Ale wyczuć się da zmęczenie demonstrujących. Nie chodzi tu o zmęczenie samymi demonstracjami, w trakcie których obecnie da się nieźle zmarznąć ale brakiem jasnej wizji co dalej. Te same hasła, ta sama powściągliwość (“jesteśmy tu by” – pauza -”zatrzymać” (a nie obalić) “rząd”), transparenty, które się już opatrzyły, bez wyraźnie określonych celów, bez nadziei na fundamentalną zmianę na lepsze. Ale po kolei.
Ostatni tydzień był politycznie gorący. W niedzielę 14 grudnia odbyła się demonstracja przeciwko zaciskaniu pasa proponowanemu w budżecie na następny rok, który potem w poniedziałek miał przyjąć parlament. Poza facebookową grupą 60ezren a MAGÁN nyugdíjukért (60 tysięcy w obronie swoich PRYWATNYCH emerytur, 60 tysięcy nawiązuje do liczby osób, który wytrwały w kasach, sam zaliczam się do nich) demonstrowali też związkowcy. Do tłumu wypełniającego plac Kossutha przemawiali ciekawy twórca grupy 60 tysięcy ekonomista Zoltán Vajda a także eklektyczna składanka innych działaczy znanych z poprzednich demonstracji.

prywatne flagi EU na parlamencie wywieszone bodajże przez opozycyjnych posłów, oficjalnie miejsce flagi unijnej zajęła flaga seklerska

inna flaga – flaga Armenii – przypomnienie, że to obecny rząd w nadziei na korzyści ekonomiczne przekazał Azerbejdżanowi azerskiego oficera odsiadującemu na Węgrzech wyrok za zabójstwo siekierą ormiańskiego oficera, czym zdecydowanie nie podbił serc Ormian

duch demonstracji przeciwko podatkowi internetowemu żyje

przemawia – i dowcipkuje – Zoltán Vajda
Nastroje podgrzała informacja o planowanym wprowadzeniu opłat za użytkowanie autostradowej obwodnicy Budapesztu M0 a także wypływające co chwila informacje o finansowych ekstrawagancjach polityków Fideszu. Do tego doszły planowane cięcia w budżecie, zakaz otwierania sklepów w niedzielę oraz ogłoszone przejęcie resztek pieniędzy z funduszy emerytalnych. W przemówieniach było więc sporo emocji i demagogii, poza Vajdą, który wykazał się nieczęstym przy takich okazjach poczuciem humoru.
Po organizowanych przez związkowców w poniedziałek blokadach dróg – i przyjęciu przez parlament budżetu – we wtorek odbyła się wspólna demonstracja kilku facebookowych grup, które ostatnio organizowały demonstracje. Nosiła ona hasło Nincs hova hátrálnunk! (Nie mamy gdzie się już cofać). Poza Budapesztem demonstrowano w szeregu innych miast na Węgrzech i za granicą.
Rozpoczęła się ona na kultowym obecnie placu Józsefa Nándora. Sam początek przyniósł nieco emocji: z wielką flagą z pasami Árpádów w tłumie pojawiła się grupa działaczy skrajne prawicy. Powitało ją skandowanie “Názik haza” (Naziści do domu), po czym grupa wycofała się ona korzystając z asysty policji.

przykład nawiązań internetowo-gamersko-piłkarskich
Demonstrację zorganizowali dość niedoświadczeni studenci, co mimo obecności imponującego serwisu rozdającego gorącą herbatę dawało się wyczuć w trakcie jej przebiegu. Przemawiający, często szerzej nieznani, dobrani by reprezentować grupy z marginesów społeczeństwa, reprezentowali różny poziom. Największe wrażenie zrobił na mnie poruszający się na wózku działacz Rehab Critical Mass, który był chyba pierwszym na świecie mówcą ze stwardnieniem rozsianym (do obejrzenia tu) ale w sumie brakowało wizjonerskich, przekonujących czy choćby politycznie wyrobionych głosów. Braki w organizacji spowodowały, że tłum idąc na plac Kossutha poruszał się różnymi ulicami. Już na placu okazało się, że nagłośnienie nie dochodzi wszędzie i w czasie przemówień na scenie u wylotu ulicy Alkotmány część tłumu pod samym parlamentem niezależnie od organizatorów skandowała hasła antyrządowe i niekiedy przepychała się nieco z policją.

„Goodfriend – best friend” dotąd nie pojawiały się plakaty popierające krytyczną wobec ostatnich wydarzeń na Węgrzech politykę USA (Goodfriend to czołowy dyplomata amerykański na Węgrzech, związany z zakazem wjazdu do USA wydanym niedawno dla kilku osób związanych z rządem), to nowość

McCain nazwał Orbána neofaszystowskim dyktatorem, ten demonstrant uważa, że McCain ma rację – inny przykład poparcia dla Amerykanów
W sumie poza katalogiem narzekań i dawką demagogii brakowało pomysłów co dalej. Mimo popularności hasła “Orbán, spadaj” nie wiadomo można doprowadzić do ustąpięnia rządu, kto miałby go zastąpić i co miałby potem robić. Zastanawiająca jest totalna pasywność opozycyjnych partii politycznych, które nie robią nic by wykorzystać niezadowolenie społeczne.
Szansą na przełamanie tej jałowości może być planowana na 2 stycznia demonstracja pod hasłem Most mi (Teraz My), którą organizują Bori Takács i Zsolt Várady, ten ostatni często zabierający głos na obecnych demontracjach. Chcę oni stworzyć ruch dyskusji nad przyszłością Węgier. A jak ktoś chce to w Sylwestra może pójść sobie na plac Kossutha na wspólne żegnanie Orbána. Końca demonstracji na razie nie widać.
