Zeszłotygodniowa wiadomość o podpisaniu umowy w sprawie rozbudowy elektrowni atomowej w Paks zdominowała totalnie publiczny dyskurs przysłaniając inne warte uwagi wydarzenie, mianowicie przyjęcie partii Gyurcsánya do opozycyjnej koalicji MSzP i Együtt2014.
Ruch ten może w istotny sposób przypięczętować zwycięstwo Fideszu w wyborach. Partia Gyurcsánya (Demokratikus Koalíció – DK – czyli Koalicja Demokratyczna) to politycznie plankton ale tu nie chodzi o to te 2 czy 3 poparcia, które niesie za sobą. Chodzi o osobę jej przywódcy. Niechęć do niego pozostaje mimo upływu znacząca. Według badań ośrodka Századvég 72% wyborców nie zagłosowałaby na listę partyjną, na której znajduje się Gyurcsány [HU].
Za włączeniem byłego premiera do koalicji demokratycznej opozycji (współpraca z Jobbikiem jest wykluczona) przemawia logika wyborów z jedną turą i pewnie to ona kazała przywódcom MSzP i Együtt2014, odpowienio Attili Meszterházyemu i Gordonowi Bajnaiemu, rozszerzyć koalicję o DK i podobnie planktonowych Liberałów Gábora Fodora.
Trzeba jednak pamiętać, że to osoba Gyurcsánya w dużej mierze umożliwiła gigantyczne zwycięstwo Fideszu 4 lata temu. Wyborcy mieli tak dość rządów jego oraz socjalistów, że uznali, że absolutna większość Fideszu to jedyne skuteczne antidotum na to co nawyprawiał.
Obecnie pięć pierwszych nazwisk na liście krajowej koalicji to Mesterházy – MSzP, Bajnai – Együtt2014, Gyurcsány – DK, Fodor – Liberałowie i Szabó Tímea – Parbeszéd Magyarországért czyli Dialog o Węgry. Pierwsze cztery z nich w taki czy w inny sposób związane były z rządami Gyurcsánya. Dla Fideszu to wygodna sytuacja. Już pojawiły się plakaty w stylu zdjęć policyjnych z hasłem „Nie zasługują na więcej szans bo mieli 8 lat by się wykazać” formalnie firmowane przez proxy Fideszu o nazwie CÖF (znana jest ona szerzej z organizacji marszów poparcia dla rządu).
na więcej szans nie zasługuje Gyurcsány
ani Mesterházy
ani oczywiście sam Bajnai ustawiony obok Miklósa Hagyó, byłego socjalistycznego wiceburmistrza Budapesztu oskarżonego o korupcję
Ten krok zamyka też pewną epokę. Kiedy półtora roku temu Bajnai ogłosił swój powrót do polityki stało się pod hasłem budowania centrum. W dobrym przemówieniu wygłoszonym wówczas wykonał szereg gestów demonstrujących otwarcie wobec wyborców o prawicowych poglądach. Pojawiła się nadzieja na partię „ani Orbán ani Gyurcsány”.
W tej chwili to już przeszłość. Partia Bajnaiego określana jest jako lewicowa, jej poparcie oscyluje wokół progu wejścia do parlamentu, z budowy centrum wynikły nici.
A sam Gyurcsány, który forsował formułę szerokiego frontu opozycji, już zapowiada, że w 2018 roku chce być głównym konkurentem dla Orbána [HU]. To będzie dopiero wspaniały wybór:)
Post opublikowany również na stronie Blogerzy ze świata.