Spokojnie, wpis nie będzie na temat Budapesztu w Warszawie ale nieco starszej historii.
W artykule Włodzimierza Kalickiego w Wyborczej pt. Dama wraca w Warsie na temat obrazu Wyczółkowskiego „Portret młodej kobiety w pracowni malarza” znalazłem obszerny fragment dotyczący rabunków polskich dzieł kultury przez żołnierzy węgierskich stacjonujących w okolicach Warszawy w 1944. Zostawili wówczas po sobie głównie dobre wspomnienia (pisałem o tym tu i tu), tym ciekawsze było więc dla mnie przeczytanie o tym mniej chwalebnym aspekcie tego epizodu wojny. Jakby ktoś mógł przysłać jakieś linki do materiałów na ten temat to proszę bardzo – dzięki! Fragment z artykułu cytuję poniżej.
Węgierski łącznik
Po odzyskaniu niepodległości Muzeum Miasta Warszawy przekształcono w Muzeum Narodowe. W jego zbiorach obraz Wyczółkowskiego pozostawał do wybuchu II wojny światowej. W 1937 r. został wypożyczony na pośmiertną wystawę malarstwa Wyczółkowskiego w Zachęcie.
Zrabowano go podczas Powstania Warszawskiego lub jesienią 1944 r., gdy niemieckie oddziały grabiły i paliły miasto.
Przeprowadzone przez nas w Berlinie oględziny obrazu ujawniły, że został on wycięty z ram bardzo ostrym narzędziem. Cięcia są równe, jak od linijki, niepostrzępione, więc nie zrobiono ich w pośpiechu. Wygląda na to, że „Młodą kobietę” wybrano nie tylko z powodu atrakcyjnego, nawet dla laika, wyglądu, ale też dla małego formatu. Potwierdzałby to brak ewidentnych śladów składania wyciętego obrazu.
Ale kto go zrabował?
W czerwcu 2009 r., tuż po aukcji w Niemczech, na której został sprzedany, zadzwoniłem do firmy Peter Karbstein. Menedżer niemieckiego domu aukcyjnego Christian Ix poinformował mnie, że obraz od przełomu lat 50. i 60. znajdował się w rękach pewnej zamożnej niemieckiej rodziny. Rodzice posiadaczy, którzy obraz wystawili na aukcję, wedle relacji Ixa, kupili go podczas pobytu we własnej posiadłości w Hiszpanii od zubożałej węgierskiej arystokratki.
Jeśli informacje te brać za dobrą monetę, trzeba by założyć, że „Młodą kobietę” zrabowali węgierscy żołnierze podczas Powstania Warszawskiego lub tuż po jego kapitulacji. Istotnie, w ostatnich dniach sierpnia 1944 r. w Wilanowie pojawiła się węgierska rezerwowa dywizja kawalerii. Zluzowała ona blokujące Warszawę od południa oddziały niemieckie. Węgrzy nie mieli ochoty walczyć ani z powstańcami, ani z Armią Czerwoną, często pomagali ludności cywilnej, czasem powstańcom, na każdym kroku dawali do zrozumienia, że chcą tylko wrócić cało do ojczyzny. Jednym z adiutantów ich dowódcy był major Barley, kustosz budapeszteńskiego muzeum. Interesował się pałacem w Wilanowie i zgromadzonymi tam dziełami sztuki, doradzał gen. Szabo i kolegom oficerom, co warto rabować. Wedle relacji świadków po wycofaniu się węgierskich kawalerzystów z wilanowskiego pałacu znikło ponad 150 obrazów, także sporych formatów, oraz meble. Rabusie mogli sobie na to pozwolić – mieli wielkie konne tabory.
Ale Węgrzy nie mogli dotrzeć przez pozycje niemieckich oddziałów liniowych aż do Alej Jerozolimskich, by zrabować obraz Wyczółkowskiego z gmachu Muzeum.
Każda inna hipoteza, że „Młoda kobieta” zrabowana została przez węgierskich maruderów w drodze na Węgry z jednej z hitlerowskich składnic dzieł zagrabionych, np. na Dolnym Śląsku, albo że jakiś Węgier przed końcem wojny, lub tuż po, odkupił ją od niemieckiego rabusia, jest teoretycznie możliwa, lecz mało prawdopodobna.
A może opowieść o węgierskich emigrantach w Hiszpanii była zmyśleniem? Niewykluczone. Niemieckie prawo stanowi, że zrabowane dzieło sztuki, o ile pozostaje w posiadaniu jednej rodziny w Niemczech przez minimum 30 lat, staje się legalną własnością posiadaczy. I proszę! Obraz Wyczółkowskiego miał być kupiony przez niemieckich posiadaczy już na przełomie lat 50. i 60., zatem bezpiecznie wcześnie.
Ale w ogóle wątku hiszpańskiego (być może bez węgierskiego łącznika) w losach obrazu wykluczać nie można – Hiszpania Franco była wymarzonym schronieniem dla Niemców, którym w alianckich strefach okupacyjnych grunt palił się pod nogami.