Albert Wass, tajny feminista i romanofil

Idzie Sekler z synem do lasu drzewa rąbać. Rąbią, rąbią, aż tu naraz przypadkowo syn machnął siekierą i ojcu rękę odciął. -Synek, uważaj – na to ojciec – bo jak jeszcze raz to zrobisz to tak cię zdzielę w mordę, że popamiętasz!

Seklerzy często są bohaterami dowcipów. I tacy w nich są jak w tym powyższym: twardzi faceci. Węgrzy mają wobec nich kompleks bo Seklerzy postrzegani są jako super-Węgrzy, którzy się niczemu nie dają (w przeciwieństwie do miękiszonów zamieszkujących Węgry). Sama Seklerszczyzna, a także Siedmiogród, postrzegane są jako bastion autentycznej, nieskażonej węgierskości. Tam mniej odczuwalne mają być deprawujące wpływy nowoczesności pozwalając zachować dawną kulturę, to tam ludzie jeszcze chodzą (niekiedy) w strojach ludowych, a tamtejsza kuchnia jest bogatsza.

A teraz weźmy pisarza, który za swój temat weźmie właśnie Seklerszczyznę i Siedmiogród, będzie pisał o nich w kontekście rewizjonistycznym a w dodatku zostanie przez Rumunów skazany na karę śmierci za zbrodnie wojenne – nic dziwnego, że ten pisarz stanie się sztandarową postacią kultury obozu nacjonalistycznego. Zakup, posiadanie czy też czytanie jego książek to deklaracja polityczna. Rzecz jasna, chodzi o Alberta Wassa.

Jeden z licznych pomników Wassa, tym razem w Szarvas

Nie jest to autor, po którego spontanicznie bym sięgnął ale podjąłem już próbę wyjścia z mojej bańki i przeczytania paru jego książek. Padło na Farkasverem (Wilczy dół – pisałem o tym tu) oraz Adjátok vissza a hegyeimet! (Oddajcie mi moje góry – o tym natomiast tu). Pierwszą z nich przeczytałem z pewnym zainteresowaniem, taka rzetelna, przedwojenna powieść, druga natomiast, paroksyzm resentymentu i nienawiści, okazała się być dla mnie odrzucająca.

Od wielu ludzi słyszałem, że najlepszą powieścią Wassa jest trzytomowa Funtineli boszorkány (Czarownica z Funtinel). Po dłuższym okresie zbierania się do lektury w końcu zacząłem ją czytać – i przeżyłem szok bo okazała się to być hardcorową feminstyczną powieścią z sympatią mówiącą o Rumunach, zupełnie wolną od węgierskiego nacjonalizmu.

Tytułowa czarownica z Funtinel to niepiśmienna początkowo dziewczynka, potem kobieta. Choć jej narodowość nie jest jasno określona – podobnie do narodowości niemal wszystkich bohaterów książki – to z jej imienia Nuca można wywnioskować, że to Rumunka. Przybywa z daleka z ojcem, który buduje w lesie dla nich chatę. Zajmuje się on myślistwem, gdy jednak trafia do więzienia za udział w bójce, dziewczynka musi sobie w tych trudnych warunkach dawać radę. Z czasem okazuje się, że posiada nadnaturalne zdolności: mężczyźni, którzy próbują ją zgwałcić, umierają.

Mówi jej o tym cygańska wróżka, która sama przeżyła horror wielokrotnych gwałtów: To ty pomścisz nas wszystkie, za to co nam zrobili, te kogucie śmiecie, ci parszywcy, te świnie … Tak, to ty! Ty jesteś czarownicą, dziewczyno. (…) Kto z tobą śpi, ze śmiercią śpi. Kto ciebie pożąda, śmierci pożąda. Zepsujesz mu duszę i pod twoim spojrzeniem męski rozum rozpłynie się jak dym. Ty niesiesz zemstę, ty zbierasz zapłatę za to, co zrobili z dziewczynami kiedykolwiek na ziemi …

Jej życie nie będzie szczęśliwe. Pozna miłość – pokocha węgierskiego arystokratę, urodzi syna, który jednak zostanie jej odebrany. W międzyczasie szereg gwałcicieli straci z jej powodu życia a ona zyska sławę czarownicy. Szybko się zestarzeje i zniknie. Zawsze będzie jednak silną, niezależną kobietą.

Biorąc pod uwagę kto jest autorem, zaskakuje brak wątków nacjonalistycznych. Jak wspomniałem, narodowość większości bohaterów jest nieistotna wobec ich innych cech. Tam gdzie pojawiają się Węgrzy, nie są przedstawiani w pozytywnym świetle. Jeden z nich cały czas narzekający „przegrałem wojnę” poniekąd uosabia węgierską niemoc. Próby madziaryzacji nie-Węgrów przedstawione są z rumuńskiej perspektywy i to całkiem negatywnie.

Podobnie nieoczywisty jest przedstawiony w książce obraz chrześcijaństwa, w zasadzie nieodłącznego komponentu nacjonalizmu. W życiu Nuki nie ma boga. O religii w ogóle niemal nie ma mowy. Postaci księży, którzy się w niej pojawiają, są bezbarwne. Jedyna sympatyczniejsza spośród nich to były już ksiądz, obecnie bandyta, wyrzucony z kościoła przez biskupa, któremu nie podobały się jego, wygłaszane od serca i lubiane przez ludzi, kazania.

Książkę czyta się dobrze. Zgrzyta jedynie w kilku miejscach, na przykład przy cukierkowatym opisie świąt Bożego Narodzenia, czy też przy naiwnej próbie oddania jak Rosjanin próbuje mówić po węgiersku. Ale w sumie trudno było mi ją odłożyć.

Kiedy już ochłonąłem nieco z szoku, że coś takiego mogło wyjść spod ręki Wassa zastanowiło mnie jak szeroka jest świadomość charakteru tej książki z jednej strony w kręgach feministycznych a z drugiej wśród Rumunów. Wydaje się mi ona być ważna z obu perspektyw, bo nie wiem ile jest w literaturze węgierskiej tak mocnych feministycznych powieści, zwłaszcza z tego okresu, podobnie też, ile jest książek o tematyce siedmiogrodzkiej tak ciepło przestawiających rumuńskich bohaterów.

O Czarownicę z Funtinel zapytałem znajomą wykładowczynię gender studies. Słyszałam o niej, powiedziała, mówili mi, że powinnam ją przeczytać ale jakoś tego dotąd nie udało mi się zrobić. Femistyczna powieść? Coś takiego, nigdy bym nie pomyślała. Druga, profesorka historii, rzuciła mi krótko: Wass to faszysta, dlatego nie warto go czytać. Czy ta książka ma szansę trafić kiedyś do kanonu węgierskiej literatury feministycznej?

Próbowałem znaleźć jakiegoś badacza literatury by dowiedzieć się czegoś o recepcji książki w kręgach literaturoznawczych. Bądź co bądź to powieść o części obecnej Rumunii, specjaliści powinni więc o niej słyszeć. Zakładałem, że to niemożliwe, by książka mogła się ukazać po rumuńsku. Wass jest tam uważany za zbrodniarza wojennego a wyroku śmierci na niego nigdy nie uchylono mimo podejmowanych prób zmiany tego stanu rzeczy.

I tu niespodzianka: Czarownicę z Funtinel przetłumaczono na rumuński i wydano w roku 2000 pod tyułem Lângă Scaunul Domnului. Zrobiło to wydawnictwo Mentor, tłumaczem był Cornel Câlţea. Książka spotkała się z pozytywnym odbiorem krytyków, literaturoznawców no i samych czytelników, czego najlepszym dowodem jest to, że nigdzie nie można już jej dostać, choć byli i tacy, którzy wyrzucali tłumaczowi, że nie powinien był przekładać Wassa (źródło [HU]).

Wass napisał Funtineli boszorkány w 1959 roku żyjąc na emigracji dziesięć lat po napisaniu jadowitych Adjátok vissza a hegyeimet! Zaskakujące jak to wszystko kim był, co zrobił i co napisał mieściło się w jednym człowieku.

Reklama

rewizjonizm codzienny

Plakat na ulicy: na pozór nic takiego, koncert muzyki poważnej. Ale jak się przyjrzeć liście muzyków to uderza „Erdély” (Siedmiogród) pod nazwiskiem jednego z nich (dałem ramkę na zdjęciu).

Najwyraźniej, w odróżnieniu od pozostałych muzyków żyjących na Węgrzech, Tihamér Ferencz mieszka w Rumunii. Zamiast jednak napisać właśnie „Rumunia” napisane jest „Erdély”. 

Węgrzy chętnie podkreślają odrębność Siedmiogrodu od Rumunii nie przyjmując do wiadomości, że region ten wchodzi w skład tego państwa. Taki cichy, codzienny rewizjonizm jest tu bardzo rozpowszechniony (było już o tym tu) i napisanie „Erdély” pod nazwiskiem muzyka tu nikogo nie dziwi.

A dla Polaków to tak jakby jakiś niemiecki muzyk ze Śląska miał podczas występów w Niemczech na plakacie „Schlesien” a nie „Polen”. Może właśnie bycie z drugiej strony rewizjonizmu pozwala takie rzeczy zauważać.

Tajemnicza flaga na parlamencie

Co to za flaga obok węgierskiej na parlamencie? Niebieska, o, zauważyłem na niej żółtą gwiazdę, co to może być? Tak zgadliście, to oczywiście flaga Seklerszczyzny czyli części Siedmiogrodu w Rumunii zamieszkałej przez węgierskojęzycznych Seklerów. Skąd ta flaga akurat a nie flaga Unii Europejskiej? Czyżby Węgry w międzyczasie wystąpiły z UE a wstąpiły do Unii Seklerskiej? No nie, skąd się tu ta flaga wzięła to jednak i ta ciekawa historia.

flaga seklerska z daleka

flaga seklerska z bliska

Seklerszczyzna to największy obszar w Rumunii gdzie Węgrzy stanowią większość. Co ciekawe nie przylega on do Węgier, leży mniej więcej na środku Rumunii (mapa – i flaga – do obejrzenia w wikipedii).

W końcu ubiegłego roku prefekci okręgów Harghita i Covasna zarządzili, że nie wolno wieszać flagi seklerskiej na budynkach publicznych. Stało się tak ponieważ kilku węgierskich burmistrzów flagę wywiesiło na swoich urzędach. Jednego z burmistrzów skazano zresztą za to wykroczenie. Ta flaga jest ważna bo stanowi symbol dążenia do autonomii na Seklerszczyźnie.

Na Węgrzech wywołało to oburzenie. W lutym samorząd Budafok–Tétény oświadczył, że wywiesi flagę na swoim urzędzie i wezwał do tego również innego samorządu. Akcja objęła cały kraj docierając też do parlamentu. Popyt na flagi wzrósł zarówno na Węgrzech jak i na Seklerszczyźnie.

Ambasador Węgier w Rumunii oświadczył w wywiadzie telewizyjnym, że rząd węgierski popiera dążenia do autonomii na Seklerszczyźnie, co z kolei nie wywołało entuzjazmu w Rumunii. W rezultacie doszło do ochłodzenia w stosunkach między dwoma krajami.

W międzyczasie ze strony rządu rumuńskiego pojawiały się pomysły nowego podziału administracyjnego, w wyniku którego Seklerszczyznę rozdzielonoby pomiędzy inne jednostki terytorialne bez większości węgierskiej. W październiku na znak protestu na Seklerszczyźnie zorganizowano żywy łańcuch długi na 53 kilometry. Szacuje się, że wzięło w nim udział 100-150 tysięcy ludzi.

No dobrze, solidarność z rodakami żyjącymi poza granicami kraju jest ważna ale czy to wystarczy by wyjaśnić ruch flagowy? Nie do końca. Trzeba pamiętać też o zbliżających się wyborach i nowej ordynacji wyborczej dającej prawo głosu obywatelom węgierskim żyjącym za granicą: nowa ustawa o obywatelstwie umożliwiła przyznawanie go Węgrom mieszkającym poza granicami kraju poprzez usunięcie wymogu zameldowania na Węgrzech. Mogą się oni ubiegać o nie od początku 2011 roku.

Niedawno uroczyście w parlamencie nadano półmilionowe takie obywatelstwo (dostał je kościelny celebryta franciszkanin Csaba Böjte). Z tej połowy miliona potencjalnych wyborców dotąd do udziału w wyborach zarejestrowało się sześćdziesiąt tysięcy. Rzecz jasna, ponieważ wybory będą dopiero w kwietniu (lub maju) ich liczba wzrośnie. To będzie spora część elektoratu, to o ich głosy walczy się przy pomocy flag.

Sytuacja jest taka, że trudno odmówić poparcia dla flagi. Nawet socjaliści, którzy przecież w referendum parę lat temu wzywali do głosowania przeciwko umożliwieniu nabywania obywatelstwa przez Węgrów spoza Węgier pokajali się i przeciwko fladze nie protestują, im też potrzebne są głosy nowych obywateli.

I tak flaga Seklerszczyzny wyparła flagę unijną z drzewca na parlamencie.

Post opublikowany również na stronie Blogerzy ze świata.

Erdély (Siedmiogród)

Zatrudniamy nową asystentkę i w związku z tym szereg interview. Siedzi naprzeciw mnie jakaś Anikó czy też Kati, pytam gdzie dotąd była za granicą. W ramach odpowiedzi pada przewidywalna lista: Chorwacja, US, Słowacja, Wielka Brytania, Austria, Erdély (Siedmiogród) … Przecież Siedmiogród to nie kraj, wyrwało mi się. Tak, zgodziła się lekko zażenowana.

Nie powinienem się dziwić. Przecież Węgrzy zwasze tak mówią: Siedmiogród a w zasadzie nigdy: Rumunia. Teraz jednak dopiero mnie to tak uderzyło. Aczkolwiek Siedmiogród jest częścią Rumunii i formalnie można właśnie tam pojechać to jednak wymienienie go wśród szeregu krajów zdradza, że dla Węgrów Siedmiogród jest czymś innym od Rumunii, której jest formalnie częścią. Taki codzienny akt protestu wobec utraty tej prowincji.

Co mi powinno przyjść teraz do głowy? Wizja Niemców jadących na wakacje do „Prus Wschodnich”? Niezgoda Polski na rozbiory? Akceptacja utraty kresów po drugiej wojnie światowej?

Czy Węgrzy jakoś sobie ten problem kiedyś rozwiążą?

***

Spodobał ci się ten post? Przetłumacz go na inne języki na Der Mundo

piekę bakłażany

Każdy naród mając do dyspozycji te same surowce i instrumenty ugotuje z nich coś innego. Weźmy takie ognisko. Polacy upieką nad nim kiełbasę, Węgrzy – słoninę. Do żaru wrzucamy ziemniaki, a Węgrzy, o czym dowiedziałem się niedawno ku mojemu zdziwieniu – bakłażany. Wypróbowałem to w ten weekend.

Jak się dowiedziałem: parę dni temu János, mój kolega z pracy, spytał mnie czy lubię vinettę, czyli krem z bakłażanów. Czy lubię? Jasne! To ci przyniosę, powiedział. Zrobiłem właśnie, bakłażany piekłem na podwórku. Jak to? W ogniu, takie są najlepsze.

Zaintrygował mnie. Vinetta to jedno z moich ulubionych dań tutaj. Rzecz jest znana na całym bliskim wschodzie, na Węgry przyszła przez Rumunię, ściślej pewnie przez Transylwanię, skąd też nazwa: bakłażan to po rumuńsku vinete, według internetowego słownika węgiersko-rumuńskiego. Vinettę nauczyłem się robić choć nigdy, mimo przestrzegania całego związanego z tym rytuału jak na przykład używania drewnianego noża czy też odciekania upieczonych bakłażanów, i, nie udało mi się osiągnąć najwyższego, z jakim się zetknąłem, poziomu dania. Jarzyna zawsze piekłem w piecyku, może żywy ogień to to, co im potrzeba.

Tak też było. Bakłażany zawinięte w folię trzeba piec przez 30-45 minut w żarze. Udały się znakomicie. Okazało się, że mają się przypalić nieco, to dzięki temu nabierają właśnie niepowtarzalnego smaku, którego dotąd bezskutecznie szukałem.

Dla takich jak ja miłośników bakłażanów podaję przepis:

Vinetta

  • duży bakłażan
  • 1 cebula
  • 4-5 ząbków czosnku
  • łyżeczka cukru
  • sok z połówki cytryny
  • 2 łyżeczki majonezu
  • sól, pieprz

Bakłażana upiec, obrać ze skóry (w przypadku pieczenia w piecyku opiec nad ogniem obraną jarzynę), w międzyczasie na małym ogniu zeszklić cebulę i czosnek w oliwie (można też dodać je na surowo wraz z oliwą, trzeba ich wtedy mniej), wszystko wymieszać siekając uprzednio bakłażany, ewentualnie zmiksować. Podawać rozsmarowane na grzance.

węgrzy-rumuni-siedmiogród

Wracając wczoraj z pracy wpadłem na koleżankę. Znamy się ale kiepsko do tego stopnia, że zdziwiła się, gdy się okazało, że mówię po węgiersku. Ponieważ szliśmy w tą samą stronę zaczęliśmy sobie rozmawiać. Od mojego węgierskiego przez dzieci dwujęzyczne, place zabaw doszliśmy jakoś do tego, że mówi po rumuńsku. Siedmiogrodzianka? Tak. Z Csikszeredy (po rumuńsku Miercurea-Ciuc) czyli samego serca węgierskiego Siedmiogrodu.

Siedmiogród, który Węgry straciły na rzecz Rumunii w wyniku traktatu w Trianon z 1920 roku, odgrywa szczególną rolę w węgierskiej psyche. Jest z jednej strony matecznikiem węgierskości – kobiety po dziś dzień chodzą w strojach ludowych – a z drugiej krwawiącą raną ze względu na traktowanie Węgrów tam żyjących. Dużo siedmiogrodzkich Węgrów przesiedliło się na Węgry, wzbudzając przy okazji sporo resentymentu ze względu na specjalne traktowanie, które mają podobno otrzymywać od państwa węgierskiego.

Ciekawe jest jak siedmiogrodzcy Węgrzy (Erdélyek) poniekąd zmonopolizowali stosunki węgiersko-rumuńskie. Są kluczową kwestią w tych stosunkach, co więcej jednak, ponieważ ze względu na ich tłumną obecność Węgrzy z Węgier w zasadzie Rumunią się nie interesują, poza Siedmiogrodem tam nie jeżdzą, nie uczą się też rumuńskiego rola pośredników między oboma krajami przypada właśnie siedmiogrodzianom, którzy będąc na ogół niechętnymi Rumunii i Rumunom tą swoją mentalność narzucają reszcie Węgrów.

Moja koleżanka zaskoczyła mnie: powiedziała, że przenosi się ze swoim chłopakiem (Amerykanin) do Siedmiogrodu. Jak to, powiedziałem, przecież wszyscy starają się jechać w drugą stronę. Tam jest ciekawie, powiedziała. Rumunii są tacy szybcy, zaczęła strzelać palcami, żeby to zademonstrować, strasznie bystro chodzą im głowy. A inteligencja jest tak oddana kulturze, wciąż chodzą do teatru, rozmawiają o sztuce. Nie jest łatwo być Węgrem w Rumunii, powiedziała, ale fajnie tam się żyje.

Nieco mnie zamurowała. To pierwsza osoba z Siedmiogrodu, z którą się spotkałem i która tak widzi te sprawy. Zapamiętam tę rozmowę.