Film Lajkó – Cigány az űrben (Lajko – Cygan w kosmosie) to taka komedia, na której mało się człowiek śmieje. Opowiada groteskową historię wioskowego cygańskiego chłopaka, który marzy o zostaniu kosmonautą. Nie idzie mu to gładko: przypadkowo w kosmos wysyła wychodek, na którym akurat siedzi jego matka, skacze ze słupa telefonicznego na kopę siana, lata samolotem do oprysków miejscowego PGR-u („lepiej jak wszyscy piloci sąsiedniej jednostki lotniczej”), próbuje lotów balonem. Fanatycznie przywiązany do idei kosmosu nawet przy podtapianiu w trakcie przesłuchania przez węgierską ubecję dopytuje się tylko ile tym razem wytrzymał.

Lajkó ma swojego patrona, ciapowatego dyrektora PGR-u. Wyciąga on z więzienia (trafia tam po tym jak przypadkowo zrzuca ciężarek z balona na akurat wkraczającą na Węgry kolumnę wojska radzieckiego), bo jak się okazało wybrano go do programu kosmicznego. Jadą do Bajkonuru.
Tam dowiadują się, że kandydatów na pierwszego człowieka w kosmosie jest więcej, szczęśliwiec wybrany zostanie po szeregu wyczerpujących konkurencji. Im dalej posuwa się proces selekcji, odbywający się pod nadzorem obiecującego działacza komunistycznego Breżniewa, tym więcej podejrzanych rzeczy zaczyna się okazywać. Nie opisuję ich by nie odbierać przyjemności oglądania filmu tym, którym to będzie dane, dodam tylko, że oficjalnie pierwszym człowiekiem w kosmosie zostanie jednak Gagarin, który nota bene pojawia się w filmie.
Lajko to pierwszy film węgierskiego reżysera Balázsa Lengyela. Troszkę się to wyczuwa, choć film zrobiony jest sprawnie to nie wszystko jest w nim porywające. Konwencja czarnej komedii z elementami absurdu nie zawsze wywołuje, choćby wewnętrzny, uśmiech. Depresyjno-fatalistyczno-węgierski klimat to coś, co jednak tutaj rezonuje: co by Węgrzy nie próbowali zrobić (na przykład polecieć w kosmos) to i tak im nie wyjdzie bo zawsze więksi-silniejsi od nich ich, Węgrów, wykorzystają.
Zdecydowanie najbardziej spodobała mi się postać Breżniewa grana przez ukraińskiego aktora Bohdana Beniuka. Jego mógłbym oglądać godzinami. Ma spory potencjał komiczny, widać przy tym, że granie sowieckiego dyktatora sprawia mu wielką uciechę (jest działaczem partii Swoboda co potwierdza tę intuicję).
A co z tytułowym okrzykiem „jaki on kosmonauta, to Cygan!”? Tak woła kobieta na polu, na którym ląduje po udanym locie Lajko przedstawiający się przerażonym chłopom jako kosmonauta. To jeden z niewielu momentów, kiedy kino wybucha śmiechem. Taka to już węgierska smutna komedia, do wzdychania raczej niż chichrania, ale jak będziecie mieli okazję to sobie ją obejrzcie.