gigantyczny rowerzysta na Dunaju

Olbrzymia rzeźba kinetyczna rowerzysty pojawiła się koło mostu Małgorzaty, proszę sobie tylko popatrzeć:

Uwierzyliście? Nie trzeba było. Póki co istnieje tylko na filmie, który zrobił Zoltán Kecskeméti.Ten programista na co dzień pracujący nad grami komputerowymi zrobił ten filmik pod wpływem impulsu, dowiedziałem się z bloga Kerékágy. Przyszło mu do głowy, co byłoby gdyby Budapeszt miał coś takiego jak London Eye i spróbował to sobie wyobrazić.

Filmik pojawił się w internecie parę dni temu i podekscytował budapeszteńskich rowerzystów. Czyż nie byłoby świetnie gdyby taka rzeźba się naprawdę pojawiła na Dunaju? Nie byłoby to wcale drogie a Budapeszt miałby nowy symbol ściągający tutaj turystów.

Owszem, ale przedtem trzeba rozwiązać parę problemów technicznych. Czy powolny w tym miejscu Dunaj byłby w stanie poruszać koła gigantycznego roweru? Co zrobić ze zmieniającym się poziomem wody? Jak ochronić  rzeźbę przed zniszczeniami powodowanymi przez lód?

Trzymam kciuki za rozwiązanie tych wszystkich problemów. Chciałbym mieszkać w mieście z takim rzecznym rowerzystą.

Reklama

czwartej republiki!

Spokojnie, dziś nie będzie o Kaczyńskich, Ziobrze i Gowinie choć też, mam nadzieję, nie będzie nudno. Bo piszę o węgierskich jajcarzach operujących pod nazwą Czwartej republiki! czyli Negyedik köztársaságot! (4K)

4K to nieformalny ruch happeningowo-społeczno-polityczny, w tej właśnie kolejności. Organizuje akcje uliczne przyciągające głównie młodych ludzi. W odróżnieniu od „poważnych” demonstracji są one pogodne, wręcz wesołe. Ich absurdalność kojarzy się z Pomarańczową Alternatywą. Jak PA wyśmiewają to, co się ich uczestnikom nie podoba.

Ale 4K to nie tylko zabawa. Ruch ma pewne ambicje polityczne. Odwołuje się do ludzi, którym nie odpowiadają obecne formy uprawiania polityki na Węgrzech. Wyraża to, choć nie do końca poważnie, hasło ruchu „nie ma już prawicy ani lewicy, jest tylko góra i dół”. Ambicje 4K najlepiej widać chyba w następującym stwierdzeniu:

W zeszłym roku [2007] stworzyliśmy w parę osób 4K bo czuliśmy potrzebę projektu, który oddałby możliwość uczestnictwa i wspónoty, by znów poczulibyśmy, że świat, w którym żyjemy należy do nas.

Gdy jednak twórcy 4K głębiej wchodzą w poważniejsze dywagacje na polityczne tematy szybko grzęzną w banałach:

I nie chodzi o to, że żadna ze stron nie odpowiada naszemu gustowi, ale o to, że wszystki partie w parlamencie zdradziły wartości, które teoretycznie reprezentowały: to nie są już socjaliści, narodowcy czy liberałowie. Działają wyłącznie jako przedsiębiorstwa walczące o władzę.

Ale nie szkodzi bo 4K przede wszystkim działa a nie mówi, a ich działania mówią za siebie. Ruch na koncie ma już sześć ulicznych wojen o flagę, dwie inwazje na centra handlowe, party w metrze, wojnę poduszkową zorganizowaną w czternastu miastach (tą samą, którą organizują na całym świecie – w swoim czasie pisała o tym na swoim blogu Nowojorskie gadanie Kamila), akcję doklejania prześmiewczych naklejek na plakatach kampanii uzupełniających wyborów do parlamentu, itp. A na Węgrzech sam fakt, że w centrum miasta zbiera się kilkuset młodych ludzi w celu zabawy a nie gniewnej demonstracji czy wręcz destrukcji jest znaczący. I to nie tylko w obecnej sytuacji politycznej ale wogóle, dla depresyjnego społeczeństwa węgierskiego takie zjawisko jest ożywcze i pozytywne.

Jak wyglądają akcje 4K: zacznijmy może od wojen o flagę. Wpisują się one w konwencję popularnej tutaj wojny numerowej. Ludzie zbierają się w jednym miejscu i zostają podzieleni na dwie drużyny. Każda ma po dwie flagi, które musi gdzieś umieścić na określonym terytorium. Zadaniem jest obronić własne flagi i zdobyć flagi przeciwnika.

Rzecz wydaje się – i jest – w zasadzie dość infantylna, ale mimo to ważny jest w niej aspekt „odzyskiwania wspólnej przestrzeni”, który wspomniałem powyżej Ponadto dla mieszkańców Budapesztu widok biegających grup młodzieży w celu zdobycia flagi a nie obalenia rządu to rzecz pozytywnie niesamowita.

Albo weźmy takie zdobywanie centrów handlowych. Pierwsza taka akcja zaczęła się jako Eksperyment mp3 (MP3 kisérlet). Uczestnicy, którzy załadowali uprzednio z internetu plik mp3, zebrali się przy dworcu Nyugati i jednocześnie włączywszy go zaczęli wypełniać podawane instrukcje. W końcu podążając za przywódcą (Sanyi) udali się do pobliskiego West Endu, skąd szybko wyrzucili ich ochroniarze.

Następny happening zorganizowany dla podziękowania West Endowi za to, że uniemożliwił im zrobienie zakupów zakończył się podobnie wyrzuceniem uczestników z centrum handlowego.

Itd. Pozostałe akcje można sobie łatwo wyobrazić.

W międzyczasie przywódcy ruchu, sami nieco zdziwieni popularnością jaką zdobyli, zaczęli się zastanawiać co dalej. Na stronie ruchu zaproponowali by jego uczestnicy zacieśnili kontakty i współpracowali ze sobą także pomiędzy spektakularnymi wydarzeniami.

Będę się przyglądał co dalej z 4K. Kibicuję im bo lubię takich wesołków!

***

Znalazłem niedawno informację, że mój blog zajął 466 pozycję na liście tysiąca najpopularniejszych blogów na bloxie w 2008 roku. Czytelnicy – dziękuję!

walka o rynek na placu Hunyadi

Plac Hunyadi w szóstej dzielnicy to jeden ze śródmiejskich zapyziałych placyków. Mieszczą się one zwykle w środku kwartału więc nie przechodzi przez nie duży ruch, są zwykle w miarę zaniedbane, parę drzew, huśtawka, psie kupy no i mieści się tam na ogół rynek.

Jakiś czas temu okazało się, że samorząd dzielnicy w tajemnicy zabrał podpisał umowę z inwestorem, w ramach której na placu powstałoby centrum handlowe (galeria) i podziemny parking w zamian za jakże nieatrakcyjne już halę targową, rynek i drzewa. Powodem do trzymania wszystkiego w tajemnicy mogły być nie tylko obawy przed reakcją mieszkańców i targujących na rynku: niedawno w charakterze podejrzanych o korupcję przy prywatyzacji przesłuchano trzynastu byłych i obecnych przedstawicieli samorządu z MSzP i SzDSzu z burmistrzem włącznie. (Dodam, że w areszcie znajduje się burmistrz naszej, siódmej dzielnicy, co pokazuje na skalę problemu korupcji w mieście).

Za obronę placu zabrała się jednak moja koleżanka Gabó czyli Gabriella Bartha, która rozpoczęła kampanię pod nazwą Kincsünk a piac (Naszym skarbem jest rynek) i do dzisiaj udało się jej weekendowy rynek ocalić. Początkowo po prostu robiła zdjęcia dokumentujące przekupki, potem wzięła się za organizowanie protestów włączając w nie targujących, okolicznych mieszkańców a nawet kilka sklepów położonych na placu. Dodać warto, że na ryneczku ludzie sprzedają to, co sami wyhodują, więc towar jest generalnie ciekawszy niż w supermarketach.

Kibicuję jej z serca nie żebym był przeciwny zmianom na placu, bo jak pisałem, jest zaniedbany i warto byłoby go nieco odnowić, ale dlatego, że dobrze byłoby, żeby rynek ocalał a hala dalej tętniły życiem (zamiast kolejnego centrum handlowego). Znającym węgierski polecam artykuł na temat placu na Építészfórum (są tam zdjęcia Gabó) a także krótki filmik na temat rynku na NolTV.

***

Przy okazji zachęcam osoby znające węgierski do podpisywania apelu do prezydenta Solyóma o zajęcie stanowiska w sprawie wzrastających nastrojów antycygańskich. Apel z wprowadzającym listem poniżej.

Kedves Barátunk, kedves Kollégánk,

A Roma Kutatási Hálózat néhány résztvevője az alábbi nyílt levelet szövegezte Sólyom Lászlónak, a Magyar Köztársaság Elnökének. Örülnénk, ha az alábbi levélben megfogalmazott kezdeményezésünkhöz csatlakozna. Ezt a szándékát egy válasz-emailben fejezheti ki. Válaszát kérjük, juttassa el 2009. február 19-én 24:00-ig címünkre (meltosag@gmail.com), hogy a levelet a Köztársasági Elnöknek, az MTI-nek, az országos napilapoknak és a mérvadó elektronikus hírportáloknak, továbbá televíziós társaságoknak eljuttathassuk. A levélhez később is csatlakozhat a www.meltosag.net oldalon keresztül.

Köszönettel,

Feischmidt Margit, Fleck Gábor, Kóczé Angéla, Kovács Éva, Messing Vera, Michael Stewart, Neményi Mária, Szalai Júlia, Vidra Zsuzsanna, Virág Tünde és Zentai Viola

Tisztelt Köztársasági Elnök Úr,

Az elmúlt hetekben – különösen a miskolci és a veszprémi események után – elszabadult indulatok veszélyeztetik az amúgy is sok nehézséggel terhelt együttélést Magyarország nem roma és roma népessége között. Úgy látjuk, hogy a mérvadó politikai személyiségek és a média ezen indulatok csillapításában erőtlennek mutatkoznak. Ezért kérjük Önt, hogy – amiként hasonló esetben a francia, német, brit közméltóságok – tegye nyilvánvalóvá, hogy aki a romák ellen fordul, az egyszersmind a magyar nemzet ellen fordul.

Bibó István szavait idézve: „A magyar demokrácia válságban van. Válságban van, mert félelemben él.” Hogy ezt a félelmet roma és nem roma honfitársaink legyőzzék, kérjük Önt mint a nemzet egységét megjelenítő legfőbb állami méltóságot, hogy foglaljon állást azokról a társadalmi és gazdasági dezintegrációs folyamatokról, amelyek magyar állampolgárokat fosztottak meg a méltó emberi élet, közösségeiket pedig a normális együttélés lehetőségétől. Szociológiai kutatások igazolják, hogy ezen kirekesztődött csoportokban a romák felülreprezentáltak. Az oktatásból, szociális ellátásból, legális munkaerő-piacról kiszoruló, társadalmilag megbélyegzett romák nem egyszerűen a legális megélhetés lehetőségeitől, hanem társadalmi tagságuk, állampolgárságuk legitimációs alapjaitól is megfosztatnak. A politikai elit nem hagyhatja, hogy e legkiszolgáltatottabb, legvédtelenebb roma csoportok a társadalmi erőszak prédáivá váljanak.

E levél aláírói több évtizede a romák és más magyarországi kisebbségek problémáit vizsgáló, sorsuk iránt elkötelezettséget érző kutatók és civilek. Így azt is látjuk, hogy nemcsak romák találhatók az egyre mélyülő gazdasági és társadalmi válság áldozatai között, hanem nagyon sok nem roma él félelemben egzisztenciáját, biztonságát, gyermekei jövőjét illetően. Mindannyiunk felelőssége, hogy ezek a félelmek ne erősítsék tovább a bűnbakképzési mechanizmusokat, és ezzel ne váljanak még súlyosabb társadalmi konfliktusok kiváltójává. Közös feladatunk, hogy honfitársainkat egymásrautaltságunkra emlékeztessük. De ezért Ön teheti a legtöbbet, Elnök Úr.

Ezért nyomatékkal kérjük, hogy szólaljon meg az együttélés és a társadalmi szolidaritás szükségességéről. Erre nagyszerű alkalomnak kínálkozik közelgő nemzeti ünnepünk, március 15-e, mely megérdemli, hogy újra a haladó nemzeti eszmék melletti hitünket fejezze ki, s ne váljék szélsőséges csoportok játékszerévé.

Budapest, 2009. február 19.

A levelet február 19. után aláírók nevét a www.meltosag.net oldalon tesszük közzé.

zamieszki z 2006 roku trafiają do współczesnej poezji polskiej

Zawdzięczamy to wikipedii, na podstawie której tomik wierszy pod tytułem Mnemotechniki napisał Jarosław Lipszyc.

Wiersz, powstały z inspiracji artykułami na temat czołgu T-34 oraz powstania węgierskiego z 1956, nosi tytuł Powstanie T-34. Motyw z zamieszek ładnie spinający oba tematy pojawia się na końcu wiersza.

fabryka nr 183 w Charkowie otrzymała założenia

techniczne do projektu nowego


kołowo


gąsienicowego



zapaść ekonomiczna i niskie standardy życia wzbudzały


powszechne niezadowolenie


chłopi byli niezadowoleni z polityki


dziennikarze i literaci narzekali na warunki


studenci skarżyli się na warunki i kryteria



dla przyśpieszenia prac powołano specjalny zespół


wozy te zyskały dobrą opinię zarówno żołnierzy


jak i na Węgrzech



nowy pojazd oznaczony T-34 został przyjęty


w Budapeszcie



powstanie zaczęło się 23 października


początkowo zamówiono serię 150 wozów


znacznie dalej sięgały roszczenia studentów uniwersytetu technicznego



powiększ


T-34 wkroczyły do Budapesztu



24 października powstanie rozszerzyło się na dalsze miasta


zakładano rady pracownicze


wydano gazety


zamówienie powiększono do 600 sztuk



studenci politechniki w Budapeszcie kolportowali je w


instytucjach zakładach pracy i na innych uniwersytetach


ale ich właściwe cele sięgały znacznie dalej



produkcja miała się odbywać w Charkowie i Stalingradzkiej Fabryce Traktorów


początkowo natrafiała ona na duże trudności


studenci politechniki uzyskali zgodę na manifestację dla poparcia żądań robotników



reakcje na powstanie



w całym kraju powstawały komitety zajmujące się działaniem



samym transportem lotniczym dostarczono na Węgry 44 tony materiałów pierwszej potrzeby


pomoc wysyłana przy użyciu transportu drogowego i kolejowego była znacznie większa



przewaga T-34 była widoczna także manewrowości


początkowo było ich zbyt mało


starano się temu zaradzić



zwiększone dostawy nowego sprzętu umożliwiły zmiany w organizacji



jednostek



po raz ostatni T-34 został użyty w Budapeszcie


23 Października 2006 roku


trwający ponad miesiąc kryzys wokół gabinetu zaowocował ulicznymi zamieszkami podczas obchodów 50 rocznicy


powstania


protestującym udało się uruchomić muzealny T-34 będący elementem rocznicowej wystawy



i



użyć go w walkach z policją



Dane podstawowe


Trakcja gąsienicowa


Załoga 4 (kierowca, dowódca-celowniczy, ładowniczy, strzelec-radiotelegrafista)


Silnik wysokoprężny, 4-suwowy, 12-cylindrowy widlasty W-2


Moc 400 KM


Masa bojowa 26,8 t


Pojemność zbiorników paliwa zasadnicze 460-480 l, dodatkowe 134 l


Typ pancerza spawany z płyt walcowanych


Grubość pancerza 13-45 mm, z ekranami do 70 mm

Węgrzy wspominają (w internecie)

Śliwka zwróciła moją uwagę na wspominkową stronę internetową futrinka.hu. Prawdziwy skarb: kopalnia informacji o tym co dla Węgrów jest ważne w przeszłości. Ale po kolei, najpierw objaśnię o co w tej stronie chodzi.

Futrinka, swoją drogą to powabnie brzmiące słowo oznacza w węgierskim chrząszcza biegacza, to strona, na której użytkownicy mogą wspominać zamieszczając opis wydarzenia, które zapadło im w pamięci. Dodawać można też zdjęcia i filmiki wideo oraz zaznaczać na mapie google gdzie się to wszystko odbyło. Inni użytkownicy mogą komentować, zaznaczać, że też dane wydarzenie pamiętają albo, że brali w nim udział.

widok ogólny

tak wyglądają poszczególne wspomnienia, tu akurat wspomina się pełne zaćmienie słońca, która sam miałem okazję oglądać nad Balatonem

Świetną funkcją jest wstęga czasu (időszalag), na której zaznaczone są wszystkie wspomnienia.


Zoomując do woli (odcinki czasu mogą mieć od dnia do dziesięciu lat) można na wstędze przeglądać sobie wspomnienia jakie zarejestrowano na Futrince.

I to właśnie miałem na myśli pisząc, że to kopalnia informacji o tym co wspominają Węgrzy. Bo obok wydarzeń historycznych jak powtórny pogrzeb Imre Nagya (czerwiec 1989, 56 wspominających) pojawiają się takie nie-zdarzenia jak początek serialu Szomszédok (maj 1987, 82 uczestników), obowiązkowy rosyjski w budapeszteńskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej w latach 1982-88 (40 wspominających) czy koncert zespołu Európa Kiadó na statku A38 1 maja 2004 roku (18 wspominających). Fakt otwarcia popularnego ogródka Ráckert (20 czerwca 1998, 88 wspominających) sąsiaduje ze śmiercią Diany (31 sierpnia 1997, jakby ktoś nie pamiętał, 97 uczestników). Skandal z karykaturami Mohameta (wrzesień 2005, 20 członków) niewiele oddziela od otwarcia łaźni Rudasa dla kobiet (marzec 2006), które wspomina na Futrince 8 osób.

Niestety, brakuje intrumentu pozwalającego znaleźć najpopularniejsze wspomnienia, pozostaje więc gmerania po omacku. Ale nawet i tak przeglądając bezładnie prawie dwa i pół tysiąca wspomnień zebranych na stronie od listopada 2008 znaleźć można dużo ciekawych rzeczy. Znającym węgierskim stronę gorąco polecam. Pewien jestem, że niejeden student hungarystyki napisze na podstawie Futrinki pracę semestralną.

A może ktoś spróbowałby zrobić coś podobnego po polsku?

nie wszystko rozumiejmy i tłumaczmy dosłownie


-Halo? Cześć, to ja, Kowal Stefek, nie gniewaj się, że przeszkadzam …

-No, mów!

Ten fragment zmyślonej, ale zupełnie możliwej w języku węgierskim, rozmowy telefonicznej nie brzmi dziwnie, nie ma w nim sztuczności ani grubiaństwa. Po prostu go źle – bo dosłownie – przetłumaczyłem.

Fascynują mnie zwroty i wyrażenia, które w tłumaczeniu dosłownym brzmią prostacko a jednak w kontekście danego języka są zupełnie przyjęte i mają wydźwięk neutralny. Oto parę przykładów, częściowo już użytych w powyższej fikcyjnej rozmowie telefonicznej.

1. Przedstawianie się najpierw nazwisko a potem imię to rzecz bardzo węgierska (podobno tak też robią to Japończycy). Nie brzmi to wcale biurokratycznie-chłopsko jak w polskim ale całkiem normalnie. Tak normalnie, że nie wiem nawet jakby się tłumaczyło na węgierski Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy, żeby nie zatracić efektu.

2. Zwrot ne haragudj (nie gniewaj się) jest przyjętą formą oznaczającą przepraszam jako wprowadzenie do rozmowy. Używa się jej także w stosunku do osób, z którymi jesteśmy bardzo blisko. Nie ma w sobie nic z przesadności.

3. Mondjád! czyli – dosłownie – mów albo no, mów! to zwyczajowa reakcja gdy ktoś do ciebie dzwoni. W polskim używamy zwykle zreklaksowanego co słychać, żeby zachęcić naszego interlokutora do powiedzenia z czym dzwoni, tutaj mówi się to mów! Podobno zwrot ten pochodzi z czasów kiedy rozmowy telefoniczne były drogie i chodziło o to, by nie marnować czasu.

4. Jó étvágyat! czyli Smacznego! (dosłownie: dobrego apetytu!) jest zwrotem niemal rytualnym. Węgrzy w zasadzie zawsze używają go na początku posiłku. A ja pamiętam z Polski jak mnie uczono, że mówienie smacznego! jest oznaką kiepskiego a przy tym pretensjonalnego wychowania. Podobnie rytualnym zwrotem, który Węgrzy ZAWSZE powiedzą gdy ktoś kichnie, jest egészsegedre! czyli na zdrowie!

Mimo, że wiem jak traktować te zwroty (nie dosłownie!) nie mogę się calkiem do nich przyzwyczaić.

A czy wy też macie w ten sposób dręczące was wyrażenia?

pełzająca wojna węgiersko-cygańska

Stosunki węgiersko-cygańskie nigdy nie były dobre, ostatnio jednak sytuacja pogarsza się na tyle, że zastanawiam się czy nie trzeba w niej widzieć pierwszych znaków nadchodzącego gwałtownego konfliktu.

W ostatni weekend centrum wydarzeń został Miskolc. Tamtejszy komendant policji Albert
Pásztor w czasie konferencji prasowej oświadczył:

Spokojnie możemy stwierdzić, że sprawcami rabunków ulicznych są Cyganie. Prawdę mówiąc, w Miskolcu Węgrzy rabują najwyżej banki czy też stacje benzynowe, za wszystkie pozostałe napady odpowiadają Cyganie.

Rozpętała się nader pouczająca burza. Komendanta natychmiast zwolnił minister spraw wewnętrznych i wszczął w jego sprawie postępowanie wyjaśniające. W obronie Pásztora wystąpili natomiast zgodnie (socjalistyczny!) burmistrz, miejscowe organizacje partii socjalistycznej, liberalnego SzDSzu, Fideszu i chrześcijańskich demokratów, a także szereg policyjnych związków zawodowych i nawet jeden z lokalnych cygańskich wajdów. Zaprotestował związek policjantów romskich i innego organizacje broniące praw Cyganów. Protesty dochodzące z Budapesztu zbywano zwykle prostym "trzeba tu żyć żeby nas zrozumieć". Na niedzielę zapowiedziano demonstrację poparcia dla
Pásztora.

Minister ugiął się w mgnieniu oka. W niedzielę były komendant był znów urzędującym komendantem, skończyło się na naganie za używanie wyrażeń umożliwiających interpretowanie ich jako stwierdzenie istnienia przestępczości cygańskiej.

Bo oto właśnie tu chodziło. Nagła popularność
Pásztora tłumaczy to, że ludzie uważają, że "w końcu powiedział prawdę". Bo ONI kradną i rabują, bo przez NICH wszyscy żyjemy w strachu, bo Cyganie mają we krwi wykorzystywanie NASZEJ dobroci i wyciąganie pieniędzy od państwa, bo to FAKT, że oni nie chcą pracować, bo CYGAŃSKA PRZESTĘPCZOŚĆ to prawda, której nie chcą uznać żyjący w swoich willach z daleko od Cyganów budańscy liberałowie a niech by tak spróbowali koło takiego Cygana pomieszkać to ciekawe co by mówili.

Na demonstrację przyszło jakieś trzy-cztery tysiące ludzi, co na dwustutysięczny Miskolc dużo. Była nie tylko radykalna prawica (partia Jobbik) zawsze gotowa demonstrować przeciwko rządowi ale także "zwykli" ludzie na ogół nie pojawiający się na demonstracjach. Dominującym motywem wystąpień było "trzeba w końcu mówić o przestępczości cygańskiej". Po demonstacji stu członków Gwardii Węgierskiej (Magyar Gárda) przemaszerowało w zwartym szyku.

To wszystko to ani początek ani koniec. Warto przypomnieć (przytaczam z pamięci parę głośniejszych epizodów) powstanie Gwardii Węgierskiej, którą ostatnio sąd niemrawo próbuje rozwiązać. A także skatowanie przez Cyganów na śmierć kierowcy, który zatrzymał się po tym jak przejeżdzając przez wieś (niegroźnie) potrącił dziewczynkę romską. I śmierć pijanego cygańskiego złodzieja na drutach pod napięciem, które rozpiął wewnątrz swojej parceli doprowadzony do ostateczności bezkarnymi kradzieżami mieszkaniec pewnej wsi. I śmierć ubogich Cyganów mieszkających na skraju wsi zabitych strzałami przez okna. Oraz atak koktailem Mołotowa na inny dom cygański. Zastraszające przemarsze Gwardii Węgierskiej przez wioski cygańskie. A także, dzisiejsza wiadomość, próby powołania Gwardii Cygańskiej, choć bez słowa "gwardia" w nazwie, w celach samoobrony. I wszędzie te nagle nabierające znaczenia określenia narodowości.

Emocje rosną. Kryzys sprzyjać będzie zwiększeniu agresji. A coraz częstsze wołanie, żeby "coś z tym problemem zrobić" brzmi złowrogo.

Kalwaria dońska

Właśnie przeczytałem sobie artykuł Pétera Szabó w popularnym historycznym Rubicon pod tym właśnie tytułem – Kalwaria dońska: Wymarsz i zagłada drugiej armii węgierskiej (A doni kálvária: A 2. magyar hadserég felvonulása és pusztulása). Chodzi o tragiczny epizod z czasów drugiej wojny światowej, kiedy dwustutysięczna druga armia węgierska wspomagając Niemców w czasie bitwy nad Donem w styczniu 1943 roku uległa zniszczeniu tracąc przy tym ponad 125 tysięcy żołnierzy (zabici, ranni, zaginieni, jeńcy wojenni). Trzy rzeczy mnie zaintrygowały mnie w tym tekście.

Pierwsza to sam tytuł. Kalwaria to, jak wiemy, miejscu gdzie bezbronnego Jezusa zaciągnęli żołnierze rzymscy by go tam ukrzyżować. Przypominam, żeby uświadomić sobie jakiej potrzeba ekwilibrystyki myślowej, żeby dwustutysięczną armię biorącą udział w najeździe na inny kraj porównać do ofiary Jezusa. I nikt się takim sformułowaniom tu nie dziwi. O ileż łatwiej nazwawszy tę bitwę kalwarią skupiać się na cierpieniach żołnierzy zamiast zastanowić się, kto ponosi odpowiedzialność za to, co się stało a także jaka polityka do tego doprowadziła. W tym kontekście nieźle wypada okładka Rubiconu: tytułowy kalwaryjski artykuł zilustrowany jest marsowo wyglądającym żołnierzem z bagnetem na sztorc.

Swoją drogą to podejście do tego tematu już mnie kiedyś zainteresowało w kontekście wyrażenia katastrofa dońska.

Druga rzecz to rola mniejszości narodowych w armii. Nie uświadamiałem sobie dotąd, że w oddziałach bojowych walczyli w zasadzie tylko Węgrzy, żołnierze innych narodowości natomiast przydzielani byli do oddziałów pomocniczych. Taki interesujący aspekt funkcjowania państwa wieloetnicznego o charakterze narodowym.

W końcu nie mogę się powstrzymać, żeby nie przytoczyć fragmentu cytowanego w artykule przemówienia premiera Miklósa Kállaya żegnającego ruszających na front żołnierzy.

Zawsze pamiętajcie, że jesteście Węgrami, a bycie Węgrem oznacza wiele cierpienia, oznacza ciężkie życie w tej części świata, ale nigdy nie oznacza oportunizmu, uniżenia, zwątpienia, bycie Węgrem to znaczy być dumnym – ale nigdy pysznym (…)

Mindig gondoljátok arra, hogy magyarok vagytok, magyarnak lenni pedig jelent sok szenvedést, jelent nehéz életet a világnak ezen a helyén, de sohasem jelenthet meglkudást, meghunyáskodást, csüggedést, magyarnak lenni annyi, mint büszkének lenni – gőgösnek sohasem (…)

Nie bardzo pamiętam, żebym kiedyś już słyszał taką melancholijną wykładnię losu węgierskiego, a już zwłaszcza z ust premiera zagrzewającego do walki żołnierzy ruszających na front.

***

Lżejszy temat: polecam wpis z blogu Külképviselet z zabawną (dla Węgrów) nazwą sklepu w Warszawie. Jak wszyscy ludzie na świecie, Węgrzy też się śmieją z rzeczy, które w węgierskim znaczą coś zdecydowanie innego niż w orginale. Pisałem już kiedyś o tym, co mnie tu niekiedy rozbawia.