Bilingua (Билингва) to moje ulubione miejsce w Moskwie. Leży przy małej uliczce w samym środku miasta niedaleko Łubianki. Bilingua to klub, mała księgarnia i sklep z nieortodoksyjnymi wyrobami artystycznymi mieszczący się w budynki o nieokreślonym kształcie i kolorze. Jedzenie jest jak na Moskwę zupełnie groszowe a dobre, jest też bezpłatny wireless i można spokojnie siedzieć tu godzinami. Ludzie, którzy tu przychodzą są tacy, że aż miło spojrzeć, wieczorami mają tu miejsce ciekawe spotkania i dyskusje.
Dziś akurat spotkanie z Charlsem Gati, amerykańskim historykiem węgierskiego pochodzenia, który niedawno napisał książkę na temat 1956 roku pt. Failed Illusions: Moscow, Washington, Budapest, And the 1956 Hungarian Revolt (ukazała się w pięciu językach, między innymi i po polsku). Jej węgierskie wydanie było jedną z ważniejszych książek, które się ukazały w ramach niedawno obchodzonej rocznicy. Rosyjskie wydanie posłużyło za pretekst do dyskusji w Bilingwie.
Gati zadaje sobie dwa pytania. Pierwsze, czy interwencja sowiecka były nieunikniona? Odpowiedź Gatiego jest zdecydowna: nie. Przytacza szereg argumentów na poparcie swoje tezy. W 1955 po latach mówienia “niet” Sowieci opuścili Austrię. W tym samym roku, ku zdumieniu świata, Chruszczow i Mołotow pojechali do Belgradu i na nowo nawiązali stosunki z Tito. Też w 1956 nastąpiło spotkanie z prezydentem USA a potem 20 kongres partii i początek destalinizacji. Rewolucja owocująca pełną niezależnością Węgier była pewnie niemożliwa ale ograniczona wolność – tak. W trakcie wydarzeń sowieckie politbiuro cały czas dyskutowało o sytuacji na Węgrzech. Jeszcze 30 października jednogłośnie zdecydowało, żeby nie interweniować. Następnego dnia – też jednogłośnie – postanowiono, że interwencja będzie miała miejsce. Czemu? Ważnym czynnikiem były lincze na placu Köztársaság. Zapewnie też w tym czasie Sowieci stracili zaufanie do Imre Nagya. Dodatkowo kryzys suezki dawał Sowietom w miarę wolną rękę.
Drugim pytaniem Gatiego jest czy Węgrzy – a także Amerykanie – mogli coś zrobić, żeby tej interwencji zapobiec. Gati uważa, że Węgrzy zgrzeszyli maksymalizmem podczas gdy powinni byli starać się osiągnąć ograniczone cele. Przecenili swoje siły i niedocenili zdecydowanie ZSRR. Gati krytykuje nie rewolucjonistów ale rząd, zwłaszcza Nagya. Powinien był przekonać ich do negocjacji. USA? Gatti jest bardzo krytyczny wobec Ameryki. Głosiła ona wyzwolenie Europy Wschodniej i wycofanie ZSRR ale nie zrobiło niczego żeby do tego doszło. W latach 50tych CIA miało na Węgrzech tylko jednego agenta mówiącego po węgiersku. Zajmował się on w dodatku tylko odbieraniem petycji do rządu USA od Węgrów. Amerykanie nie mieli też żadnej jednostki bojowej gotowej walczyć na Węgrzech. W trakcie rewolucji nie byli w stanie przekazać nawet rewolucjonistom broni albo amunicji bo CIA, co dość niesamowite ale jednak prawdziwe, zagubiło gdzieś informacje na temat gdzie w Europie Zachodniej mają ukrytą broń, którą możnaby przekazać powstańcom. Radio Wolna Europa w międzyczasie zachęcało Węgrów do walki a nie do kompromisu. Rzecz jasna, podkreśla, żaden z tych błędów nie umiejsza odpowiedzialności ZSRR za tragedię.
Po wykładzie dwie zaproszone osoby wygłosiły komentarz do książki. Przytaczam ich nazwiska bo oboje brali udział w protestach, które miały miejsce po interwencji. Marietta Czudakowa kolportowała ulotki na uniwersytecie popierające Polaków i Węgrów. Część jej kolegów trafiła za to do więzienia. Wiktor Szeznis w swoim czasie napisał pamflet o rewolucji węgierskiej a potem, już w ramach działalności w parlamencie Rosji, próbował – bezskutecznie – doprowadzić do przyjęcia przeprosin Węgier za interwencję. Ciekawe swoją drogą czy Węgry kiedykolwiek jakoś uhonorowały tych obywateli ZSRR, którzy protestowali przeciwko interwencji, spróbuję się tego dowiedzieć.
Dyskusja była żywa ale nie bardzo ekscytująca. Sporo ludzi zadawało sensowne pytania ale jak zwykle pojawili się uczestnicy przynudzający długim nieco komentarzem. Nie streszczam.