Wystawę o ambicji bycia takim testem prezentuje właśnie muzeum Ernsta (József Szolnoki: Homeopatikus valóság, Rzeczywistość homeopatyczna). Chodzi o test polegający na pokazywaniu badanej osobie zestawu plam, ta mówi z czym się jej kojarzą a psychoanalityk na tej podstawie wnioskuje się o nieświadomych treściach psychicznych, cechach osobowości i zaburzeniach psychicznych. Szolnoki prezentuje szereg eksponatów będących dla niego takimi swojego rodzaju plamami testowymi, sam niekiedy wdaje się w ich interpretowanie.
Przy wejściu na wystawę cytat z Adyego i malowidło naścienne:
Komp-ország, Komp-ország, Komp-ország:
legképességesebb álmaiban is
csak mászkált két part között:
Kelettől Nyugatig, de szívesebben vissza.
W moim przekładzie (nie znalazłem żadnych tłumaczeń w internecie):
Kraj-prom, kraj-prom, kraj-prom
w najdzikszych snach nawet
tylko wędrował od brzegu do brzegu
ze wschodu na zachód, lecz chętniej z powrotem.

Malowidło przedstawia historię Węgier jako te właśnie wędrówki:
-wschód-zachód – Magyarozaur – klątwa turańska – założenie państwa
-zachód-wschód – założenie państwa – dzwony w południe – Turcy
-wschód-zachód – Turcy – Turcy/Szwabi – Habsburgowie
-zachód-wschód – Habsburgowie – 150-letni zakaz trącanie się kuflami – Sowieci
-wschód-zachód – Sowieci – zaklejony herb – EU
Ta swoiste przedstawienie historii przebija się przez kompozycję eksponatów.
Na początek w monitorze wywiady z członkami działającej w Niemczec hordy Attili (tak, istnieje co takiego). Poubierani stylowo po huńsku mówią o tym jak ważne jest dla nich członkostwo w hordzie. Jeden z nich wzdycha: gdyby tylko zaproszono go do hordy działającej na Węgrzech!

Dalej jest stół zastawiony 150 kuflami od piwa. Reprezentują zakaz trącania się, o którym nie wiadomo dokładnie dlaczego jest, jak długo ma trwać, oraz czy się skończył już czy nie.
Potem kopia malowidła kościelnego przedstawiającego anioła zabijającego diabła. Diabeł, namalowany w latach socjalizmu, ma podobno twarz Stalina. Z głośnika radiowa transmisja południowego bicia w dzwony z kościoła, z którego pochodzi malowidło. Obok historia malarza, którzy, o ile pamiętam, dwa razy w życiu był obywatelem czechosłowackim i trzy węgierskim.


diaboliczny Stalin w powiększeniu, dla mnie nie bardzo podobny
W ramie na ścianie wiszą pamiątka pierwszej komunii Szolnokiego oraz dyplom z przysięgi pionierskiej. Oba wydarzenia miały miejsce w tym samym tygodniu, Szolnoki dopiero lata później uznał ten zbieg okoliczności za znaczący.

Zaczyna się duża część wystawy poświęcona godłu Węgier. Szolnokiego fascynuje moment zmiany herbu. W jednej z sal zebrane są tablice wieszane się na budynkach mieszczących instytucje państwowe, na których stary herb został zaklejony lub zamalowany nowym herbem. Przeróbki są zwykle parszywej jakości, byle jakie, stare godło wyłazi spod nowego dając wrażenie tandety. W małej salce leci film, w którym Szolnoki rozmawia z różnymi ludźmi na temat tych nieudolnych transformacji herbowych. Jest nostalgia za starym godłem, oburzenie na niedbałość wykonanych zmian, melancholijne uznanie odpowiedniości staro-nowych herbów wobec niezakończonej, rozmamłanej transformacji ustrojowej. Z jednej tablicy w filmie zeskrobywane jest godło z epoki Kádára, spod niego wyłania się świetnie zachowany herb Rákosiego.


przykład nieudolnej zmiany godła, na wystawie jest ich więcej
Interesująca jest też historia Madziarozaura. Kości tego małego dinozaura znaleziono w Siedmiogrodzie. Dopiero niedawno potwierdzono teorię, że to po prostu szczątki niedużego dinozaura a nie, jak przypuszczano wcześniej, kości młodego osobnika dużego zwierzęcia.

Nalepka przedstawiająca dinozaura w dinozaurze naklejona jest na wystawionym motorowerze obok kultowej naklejki z Wielkimi Węgram, w środku Węgry obecne, taka subtelna analogia zachowywania się jakby się było większym.

W sumie odświeżający dystans wobec dusznych klisz węgierskości. Wystawa jest otwarta do 13 listopada.