W lipcowym przemówieniu Viktor Orbán oświadczył, że liberalna demokracja się przeżyła i na Węgrzech będzie on wprowadzał nieliberalną demokrację. To ważne stwierdzenie, niedające się zakwalifikować jako prowokacja intelektualna bo Orbán takimi rzeczami się nie bawi, on wprowadza tego rodzaju prowokacje nie na poziomie dyskuty intelektualnej ale w realu. (Przy okazji, zachęcam do lektury tego prawdopodobnie historycznego tekstu, Budapeszter przetłumaczyła go w całości na blogu Codziennik węgierski, za co należą się jej szacunek i wdzięczność, oryginał mowy tu). Wspomniał tam o dwóch przeszkodach przy wprowadzaniu nieliberalizmu (chyba do takiego to słowa musimy się przyzwyczajać), jedną z nich są „opłacani z zagranicy przez określone koła aktywiści polityczni”. Powiało Putinem. Szerszy fragment poniżej, tłumaczenie moje:
Stosunki między zawodowymi politykami a aktywistami społecznymi. Państwo mianowicie trzeba organizować i nim kierować, powinien to robić ktoś, kto został do tego wybrany i upoważniony. Natomiast zawsze pojawiają się na skraju obszaru działalności państwa organizacje społeczne. Obecnie węgierski trzeci sektor przedstawia swoisty obraz. Aktywiści, w odróżnieniu od polityków, to ludzie, lub też wspólnota, która organizuje się od dołu, sama się finansuje i jest rzecz jasna oparta na wolontariacie. Obecnie jednak, jeśli spojrzeć na węgierski trzeci sektor, który często pojawia się w życiu publicznym – obecne dyskusje wokół Funduszu Norweskiego [rząd oskarżył go o finansowanie partii politycznych, przyp. Jeża W.] wyciągnąły to na powierzchnię – to widać, że mamy tu do czynienia z opłacanymi aktywistami politycznymi. W dodatku ci opłacani aktywiści opłacani są z zagranicy. Aktywiści opłacani przez określone koła zagraniczne, co do których trudno sobie wyobrazić, że traktują to jako inwestycję społeczną, znacznie bardziej uzasadnione jest przypuszczenie, że poprzez ten system próbują zdobyć wpływ w danym momencie i w danej kwesti na węgierskie życie państwowe.
Jeśli wtedy powiało Putinem retorycznie to wczoraj Putinem zaduło. Do biura atakowanej werbalnie (zarzut: finansowanie partii politycznych) i poprzez kontrolę podatkową fundacji Ökotárs w poniedziałek zawitała policja. Pojawienie się silnego oddziału, do którego potem dołączyło dziesięciu agentów w cywilu, wywołało w okolicy sensację ale wkrótce okazało się, że zamiast spektakularnej akcji przeciwko gangsterom chodzi o kontrolę dokumentów biurze NGO. Policja prowadziła rewizję do 18. W południe podobno kontrola odbyła się w innej organizacji rodzielającej fundusze norweskie Demnet.
Wieczorem odbyła się przed biurem Ökotársu demontracja protestująca przeciwko akcji policji. Wzięło w niej udział 400 osób.
Nieco tła: fundusz norweski rozdziela pieniądze dla organizacji społecznych poprzez cztery fundacje wyłonione na drodze konkursu. Jakiś czas temu rząd zaczął atakować ten mechanizm utrzymując, że pieniądze tak rozdzielane trafiają do partii politycznych, konkretnie LMP. Dowodów na to jednak nie przedstawiono. Rząd utrzymywał też, że te pieniądze to w zasadzie węgierskie fundusze publiczne i jako takie powinny trafić pod kontrolę państwową. Najnowszym zarzutem, na podstawie którego obecnie toczy się śledztwo, jest to, że Ökotárs prowadził nielegalną działalność gospodarczą poprzez udzielanie pożyczek dla innych organizacji pozarządowych. Ökotárs wyjaśnia, że chodzi o wsparcie tych organizacji, które zdobyly finansownie płatne z dołu i tylko dzięki tym pożyczkom mogły przeprowadzenie swoich projektów, oprocentowanie pożyczek było takie jakie Ökotárs dostałby na lokacie bankowej.
Rząd norweski ostro zaprotestował przeciwko temu co się stało. Napięte już stosunki węgiersko-norweskie pogorszyły się dalej.
Jeśli ktokolwiek interesuje się losem organizacji społecznych w Rosji to natychmiast dostrzeże analogię. Najpierw atak polityczny, potem przesadna akcja policji na wątpliwych podstawach, w efekcie zastraszenie aktywistów społecznych.
Nie lubię przesady w ocenach politycznych (“dyktatura”, “faszyści”, “komuniści”) bo zamyla ona obraz ale obecnie analogie do putinowej Rosji są jak najbardziej na miejscu. Powodem jest wspomniana mowa Orbána, w której wymienia on Rosję jako jeden ze swoich modeli i atakuje NGOsy. Akcja policji jest u logiczną konsekwencją.
Zgadzam się z Orbánem, że lepiej byłoby gdyby organizacje społeczne były finansowane przez ofiarnych obywateli. By to osiągnąć rząd mógłby jednak działać inaczej, wprowadzić ulgi podatkowe na darowizny, propagować te darowizny, itd. Zamiast tego mamy jednak atak na “aktywistów opłacanych przez określone koła z zagranicy”.
***
A tak przy okazji jeszcze jedna uwaga na temat mowy Orbána. Podaje on parę krajów, które jego zdaniem są przykładami jak ustrój niebędący liberalną demokracją może odnosić sukces: Chiny, Indie, Rosja, Singapur i Turcja. Ich wzrost gospodarczy za każdym razem ma inne podłoże – trudno do jednego worka wrzucać jedną ze finansowych stolic globalnego kapitalizmu, jaką jest Singapur z żyjącą z gazu i ropy Rosji oraz opartych o tanią siłę roboczą Chin – ale ważniejsze jest chyba to, że poza Indiami, które są raczej liberalną demokracją, pozostałe państwa są autorytarne i o to chyba chodzi najbardziej. Ciekawe, że szukając swojego modelu daleko Orbán jakoś nie chce zauważyć tego, co ma pod nosem, a mianowicie Polski. Będąc liberalną demokracją ten kraj, dużo podobniejszy do Węgier niż Chiny czy Indie, i tak nieźle się rozwija, i, co ważne, robi to dużo szybciej niż Węgry. Może więc demokracja liberalna nie jest tak straszna?