wolny wieszak 2

Napisałem dopiero co o kampanii Wolny wieszak i co chwila dowiaduję się o innych przykładach podobnych akcji, niekiedy inspirowanych przykładem węgierskim (głównie w komentarzach na blogu i facebooku).

Najciekawszy bodajże, i chyba wcześniejszy niż węgierski, przykład pochodzi z Azji. Tam akcja nazywa się Wall of Kindness, pojawiła się w Iranie by rozprzestrzenić się potem do Chin i Pakistanu. Przeczytałem o tym w Global Voices, zachęcam wszystkich do przeczytania postu na ten temat – stąd pochodzą poniższe zdjęcia.

IranWallofKindness

Wall of Kindness w Iranie …

ChinyWallofKindness

… w Chinach …

PakistanWallofKindness

… i w Pakistanie.

Wszędzie są biedni, wszędzie są też ludzie, którzy im pomagają.

Reklama

wolny wieszak

Wolny wieszak to nie ruch antyaborcyjny czy też pro-choice ale nazwa nowej, oddolnej i spontanicznej kampanii charytatywnej zrodzonej na Węgrzech (po węgiersku Szabad fogas, strona facebookowa tu).

Pomysł jest banalnie prosty: jeśli masz zbędne ciepłe rzeczy możesz je wywiesić na wieszaku w jakimś miejscu publicznych. Ci, którym mogą się przydać po prostu je sobie zabiorą.

Kampania jest już obecna na całych Węgrzech, a jak pokazuje poniższa mapa, zaczęła się wylewać poza kraj, przede wszystkim na tereny gdzie mieszkają Węgrzy.

Wieszaki z ubraniami pojawiają się również na placu Klauzála. Za każdym razem ktoś po prostu wiesza je na płocie parku.

Płot z wieszakami, z tyłu widać bezdomnych gromadzących się na bezpłatny niedzielny obiad rozdzielany przez inicjatywę Heti Betevő.

Chwilę po zrobieniu zdjęcia pojawił się bezdomny, który zabrał się za przymierzanie jednego z płaszczy

Przymierzalnia pod gołym niebiem.

Zabrał go, pozostałe płaszcze zniknęły w ciągu paru godzin.

Brawo Węgrzy. Może warto spróbować czegoś takiego też w Polsce?

coś do garnka każdego tygodnia

Weź udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego!

Słoik z dziurką w wieczku wystawiony na blacie baru nie służy do zbierania napiwków. Wrzucać tam można pieniądze ale chodzi o coś innego: tu zbierane są pieniądze na coniedzielny obiad rozdawany na placu Klauzála wśród miejscowych bezdomnych i biednych. Ostatnio rozdano 200 porcji obiadowych.

Héti betevő

Takie słoiki stoją w dwudziestu okolicznych barach, sklepach i restauracjach (lista i mapa tu). Za zebrane pieniądze jednodaniowe obiady na zmianę gotują miejscowe restauracje. W niedzielę między 12 a 14 można do Kisüzem (plac Klauzála) przynieść ciasto i owoce, które również trafia do rozdziału.

Stająca za tym inicjatywa o nazwie Heti betevő (gra słów: tygodniowy dochód – tygodniowy wkład do garnka) działa od stycznia (strona facebookowa tu), obecnie jest w trakcie rejestracji. Niedawno odbył się w Kisüzem koncert na jej rzecz, na który wystąpili alternatywni wykonawcy.

Jakbyście trafili to jednego z miejsc gdzie zbierane są pieniądze koniecznie coś wrzućcie!

Kryminalizacja bezdomności

Pisałem niedawno o tym jak bogatszym się poprawia pod obecnym rządem. Dziś będzie o jednej z grup społecznych, którym się pogorszyło: o bezdomnych.

Rządzący Fidesz bezdomnych nie lubi i aktywnie to okazuje. Niedawno (30 września) parlament uchwalił ustawę wprowadzającą możliwość zakazu przebywania „w ramach trybu życia” na określonym przez dany samorząd terenie. Naruszenie zakazu owocuje po kolei upomnieniem, skazaniem na prace społeczne, grzywną a w końcu karą więzienia.

Samorządy, zdominowane przez Fidesz, natychmiast takie tereny wytyczyły. W przypadku Budapesztu to centrum miasta, jedną z propozycji można obejrzeć tu. W sumie poza samorządem stołecznym swoje własne strefy zakazane wytyczyło dziesięć na 26 samorządów dzielnicowych. Własną strefę wytyczył też samorząd Debreczyna.

Jednocześnie zwiększono ilość miejsc w noclegowniach, niektóre są jednak miejscami na tyle odpychającymi („jak z Dickensa” określił je niedawno Economist), że wielu bezdomnych woli spać na ulicy. Jednocześnie mniej miłe Fideszowi organizacje charytatywne zajmujące się bezdomnymi, jak na przykład Oltalom, nie mogą się doczekać pieniędzy, które im na podstawie wcześniej podpisanych umów się należą.

Fidesz tropi bezdomnych także poza centrum miasta gdzie jeszcze można wysuwać argumenty turystów, reprezentatywności, itp. W dzielnicy Zugló miejscowy samorząd zniszczył domki bezdomnych w lokalnym lasku (o takich bieda-budkach na peryferiach miasta pisałem kiedyś tu i tu). Oficjalny powód: niebezpieczeństwo epidemiologiczne. W siódmej dzielnicy policja wyrzuciła bezdomnych, którzy próbowali zająć pustą kamienicę (argument: budynek był niebezpieczny).

Mimo oficjalnej propagandy pracy tego rodzaju posunięcia uniemożliwiają bezdomnym, których spora część pracuje, na tyle normalną egzystencję na ile to możliwe. Z oficjalnych posunięć rządu i rządzonych przez Fidesz samorządów można wydedukować, że dobry bezdomny to bezdomny, który dzień spędza poza śródmieściem i śpi w noclegowni i nie próbuje żyć zbyt samodzielnie

Brmistrz Budapesztu Tarlos mówiąc o tej ustawie chętnie wspominają „prawa większości”, których właśnie bronią. Wobec bezdomnym buduje się nieprzychylny nastrój. I to mimo tego, że, jak pisałem wcześniej, tutejsi bezdomni to najuprzejmiejsi ludzie w mieście. Żebrząc nie narzucają się, nie przejawiają żadnej agresji, uprzejmością przebijają wielu.

W tej sytuacji niedawno wielkie zainteresowanie wzbudził przypadek kamienicy w trzynastej dzielnicy, która przygarnęła bezdomnego udostępniając mu piwnicę na spania.

Warto przypomnieć, że dla precyzji zamiast „Fidesz” powinienem mówić „Fidesz-KDNP” gdzie KDNP oznacza partię chrześcijańskich demokratów formlanie rządzącą z Fideszem w koalicji. Ci chrześcijańscy demokraci nie zająknęli się słowem kiedy wprowadzano wyżej opisaną ustawę. (Już sobie wyobrażam ich rozmowę z papieżem Franciszkiem w czasie audiencji w Watykanie:)).

Co ciekawe bezdomni zaczęli przejawiać aktywność polityczną najczęściej w ramach organizacji Város mindenkié czyli Miasto należy do wszystkich, w której działalność włączają się również nie-bezdomni. Poniżej parę zdjęć ilustrujących różne demonstracje z udziałem bezdomnych.

2013.01.20_demonstracja_Csanyi_utcaOK

nieudana próba zajęcia kamienicy w siódmej dzielnicy

20131019_demonstracja_Varos_MindenkieOK

demonstracja bezdomnych domagających się miejsca do mieszkania

2013.03.09_demonstacja_przeciw_poprawkom_do_konstytucji1OK

bezdomni na demonstracji przeciwko poprawkom do konstytucji, tekst na planszy „Budapeszt należy też do biednych”

2013.03.09_demonstacja_przeciw_poprawkom_do_konstytucjiOK

bezdomni na demonstracji przeciwko poprawkom do konstytucji, tekst na transparencie „My też jesteśmy ludźmi”

Post opublikowany również na stronie Blogerzy ze świata.

potrzebni polscy piłkarze

Schronisko dla bezdomnych Menedék organizuje charytatywny konkurs piłkarski 26 maja. Na razie nie ma polskiej drużyny, jakby ktoś miał ochotę ją skompletować niech się zgłosi u organizatorów. No i wtedy powodzenia w turnieju!

plakat konkursy piłkarskiego na rzecz schroniska dla bezdomnych Menedek

PS Dzięki Kasi S. za e-maila w tej sprawie!

na niebieskim szlaku

Węgry mają coś w rodzaju turystycznej autostrady, która przecina kraj na północy, nazywa to się Országos Kéktúra, czyli krajowy niebieski szlak. Jak podaje wikipedia była to pierwsza tak długa trasa w całej Europie. Posiadacze Google Earth mogą sobie w niej pogmerać załadowawszy odpowiedni plik stąd (trzeba kliknąć na sigmę), mniej zainteresowanym technologią polecam opis poszczególnych odcinków trasy wraz z relacją z ich przejścia przez autora strony (po węgiersku).

Trasa przechodzi między innymi przez Budapeszt i dziś wybraliśmy się z Chłopakiem na małą wycieczkę po jej tutejszym kawałku. I pierwsze odkrycie: do trasy dojeżdza się po prostu tramwajem linii 56 wysiadając w Hűvösvölgy. Nie jakimś autobusem podmiejskim odjeżdzającym co godzinę ale normalną, popularną linią tramwajową. I już człowiek jest w lesie, dość cywilizowanym (kosze, ławki, żwirek na ścieżkach) i w mierę pełnym ludzi ale jednak lesie. To moje miasto nie przestaje mnie zadziwiać.

W lesie spotkaliśmy między innymi dwóch bezdomnych. Przysiedli się do nas do ławki, nieco sobie pogadaliśmy. Okazało się, że akurat tam w lesie mieszkają. W zimie jest trudniej ale mają dach i koldry więc da się wytrzymać powiedzieli nam. Byle tylko było wino (mieli go ze sobą jakieś 4-5 wielkich plastikowych butli bo właśnie wracali z zakupów) to wszystko jest ok, dodali się śmiejąc. Żyjemy jak nomadzi – wikingowie – powiedzieli o sobie z odceniem dumy.

Kawałek dalej zobaczyliśmy ich domostwo. A jakiś czas znaleźliśmy jeszcze inne miejsce gdzie najwyraźniej też mieszka jakiś bezdomny. Widziałem już podobne slumsy pod Budapesztem, po drodze do Budafok czy nad Dunajem za Római part. Oto kolejne miejsce na mapie bezdomności w Budapeszcie.

***

Spodabał ci się ten post? Przetłumacz go na inny język na Der Mundo.

najuprzejmiejsi ludzie w Budapeszcie

Najuprzejmiejsi ludzie w Budapeszcie to bezdomni. Oto jak to sobie to dopiero co uświadomiłem.

Parę dni temu wracam do domu i prowadzę dwa rowery: mój i Śliwki, który właśnie pięknie odremontowali w sklepie rowerowym Velvart. Otwieram jakoś bramę, ale z wprowadzeniem dwóch rowerów trzymając przy tym otwarte drzwi już mam kłopoty. Ale oto dwóch meneli gmerających w wystawionym kuble na ze śmieciami podskakuje, że oni potrzymają. I faktycznie, kolesie trzymają mi jeden rower, ja wprowadzam drugi, stawiam go, potem z podziękowaniem odbieram ten pierwszy i gotowe. Uprzejmi menele wracają do inspekcji kubła i ja ruszam z rowerami do góry.

Jakaż to typowa historia. Przyszedł mi do głowy znajomy homeless, który pilnował mi kiedyś roweru. Napotkani bezdomni, zwłaszcza ci zajęci fundraisingiem, są uprzedzająco grzeczni. Jeśli podchodzą wyciągając zachęcająco swoją gazetkę Fedél nélkül, na jeden odmowny gest usuwają się rozkładając ręce: nie ma o czym mówić! nie ma sprawy! ależ skąd! Miłego dnia życzą, dużo zdrowia i tym podobnych rzeczy przy czym bez żadnego sarkazmu. Ostentacyjny dystans do spraw materialnych jest normą. Jak im się coś da dziękują wylewnie w wyszukany sposób uśmiechając się przy tym bardziej niż obsługa luksusowego sklepu z ulicy Váci po wydaniu tam kilkudziesięcy tysięcy forintów. Jeśli trafi się ktoś namolny to będzie to przyjezdny, żebrak z Rumunii czy też ktoś z prowincji. 

Zastanawiam się skąd to się wzięło. Może w wyniku istnienia prasy bezdomnych: przy sprzedaży takich gazet wymagano odpowiedniego, uprzejmego zachowania i to się przyjęło. Innego wyjaśnienia nie bardzo widzę. I tak nas teraz ci bezdomni uprzejmości uczą.

slumsy bezdomnych

W sobotę beztroska przejażdzka rowerami z Chłopakiem, jego kolegą jeszcze z przedszkola oraz jego ojcem. Decydujemy się na półwysep Kopaszi a potem dalej w stronę Budafok, czyli na południe stroną budańską.

Za mostem Lágymányosi robi się coraz bardziej przedmiejsko. Nieużytki, salony sprzedaży samochodów, opuszczone fabryki, jakieś dziwne gigantyczne konstrukcje ze stali. Coraz więcej nieuporządkowanej zieleni.

W jednym miejscu wśród krzaków prześwitują jakieś płachty z plastiku. "Osiedle bezdomnych" mówi tata kolegi Chłopaka. I faktycznie, w miarę jak jedziemy dalej widać je coraz lepiej.

slumsy bezdomnych na przedmiesciach Budapesztu

slumsy bezdomnych na przedmiesciach Budapesztu

Slums ma charakter tymczasowego koczowiska. Żywej duszy nie widać, terenu strzegą dwa uwiązane psy. Na sznurach suszą lub wietrzą się jakieś rzeczy. 

slumsy bezdomnych na przedmiesciach Budapesztu

slumsy bezdomnych na przedmiesciach Budapesztu

Widziałem już podobne osiedle, też nad Dunajem ale na północy Budapesztu. Mniejsze, mieściło się wśród krzaków na wybrzeżu Római. 

W mieście tu i ówdzie widuje się w ciągu dnia a to upchniętą gdzieś brudną kołdrę, a to złożone kartony najwyraźniej służące do spania a to jakieś inne dowody, że miejsce jest już "zajęte" przez jakiegoś bezdomnego. Paralelne, podziemne miasto, z którym tylko czasem, przypadkiem się stykam.

bezdomny godny zaufania

Niemal codziennie przechodzę lub przejeżdżam na rowerze przed pocztą na ulicy Bajcsy-Zsilinskyego. Przed pocztą facet sprzedający gazetę bezdomnych oraz (już nie) darmowe egzemplarze Metra. Z facetam znamy z widzenia i mówimy sobie dzień dobry. Co jakiś czas nieco go wspomagam finansowo.

Niedawno wchodzę na pocztę i przypinam rower do barierki. Bezdomny znajomy mówi "pan zostawi, będę na niego uważał". Z uśmiechem dziękuję, rower przypięty i już pędzę po schodach.

Wczoraj jednak przyjeżdżam przed pocztę i uświadamiam sobie, że kłódki nie mam: przypiąłem nią rower Chłopaka przed pływalnią gdy odprowadziłem go na półkolonie pływackie na wyspie Małgorzaty. Sekunda zastanowienia i pytam bezdomnego czy nie miałby oka na mój rower podczas gdy załatwiam sprawy na poczcie. "Nie ma sprawy".

Wchodzę na pocztę z pewnym poczuciem niepewności i bardziej niż zwykle denerwuję się na wolne tempo przesuwania się kolejki. Wychodzę – rower na miejscu. Bezdomny dostał 100 z podziękowaniem a ja dostałem do myślenia na temat więzi międzyludzkich, zaufania, itp.

„bez dachu nad głową”


Nie ulegam jakoś nieustannym zachętom mojego banku, żebym nie był frajerem i im (za drobną opłatą) zlecił płacenie rachunków i sam chodzę na pocztę. Zawsze tą samę, na Bajcsy-Zsilinszky koło skrzyżowania z Andrássy. Poczta bardzo mi odpowiada bo idąc do pracy mogę przez nią przejść wchodząc jednym wejściem a wychodząc drugim, wypada mi, dosłownie, po drodze.


Przed pocztą, czy to lato czy to zima, siedzi albo stoi bezdomny. Niestary ale już zniszczony przez życie, raczej smutny. Ponieważ na pocztę chodzę w miarę często a on jest tam zawsze znamy się z widzenia i bez dzień dobry nie może się obyć. Czasem mu coś daję, wdzięczny jest.

Łączy się z tym mały rytuał. Bezdomny ma przy sobie gazetę, którą "sprzedaje" przechodniom. W rzeczywistości nikt jej nie bierze a ona sama pełni rolę komunikatu, że bezdomny przyjmuje datki.

Pomysł wziął się, o ile się orientuję, od gazet dla bezdomnych wydawanych na zachodzie. W Anglii widziałem The Big Issue jeszcze w na początku lat dziewięćdziesiątych. W Budapeszcie, gdzie zupełnie nie brakuje bezdomnych, pojawił się Fedél nélkül (Bez dachu nad głową) oraz Flaszter (Bruk).

Pisma reprezentowały konkurencyjne podejścia do kwesti prasy bezdomnych: Fedél nélkül, wydawany przez fundację Menhely (Schronisko), pisany był przez samych bezdomnych i przypominał z wyglądu bibułę natomiast Flaszter miał w miarę atrakcyjną szatę graficzną i był pisany przez dziennikarzy. W obu wypadkach cel wydawania gazety był taki sam. Chodziło o stworzenie nadanie bezdomnym odrobiny godności oraz ułatwienie im zdobywania środków na przeżycie. Dystybutorzy byli szkoleni i choć nie zawsze udawało się osiągnąć, żeby byli trzeźwi to muszę powiedzieć, że są niezmiennie uprzedzająco uprzejmi.

Z czasem Flaszter znikł a Fedél nélkül wpadł chyba w kryzys wewnętrzny przejawiający przez pojawienie się Új Fedél nélkül, czyli, z całą powagą, gazety pod tytułem Nowy Bez dachu nad głową. Obecnie jednak widuję wyłącznie Fedél nélkül. Ukazuje się już on, bagatela, trzynaście lat.

Gazeta jest nie do czytania dla zwykłego człowieka (zaliczam się do nich). W środku twórczość bezdomnych, krótkie teksty, wiersze, rysunki; niezmiennie kiepskie, często pełne resentymentów. Pojęcia nie mam na ile gazeta pomaga bezdomnym czy to podtrzymując ich godność czy to ułatwiając żebranie. W rękach bezdomnych przypomina o jednym z najsmutniejszych problemów miasta – i o ludziach, którzy próbują coś z tym zrobić.