W najnowszym numerze Polonii Węgierskiej ukazał się mój tekst na temat ciekawego projektu reaktywacji dawnego szlaku winnego, który robiono w Tarcalu. Oto on:
Dawne tradycje wywozu tokajskich win do Polski ożywiono w latach dziewięćdziesiątych w leżącym w tokajskim regionie Tarcalu. Wozy wyładowane winem znów ruszyły szlakiem winnym przypominając o tej tradycji a także promując te wina oraz region.
Szklankę w słynnym powiedzeniu o bratankach zwykle rozumie się jako wspólne, polsko-węgierskie pijatyki choć warto w niej wiedzieć też symbol bardzo bogatych kiedyś kontaktów między dwoma krajami opartych na handlu węgrzynem – tokajskim winem. Były one ważne zarówno dla ówczesnej gospodarki jak i kultury.
Te kontakty w latach dziewięćdziesiątych próbowano przypomnieć i ożywić w tokajskiej wsi Tarcal. Pomysł był prosty: na nowo uruchomić szlak winny prowadzący ze wsi przez Słowację do Polski jako pielęgnację tej tradycji wykorzystując ją zarazem do promocji tokajskich win oraz Tarcalu. Borút czyli Szlak winny zorganizowano trzy razy w latach 1996-98.
Wino przewożono w beczkach dwoma drewnianymi wozami konnymi ale, rzecz jasna, sam transport trzeba było trochę uwspółcześnić. Wozy dlatego też ruszały z Tarcalu uroczyście żegnane przez uczestników okolicznościowego festynu, na skraju wsi zostawały rozłożone na części, przewożone furgonetką do następnej miejscowości, gdzie zostawały złożone na nowo. Zaprzęgano tam do nich wynajęte na miejscu konie i tak nimi wjeżdzano.
Na wozach wiozących wino ale i palinkę siedzieli wójt wsi – Sándor Pataky, pomysłodawca tej inicjatywy, królowa wina i kapela ludowa, wokół wozów tańczył zespół tańca ludowego. W sumie było to dwanaście osób.
Królową wina wybierano we wsi. Kandydatki poddawane były szeregowi testów, zarówno teoretycznych jak i praktycznych. Musiały wykazać się wiedzą na temat regionu, winiarstwa i branży turystycznej. Z zadań praktycznych musiały, międz innymi, zademonstrować umiejętność używania lopó czyli rodzaju pipety winiarskiej służącej do pobierania wina z beczki. Podobno jednak i tak najbardziej liczyła się uroda.
Ekipa z takim przytupem dojeżdzała do najważniejszego placu w danej miejscowości, gdzie witał ich bumistrz i zebrani mieszkańcy. Zwykle był to weekend. Następowały przemówienia no i rozdawanie – bezpłatne – wina, które z beczek wyciągano przy pomocy właśnie wspomniego lopó.
Wieczorem odbywała się uroczysta kolacja dla miejscowej elity. Dania z miejscowych produktów przygotowywał chef Rudolf Mátyás, który przybywał tam dzień wcześniej by zapoznać się z miejscową kuchnią i przygotować menu łączące lokalne dania z tokajskimi winami. Częścią kolacji była degustacja tych win. Prezentował je wójt Tarcalu, który opowiadał również o regionie.
Jak wspomniałem, trasy (nie zawsze takie same) przebiegały przez szereg miejscowości na Słowacji i w Polsce, między innymi, Boršę, Koszyce, Preszów, Lewoczę, Kiezmark, Bardejów, Moldavę nad Bodvou, Zakopane, Wieliczkę, Kraków, Łazy, Katowice, Tarnowskie Góry, Zakopane.
W organizacji wyjazdów przydawały się miejscowe kontakty. W trakcie całej trasy na Słowacji ekipie towarzyszył zastępca burmistrza Moldavy nad Bodvou, László Iván. W Polsce pomagało Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Węgierskiej reprezentowane przez Andrzeja Bereznickiego. Swój udział miał także budapeszteński konsul Roman Kowalski.
Oczywistym jest, że organizacja takich imprez trwających nawet do miesiąca były skomplikowana. Zacznijmy od wina: w 1996 roku zabrano ze sobą 60 – 80 butelek 6 rodzajów wina oraz 8 hektolitrów wina w beczkach. Zostało ona zaoferowane przez miejscowych winiarzy, najhojniejszy był Kereskedő ház.
Dalej, były to lata dziewięćdziesiąte, więc te trzy kraje, przez które prowadził szlak winny, nie były członkami Unii Europejskiej. Istniały kontrola graniczna i kontrola celna, co było istotne szczególnie w odniesieniu do przewozu wina. Bywało, że parę butelek wina zostawionych na granicy ułatwiało rozwiązanie pojawiających się problemów. Trzeba było załatwiać też zezwolenia na pobyt czy na wwóz rzeczy, a to wszystko przy pomocy faksów.
Projekt był finansowany z funduszy przedakcesyjnych. Część budżetu pochodziły z programu Phare a część z Kárpátok Euróregió Alapítvány (Fundacja Euroregionu Karpackiego), która wówczas rozdzielała środki unijne. Kiedy skończyły się te formy finansowania, projektu nie było jak kontynuować.
Kto wie, czy obecna fala polskich turystów w regionie tokajskim to, przynajmniej w części, nie efekt projektu szlaku winnego, który przez trzy lata przypominał o tradycjach winnych kontaktów polsko-węgierskich, o tokajskim winie i o regionie.
Dowodem na polsko-węgierskie kontakty winne i rolą, jako w nich odgrywał Tarcal, jest poniższa fraszka siedemnastowiecznego poety Wacława Potockiego. Ostatnie słowo, które się w niej pojawia odnosi się właśnie do tarcalskiego wina, które było na tyle znane, że pojawiało się jako punkt odniesienia w potocznej mowie. Tu wielkie dzięki dla Gabriela Kurczewskiego (http://bliskotokaju.pl/), który podzielił się ze mną tą informacją.
Wacław Potocki
Znaczone wino w piwnicy.
Mając szlachcic w piwnicy kilka beczek wina,
Na jednej imię żony swojej: Katarzyna,
Lepsze, i barziej mu do smaku przypadnie,
Znacznymi literami, kretą pisze na dnie.
Panna po nie chodziła, której klucze zlecił;
Żeby szkody przestrzegał, wyrostek jej świecił.
Ale zdrajca, nabrawszy lewarem likworu,
Sięgał pannie kosmatą wronką do wątoru.
Trafiło się, gdy wyńdą oboje z piwnice,
Zapomniała nieboga otrzepać spódnice.
Czyta jej pan na zadku wytłoczone drukiem
Imię swej żony: Coż to, rzecze, żono, z fukiem?
Jam tak wino osobnej naznaczał słodyczy,
Czy nie omyłki sobie twoja panna życzy,
Albo chce do słodyczy korzeń mu przyprawić?
Mojaśty, nie każ się jej tym ipsymem bawić.
Skoro bowiem lewarem z wierzchu nie dosięże,
Co dotąd stała pewnie na pcach beczka, lęże,
I kurek między dągi wprawiwszy w antale,
Będzie nosiła wino, ale nie z tarcale.
Tyle same tekst. W Polonii Węgierskiej zmieściły się tylko dwa zdjęcia, tu zamieszczam ich więcej. To dość unikalny materiał, w latach 90-tych mniej zdjęć robiono niż obecnie.

Wybory królowej wina. Kieliszek napełniany jest przy pomocy lopó. Na prawo od królowej wina stoi wójt Sándor Pataky. Z archiwum Sándora Patakyego.

Wóz rusza z festynu. Jest już polska flaga. Z archiwum Ferenca Gutha

Wyjazd z Tarcalu. Z archiwum Sándora Patakyego

W drodze na wozie. Z archiwum Orsolyi Pataky.

Składania wozu, gdzieś na Słowacji. Z archiwum Sándora Patakyego.

Na wozie, flaga słowacka więc gdzieś na Słowacji. Z archiwum Sándora Patakyego.

W Tarnowskich Górach, w środku członek zakonu winnego i królowa wina. Z archiwum Sándora Patakyego.

W Krakowie, polska flaga. Na tabliczce na wozie widać nazwy miejscowości w regionie tokajskim skąd pochodziło wino. Z archiwum Sándora Patakyego.

Jeden z wozów i dziś stoi we wsi.
A na sam koniec bonus: pochodzące z 1998 roku nagranie z festynu, z którego ruszał szlak winny. Wozy pojawiają się po pierwszej minucie nagrania. Jakość typowa dla tego okresu ale wartość historyczna nieoceniona.