Jak wszedzie tak i na Wegrzech odbywa sie debata czy nadejscie Armii Czerwonej oznaczalo wyzwolenie czy tez okupacje. Premier oswiadczyl autorytatywnie, ze teza o wyzwoleniu jest poza wszelka dyskusja. Rzecz jasna, nie wszystkich to przekonuje. Przypomina sie malenkuju rabotu na Syberii, na ktora trafilo cos ze 170 tysiecy Wegrow, wiekszosc nie wrocila. Mowi sie o masowych gwaltach na kobietach. Rozpamietuje sie rabunki. Nie sa to dla wielu ludzi fakty czysto abstrakcyjne: dziadka Sliwki tak pobili zolnierze sowieccy szukajacy wina, ze w wyniku tego zmarl.
Mimo tego, ze dyskusja ta ma miejsce we wszystkich krajach Europy Wschodniej wszedzie ma nieco inny kontekst. Polska byla na przyklad oficjalnie sojusznikiem zblizajacej sie armii, kraje baltyckie mialy swiezo w pamieci podboj 1940 roku i nastepujacy po nim terror, Wegry natomiast byly panstwem znajdujacym sie z stanie wojny z ZSRR i to w dodatku wojny, w ktorej byly strona ja wypowiadajaca a potem atakujaca. Zeby jednak sytuacja byla bardziej skomplikowana, Wegry zostaly zajete przez armie niemiecka w marcu 1944 roku. Zajete a nie podbite: wkraczajace oddzialy niemieckie nie napotkaly oporu, a armia wegierska do konca walczyla wspolnie z Niemcami przeciwko nacierajacej Armii Czerwonej. Pod panowaniem niemieckim wywieziono prawie wszystkich Zydow do Oswiecimia, wladze przejela partia strzalokrzyzowcow bedaca lokalnym wariantem partii nazistowskiej, przeciwnikow politycznych nowego rzadu oraz oponentow wspolpracy z Niemcami krwawo przesladowano.
Na Wegrzech jednak o tym woli sie nie pamietac. Najchetniej w dodatku spycha sie wszystko na komunizm: ofiary malenkiej raboty, a jest to termin, ktorego mimo zerowej w zasadzie znajomosci rosyjskiego na Wegrzech nie trzeba tutaj tlumaczyc, to tez ofiary komunizmu. Tak jakby przedtem nie bylo wojny, tak jakby armia wegierska nigdy nie pojawila sie na terytorium ZSRR. Nie daje to wszystko rzecz jasna Armii Czerwonej jakiejkolwiek legitymacji do jej takiego a nie innego zachowania, ale tez nie powinno byc zapominane.
Wszystko mi to przyszlo do glowy gdy kiedys rozmawialem z Andrejem. Opowiedzial mi wtedy dosc niesamowita historie w wojny. Jego dziadek i krewni mieszkali w stanicy Wierchneczirskaja polozonej niedaleko Donu na terenach okupowanych wowczas przez oddzialy wegierskie. Trzeba wiedziec, dodal Andrej, ze istnialy trzy warianty sytuacji. Pierwszy to tereny okupowane przez oddzialy niemieckie. Ludnosci musiala ustapic najlepszych domow zolnierzom, karmic ich i wykonywac rozne prace dla wojska, ale generalnie sytuacja byla do przyjecia, przynajmniej w porownaniu z pozostalymi wariantami. W wariancie drugim tereny znajdowaly pod zarzadem administracji niemieckiej bez obecnosci SS. W wariancie trzecim, najgorszym, jak mi powiedzial Andrej, terenem zarzadzal garnizon wojsk przyslanych przez sojusznikow Niemiec, glownie Wegrow albo Rumunow. Zolnierze oddawali sie gwaltom, wielokrotnym rabunkom, ponizaniem ludnosci.
Dziadek Andreja mial wtedy 11 lat. Mieszkal tam z trzema bracmi w wieku lat od czternastu wzwyz oraz trzema wujkami. Zaden z nich nie bral udzialu w ruchu oporu. Okolica wogole byla spokojna ze wzgledu na duza koncentracje wojsk niemieckich i sojuszniczych. Pewnego razu wszystkich mezczyzn w wieku ponad czternastu lat wezwano do pracy na stacji kolejowej. Zaden z nich nie wrocil. Jak mowiono we wsi, zabito ich zeby zwiekszyc bezpieczenstwo garnizonu.
Gdy juz wioske wyzwolila Armia Czerwona przyjechal tam inny z wujow dziadka Andreja. Byl oficerem – chirurgiem polowym – w oddziale medycznych. Natknal sie na paru Wegrow z oddzialu, ktory tam stacjonowal. Podali mu nazwisko oficera, ktory dowodzil egzekucja. Powiedzieli mu tez jak sie nazywala wioska pod Budapesztem, z ktorej pochodzil. Kiedy wuj dziadka Andreja dostal sie wraz z frontem na Wegry probowal go tam znalezc, ale mu sie to nie udalo. Na Wegrzech w 1945 przebywal tez inny krewny Andreja i tez szukal tego oficera, nigdy jednal nie powiedzial nikomu, czy udalo mu sie go znalezc.
Andrej powiedzial mi, ze gdy wybieral sie do Budapesztu na konferencje w latach dziewiecdziesiatych, czyli jakies piecdziesiat lat po wojnie, wscieklosc jego dziadka oraz sasiadow na Wegrow byla wciaz jeszcze swieza.
Z czasow wojny zachowaly sie powiedzonka obrazujace roznice miedzy Niemcami a Wegrami z punktu widzenia miejscowych: "z esesiwciamy domowolys, ta Madziary porizaly" (dogadali sie z SS, ale zabili ich Wegrzy) oraz "Nimciw witaly, ta Madziary zajebaly" (witali Niemcow, a Wegrzy ich zajebali).
Dwie rzeczy przychodza mi do glowy. Pierwsza to, jak juz pisalem, ze byla to wojna i nie mozna wybierac sobie z niej wygodnych dla siebie kawalkow do narodowego rozpamietywania. A druga to, ze mimo, ze wojna miala miejsce miedzy panstwami/narodami to jednak niekiedy uzyskiwala jednostkowy wymiar gdy bioracy w niej nie mogli sie skryc za anonimowymi mundurami armii panstwa, ktore je na te wojne wyslala, ale musieli odpowiadac osobiscie za swoje czyny. Jaka niesamowita ksiazke albo film mozna by zrobic na podstawie tej historii….