Nieoceniony Sławek (niegdyś blog Visegrad) zwrócił moją uwagę na perfumy pod tą nazwą (po łacinie Aqua Reginae Hungaricae) Produkuje je (znów) firma Pollena Aroma, oto co pisze o nich na poświęconej im stronie internetowej:
"Woda Królowej Węgier"
– pierwsze alkoholowe perfumy w historii powstały dzięki Polce. –
Elżbiecie Królowej Węgier (1305-1381). Córka Władysława Łokietka Króla
Polski z dynastii Piastów w wieku 15 lat poślubiła Karola Roberta
Andegaweńskiego króla Węgier, który zmarł w 1342 r. Jej 16 letni syn
Ludwik, późniejszy król Polski zasiadł na tronie Węgier. Bardzo blisko
związana z synem, Elżbieta pełniła rolę ministra spraw zagranicznych,
była regentką zdobytych ziem. (także Polski od 1370 r.) Znana w całej
Europie wiele podróżowała używając życia, strojów, perfum, kosmetyków i
mężczyzn aż do ostatnich lat.
Brak źródeł historycznych, które określałyby moment powstania recepty
"Wody Królowej Węgier". Zgodnie z legendą przekazał ją Elżbiecie
tajemniczy mnich – pustelnik, chociaż najprawdopodobniej było to dzieło
nadwornego alchemika. W pierwszej opisanej wersji była to destylowana
nalewka z rozmarynem i tymiankiem w spirytusie. W późniejszych receptach pojawia się lawenda, mięta, szałwia, majeranek, kostus, kwiat pomarańczy i cytryna.
Pierwsza publiczna prezentacja "Wody Królowej
Węgier" – jak dziś powiedzielibyśmy – promocja – miała miejsce w 1370
roku na dworze francuskim Karola V Mądrego (1338-1380), znanego ze
swego zamiłowania do zapachów.
Chociaż
daty historyczne, legendy i dokumenty nie wyjaśniają szczegółów
powstania "Wody Królowej Węgier" wiadomo na pewno, że był to produkt
znany w całej Europie przez wiele stuleci i do czasu pojawienia się
Wody Kolońskiej w 1727(1742?) roku. "Nr 1" na listach zapachów i leków
stosowanych na dworach całego ówczesnego świata. Jak wiele wyrobów
opartych na ziołach i olejkach eterycznych, Woda Królowej Węgier była i
może być dzisiaj nie tylko nośnikiem zapachu, ale cennym lekiem. I nim
była przede wszystkim w średniowieczu. Najcenniejszy opis jej
właściwości zawiera "Pharmacopeia Londoniensis" F. Culpepera z 1683
roku:
"Woda ta (a raczej nalewka) jest godna podziwu
przeciw wszystkim przeziębieniom i powodowanych wilgocią chorobom
głowy, apopleksji, epilepsji, zawrotom głowy, letargowi, paraliżowi,
chorobom nerwów, reumatyzmowi, skazom, skurczom konwulsjom. Utracie
pamięci, tępocie, śpiączce, senności, głuchocie, szumom w uszach,
zaburzeniom widzenia, koagulacji krwi, bólom głowy powodowanym flegmą i
humorami. Pokonuje bóle zębów, bóle i słabości żołądka, zapalenie
opłucnej, brak apetytu i złe trawienie, obstrukcje wątroby, śledziony,
jelit i macicy. Przyjmuje i konserwuje naturalne ciepło. Odnawia
zdolności i funkcje ciała, nawet w starości (tak mówią). Niewiele jest
remediów dających tak wiele dobrych efektów. Podawać wewnętrznie w
winie lub wódce, przemywać nią skronie, wdychać nozdrzami".
Gdyby abstrahując od języka i formy porównać
powyższy opis ze znanym ze współczesnej aromaterapii właściwościami
olejku rozmarynowego, tymiankowego i lawendowego można z całą pewnością
stwierdzić, że "Woda Królowej Węgier" oprócz pięknego zapachu była
także znakomitym, wszechstronnym lekiem. I tak też może być postrzegana
dzisiaj.
No proszę. Nie wiem ile z tego gadki marketingowej a ile prawdy – wikipedia na przykład milczy na ten temat – ale historyjka ładna. Jeśli jednak coś w tym jest to byłby to ładny polsko-węgierski wkład w kulturę zapachową. Jakby ktoś miał ochotę poczytać sobie subiektywną recenzję wody to może sobie to zrobić tutaj.