Co to jest: produkt komunizmu w jego najgorszym, rakosistowskim wydaniu, przedmiot niewysychającej dumy Węgrów, upamiętniony w filmie zrobionym już w wolnych Węgrzech a niedawno na największym muralu w Budapeszcie? Tak, chodzi o najsłynniejszy mecz piłkarskiej złotej jedenastki kiedy to Węgry rozbiły Anglię na Wembley 6:3 25 listopada sześćdziesiąt lat temu.

graffiti na ulicy Rumbach Sebestyén w siódmej dzielnicy, dzieło grupy Neopaint
Ach, co to był za mecz! Do tej pory Anglia na swoim terenie przegrała jedynie RAZ grając przeciw Irlandii w Liverpool w 1949 roku. A tu nie dość, że przegrała to w dodatku na Wembley i to jak wysoko. Że nie był to przypadek świadczy rezultat rewanżu w Budapeszcie, kiedy złota jedenastka zmiażdzyła rywali 7:1.
Węgierska drużyna była wówczas na topie. Jej sukcesy były w dużej mierze zasługą żarliwego Gusztáva Sebesa, komunisty i przyjaciela Mátyása Rákosiego. Wymyślił on, że reprezentacja narodowa powinna cały czas grać ze sobą i najlepszych w kraju piłkarzy przeniósł do i trenował ją w ramach nowostworzonego klubu wojskowego Honvéd, który dobrał sobie bez żadnych ograniczeń najlepszych graczy z innych klubów. Tam mieli wszystko co potrzeba, władze im niczego nie odmawiały. Jak pisze Rafał Stec w artykule w Wyborczej (niestety za firewallem)
Węgierską ”złotą jedenastkę” – pod tą nazwą przeszła do historii – wyprodukował socjalizm, i to socjalizm w najmroczniejszym stalinowskim wydaniu. Piłkarze należeli do kasty uprzywilejowanych, wypuszczanych za granicę i obsypywanych podarkami, ponieważ ich triumfy były bezcenne dla rządowej propagandy. Dowodziły wyższości ustroju, a zarazem łechtały narodową dumę zwykłych ludzi, deptaną przez sowiecką dyktaturę.
Triumfy piłkarzy były sukcesem komunistycznej władzy. Popularność zespołu i w kraju i zagranicą przewyższała cokolwiek znamy obecnie. Ich przyjazd gdziekolwiek przyciągał tłumy na dworce, podejmowano ich jak najprawdziwsze gwiazdy. Na mecz z Anglią chciało wejść milion widzów, biletów niestety było zaledwie sto tysięcy.
Do dziś można spotkać ludzi, którzy z pamięci recytują cały skład legendarnej drużyny. We wspomnianym filmie (niezaskakujący tytuł „6:3”) główny bohater zna przebieg meczu na pamięć, z pewnością było takich ludzi sporo. Kult drużyny jest jedną z niewielu rzeczy łączących Węgrów niezależnie od poglądów politycznych. I dziś często jedyną rzeczą jaka przychodzi cudzoziemcom do głowy w związku z Węgrami jest nazwisko Puskása, jednego z czołowych napastników drużyny (wideo z jego królewskiego w charakterze pogrzebu tu).
To taki paradoks z historii Węgier, że za jednym z największych triumfów narodowych stoją nienawidzeni przez nacjonalistów komuniści a sam triumf miał miejsce w czarnym okresie rządów „najlepszego ucznia Stalina”.
Post opublikowany również na stronie Blogerzy ze świata.