stare kroniki filmowe w internecie

Pisałem już kiedyś o Węgierskim Narodowym Archiwum Audiowizualnym (NAVA, Nemzeti Audiovizuális Archívum), które publikuje materiały archiwalne w internecie. Niedawno dołożyli znowu trochę historycznych kronik filmowych, świetne rzeczy.

Wrzucam tu dwie rzeczy. Pierwsza to słynny Horthy wkraczający do Budapesztu na białym koniu w listopadzie 1919 roku (część pierwsza, w sumie części jest więcej, bodaj dziewięć). Dla Węgrów to coś jak dla Polaków Anders wkraczający na białym koniu, tyle, że Andersa się nie doczekaliśmy a Horthy do Budapesztu jak najbardziej wkroczył.

http://widget.nava.hu/neumann_l.swf?sort=0&startpage=0&results=0&filmID=5322&wmode=2&uID=1112285753

Druga to – poniekąd dla równowagi – relacja filmowa z obchodów pierwszego maja też 1919 roku. Maszerują w pochodzie ulicami Budapesztu (na Andrassy widać przez chwilę chyba wielką bramę, którą tam wówczas postawiono) przedstawiciele branży filmowej, aktorzy, służące, robotnicy z Csepelu. Wszędzie wielkie, tak ukochane przez komunistów, dekoracje. Trochę zapowiedź lat 50tych, podobnie jak i wszechobecni panowie w skórzanych kurtkach. Model lokomotywy jedzie na wozie konnym.

http://widget.nava.hu/neumann_l.swf?sort=0&startpage=0&results=0&filmID=5249&wmode=2&uID=1814735510

I to tylko dwa przykłady tych kronik, a jest tego masa. Warto pogmerać.

Czy mógłby ktoś dać znać, czy materiał jest dostępny spoza Węgier?

Reklama

program/programy

Językoznawcy na pomoc! Mam problem. W węgierskim używa się sformułowania "programok" (liczba mnoga słowa "program" czyli w przekładzie "programy") w znaczeniu "wydarzenia kulturalne"  czy "impreza". Na przykład na festiwalu były ciekawe "programok".

O ile wiem (poza Polską mieszkam już dość długo i język czuję już nie tak jak kiedyś) po polsku "programy" mówi się na kilka różnych programów instytucji czy wydarzeń, np. programy kin, festiwali czy obchodów.

No ale Instytut Polski niekiedy używa sformułowania "programy" w znaczeniu "wydarzenia kulturalne, imprezy" – przykład poniżej – czy jest to prawidłowe czy też jest to hungaryzm? Wszystkim za pomoc wielkie dzięki!

System Współpracy Narodowej

Parlament uchwalił, że jest System Współpracy Narodowej (węg. Nemzeti Együttműködés Rendszere – naprawdę, żadnych jaj sobie nie robię) a deklarację na ten temat państwowe urzędy mają nakazane wywiesić (znowu proszę mi wierzyć, to nie żarty, widziałem ją już w jednym miejscu na ścianie).

Tekst fascynujący, a że ani ambasada węgierska w Warszawie (czy też w Warszavie) ani tamtejszy Instytut Kultury nie zadbały, jak się zdaje, o przetłumaczenie tekstu dla czytelnika polskiego nadrabiam to ich żenujące zaniedbanie a deklarację niniejszym wywieszam na moim blogu.

Politikai_Nyilatkozat

Oto tekst:

Deklaracja polityczna parlamentu 1/2010 (16.VI) o współpracy narodowej.

“Niech będzie pokój, wolność i zgoda”

W końcu pierwszej dekady XXI wieku, po czterdziestu sześciu latach okupacji i dyktatury, po dwudziestu latach zamieszania okresu przejściowego Węgry odzyskały prawo i zdolność do samostanowienia.

Walkę o samostanowienie naród węgierski rozpoczął w 1956 roku chwalebną lecz w końcu utopioną we krwi rewolucją. Walka toczyła się dalej wraz z paktami zmiany ustroju przynosząc w rezultacie zależność zamiast wolności, zadłużenie zamiast samodzielności, ubóstwo zamiast poprawy warunków życia, zaś w miejsce nadziei, ufności w przyszłość i braterstwa głęboki kryzys duchowy, polityczny i gospodarczy. Naród węgierski znów zebrał siły wiosną 2010 roku i przeprowadził udaną rewolucję w urnach wyborczych. Parlament oświadcza, że tę wywalczoną w ramach konstytucji rewolucję uznaje i uszanuje.

Parlament oświadcza, że w czasie kwietniowych wyborów narodziła się nowa umowa społeczna, w ramach której Węgrzy zdecydowali o utworzeniu Systemu Współpracy Narodowej. Tym historycznym czynem naród węgierski zobowiązał tworzący się parlament i powstający rząd by zdecydowanie, bez kompromisów, bez wytchnienia kierowali pracą, którą Węgry zbudują System Współpracy Narodowej.

My, posłowie do Węgierskiego Parlamentu, oświadczamy, że powstały na podstawie demokratycznej woli ludu nowy system polityczny i gospodarczy osadzimy na fundamentach, które są niezbędne są do radzenia sobie i godnego życia, i które łączą wielobarwny naród węgierski. Praca, dom, rodzina, zdrowie i porządek będą filarami naszej przyszłości.

System Współpracy Narodowej jest otwarty dla każdego Węgra, jego uczestnikami są zarówno Węgrzy mieszkający w kraju jak i poza jego granicami. Możliwości dla wszystkich i oczekiwania od wszystkich, którzy na Węgrzech pracują i zajmuje się przedsiębiorczością. Żywimy silne przekonanie, że zjednoczeni przez System Współpracy Narodowej damy radę zmienić przyszłość Węgier, uczynić nasz kraj silnym i odnoszącym sukcesy. To wyzwalające ogromne siły zjednoczenie daje wielką nadzieję każdemu Węgrowi, dowolnego wieku, płci, wyznania, poglądów politycznych, gdziekolwiek by nie żył na świecie, i po długich dziesięcioleciach daje możliwość by Węgrzy w końcu zrealizowali swoje cele. Na to poświęcimy następne parę lat naszego życia.

Dr. Pál Schmitt, marszałek parlamentu az Országgyûlés elnöke

Lorántné Hegedűs, sekretarz parlamentu
Dr. Richárd Tarnai, sekretarz parlamentu

* Tę deklarację polityczną parlament przyjął na posiedzieniu 14 czerwca 2010 roku.

Mój przekład jest miejscami nienajzręczniejszy ale zapewniam, że wynika to wyłącznie z troski o jak najwierniejszy oddanie tego tekstu w języku polskim. Jest on świetny – bezdyskusyjnym jest, że powinien być dostępnym jak największej ilości czasem nieco zagubionych obywateli, stąd wywieszanie go w urzędach jest właściwe – i nie potrzebuje w zasadzie żadnej egzegezy. Tym niemniej, ryzykując powtarzanie oczywistości, pozwolę sobie zadumać się nad co celniejszejszymi sformułowaniami.

  • w dwadzieścia lat „zamieszania okresu przejściowego, po których Węgry odzyskały prawo i zdolność do samostanowienia” wchodzą cztery lata rządów Fideszu
  • „rewolucja w urnach wyborczych” nie różniła się od innych wyborów niczym poza rezultatem
  • „rewolucja wywalczona w ramach konstytucji” nie jest, podkreślmy to jasno, nie jest sformułowaniem Jaroslava Haska
  • ponieważ pojęcie Systemu Współpracy Narodowej pojawiło się dopiero po wyborach, w ramach których główną decyzją, jaką podejmowali głosujący była skala zwycięstwa Fideszu robi się jasne, że SWN to prostu absolutna większość parlamentarna tej partii
  • obiecana „zmiana przyszłości” jest szczególnie ekscytująca, dotąd przyszłość najwyraźniej była nam dana w z góry określonej formie bez możliwości zmiany

mapa romkocsm

Na naszym placu Klauzála stoi sobie szalet. Samorząd dba by był otwarty dzięki czemu ludzie nie sikają w krzaki, co miłe, śmierdzi nam tylko wybieg dla psów.

Niedawno na szalecie pojawiła się ciekawa mapa. Zaznaczone są na niej romkomcsmy funkcjonujące w naszej dzielnicy i inne miejsca rozrywki. Co interesujące, mapa nie jest chyba dziełem fanatyków romkocsm ale raczej zatroskanych mieszkańców bo nad nią zamieszczono numer telefonu służby sowiej (Bagolyszolgálat), której zadaniem jest wymuszanie ciszy nocnej zwłaszcza w okolicach knajp. Co by nie było, mapa fajna.

jedzenie, którego a nie ma – a które mogło by być

Obiegowa opinia o kuchni brytyjskiej jest dość straszna: jedzenie o smaku tektury (albo gorzej: makulatury) i fish&chips jako szczytowe osiągnięcie kulinarne. Doszło do tego, że w swoim czasie minister spraw zagranicznych Robin Cook nazwał kurczaka tikka masala narodowym daniem brytyjskim, co mimo pozorów sympatycznej inkluzywności jest dla dla przedstawicieli innych kuchni narodowych oczywistym aktem bezwarunkowej kapitulacji.

Byliśmy w Londynie niedawno i akurat The Economist opublikował jakże krzepiącą dla Węgrów pośmiertną notkę na temat Egona Ronaya, Węgra z pochodzenia, wydawcy przewodników kulinarnych, który "would tell the British what good food was, and where they could hope
to find it."

A my i tak wyjechaliśmy stamtąd z błogimi wspomnieniami sklepu z serami Neal’s Yard Dairy w Borough Market. Miejsce piękne a sery pyszne (dają spróbować), wszystkie miejscowe.

brytyjscy konkurenci sera Trapista

I jak to w takich sytuacjach bywa, żal mi się zrobiło, że takich serów nie robią na Węgrzech. Nie tylko zresztą serów. Na Węgrzech można by robić – są do tego odpowiednie warunki – całą masę dobrych rzeczy ale nikt lub prawie nikt ich nie robi. Postanowiłem je spisać, oto moja lista:

1. Sery. To co się tu robi jest – za wyjątkiem sera Pálpusztai, zresztą niewęgierskiego pochodzenia, oraz serów robionych przez małe, przydomowe wytwórnie – nudne. A przecież trawa, krowy i kozy są, czegóż jeszcze potrzeba?
2. Ocet balsamiczny. Potrzebne są, o ile pamiętam, moszcz i ocet, też jest tego tutaj dość. Ocet balsamiczny robi się tylko w piwnicach w Pannonhalmie i dostać go trudno.
3. Verzsű czyli verjuice albo też po polsku sok z zielonych winogron. Kwaśny, tradycyjnie używany w kuchni węgierskiej do zakwaszania dań zanim pojawiły się cytryny. Robiła go kiedyś jedna z winnic, ale już od dawna nigdzie verzsű nie widziałem.
4. Baranina. Częściej widuje owce na polach, choć i to nie nazbyt często, niż baraninę w sklepach.
5. Ryby. Na Węgrzech są rzeki, stawy i jeziora ale ryby dostać jest trudno. W bufetach nadwodnych króluje smażony błękitek – rozumiem, tani – ale innych ryb dostać już nie sposób.
6. Wędzone ryby czy kurczaki. Węgrzy chętnie wędzą słoninę i kiełbasę, czasem sery, ale z innymi rzeczami jest gorzej. Wędzoną rybę widziałem tylko w sklepie rosyjskim a wędzonego kurczaka to już tylko w Polsce.
7. Koniak. Jak jest wino to może być i koniak i podobno przed wojną był. Wytwórnia położona niedaleko Tokaju przegrała nawet proces w Cognakiem o nazwę ale to nie powód, żeby przestać go produkować.
8. Prosciutto. Świnie są ale prosciutto nikt tu nie robi. Nie wiem czemu.
9. Cider. Wypiliśmy sobie pewną jego ilość w Londynie, na Węgrzech tylko słyszałem o nim, kupić jeszcze mi się go nie udało.
10. Piwo słodowe. Bywa do kupienia, owszem, ale tylko niemieckiej produkcji.

A wy co dodalibyście to tej listy?

wycieczki szkolne śladami Trianonu

Rządzący Fidesz chce wprowadzić nowość w systemie edukacji: państwo ma finansować wycieczki szkolne na tereny w sąsiednich krajach, na których do dziś mieszkają Węgrzy (artykuł po węgiersku tu). Chodzi o podtrzymanie jedności narodu rozdzielonego granicami wprowadzonymi przez traktat w Trianon w 1920 roku.

Dzięki materiałowi w Global Voices dowiedziałem się o słowackich reakcjach na pomysł. Dominuje oburzenie częściowo spowodowane tym, że artykuł na ten temat w Sme nie przedstawił sprawy dokładnie: nie chodzi o wyjazdy na tereny utracone przez Węgry na mocy Trianonu ale na tereny zamieszkałe do dziś przez Węgrów. Nie jest to taka mała różnica bo zmienia to nie tylko sam zasięg terytorialny projektu ale także jego – oficjalny przynajmniej – zamysł: jedność narodu a nie rewizjonizm. Z samych komentarzy najbardziej spodobała mi się uwaga BTW:

1. If I lived in HU [Hungary], then I’d be angry with the stupid
prime minister
2. Because I live in SK [Slovakia], I’m glad that the government of the
neighboring state will be mandatory selling us tourists. […]

Sam sobie nad pomysłem tylko westchnąłem. Wyjazdy za granicę – poza czysto turystycznymi – to zwykle okazja, żeby zobaczyć coś innego, poznać nowych ludzi, dowiedzieć się czegoś dotąd nieznanego. Fideszowi udał się majstersztyk: jak osiągnąć to by mimo wyjazdu za granicę uczniowie w zasadzie pozostali jednak na Węgrzech obracając się tylko wśród Węgrów. Bo w rezultacie pewnie takie wyjazdy mają być kultywowaniem węgierskości, poczucia krzywdy, niesprawiedliwości – i dalszego zamykania się w sobie, dość niestety typowego dla Węgrów.

Mam tylko nadzieję, że znajdzie się paru przytomniejszych nauczycieli, którzy wykorzystają te wycieczki do spotkań z miejscową niewęgierską młodzieżą tak by nie zmarnować tej okazji.

skorumpowany lekarz: sensacja

Nie może mi wyjść z głowy notatka, która ukazała się jakiś czas temu w Magyar Hírlap pt. Orvoskorrupció: Gyűjtsön még pénzt! Korupcja lekarska: proszę zbierać pieniądze).

István Mikola to lekarz i polityk, jest posłem do parlamentu z ramienia Fideszu w latach 2000-2002 był ministrem zdrowia a w wyborach 2006 roku kandydatem na wicepremiera. Obecnie przewodniczący parlamentarnej komisji zdrowia.

Mikola zgłosił do prokuratury przypadek położnika, który poradził swojej ciężarnej pacjentce, by "uskładała więcej pieniędzy" na poród, bo suma, którą uzbierała (kilkadziesiąt tysięcy forintów) nie jest wystarczająca. Mikola dowiedział się o tym z listu, który zrozpaczona kobieta napisała w tej sprawie do niego.

Mikola oświadczył, że nieformalne taryfy stosowane przez wielu pracujących w państwowej służbie zdrowia lekarzy nie mają nic wspólnego z oficjalnie tolerowanymi "pieniędzmi wdzięcznościowymi" (hálapénz – pisałem już o tym kiedyś tu i tu) i są niedopuszczalne. Opłaty za indywidualną opiekę na pacjentkami w położnictwie są oburzające zwłaszcza ze względu na tragiczną sytuację demograficzną Węgier.

Hoho! pomyślałem. Jak rzadko ktoś reaguje na to zjawisko, o którym wszyscy wiedzą i wobec którego nikt nic nie robi. Moim zdaniem granica między "pieniędzmi wdzięcznościowymi" i otwartym domaganiem się opłat jest szalenie płynna i tolerowanie jednego zjawiska jest milczącym przyzwoleniem na drugie.

Ale najwygodniej jest milczeć: lekarzom można płacić mniej niż sekretarkom w firmach bo "oni sobie sami dozbierają od pacjentów" co im brakuje, a ponieważ spora część lekarzy "sobie radzi" w służbie zdrowia nie ma niepokojów, i wszyscy są zadowoleni, że fikcja bezpłatnej służby zdrowia jest utrzymywana. Zapotrzebowanie na nią potwierdziło referendum z 2008 roku, w którym większość biorących udział zagłosowała przeciw opłatom za wizytę u lekarza.

Ciekaw jestem czy coś z tego wyniknie. Osobiście wątpię: Fidesz storpedował poprzednie próby reformy służby zdrowia, czemu miałby tu robić coś sam. Ale przeczytać, że ktoś nazwał korupcję w służbie zdrowia po imieniu robi wrażenie. Nie za często się to słyszy.

Grandio

Nowy sezon, nowe romkocsmy. Niedawna odkryliśmy naprawdę uroczą, nazywa się Grandio i mieści się na ulicy Nagy Diófa 8, oczywiście w siódmej dzielnicy.

Dziedziniec kamienicy, w której mieści się Grandio urzeka roślinnością. Cały zarośnięty jest różnymi krzakami i drzewami nadającymi wyrażeniu miejska dżungla nowe znaczenie. Stoliki gubią się wśród nich dając siedzącym przy nich poczucie intymności.

Twórcy miejsca musieli trafić na jakieś wysypisko dekoracji teatralnych bo wszędzie można się na nie natknąć. Wózek do sprzedaży precelków, którym się nigdzie nie pojedzie, sztuczna halabarda, pseudośredniowieczny fotel czy kontrabas ze styropianu nadają Grandio unikalny charakter.

Na miejscu jest, rzecz jasna, bar. Z ciekawostek podają w nim smażone na miejscu hamburgery.

Najbardziej jednak godną uwagi rzeczą w Grandio jest fakt, że na pierwszym piętrze mieści się tam pierwszy chyba romhostel w Budapeszcie. Otwarło go pierwszej połowie maja paru młodych przedsiębiorczych Amerykanów. Menedżera Mike’a Letwinskyego, który nie rozstaje się z fajką, poznałem na miejscu i nieco mi o hostelu opowiedział.

Grandio Party Hostel
, bo tak się oficjalnie nazywa, chwilowo oferuje usługi tylko w lecie. Co do zimy nie wiadomo, muszą sprawdzić czy możliwe jest jego funkcjonowanie także wtedy. W hostelu są sześcio-, ośmio-, dziesięcio- i szesnastoosobowe pokoje. Ceny wahają się pomiędzy 2750 i 4000 forintów w dni powszednie i 3000-4500 w weekendy ale mają zmieniać się w zależności od sezonu.

Rezerwacji można dokonywać przez hostelworld.com, własną stronę hostelu grandiopartyhostel.com, e-mail [grandiopartyhostel MAŁPA gmail KROPKA com] albo telefon +36 20 350 7441. Jakby ktoś się tam zatrzymał to proszę o sprawozdanie!