Pierwsza zagadka: jak stracić pieniądze w banku? Po prostu trzymając je tam. Taka możliwość otwiera się przed Węgrami w sierpniu. Jak na swoim facebookowym profilu wyliczył pewien ekonomista [HU] po wprowadzeniu najnowszego pakietu Vargi (minister gospodarki). Zawiera on, między innymi, podwyżkę o 100 procent podatku od tranzakcji wypłaty gotówki (obecnie 0.6%) co połączone z podatkiem od procentu bankowego (22%) oraz składką zdrowotną (6% procentu) w przypadku otwarcie dwumiesięcznego depozytu 100,000 forintów a następnie jego wypłaty daje nam o siedemnaście forintów mniej (99,983), państwo natomiast na tej operacji zarabia 768 forintów.
Rzecz jasna nie wszystkie formy oszczędzania w bankach prowadzą do podobnych rezultatów. Rząd promuje też bezpośredni zakup obligacji przez obywateli. Ale ten mały absurdzik i tak pozostaje interesujący bo dobrze ukazuje podejście rząd do kwestii budżetu państwa i jego równoważenia.
Węgry właśnie wyszły spod unijnej procedury nadmiernego deficytu budżetowego, w której tkwiły od momentu wstąpienia do Unii. To poważny sukces. Rząd osiągnął go w nieortodoksyjny (ulubione określenie polityki gospodarczej używane przez polityków Fideszu) sposób. Ma on pewien związek ze wkładem bankowym, na którym się traci.
Jedną z nielicznych obietnic Fideszu w kampanii wyborczej był podatek liniowy dla osób prywatnych i firm. Wprowadzenie go – rzecz jasna, chodziło o efektywne obniżenie tych podatków – wybiło ogromną dziurę w budżecie. Fidesz początkowo liczył, że po prostu podniesie deficyt budżetowy ale usłyszał w Brukseli twarde „nie”. Wtedy pojawił się pomysł nacjonalizacji (de facto – formalnie nazywało się akcją obrony wartości emerytur) OFE, która w jednym roku nawet pozwoliła na nadwyżkę budżetową. Do tego doszły podatki sektoralne w branżach zdominowanych przez firmy zagraniczne (banki, telekomunikacja, handel wielkopowierzchniowy oraz energia). Te ostatnie miały obowiązywać zresztą tylko przez pewien okres.
Równolegle wprowadzano miriadę różnych drobnych podatków jak wyższy VAT (27% – bodaj najwyższy w Europie) czy wspomniany podatek od tranzakcji płaconych bezpośrednio przez obywateli (płacą oni rówież podatki sektoralne ale za to pośrednio). I tu znajduje się nasz minusowy wkład bankowy.
***
Druga zagadka: ponadstukilowy facet wali kobietę w szóstym miesiącu ciąży na odlew tak, że upada ona na ziemię, komu życzą (przynajmniej niektórzy) Węgrzy śmierci? Kobiecie. A było to tak. Parę dni temu tramwaj w Budapeszcie gwałtownie zahamował by nie przejechać dwóch kobiet, które niemal nie weszły mu pod koła. Motorniczy (100+ żywej wagi) wyskoczył z tramwaju przekonany, że ma pod kołami dwa trupy. Po krótkiej wymianie zdań doszło do wspomnianego uderzenia. Okazało się, że kobiety były Brytyjkami i z przyzwyczajenia spojrzały w złą stronę. Motorniczemu, według jego reakcji, wydawało się, że były całym tym zdarzeniem rozbawione więc walnął.
Kobietę zawieziono do szpitala, na szczęście nic jej się nie stało. Motorniczy przyznał, że nie ma nic na swoją obronę. Wyrzucono go z pracy i ze służbowego mieszkania. W jego obronie zorganizowano demonstrację, na facebooku powstała grupa „Nie zwalniać motorniczego” (Ne rúgják ki a villamosvezetőt), obecnie ma 7,883 lajków. W komentarzach – przypomnijmy, pod nazwiskiem – pod adresem uderzonej kobiety sypią się obelgi a także życzenia śmierci (wybór w Indexie tu, grupa na FB tu – HU). Często podkreśla się, że motorniczy ocalił jej życie, a taki policzek to nic wielkiego.
Nie umiem wyjaśnić tych reakcji. Pracownicy BKK (zakłady komunikacjne) nie są na ogół popularni i internet pełen jest relacji na temat agresywnych kierowców autobusów, gburowatych kontrolerów czy nieuprzejmych motorniczych. Czy chodzi tu o to, że przez Brytyjkę czyli obcokrajowca (cóż z tego, że ma męża Węgra) cierpi „nasz chłopak”? Nie wiem. Choć bardzo chciałbym to zrozumieć.