Czy Zoltán Kodály był kosmitą?

Skąd to pytanie? Pojawiło się ono po obejrzeniu przez nas filmu Bliskie spotkania trzeciego stopnia. Kto widział może pamięta jak jeden z naukowców pokazuje gestami metody Kodálya [EN] melodię kosmitów a potem wykonuje te same gesty podczas spotkania z kosmitami, które potem jeden z kosmitów powtarza. Oto stosowne fragmenty filmu

A dla dociekliwych muzycznie zapis tej prostej ale i urokliwej samej melodii.

index

Skąd kosmici znali metodę Kodálya? Czy dlatego, że i on był kosmitą?

To rzecz jasna dość trudne pytanie, nad którym jeszcze muszę pomyśleć. Warto się też spytać skąd akurat Kodály wziął się w tym filmie. Sugestię tu może dać osoba operatora, którym był Węgier z pochodzenia, zdobywca Oscara za zdjęcia do tego akurat filmu, Vilmos Zsigmond.

Zsigmond to ciekawa postać. Z Węgier uciekł wraz z przyjacielem László Kovácsem w 1956 roku. Zrobił potem karierę w Hollywood kręcąc zdjęcia do takich między innymi filmów jak Łowcy jeleni. A dowiedziałem się o nim z wystawy jego fotografii jaką do niedawna można było obejrzeć w Ludwig Muzeúm.

Na temat czy Kodály pojawił się w filmie dzięki Zsigmondowi mogę tylko spekulować. Kwestią czy wszyscy Węgrzy są kosmitami ewent. węgierskimi wpływami w kosmosie zajmę się może kiedyś w przyszłości.

Reklama

jestem w zakonie. nie jestem świrem

Tak można przetłumaczyć hasło kampanii promującej życie zakonne (tak, tak, mamy rok zakonów jakby co): rendben vagyok to gra słów oznaczająca zarówno jestem w zakonie jak i jestem w porządku czyli właśnie nie jestem świrem, 

W ramach kampanii na ulicach pojawiły się plakaty z dwiema zakonnicami oraz dwoma zakonnikami z nader zwyczajnymi przedmiotami w rękach: aparatem fotograficznym, rowerem, rakietką do kometki czy kaskiem motocyklowym. Chodzą po ziemi, patrzą w niebo (A földön járnak, az égre néznek) to kolejne hasło kampanii. 

brat Didák z aparatem foto jest w porzo

Bohaterowie tej kampanii to, nawet wliczając te plakaty, jedne z nielicznych postaci w habitach, które zobaczyć tu można na ulicach. Księża w sutannach, zakonnicy, zakonnice to rzadkość, a jak ich widzę to jakoś zawsze przychodzi mi do głowy, że to pewnie Polacy. Dzięki temu właśnie ta kampania jest zauważalna. Ciekaw jestem na ile odniesie sukces czyli spopularyzuje życie zakonne.

Rzadsze, niż restauracje indyjskie

Rzadsze na Węgrzech, niż restauracje indyjskie: co to jest? Ano smażalnie świeżych ryb. Podkreślam, świeżych, bo smażalni mrożonych morszczuków (hekk) jest tu sporo. Nieco to zadziwiające bo przecież na Węgrzech wody jest dużo, ryb teoretycznie też ale jak chce się zjeść świeżą, tutejszą rybę to się wydaje, że się człowiek znajduje w jakimś afrykańskim pustynnym, odciętym od morza i rzek, państewku.

A ja odkryłem taką smażalnię świeżych ryb, mieści się w miejscowości Timár nad Cisą. Człowiek, który ją prowadzi jest też rybakiem, na dowód łódka z jego nazwiskiem stoi przycumowana do pomostu przy smażalni.

Timar

tu się zamawia

Timar

a tu – z widokiem na Cisę – je

Klimaty bardzo cisańskie. Topole, brunatna woda, gliniaste brzegi. Jadłospis nieskomplikowany: smażone karpie, leszcze, sumy i sandacze – no i frytki. Podawane jest to z ogórkami konserwowymi oraz chlebem. Jak się poprosi jest i ketchup. Je się rękoma, które potem można umyć w zlewie na ścianie budynku ubikacji.

Timar

jadłospis: keszeg – leszcz, ponty – karp, harcsa – sum, süllő – sandacz

Timar

pani niesie kolejne zamówienie

Timar

nieco sztuki

Miejsce jest popularne, czekaliśmy z dwadzieścia minut zanim usmażyło się nasze zamówienie. Jak się dowiedzieliśmy sandacze trzeba zamawiać z góry przez telefon, z pozostałymi rybami natomiast nie ma kłopotu.

Przyznam, że poza Timárem nie znam ani jednego miejsca na Węgrzech gdzie można by zjeść świeżą rybę od rybaka. Jak ktoś zna niech poda namiary w komentarzach. Dzięki!

Timar

łódki nad Cisą

Timar

można jeść i na wodzie

Timar

tak to wygląda z poziomu wody

Timar

niezły widok na górę Tokaj

Timar

bonus: pisklaki z gniazda, które ptaki zbudowały sobie pod dachem smażalni. widać, że, w przeciwieństwie do ryb, czują się tam bezpiecznie

zapomnij o burgerach, oto nadchodzą bakeringi

Pojawienie się bakeringów wywałało falę zachwytów. Taki Index napisał “Nowe szaleństwo fastfoodowe jest węgierskim wynalazkiem”. I tak dalej.

Jest to zrozumiałe bo bakeringi są faktycznie nowatorskie. Kształt mają bagelów i są nadziewane. Kupić je można z jednego z trzech funkcjonujących wózków ulicznych: w kształcie tramwaju, autobusu i trolejbusu. Wyglądają słodko, jak się to tutaj mówi, cukier. A w dodatku położenie wózków można śledzić w internecie dzięki aplikacji Endomendo.

Parę dni temu natknąłem się na dwa takie wózki w siódmej dzielnicy (tam na razie mają pozwolenie na poruszanie się) na kultowej ulicy Kazinczy. Dużo radości, fotki, chichy-śmichy, zakupy. Nabyłem dwa bakeringi, jeden z szynką i czymś-tam-jeszcze, drugi z serem feta i suszonymi pomidorami. Zjedliśmy je sobie z Chłopakiem w domu. Wyglądały nieźle, smakowały też niekiepsko. Koszt 300 forintów jest dostępny. Wygląda na to, że narodziła się nam nowa świecka tradycja, turystów w Budapeszcie zachęcam: obok langoszy spróbujcie sobie też bakeringa.

Bakering Budapest

bakeringowy tramwaj – z pałąkiem!

Bakering Budapest

Same bakeringi, zwracam uwagę nad odmienną teksturę i rodzaj nasionek na wierzchu

Bakering Budapest

Jakaś pani wybiera sobie bakeringi a sympatyczny sprzedawca udziela jej informacji i rad, światła natomiast, nie zważając na dzień, ostro dają

Bakering Budapest

A oto bakeringowy autobus i jego kierowca

Bakering Budapest

Bakering na Bolesławcu, lepiej się tu można im przyjrzeć

Bakering Budapest

Mapa ze strony projektu pokazująca gdzie akurat znajduję się bakeringowy autobusik