posty zagubione podczas migracji na WordPress

Migracja z Bloxa na WordPress nie była gładka. Najwięcej problemów było z obrazkami: najpierw wogóle nie chciały się pojawić, potem pojawiły się tylko niektóre. Musiałem ręcznie przebrnąć przez wszystkie posty dodając te obrazki, które nie chciały się same z siebie pojawić. Okazało się przy tym, że, w przeciwieństwie do Bloxa, obrazki .png się nie pojawiają a także, że dla WordPressa małe .jpg to to samo co duże .JPG (Blox dostrzegał tu różnicę). W przypadku gdy istniały dwa posty z tym samym tytułem (możliwe u Bloxa) WordPress migrował tylko jeden.

Niestety na WordPressa nie dało się przenieść komentarzy, wśród których tyle było naprawdę świetnych, żałuję tego bardzo.

Koniec końców przy okazji manualnej aktywizacji obrazków zauważyłem, że trzy posty się nie przeniosły z Bloxa, wklejam je poniżej by nie znikły całkiem.

ostatnia Masa Krytyczna

12.09.2012 jezw

W kręgach rowerowych szok wywołało ostatnia deklaracja dwóch głównych organizatorów Masy Krytycznej Gábora Kürti i Károlya Sinka [HU], że wrześniowa demonstracja zostaje odwołana a wiosenna będzię ostatnia. To ich własna decyzja, która wszystkich totalnie zaskoczyła.

Uznali, że dalsze organizowanie CM nie ma sensu bo swój podstawowy cel – popularyzycję rowerów jako środka komunikacji – osiągnęła, obecnie natomiast trzeba wzmocnić organizacje społeczne reprezentujące rowerzystów, przede wszystkim Węgierskie Klub Rowerowy (Magyar Кеrékpáros Klub – MKK) bo to one, mimo, że mniej widowiskowe niż CM, mają największą rolę do odegrania. MKK powinien mieć więcej członków – ma ich tylko 1316 – by starczało mu pieniędzy na działalność. (Z Chłopakiem od lat jesteśmy członkami, jeśli ktoś chciałby wstąpić to proszę o kontakt, chętnie pomogę.)

W wywiadzie [HU] jakiego Kükü i Sinya, bo tak są ci dwaj organizatorzy szerzej znani, udzielili blogowi Kerékágy, padło interesujące stwierdzenie, które odnotowuję. Powiedzieli, że uznają swój cel za osiągnięty gdy znikną rowerzyści a w ich miejsce pojawią się uczestnicy ruchu. Chodzi tu o zmianę subkulturowego charakteru jazdy na rowerze na mainstream.

Ponadto dowiedziałem się, że podnoszenie rowerów w trakcie CM to wynalazek węgierski, który stąd rozprzestrzenił się po innych miejscach. Jakby ktoś chciał sobie rzucić okiem na takie podnoszenie to może to zrobić na przykład tu.y

nowa twarz przyjaźni polsko-węgierskiej

08.03.2011 jezw Niedawno rozmawiając z koleżanką Polką na temat widocznych elementów polskich w Budapeszcie rzuciłem „VV Jerzy”. Na co ona: A kto to? Nawet wyjaśnienie skrótu (VV=Való Világ czyli Prawdziwy Świat) nie pomogło. Koleżanka nie zna węgierskiego co trochę tłumaczy sprawę. Przestraszyłem się jednak, że na naszych oczach wyrasta postać, która w stosunkach polsko-węgierskich (nawet jeśli tylko na piętnaście minut) przesłoni wkrótce Józefa Bema i dla Węgrów stanie się nową kwintescencją polskości a w Polsce nikt na ten temat nic nie wie. Postanowałem szybko nadrobić to zaniedbanie.

Wprowadzenie: Való Világ czyli Prawdziwy Świat to nazwa programu telewizyjnego typu Big Brother kanału RTL Klub. Z braku telewizora znam go jedynie z drugiej ręki ale i tak chyba wiem o co chodzi. W willi zamyka się kilkunastu młodych ludzi i filmując ich nieustannie czeka się aż się rozbiorą, pójdą do łóżka czy też zrobią sobie dobrze w inny sposób. Mniejsze skandale takie jak załamanie, odkrycie pornograficznej przeszłości któregoś z uczestników też są ok. Poza telewizorem co lepsze kawałki można sobie oglądać w internecie, piszą też on nich obficie tabloidy. Uczestnicy przed imieniem używają literek VV.

Nasz Jerzy wygląda tak:

źródło: valovilag.eu

Pewne informacje na jego temat można znaleźć tu. Wyczytałem między innymi, że jest tancerzem i tłumaczem, że ulubioną jego muzyką jest chill out, najgorszym jego zwyczajem spóźnianie się a seks uprawia nieregularnie.

Więcej niestetz na temat Jerzego nie udało mi się znaleźć. Jakby ktoś wiedział więcej to proszę pisać w komentarzach. Dzięki!

PS Uwieczniłem właśnie Jerzego: dodałem wzmiankę na jego temat do artykułu w polskiej wikipedii na temat Való Világ.

Elektra

24.11.2007 jezw

Co jakiś czas zafascynuje mnie jakiś plakat na ulicy. Ostatnio był to plakat do Elektry, opery napisanej przez RIcharda Straussa. Choć opery nie lubię gdy go zobaczyłem przemknęło mi się przez głowę, że ciekaw jestem przedstawienia.

plakat do Elektry, Budapeszt listopad 2007

Sam budynek opery też specjalnie udekorowany – dotąd czegoś takiego nie widziałem.

Dekoracja budynku opery w Budapeszcie z okazji wystawienia Elektry

Obiecałem sobie częściej pisać o ciekawych plakatach na blogu.

Reklama

perełka socrealizmu

Dłuższy czas przekonany byłem, że w Budapeszcie w zasadzie socrealizm nie pozostawił śladów. Wielki pomnik Stalina obalono w 1956 roku, chodząc po mieście udało mi się tylko wypatrzyć budynek na ulicy (út nie utca) Váci oraz na Csepelu – jemu zrobiłem nawet kiedyś zdjęcia.

Dom mieszkalny na Csepelu, jak widać, żadna to orgia stalinowskiego baroku, jak to się tutaj mówi, nie jest.

Sprawa jest na tyle poważna, że znajomy historyk sztuki – specjalista od Csontváryego, ale jednak – sądził, że do socrealizmu zaliczając się bloki z wielkiej płyty, tak bardzo obcy jest tutaj ten trend.

Niedawno jednak odkryłem coś od czego mi szczęka opadła. Kolega zabrał mnie na bieganie niedaleko stadionu Puskása a tam okazało się, że tor stoi wśród kilkudziesięciu dużych socrealistycznych w większości posągów.

Całość znana jest tutaj pod grecką nazwą Dromosz co oznacza zawody. Kiedy prowadziła tędy droga od stacji metra na stadion, w zamyśle projektantów tłum udający się na zawody sportowe czy też uroczystości państwowe miał między tymi rzeźbami przechodzić.

Dromosz na mapie (tutaj jako Szoborpark albo park pomników), źródło index

A tak wyglądał w latach 50-tych – widać go tu w lewej, górnej części zdjęcia, źródło fortepan

Obecnie zespół posągów znajduje się na uboczu. Zamiast drogi dla tłumów znajduje się tam tor do biegania, na środku można grać w piłkę. Zagląda tam niewielu ludzi, najczęściej to miejscy biegacze kręcący kolejne kółka na torze.

Dromosz składa się z szesnastu grup posągów, które, mimo, że wykonane przez różnych autorów, łączy to, że każda z nich składa się z trzech postaci, oraz oddzielających ich kamiennych bloków. Posągi są spore, około czterometrowe, i mimo, że stoją na poziomie ziemi dominują nad widzem.

Całość powstała w latach 50-tych kiedy budowano stadion, duch czasu wyczuwalny jest zarówno w samej koncepcji jak i stylu – oraz tematyce. Stylistycznie rzeźby są albo topornie socrealistyczne albo klasycyzujące. Różnice widać dobrze jak się poszczególnym trojkom przyjrzeć.

Ciekawe jest to co one przedstawiają. Poza przewidywalnymi sportowcami – piłkarzami, biegaczami czy gimnastyczkami – są tam też tancerze, demonstranci, śpiewacy, studenci a także ćwiczący rzut granatem czy atak bagnetem. Tak, tak, to zdecydowanie lata 50-te. Co interesujące, ostatnie rzeźby ustawiono już po rewolucji 1956 roku kiedy socrealizmu już nie było.

Zadziwiające jest, że mimo upływu czasu zarówno posągi jak i oddzielające je bloki kamienne są w świetnym stanie. Poza jednym, w którym ułamany jest fragment rzeźby, wszystkie są kompletne, pokryte delikatną patyną, tu i ówdzie wyświecone gdzie bawią się na nich dzieci. Może dlatego, że rzeźby zrobione są, podobno, z aluminium a nie brązu i tak nie kuszą złomiarzy.

Ale do rzeczy, poniżej zamieszczam wybór zdjęć figur oraz informację o ich autorach.

źródło: szoborlap.hu

Słowniczek:

  • szuronyvívás – walka na bagnety
  • röplabdázok – siatkarki
  • főiskolások – studenci
  • birkozók – zapaśnicy
  • stafétafutók – stafeciarze
  • tornászlányok – gimnastyczki
  • természetjárók – turyści
  • népi táncosok – tancerze ludowi
  • felvonulók – demonstranci
  • lovácskázók – dzieci bawiące się w walkę na koniach
  • labdarugók – piłkarze
  • ökölvívók – bokserzy
  • énekló fiatalok – młodzi śpiewacy
  • mezőgazdasági brigád – brygada rolna
  • ipari tanulók (szerelő brigád) – uczniowie szkoły zawodowej (brygada monterska)
  • gránátvetók – rzucający granaty

ci od walki na bagnety – tutaj brakuje kawałka rzeźby, konkretnie kolby

siatkarki

ciężkawi studenci

zapaśnicy z sędzią

sztafeta z boku

sztafeciarze z przodu

klasycyzujące gimnastyczki

turyści

tancerze ludowi

demonstranci

a wśród nich ciekawa demonstrantka w niemal przejrzystej bluzce, inne postaci nie są tak frywolne

dzieci bawiące się w walkę na koniach

piłkarze, kiedyś grało się w takich czapkach

bokserzy

śpiewacy

z bliska

chyba najbardziej pancerna ze wszystkich rzeźb: brygada rolna

żniwiarze z bliska

subtelnie oddane kłosy z bliska

rzut granatem

W związku z przeprowadzanym remontem stadionu rzeźby mają być przeniesione, gdzie – jak dotąd nie wiadomo. Póki co warto miejsce odwiedzić by obejrzeć je w ich pierwotnej scenerii.

Invader (niemal Banksy) w Budapeszcie?

Na to wygląda. I to w dodatku znów w mojej siódmej dzielnicy. Ale od początku.

Jeśli ktoś nie słyszał o Invaderze (nie ma o nim niestety artykułu w polskiej ani węgierskiej wikipedii, jest za to po angielsku) to podaję: Invaderem jest francuski artysta uliczny (jak Banksy), który (znów jak Banksy) jak może strzeże swojej anonimowości. Charakterystyczne dla niego są prace z kafelków umieszczanych nocami w starannie wybranych miejscach w przestrzeni publicznej. Za temat służą mu nader często toporne motywy z wczesnych gier komputerowych, między innymi space invaders, stąd też ksywka.

Jedną z jego prac jest podobno kamień brukowy z motywem invadera, który świeci się gdy przejedzie przez niego samochód – aż nie zużyje się wbudowana bateryjka. Taki kamień pokazano mi niedawno w naszej dzielnicy. Wygląda on tak:

Nie podaję dokładnej lokalizacji bo podobno takie rzeczy kradną ale jak ktoś ładnie poprosi (w Budapeszcie) to mu może pokażę:)

A jakby ktoś wiedział coś więcej na temat Invadera no i czy kamień w Budapeszcie faktycznie jest jego dziełem niech pisze!

Mała węgierska pornografia dziś

Mała węgierska pornografia to tytuł książki Pétera Esterházyego (Kis Magyar Pornográfia) z 1984 roku. Książka, którą muszę dopiero przeczytać, powstała w dojrzałym kadaryźmie o nim traktuje. Niedawno w debreczyńskiej galerii Modem otwarto wystawę pod tym właśnie tytułem mającem zaproszonym artystom dać okazję do wypowiedz na temat funkcjonowania obecnego systemu politycznego. Udało się znakomicie: otwarcie wystawy dało okazję do znakomicie się wkomponującego w charakter wystawy skandalu.

Pretekstem stała się rzeźba Gábora Gerhesa (pisałem już kiedyś o nim) przestawiająca Lajosa Kósę, burmistrza miasta. Rzeźba, nota bene, dość klasyczna, czy może lepiej urzędowa, w charakterze.

Burmistrz tuż przed otwarciem wystawy zażądał usunięcia pracy. W reakcji pozostali wystawiający artyście oświadczyli, że w takim razie oni również usuną swoje prace. Po negocjacjach, które spowodowały opóźnienie otwarcia o 50 minut, uzgodniono, że praca może zostać wystawiona pod warunkiem, że obok pojawi się informacja, że nie powstała ona na zamówienie burmistrza ani, że nie sfinansowano jej ze środków podległych mu instytucji.

O skandalu szeroko pisała prasa. Lokalny polityk socjalistyczny (opozycja) grzmiał: przypominają się praktyki najgorszych lat pięćdziesiątych, gdy polityka dawała kulturze zamówienia a jednocześnie ją kształtowała i kontrolowała.

I tak Lajos Kósa swoim, pewnie niezamierzonym performancem, zręcznie wpisał się w tę, i tak pełną odwołań do kadaryzmu, wystawę.

jaja sobie robią ze sztuki współczesnej

Właśnie wróciliśmy z wystawy Kérfarkú kutya czyli psa o dwóch ogonach alas węgierskiego Banksy, o którym już kiedyś pisałem.

Strasznie nabija się w tej wystawie Kérfarkú kutya ze sztuki współczesnej. Stworzył siedem fikcyjnych postaci artystów i ich prac. Weźmy takiego Tibora Kosa i jego Kis négyzet (Mały czworokąt).

Opis pracy:

Praca Kosa wydobywa znajdujący się w 431 rzędzie od dołu, czternasty od lewej pixel z będącej największym kamieniem milowym historii sztuki pracy Jacksona Pollocka pt. „Myślałem o cycastej dziewczynie ejakulując na ten obraz” (Muzeum Guggenheima, Nowy Jork). Liczby te odnoszą się do faktu, że Pollock regularnie odwiedzał bar na 421 ulicy, gdzie wspólnie z przyjacielem Kosa krytykiem Fogal Rommem oddali się 14 lipca 1953 roku działaniom, które można uznać za zapowiedź sztuki działania. W trakcie swojej posuwającej się choroby Romm zdradził Kosowi opinię Pollocka, w myśl której najchętniej podziabałby we wściekłości na drobne kawałki wszystkie swoje dzieła, bo z jakimże narzutem sprzedają jego starsze prace marszandzi. Ta właśnie myśl naprowadziła Kosa do stworzenia tej pracy poprzedzającej jego znaną serię interpretacji sztuki współczesnej.

I tak dalej. Każda z prac, każdy z artystów podobnie bezsensowni, podobnie sztucznym językiem opisani. Strasznie fajne.

Niezła też jest instalacja pod tytułem Heuréka! (Eureka!) Nagrałem ją, proszę:

Po wystawie wracamy do domu, Śliwka narzeknęła, że jest rozczarowana bo miał być węgierski Banksy, ciekawe graffiti a tu takie coś. Wytłumaczyłem jej, że graffiti jest na ulicach a w galeriach graficiarze robią żarty i poszliśmy sobie na ulicę Dob obejrzeć zapewne oryginalną pracę Kérfarkú kutya.

Wystawę otwarto w galerii Boulevard&Brezhnyev na ulicy Király 46, czynna będzie aż do 26 kwietnia.

gigantyczny rowerzysta na Dunaju

Olbrzymia rzeźba kinetyczna rowerzysty pojawiła się koło mostu Małgorzaty, proszę sobie tylko popatrzeć:

Uwierzyliście? Nie trzeba było. Póki co istnieje tylko na filmie, który zrobił Zoltán Kecskeméti.Ten programista na co dzień pracujący nad grami komputerowymi zrobił ten filmik pod wpływem impulsu, dowiedziałem się z bloga Kerékágy. Przyszło mu do głowy, co byłoby gdyby Budapeszt miał coś takiego jak London Eye i spróbował to sobie wyobrazić.

Filmik pojawił się w internecie parę dni temu i podekscytował budapeszteńskich rowerzystów. Czyż nie byłoby świetnie gdyby taka rzeźba się naprawdę pojawiła na Dunaju? Nie byłoby to wcale drogie a Budapeszt miałby nowy symbol ściągający tutaj turystów.

Owszem, ale przedtem trzeba rozwiązać parę problemów technicznych. Czy powolny w tym miejscu Dunaj byłby w stanie poruszać koła gigantycznego roweru? Co zrobić ze zmieniającym się poziomem wody? Jak ochronić  rzeźbę przed zniszczeniami powodowanymi przez lód?

Trzymam kciuki za rozwiązanie tych wszystkich problemów. Chciałbym mieszkać w mieście z takim rzecznym rowerzystą.

czwartej republiki!

Spokojnie, dziś nie będzie o Kaczyńskich, Ziobrze i Gowinie choć też, mam nadzieję, nie będzie nudno. Bo piszę o węgierskich jajcarzach operujących pod nazwą Czwartej republiki! czyli Negyedik köztársaságot! (4K)

4K to nieformalny ruch happeningowo-społeczno-polityczny, w tej właśnie kolejności. Organizuje akcje uliczne przyciągające głównie młodych ludzi. W odróżnieniu od „poważnych” demonstracji są one pogodne, wręcz wesołe. Ich absurdalność kojarzy się z Pomarańczową Alternatywą. Jak PA wyśmiewają to, co się ich uczestnikom nie podoba.

Ale 4K to nie tylko zabawa. Ruch ma pewne ambicje polityczne. Odwołuje się do ludzi, którym nie odpowiadają obecne formy uprawiania polityki na Węgrzech. Wyraża to, choć nie do końca poważnie, hasło ruchu „nie ma już prawicy ani lewicy, jest tylko góra i dół”. Ambicje 4K najlepiej widać chyba w następującym stwierdzeniu:

W zeszłym roku [2007] stworzyliśmy w parę osób 4K bo czuliśmy potrzebę projektu, który oddałby możliwość uczestnictwa i wspónoty, by znów poczulibyśmy, że świat, w którym żyjemy należy do nas.

Gdy jednak twórcy 4K głębiej wchodzą w poważniejsze dywagacje na polityczne tematy szybko grzęzną w banałach:

I nie chodzi o to, że żadna ze stron nie odpowiada naszemu gustowi, ale o to, że wszystki partie w parlamencie zdradziły wartości, które teoretycznie reprezentowały: to nie są już socjaliści, narodowcy czy liberałowie. Działają wyłącznie jako przedsiębiorstwa walczące o władzę.

Ale nie szkodzi bo 4K przede wszystkim działa a nie mówi, a ich działania mówią za siebie. Ruch na koncie ma już sześć ulicznych wojen o flagę, dwie inwazje na centra handlowe, party w metrze, wojnę poduszkową zorganizowaną w czternastu miastach (tą samą, którą organizują na całym świecie – w swoim czasie pisała o tym na swoim blogu Nowojorskie gadanie Kamila), akcję doklejania prześmiewczych naklejek na plakatach kampanii uzupełniających wyborów do parlamentu, itp. A na Węgrzech sam fakt, że w centrum miasta zbiera się kilkuset młodych ludzi w celu zabawy a nie gniewnej demonstracji czy wręcz destrukcji jest znaczący. I to nie tylko w obecnej sytuacji politycznej ale wogóle, dla depresyjnego społeczeństwa węgierskiego takie zjawisko jest ożywcze i pozytywne.

Jak wyglądają akcje 4K: zacznijmy może od wojen o flagę. Wpisują się one w konwencję popularnej tutaj wojny numerowej. Ludzie zbierają się w jednym miejscu i zostają podzieleni na dwie drużyny. Każda ma po dwie flagi, które musi gdzieś umieścić na określonym terytorium. Zadaniem jest obronić własne flagi i zdobyć flagi przeciwnika.

Rzecz wydaje się – i jest – w zasadzie dość infantylna, ale mimo to ważny jest w niej aspekt „odzyskiwania wspólnej przestrzeni”, który wspomniałem powyżej Ponadto dla mieszkańców Budapesztu widok biegających grup młodzieży w celu zdobycia flagi a nie obalenia rządu to rzecz pozytywnie niesamowita.

Albo weźmy takie zdobywanie centrów handlowych. Pierwsza taka akcja zaczęła się jako Eksperyment mp3 (MP3 kisérlet). Uczestnicy, którzy załadowali uprzednio z internetu plik mp3, zebrali się przy dworcu Nyugati i jednocześnie włączywszy go zaczęli wypełniać podawane instrukcje. W końcu podążając za przywódcą (Sanyi) udali się do pobliskiego West Endu, skąd szybko wyrzucili ich ochroniarze.

Następny happening zorganizowany dla podziękowania West Endowi za to, że uniemożliwił im zrobienie zakupów zakończył się podobnie wyrzuceniem uczestników z centrum handlowego.

Itd. Pozostałe akcje można sobie łatwo wyobrazić.

W międzyczasie przywódcy ruchu, sami nieco zdziwieni popularnością jaką zdobyli, zaczęli się zastanawiać co dalej. Na stronie ruchu zaproponowali by jego uczestnicy zacieśnili kontakty i współpracowali ze sobą także pomiędzy spektakularnymi wydarzeniami.

Będę się przyglądał co dalej z 4K. Kibicuję im bo lubię takich wesołków!

***

Znalazłem niedawno informację, że mój blog zajął 466 pozycję na liście tysiąca najpopularniejszych blogów na bloxie w 2008 roku. Czytelnicy – dziękuję!

zamieszki z 2006 roku trafiają do współczesnej poezji polskiej

Zawdzięczamy to wikipedii, na podstawie której tomik wierszy pod tytułem Mnemotechniki napisał Jarosław Lipszyc.

Wiersz, powstały z inspiracji artykułami na temat czołgu T-34 oraz powstania węgierskiego z 1956, nosi tytuł Powstanie T-34. Motyw z zamieszek ładnie spinający oba tematy pojawia się na końcu wiersza.

fabryka nr 183 w Charkowie otrzymała założenia

techniczne do projektu nowego


kołowo


gąsienicowego



zapaść ekonomiczna i niskie standardy życia wzbudzały


powszechne niezadowolenie


chłopi byli niezadowoleni z polityki


dziennikarze i literaci narzekali na warunki


studenci skarżyli się na warunki i kryteria



dla przyśpieszenia prac powołano specjalny zespół


wozy te zyskały dobrą opinię zarówno żołnierzy


jak i na Węgrzech



nowy pojazd oznaczony T-34 został przyjęty


w Budapeszcie



powstanie zaczęło się 23 października


początkowo zamówiono serię 150 wozów


znacznie dalej sięgały roszczenia studentów uniwersytetu technicznego



powiększ


T-34 wkroczyły do Budapesztu



24 października powstanie rozszerzyło się na dalsze miasta


zakładano rady pracownicze


wydano gazety


zamówienie powiększono do 600 sztuk



studenci politechniki w Budapeszcie kolportowali je w


instytucjach zakładach pracy i na innych uniwersytetach


ale ich właściwe cele sięgały znacznie dalej



produkcja miała się odbywać w Charkowie i Stalingradzkiej Fabryce Traktorów


początkowo natrafiała ona na duże trudności


studenci politechniki uzyskali zgodę na manifestację dla poparcia żądań robotników



reakcje na powstanie



w całym kraju powstawały komitety zajmujące się działaniem



samym transportem lotniczym dostarczono na Węgry 44 tony materiałów pierwszej potrzeby


pomoc wysyłana przy użyciu transportu drogowego i kolejowego była znacznie większa



przewaga T-34 była widoczna także manewrowości


początkowo było ich zbyt mało


starano się temu zaradzić



zwiększone dostawy nowego sprzętu umożliwiły zmiany w organizacji



jednostek



po raz ostatni T-34 został użyty w Budapeszcie


23 Października 2006 roku


trwający ponad miesiąc kryzys wokół gabinetu zaowocował ulicznymi zamieszkami podczas obchodów 50 rocznicy


powstania


protestującym udało się uruchomić muzealny T-34 będący elementem rocznicowej wystawy



i



użyć go w walkach z policją



Dane podstawowe


Trakcja gąsienicowa


Załoga 4 (kierowca, dowódca-celowniczy, ładowniczy, strzelec-radiotelegrafista)


Silnik wysokoprężny, 4-suwowy, 12-cylindrowy widlasty W-2


Moc 400 KM


Masa bojowa 26,8 t


Pojemność zbiorników paliwa zasadnicze 460-480 l, dodatkowe 134 l


Typ pancerza spawany z płyt walcowanych


Grubość pancerza 13-45 mm, z ekranami do 70 mm

detektyw

Niezbyt często spodoba mi się jakiś film węgierski więc z tym większą przyjemnością piszę o Detektywie (A nyomozó) wyreżyserowanego przez Attilę Gigora. Od razu informuję, że tłumaczenie tytułu jest moje: film pokazano w Polsce w ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego pod mylnym tytułem Oficer śledczy (wiem o tym z bloga Katmoso, byłej mieszkanki Budapesztu).

Przy prawidłowym tlumaczeniu tytułu się upieram bo jest ważny. Film jest kryminałem ale dość pokrętnym: od razu wiadomo kto zabił (główny bohater – Tibor Malkav), pytaniem jest natomiast dlaczego wmanewrowano go w zbrodnię. Zagadkę próbuje rozwikłać on sam i to on jest tytułowym detektywem a nie, rzecz jasna, oficerem śledczym.

Tibor Malkav nie miałby szans z osaczającymi go przestępcami i depczącymi mu po piętach prawdziwymi oficerami śledczymi gdyby nie jedna jego cecha: Tibor Malkac jest autystą. Jego autyzm ma w miarę lekką formę, może zresztą jest to raczej zespół Aspergera. Tak natomiast mimo pozornej powolności ciała i umysłu jest od nich wszystkich lepszy i oglądanie jak sobie radzi jest prawdziwą przyjemnością.

W filmie, nakręconym w stylu klasycznych kryminałów – tak, tak, pojawiają długie cienie na mokrym bruku – jest sporo czarnego humoru i groteski. Mamy zakrwawione trupy komentujące wydarzenia, rak (choroba) jest przedstawiony w postaci … gadającego raka (zwierzę), trupa pijaka zagryzionego przez wilki przynoszoną w worku. Tibor zresztą pracuje w prosektorium, co dobrze wpisuje się w te klimaty.

Tak więc brawa dla Attili Grigora a my wszyscy do kin. Trailer dla zachęty. Mam nadzieję, że film trafi do rozpowszechniania w Polsce.

***

Spodobał ci się ten post? Przetłumacz go na inne języki na Der Mundo.

„czyja jest ta piosenka?”

Węgry leżą blisko Bałkanów, czego co jakiś czas doświadczam. Ostatnia dzięki filmowi "Czyja jest ta piosenka?", który mnie zupełnie powala. Bułgarka Adela Peeva, która go zrobiła, śledzi w nim losy pewnej ludowej piosenki. Zna ją z Bułgarii ale raz usłyszawszy ją na weselu w Turcji dowiaduje się, ku swemu zdumieniu, że piosenka jest, oczywiście, turecka. Zaintrygowana zaczyna szukać jej także w innych miejscach i znajduje ją także w szeregu innych krajów: Grecji, Albanii, Bośni oraz Serbii. Miewa różne słowa, niekiedy brzmi marszowo, innym razem jest ckliwą piosenką miłosną ale wszędzie uważana jest za "naszą" i wszędzie kwestionowanie jest "naszości" wywołuje gwałtowne reakcje, których reżyserka sama doświadcza. W końcu filmu stwierdza smutno, że zaczynając szukać informacji o piosence myślała, że będzie ona łączyć i że nigdy nie myślała, że nienawiść tak łatwo wybucha.

Film nie wszedł do szerokiej dystrybucji. Jedyne miejsce, o którym wiem, że można go kupić jest tu, ceny są następujące: długa wersja (70 minut) dla instytucji $245, dla indywidualnych użytkowników $59.95, krótsza wersja (50 minut) dla instytucji $225, dla indywidualnych użytkowników $49,95. Czyli drogo. Sam film dostałem w postaci kopii od koleżanki Bułgarki sfrustrowanej tymi zbyt wysokimi, jej zdaniem, cenami. A przy okazji odkryłem, że film w siedmiu kawałkach ktoś umieścił na youtubie, jeśli więc ktoś jest ciekawy to zapraszam poniżej.

<

Spodobał ci się ten post? Przetłumacz go na inne języki na Der Mundo.