce. Przetłumaczył z polskiego, głównie w latach 80-tych, kilkanaście książek w tym Cesarza Kapuścińskiego (pełna list tłumaczeń Nemere oraz jego książek wydanych po polsku dostępna jest tu).

Esperanto nauczył się jeszcze w gimnazium. Napisał w tym języku szereg książek (twierdzi, że najwięcej na świecie) i dlatego wybrano go na przewodniczącego grupy esperanto międzynarodowego PEN Clubu. Z całą powagą podaje, że to jego co roku Komitet Noblowski pyta o kandydatów do literackiego Nobla spośrób pisarzy esperanto.

Co by nie powiedzieć o Nemere jest on na Węgrzech znany i popularny. Przeprowadziłem nieformalne badania opinii publicznej i większość moich znajomych o nim wiedziała, głównie za sprawą książek science fiction, których był jednym z pierwszych autorów na Węgrzech. (Chłopak Nemere nie czytał ale pamięta, że w jakiejś kanciapie jego książką zablokowane były drzwi tak więc choć tak zetknął się z tym autorem). W antykwariacie spytałem jakie książki Nemere mają i wyłożyli na blat ich całkiem sporą kupkę, ktoś to więc chyba kupuje i czyta.

w antykwariacie

Zdecydowałem się spróbować przeczytać coś z jego książek, kolega pożyczył mi Titkok könyve czyli Księgę tajemnic z 1986 roku (Nemere napisał ich w sumie bodaj pięć). Opisuje tam zjawiska paranormalne czyli telepatię, alternatywną medycynę, jest o odczuwaniu przez rośliny, o różdzkarstwie, Nessie i jeti, trójkącie bermudzkim, UFO, Syriuszu, itp., zestaw klasyczny można powiedzieć. Zainteresował mnie tylko opis działalności bioenergoterapeuty Clive’a Harrisa w Polsce bo szukam na ten temat informacji, poza tym jednak, przyznam się, książka mnie znużyła i nie dałem rady jej skończyć.

Księga tajemnic

Ciekawszy od samej książki był wstęp napisany przez Gábora Szántó, w którym broniąc autora przed krytyką w zasadzie potwierdza jej słuszność. Tak, Nemere błądzi ale stawia pytania. Owszem, jego książki są antynaukowe, ale on jeszcze jest młody i nie nauczył się politycznie wypowiadać. A nauka jest biurokratyczna i wiele doktoratów nie ma wartości, wynikło z jakiś badań. Za pozytywne uważa, że Nemere podejmuje tematy, których nikt inny nie tyka.

Gdyby kogoś zainteresował István Nemere cztery z jego książek dostępne są po polsku:

  • Gagarin = kosmiczne kłamstwo?
  • Operacja Neutron
  • Kochanek z Malty: włoski romans / Melissa Moretti
  • Klaustropolis: (zamknięte miasto) – przełożone z esperanto!

Zachęcam do trzymania kciuków za Istvána Nemere, niech mu się uda napisać jeszcze te parę książek i niech zostanie ilościowym literackim mistrzem świata.††††

Reklama

Opowiedzieć to, do czego brakuje słów: gwałty wojenne na Węgrzech

Andrea Pető w swojej książce pt. Elmondani az elmondhatatlant. A nemi erőszak Magyarországon a II. Világháború alatt czyli, w wolnym tłumaczeniu, właśnie Opowiedzieć to, do czego brakuje słów. Przemoc seksualna na Węgrzech podczas II Wojny Światowej podjęła podwójne wyzwanie. Z jednej strony było to opowiedzieć przemilczaną w dużej mierze do tej pory kwestię gwałtów wojennych a z drugiej stworzyć ramy i język dla narracji odnoszącej się do tej kwestii. Jest to więc praca pionierska.

Gwałty wojenne dokonywane przez Armię Czerwoną na Węgrzech były przemilczane z wielu powodów. W okresie gdy występowało ich największe nasilenie nie było instacji, do której można było się zwracać o interwencję i wymierzenie sprawiedliwości. W rodzinach o tym nie mówiono by ofiary mogły zachować status „porządnej kobiety” – bywało, że to je obwiniano za gwałt („czemu to akurat ciebie zgwałcono? Inne potrafiły się jakoś ukryć”) – a mężczyznom by oszczędzić wstydu. Tematu unikano też na poziomie narodowym gdyż potęgował poczucie przegranej i poniżenia. Kobiety o poglądach lewicowych dodatkowo nie potrafiły mówić o czymś co było sprzeczne z ich przekonaniami. W przypadkach gdy zgwałcone zmuszone były zdać relację z tego, co się stało (na przykład w szpitalu) doświadczały one braku języka uciekając się do oględnych, wiele nie mówiących fraz. A w oficjalnym dyskursie miejsce było tylko dla bohaterstwa żołnierzy radzieckich, którzy przynieśli wyzwolenie.

Taka sytuacja była charakterystyczna zresztą nie tylko dla Węgier. Andrea Pető w książce wielokrotnie wychodzi poza doświadczenie węgierskie sięgając po przykłady z innych krajów i innych wojen. Sporo nawiązań jest do Polski, co czyni książkę potencjalnie ciekawą i dla polskiego czytelnika. To wszystko podnosi wartość tej pracy i nadaje je uniwersalny charakter.

Na ogół pierwszym pytaniem, które pada w odniesieniu do gwałtów wojennych jest ile ich było. Licytacja na liczby jest jednak często elementem współzawodnictwa o to, kto wycierpiał najwięcej a także służy do stymulacji nienawiści do narodu sprawców.

Autorka odrzuca to podejście jako zbyt powierzchowne. Bez analizy głębszych przyczyn przemocy seksualnej ta historia staje się pornografią, pisze. W odniesieniu do gwałtów wojennych istnieją dwa podejścia. Jedno je etnicyzuje: „sowieccy żołnierze” zgwałcili „węgierskie kobiety” (intencjonalizṃ̣**), druga podkreśla widzi w nich element przemocy skierowanej przeciwko kobietom, część spektrum, w którym mieści się także przemoc domowa (strukturalizm). Andrea Pető skłania się ku tej drugiej narracji.

To wszystko nie oznacza jednak, że w książce omawiane są jedynie kwestie metodologiczne. Autorka podaje wiele faktów, w tym i wspomniane liczby, choć podkreśla, że to grube szacunki bo obok braku danych nie wiadomo jak oceniać dane przypadki. Na przykład, jak liczyć gwałt popełniony przez kilku żołnierzy na jednej kobiecie? Jako jeden czy kilka gwałtów?

Poczyniwszy te zastrzeżenia możemy podać, że na Węgrzech według szacunków ofiarami gwałtów padło pomiędzy 80 a 250 tysięcy kobiet. W Niemczech szacunki wynoszą 20-500 tysięcy ofiar żołnierzy radzieckich, choć szeroko przyjęła się liczba dwóch milionów. Gwałtów dokonanych przez żołnierzy amerykańskich miało być 14 tysięcy.

W porównaniu do innych krajów wschodnioeuropejskich (Jugosławii, Bułgarii, Czechosłowacji) szacuje się, że na Węgrzech do gwałtów dochodziło częściej. Powodem miało być to, że dowództwo radzieckie mniej zachęcało do tej formy przemocy w innych krajach uznając je za państwa przyjazne, Węgry traktowane były natomiast jako wrogie terytorium. Gdzie indziej dodatkowo słowiańskie języki ułatwiały komunikację.

Na Węgrzech walczyło więcej żołnierzy (jeden milion) niż w Jugosławii (300 000), więcej też zginęło (140 000 wobec 7 889 w Jugosławii i 26 000 w Austrii), w końcu też walki trwały dłużej (na Węgrzech dziesięc miesięcy, w Austrii trzy). Silny więc był też motyw zemsty, który obok motywu rekreacyjnego („żołnierze po wyczerpujących walkach muszą się zabawić”, tłumaczył Stalin protestującemu przeciwko zachowaniu żołnierzy radzieckich Dżilasowi) jest jednym z głównych czynników przyczyniających się do intensywności zjawiska wojennej przemocy seksualnej kobiet.

Fala gwałtów miała wielorakie skutki. Wiele kobiet zmarło, miały miejsce przypadki samobójstw a także zabójstw dokonywanych przez członków rodziny, którzy te gwałty uważali za utratę honoru. Te kobiety, które przeżyły doświadczały urazów fizycznych i psychicznych a także chorób wenerycznych. Według różnych badań wynika, że pomiędzy 30% (okolice Melku w Austrii) do 50% (Mazury) zgwałconych kobiet zostało nimi zakażonych. Szacuje się, że w Niemczech około 10-20% ofiar gwałtów zaszło w ciążę, 5% urodzonych w tym okresie dzieci było ich skutkiem.

Kryzys związany z masowymi gwałtami spowodował zmianę nastawienia do aborcji. Na Węgrzech zawieszono na kilka miesięcy prawo, które jej zakazywało. Podobnie było w Austrii. W Polsce list biskupów przestrzegający przez „rozpowszechnieniem się grzechu aborcji” wskazuje na to, że i tu jej skala się zwiększyła. Wzrosła też liczba znajdowanych nieżywych niemowląt.

Tymczasowa de facto legalizacja aborcji, oraz fakt, że kobiety mogły same decydować o swoim ciele stały się ważnymi precedensami.

Po wojnie na temat gwałtów zapadło długie milczenie, które przerwał w zasadzie dopiero koniec zimnej wojny. Ciekawa jest porównanie jakie przeprowadza autorka odnośnie sytuacji w tym okresie w Korei i na Węgrzech, gdzie na początku lat dziewięćdziesiątych nastąpiły istotne zmiany. W tym pierwszym poluźnił się zimnowojenny sojusz z Japonią, w drugim skończyła się dominacja radziecka.

Jednak tak jak w Korei ruch kobiecy przeprowadził kampanię mającą na celu upamiętnienie kobiet-ofiar wojennej przemocy seksualnej a także zdobycia dla nich kompensacji za ich cierpienia (przypomnijmy: 80-200 tysięcy Koreanek trzymano jako niewolnice seksualne wykorzystywane przez żołnierzy japońskich), tak na Węgrzech z powodu słabości tego ruchu do niczego takiego nie doszło.

W Korei powstały pomniki i muzeum, które wywołały protesty ze strony Japonii. Ostatnie żyjące ofiary uzyskały odszkodowania. Kwestia gwałtów została połączona z dyskursem kolonizacji, co oddało kobietom godność. Na Węgrzech zbrodnie wojenne popełniane przez wojska węgierskie na terenie Białorusi i Ukrainy uniemożliwiły stworzenie takiego dyskursu.

Andrea Pető uważa, i jest jedyny moment w książce, w którym formułuje jakieś postulaty, że na Węgrzech potrzebne byłyby komitety sprawiedliwości, które organizowałyby się oddolnie i działały poza strukturami prawnymi jako, że nie ma już możliwości na formalne zadośćuczynienie. Najważniejszym ich zadaniem byłoby stworzenie nowych ram dyskursu odnośnie gwałtów wojennych. Opierałyby się na formach działania dziennikarstwa śledczego. Autorka uważa jednak, że ich powstanie jest mało prawdopodobne ze względu na słabość ruchu kobiecego.

Choć na Węgrzech niewiele się stało by przerwać milczenie wokół tego tematu, trzeba jednak wspomnieć poruszającą książkę Alaine Polcz pt. Kobieta na froncie, która jest unikalną relacją ofiary wielokrotnych gwałtów. Ukazała się ona na Węgrzech w 1991, a potem w szeregu innych języków (po polsku dwukrotnie), a nawet w Rosji, w 2004 roku.

Ważny jest ostatni rozdział traktujący o „brakującej stronie tej historii” czyli Rosji. Archiwa w tym kraju są zamknięte dla badaczy, pozostaje więc śledzić internetowe publikacje w tym temacie. Autorka analizuje zarówno je same jak i komentarze zamieszczane pod nimi. Choć wokół gwałtów popełnianych przez Armię Czerwoną dominuje cisza, widać, że powoli pojawia się zainteresowanie tematem. *

„Możemy powtórzyć” – ta popularna w Rosji naklejka samochodowa sugeruje, że świadomość gwałtów Armii Czerwonej nie jest tak ograniczona jak by się mogła wydawać – i że nie ma specjalnie negatywnych konotacji. Źródło: avtonaklejki.ru

Dla polskiego czytelnika ciekawe będą informacje odnośnie nawiązań do gwałtów wojennych w polskiej kulturze. Są to filmy Róża Wojtka Smarzowskiego i Niewinne Anne Fontaine. Tematyka pojawia się też w książkach, Janiny Surynowej-Wyczółkowskiej (Teresa, dziecko nieudane), Zofii Posmysz (Do wolności, do śmierci, do życia) czy też autobiografii Budzimiry Wojtalewicz-Winke. Okazuje się, że kontrowersyjna rzeźba Jerzego Bohdana Szumczyka Frau, komm, która przez parę dni stała w Gdańsku była dotąd jedynym pomnikiem ofiar przemocy seksualnej w Europie.

Tę książkę warto wydać po polsku. I w Polsce pomogła przełamywać milczenie.

Dodane 2 lipca 2019:

* Autorka zwraca uwagę, że to tabu kontrastuje w Rosji w podejściem do Katynia. Memoriał zrobił ogromnie dużo by jak najwięcej informacji na ten temat zostało opublikowane a sama zbrodnia przebiła się do świadomości społecznej, sprawa gwałtów wojennych nie doczekała się podobnych działań ze strony żadnej z organizacji rosyjskich.

** Etnicyzacja przemocy wobec kobiet znakomicie jest pokazana w skeczu Grzegorza Halamy W obronie kobiety.

Dziękujemy, Kontroll Csoport!

W stosunkach między narodami słyszy się czasem o przeprosinach, choć częstsze są zapewnie oskarżenia. Bywają też podziękowania a choć są chyba najrzadsze to są zdecydowanie najmilsze.

Parę dni temu miałem przyjemność uczestniczyć w uroczystości wręczenia Medali Wdzięczności członkom zespołu Kontroll Csoport, który w latach 80-tych wykonywał piosenki popierające Solidarność. Pisałem o tym już dawniej. Pierwsza to piosenka pt. Polak-Venger (tak ten tytuł jest na ogół pisany w internecie), która mimo swojego polskiego tekstu jest w pełni zrozumiała dla Węgrów. Druga, może mniej piosenka a raczej melorecytacja, nawiązuje do okresu uwięzienia Lecha Wałęsy.

Zespół do odznaczenia zgłosiłem niemal dokładnie trzy lata temu. Przez ten czas starałem się popychać sprawę do przodu co jakiś czas popadając w depresję wobec braku postępów (dawałem temu wyraz i na tym blogu tu i tu) najpierw w Europejskim Centrum Solidarności, które ten medal nadaje, a potem, kiedy ECS podjął już decyzję, w tutejszej ambasadzie, która miała zorganizować uroczystość na miejscu. Koniec końców, przy fantastycznej współpracy Jakuba Jagodzińskiego z ECS, udało się zorganizować wręczenie medali w samym Centrum, w Gdańsku.

Europejskie Centrum Solidarności
ECS trochę bliżej – rdzawe blachy, nachylone ściany to nawiązanie do stoczni i statków w budowie
Centrum w środku

Wyszło świetnie. Członkowie zespołu byli wzruszeni informacją o medalu. Mimo, że ECS nie był w stanie wszystkim sfinansować podróży znalazł się sponsor – fan zespołu – który kupił pozostałym członkom zespołu bilety na pociąg, tak więc do Gdańska przyjechali wszyscy żyjący członkowie zespołu (dwóch już umarło) oraz kilkoro ich dzieci. Wszystkim sfinansowano hotel.

Przygoda zaczęła się już w Warszawie, gdzie przesiadając się na samolot do Warszawy zauważyłem, że lecimy razem z Bogdanem Borusewiczem. Pokazałem go lecącym ze mną członkom zespołu i opowiedziałem o jego roli w historii Solidarności.

Sama uroczystość miała miejsce w niedzielę 9 czerwca. Zespół wystąpił w roli świadków historii, którzy są częścią programu zwiedzania Centrum. Polega to na tym, że zwiedzający spotykają się z osobami, które odgrywały rolę w ruchu Solidarności a teraz komentują wystawę, opowiadają, można im też zadawać pytania.

Czekające na wręczenie medale i płyta zespołu

Po krótkim wprowadzeniu dyrektora Basila Kerskiego członkom zespołu zostały wręczone medale. Potem zadawano im pytania takie jak czy spotykały ich represje (przesłuchania, groźby, brak możliwości wydania płyty czy utrudnienia w organizacji koncertów) czy też co Węgrzy wiedzieli wówczas o Polsce (mało). Członkowie zespołu wspomnieli też tragicznie zmarłego Pawła Adamowicza. Żałowali, że na uroczystości nie pojawił się Wałęsa, na obecność którego bardzo liczyli, przywieźli nawet dla niego koszulkę zespołu. Potem wszystkich zaproszono na obiad.

Od lewej, już po otrzymaniu medali i dyplomów: Jakub Jagodziński (ECS), Ágnes Bárdos-Deák, Basil Kerski (ECS), Janka Hajnoczy (córka Csaby) Tamás Müller, Csaba Hajnoczy, László Kistamás, Árpád Hajnoczy, Zoltán Farkas

Wieczorem zespół wystąpił w leżącym tuż koło wejścia do stoczni, gdzie znajduje się i ECS, klubie Wydział Remontowy. Zagrali razem z lokalnym zespołem the Sloth i choć publiczność nie była liczna (była to niedziela wieczorem) to obecni bawili się świetnie. Zabrzmiały obie „polskie” piosenki zespołu, co w kontekście miejsca i okoliczności, w których zespół się tam znalazł nadało im specjalny charakter.

Wydział Remontowy widziany z dachu Centrum
Kontroll Csoport gra
László Kistamás
Polak-Venger
Szeret-lech-Lech-LECH!

Była okazja do pochodzenia po pobliskiej starówce. Członków Kontrollu zaciekawiły wszystkie oznaki obchodów 4 czerwca, które widzieli po drodze a także przyczepa z kurtoszkołaczami.

W Centrum potem wszyscy dostaliśmy koszulki z logo obchodów
Autobusy z napisem DziękUEmy! wzbudziły szczególne zainteresowanie
Kürtőskalács – najbardziej chyba znany węgierski street food

Członkowie zespołu wiele razy dziękowali za tę uroczystość ale za każdym razem mówiłem im, że to raczej my jesteśmy im wdzięczni, tak więc jeszcze raz DZIĘKUJEMY!

Gdańsk

PS Zgłosić kandydata do medalu może każdy. Informacje na ten temat można znaleźć tu. Zachęcam do tego – mój przykład pokazuje, że sukces jest to możliwy. Z Węgier do tej pory medal otrzymało tylko 10 osób (w momencie publikacji tego posta lista nie zawierała jeszcze nazwisk członków zespołu), poszukajmy więcej takich przyjaciół Solidarności.

ECS w środku