Witam serdecznie dziś na moim blogu gościa. Bernadetta jest studentką tutejszego uniwersytetu Andrássyego a także czytelniczką mojego bloga. Napisała właśnie bardzo ładną recenzję wspaniałego przewodnika Andrása Töröka po Budapeszcie reklamowanej jako „przewodnik dla jajogłowych”. Książkę lubię więc recenzję chętnie zamieszczam z jednym tylko komentarzem: nowe tramwaje na körúcie to nie tramwaje hanowerskie – te jeżdzą gdzie indziej – ale Combino (artykuł o Combino w polskiej wikipedii tu a w węgierskiej tu).
Sama książka w wersji angielskiej jest do kupienia w bookline.hu (2975 forintów plus przesyłka).
Jakby ktoś chciał się skontaktować z Berndettą to może to zrobić pisząc na adres sluber MAŁPA gazeta KROPKA pl. Bernadetto, dzięki wielkie!
Do wszystkich miłośników Budapesztu,
Właśnie odkryłam na rynku wydawniczym dawno niewidzianą książkę o Budapeszcie. Może już
znacie i czytaliście? Andras Török: „Budapest – a critical guide”.
To trzecia książka tego autora – pisarza, docenta (ach….ta węgierska ukochana tytułomania) i kronikarza życia Budapesztu. Jak autor sam o sobie pisze, zamiast pracować nad kolejnymi książkami, wciąż na nowo opracowuje ten przewodnik po Budapeszcie.
Wydany również po niemiecku. Kiedyś polecali mi go moi węgierscy wynajemcy mieszkania (mieli wydanie angielskie), potem pytałam w wielu księgarniach, no i od dwóch lat nakład był wyczerpany, wiec zostawały tylko antykwariaty.
Ta książka to właściwie takie połączenie „klasycznego Baedekera, krytycznego przewodnika i alternatywnej książki podróżniczej”. Ale do dla mnie to po prostu książka-powieść, której akcja dzieje się w Budapeszcie, w każdej z opisanych dzielnic tego miasta i Budapeszt jest głównym bohaterem, a ludzie schodzą trochę na dalszy plan i tworzą tło.
Podobało mi się jedno zdanie z wstępu do tej książki, że Budapeszt śpi snem Śpiącej Królewny i jest wciąż ukryty przed oczami Europy. I po dłuższym namyśle, to chyba prawda, że miast wciąż lekko śpi i śni. I może ta książka to taki rodzaj sennika, który ma nam ten sen opowiedzieć…..
Więc teraz książka znowu jest! Dostępna, uaktualniona (np. info o przeniesionej na Raday ut. „Cafe Eckermann” wraz z przeniesionym tam też Goethe-Instytutem, co nie wszystkie przewodniki jeszcze wyłapały, czy zawarte nawet informacje o nowych tramwajach 4 i 6, mających wprawdzie już 20 lat, o których zakupie z Hanoweru tyle się w mieście
dyskutowało).
Napisana przez rodowitego Budapeszteńczyka, który kocha to miasto, ale i widzi w nim
wiele niedostatków. Ale mimo to nadal kocha taka miłością, która miastu wiele wybacza, jak np. te powstające gdzie niegdzie szkaradne nowoczesne budynki, które w myśl polityki
władz miasta mają być wizytówką nowoczesnego Budapesztu, czy brak spójnego konceptu rozbudowy nowej dzielnicy milenijnej nad Dunajem z Pałacem Sztuki i Teatrem Narodowym.
Dla kontrastu autor też chętnie wymienia w swoim przewodniku, np. 10 najbardziej zielonych miejsc w Budapeszcie w maju, 12 wartych spaceru ulic i placów, adresy 12 dobrych księgarni, także z obcojęzyczną literaturą, 12 starych sklepów i warsztatów produkujących i sprzedających wszystko, co możliwe, jak: pędzle, rowery, fajki,
koszule, sery, itd.. Dobrze wiedzieć i czytać, że takie sklepy i małe tradycyjne warsztaty jeszcze w mieście przetrwały. Czy 12 popularnych miejsc, gdzie możemy się umówić z przyjaciółmi na spotkanie, by już razem zastanawiać się, co dalej…a wśród tych miejsc, takie propozycje, jak: godz.11.00: duży dębowy stół w głównej hali Muzeum Etnograficznego, w którego budynku mieścił się dawniej Sąd Najwyższy (V. Kossuth Lajos ter 12), czy godz. 3.00 w nocy (!!): Bar-Naleśnikarnia Babci, otwarte 24h, gdzie można o każdej godzinie spróbować serwowanych na słodko i słono naleśników (Nagyi Palacsintazoja, I. Batthyany ter 2).
Swoje miejsce w książce znalazły też słynne schody, na których odczytano słynną Pieśń narodową Petofiego podczas marcowej Wiosny Ludów w Budapeszcie, czyli schody Muzeum Narodowego w ogrodzie muzeum, z których można podziwiać widok na zawsze zatłoczony Kalvin ter, a jednocześnie być ponad tym zgiełkiem ulicznym. Schody, na których można
się umówić, czytać książkę, zrobić sobie przerwę od zajęć i nauki w bibliotece pobliskiego uniwersytetu, rozmyślać, mrużyć oczy w słońcu…
Ale można tez znaleźć informacje o: najlepszym sklepie z guzikami w mieście (Denesz Vandorfy, V. Vaci ut. 75, tylko guziki damskie!), czy wskazówkę, jak najłatwiej zwiedzić mieszkanie bogatego mieszczaństwa z lat 80-tych XIXw.?? Odwiedzając mianowicie Muzeum Poczty na Andrassy ut. (VI. Andrassy ut. 3, 1. piętro), czy najlepszy second-hand z meblami-przyjemna rupieciarnia, gdzie można przyjść, oglądać do woli i nic nie kupować (IX. Tuzolto ut. 14). Czy propozycja, żeby wsiąść przed zachodem słońca w autobus linii 15 i przejechać nim całą trasę i wtedy, kiedy słońce zachodzi, a ludzie zaczynają włączać
światło w swoich mieszkaniach, ale jednocześnie nie zasuwają jeszcze zasłon, można przez te krótką chwilę podglądać codzienne życie Budapeszteńczyków w ich domach.
I chyba dlatego autor z tych wymienionych tutaj, jaki i wielu innych powodów, nie bierze
pod uwagę na poważnie możliwości opuszczenia tego miasta nad Dunajem! I wciąż na nowo Budapeszt odkrywa.
W samej książce oprócz krótkiego kursu historii Węgier, czy lektury Who is who węgierskiej historii i polityki, autor proponuje przede wszystkim pięć spacerów po mieście w zależności od czasu pobytu nad Dunajem. Każdy z tych spacerów zaczyna się i kończy w sercu miasta, na Vörösmarty ter i na każdej trasie jest kilka propozycji, gdzie można usiąść na kawę, odpocząć, ochłonąć.
W książce nie ma zdjęć, tylko mapki spacerów z zaznaczonymi budynkami, które są mijane po
drodze i gdzieniegdzie rysunki budynków, o których autor więcej pisze. Ciekawie jest opracowana część dotycząca węgierskiej sztuki współczesnej z adresami galerii, czy też
część kulinarna, gdzie są odnotowane tez adresy takich domowych kuchni-małych restauracyjek, które wydają posiłki tylko w czasie obiadów, wszyscy siedzą razem przy stolikach, a karta dań, jeśli już w ogóle jest, liczy mniej niż 10 dań, bo otrzymuje się do jedzenia raczej to, co szef kuchni na ten dzień ugotował.
W ramkach natomiast są opublikowane krótkie teksty znajomych i przyjaciół autora – historyków, dziennikarzy, tłumaczy, z których każdy opowiada o jednym miejscu w Budapeszcie, które najbardziej lub i, do którego najchętniej wraca.
Myślę, że ta książka nadaje się na idealny prezent właściwie bardziej dla mieszkańca Budapesztu, który tu mieszka i co weekend, czy każdego dnia może po trochu odkrywać miasto, to, czego jeszcze nie zna i nie widział, niż dla turysty, który chyba po lekturze (ciekawej!) przeżyłby żal, ze tylko małą część tego, co poleca autor, udałoby mu się zobaczyć.
A ja lubię też tę książkę z czysto subiektywnych powodów. Otóż wśród budapeszteńskich ulic, które są warte spaceru, autor wymienia też moją ulicę! I poświęca jej więcej niż tylko parę słów. Dla mnie była zawsze piękna, warta spaceru, ze starymi skrywającymi swoje tajemnice willami w zielonych ogrodach, ale w żadnym znanym mi do tej pory przewodniku po mieście, nawet małej wzmianki o niej nie było, bo przecież nie ma tu żadnego muzeum, żadnego pomnika, czy wartego odwiedzenia kościoła…🙂.
Tak, ta książka to zdecydowanie udany prezent sprawiony sobie na nadchodzącą wiosnę. Także sobie i Wam wszystkim życzę miłej lektury, odkrywania własnego Budapesztu i spotkania gdzieś w miejscach opisanych przez autora.
.
Tak, ta książka to zdecydowanie udany prezent sprawiony sobie na nadchodzącą wiosnę. Także sobie i Wam wszystkim życzę miłej lektury, odkrywania własnego Budapesztu i spotkania gdzieś w miejscach opisanych przez autora.