Pál Teleki (1879-1941) – artykuł w Polonii Węgierskiej

W najnowszym numerze Polonii Węgierskiej ukazało się moje omówienie książki Balázsa Ablonczyego pt. Pál Teleki (1879-1941). Wyszła też po polsku, warto przeczytać. Mój tekst może zainteresuje kogoś zarówno samą książką jak i tą ciekawą postacią. Zamieszczam go poniżej.

Tak na marginesie, do przeczytania książki zachęcił mnie komentarz Moniki Molnárné Sagun pod moim wcześniejszym wpisem Trudni przyjaciele Polaków. Za tę sugestię dziękuję!

Pál Teleki (1879-1941)

Postać Pála Telekiego Polacy zazwyczaj kojarzą z jego, bardzo pozytywnym, trzeba natychmiast dodać, stosunkiem do Polski, inne aspekty tego ważnego polityka węgierskiego XX wieku zwykle umykają tu uwadze. Wydana po polsku biografia Telekiego pt. Pál Teleki (1879-1941) autorstwa Balázsa Ablonczyego umożliwia pogłębienie wiedzy na jego temat oraz na zniuansowanie jego obrazu.

Polityk

Aczkolwiek Teleki publicznie deklarował, że nie uważa się za polityka, to nim był w pierwszym rzędzie. W okresie 1920-1944 był dwukrotnie premierem (w latach 1920-1921 oraz 1939-1941), był ministrem religii i edukacji oraz szefem MSZ-tu, wielokrotnie zasiadał też w parlamencie nie licząc innych form działalności politycznej i społecznej.

Nacjonalista

Choć wiązał się z szeregiem partii to nie zmieniał swoich poglądów. Zapewne w sporej mierze z powodu swojego arystokratycznego pochodzenia był antyliberalnym konserwatystą i, mimo tego, że jego matka była Greczynką, węgierskim nacjonalistą. W okresie po Trianonie był silnie związany z ideą rewizjonizmu. Nie był wolny od skłonności darwinistycznych: powiedział kiedyś, że „jedyną prawdziwą podstawą nauk społecznych jest biologia”. Przed wojną (choć później już nie) wyrażał się z uznaniem o Niemcach pod rządami Hitlera, chwalił również rządzoną przez Salazara Portugalię.

Był zwolennikiem turanizmu, czyli ideologii, w myśl której narody pochodzące z Azji Środkowej – ludy tureckie, mongolskie, uralskie czy też właśnie Węgrów – łączą kulturowe, językowe i etniczne więzy. Była to odpowiedź na pangermanizm i panslawizm, który jawił się jako zagrożenie. Teleki był członkiem władz Towarzystwa Turańskiego i przejawiał żywe zainteresowanie studiami wschodnimi.

Antysemita

Ważną częścią jego poglądów był antysemityzm. Korzenie miał on w funkcjonującej na Węgrzech przez kilka miesięcy 1919 Republice Rad, którą Teleki uznał za „władzę Żydów”.

Był premierem, kiedy parlament wprowadził ustawę numerus clausus ograniczającą liczbę studentów żydowskich na uniwersystetach. Teleki rozróżniał wówczas Żydów, którzy od dawna mieszkali na Węgrzech od „napływowców z Galicji”, do tych ostatnich miał stosunek negatywny. Rząd wkrótce wprowadził szereg innych rozporządzeń skierowanych przeciwko Żydom.

Kiedy został po raz drugi premierem w 1939 roku tak zapowiadał w expose drugą ustawę antyżydowską „Nie nikt, czy to w kraju czy zagranicą, nie uważa, że ustawa ta – jak się pisze – powstała na wzór niemiecki czy jakikolwiek inny ale też jest wynikiem jakiegoś nacisku”. Argumentował, że asymilacja Żydów jest niemożliwa gdyż Żydzi są rasą umysłową a nie tylko biologiczną. Twierdził, że na przestrzeni dziejów czterema głównymi wrogami Węgrów byli Mongołowie, Turcy, Żydzi i Niemcy.

W przyjętej ustawie zastosowano kryterium religijne: za Żyda uznano osobę której jedno z rodziców lub dwoje dziadków było Żydami. Kategorie te pomogły w organizacji deportacji w 1944 roku. W sumie ustaw antyżydowskich przyjęto trzy.

Rewizjonista

Jak wspomniałem, po podpisaniu traktatu Trianon, Teleki zajął pozycje rewizjonistyczne. Takie podejście podzielane było wówczas w zasadzie przez całe polityczne spektrum. Aczkolwiek opowiadał się za rewizją integralną oznaczającej przywrócenie Węgier w poprzednim kształcie, to jako realista uznawał, że rewizja na podstawie etnicznej jest jedyną możliwą.

Pragnął przywrócić dawną rolę Węgier jako hegemona na terenie kotliny Karpackiej. Uważał, że dawne mniejszości zaakceptują ideę „nowego przymierza”. W dążeniach do rewizji oczekiwał akceptacji wielkich mocarstw, opinia ościennych państw nie była dla niego ważna.

Aktywnie brał udział w negocjacjach wiodących do uzyskania przez Węgry części Czechosłowacji w 1938 roku. Promował wtedy ideę autonomii dla Rusi Zakarpackiej, której jednak nie udało się zorganizować. Prowadził również działania dyplomatyczne prowadzące do odzyskanie części Siedmiogrodu, gdzie zabiegał o zatrudnianie urzędników pochodzących z mniejszości narodowych i podtrzymał obowiązkową naukę rumuńskiego w szkołach.

Cały czas jednak starał się przy tym zachować dostateczny dystans wobec Niemców by nie zrywać możliwości porozumienia z Aliantami. Z czasem jednak możliwości działania kurczyły się coraz bardziej. W 1939 roku jeszcze był w stanie odrzucić niemieckie żądania udostępnienia terytorium kraju do ataku na Polskę mimo że Węgry dopiero co dzięki poparciu Niemiec uzyskały terytoria byłej Czechosłowacji, ale gdy w 1941 roku Niemcy zaproponowały Węgrom odzyskanie południowych terytoriów w zamian za atak na Jugosławię, Teleki czuł, że nie ma już pola do manewru.

Nie sprzeciwiał się działaniom militarnym mimo podpisanego dopiero co traktatu o przyjeźni z tym krajem, ale nie zgadzał się ze skalą planowanych działań. Ostrzeżenie z Londynu, że w przypadku udziału w agresji na Jugosławię u boku Niemiec Wielka Brytania wypowie Węgrom wojny uświadomiło mu, że polityka balansowania między stronami wojny poniosła klęskę i los kraju teraz będzie w pełni związany z Niemcami.

Popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę 3 kwietnia 1941 roku. W liście do Horthyego napisał:

Staliśmy się wiarołomcami – z tchórzostwa – łamiąc traktat o wiecznym pokoju, oparty na mowie z Mohacza. Naród to czuje, że zszargaliśmy jego honor.

Stanęliśmy po stronie szubrawców – bo ani słowo nie jest prawdą ze zmyślonych aktów bezprawia! Ani przeciwko Węgrom, ani nawet przeciwko Niemcom! Będziemy rabusiami trupa! Najnędzniejszym z narodów.

Nie powstrzymałem cię. Jestem winny.

Harcerz

Teleki był naczelnikiem węgierskiego harcerstwa (cserkészest). W przeciwieństwie do Polski nie było ono ruchem masowym. Grupowało dzieci i młodzież z klasy średniej, było silnie zorientowane na wartości religijne i w pełni oddane idei rewizjonizmu.

Teleki był organizatorem Jamboree – międzynarodowego spotkania skautów – w Gödöllő w 1933 roku i uczestniczył w Jamboree w Spale w 1935 roku. Entuzjastyczne przyjęcie, z jakim spotkała się tam węgierska delegacja zrobiło na nim ogromne wrażenie i być może to ono właśnie wpłynęło na jego propolskie zachowanie w okresie II wojny światowej.

Geograf

Przez całe życie geografia cieszyła się dużym zainteresowaniem Telekiego, prowadził w tej dziedzinie działania naukowe i miał szereg osiągnięć. Był autorem słynnej „czerwonej” etnograficznej mapy Węgier, którą stworzył w 1918 roku. Jej nazwa pochodziła o czerwonego koloru, którym oznaczono na niej tereny zamieszkałe przez Węgrów. Mapę używano w trakcie negocjacji poprzedzających traktat Trianon.

Przyjaciel Polaków

Wygłaszając parlamentarne expose gdy po raz pierwszy został premierem w lipcu 1920 roku, podkreślał rolę Polski jako jednego z głównych partnerów Węgier na arenie międzynarodowej i deklarował wolę pomocy w walce z bolszewikami. Węgry wysyłały wówczas pomoc wojskową dla Polski, Teleki odgrywał w tym istotną rolę.

W okresie międzywojennym odwiedział Polskę kilkakrotnie. Poza wspomnianą wizytą w Spale ich powodem były kontakty naukowe a nawet rodzinne: odwiedził mieszkającą w zamku w Niedzicy Ilonę Bethlen, krewną swojej żony.

Prowadził, uwieńczone sukcesem, działania prowadzące do powstania polsko-węgierskiej granicy.

Premierem został ponownie w krytycznym dla Polski 1939 roku. Jak wspomniałem, odmówił wówczas Niemcom udostępnienia węgierskiego terytorium dla transportu wojska biorącego udział w kampanii przeciw Polsce. Ich żądanie miało zresztą na celu raczej skompromitowanie Węgier niż osiągnięcie ważnych celów militarnych. Rząd Telekiego przyjął też 70-90 tysięcy uchodźców polskich wystawiając się na ataki Niemców i strzałokrzyżowców. Obozy dla uchodźców zakładano blisko granicy z Jugosławią by ułatwić ucieczki na zachód.

Jak pisze autor książki, mimo propolskich przekonań Telekiego, jego polityka współpracy z Polską nie zawsze przynosiła efekty bo nie było to możliwe. W okresie międzywojennym Polska stała na stanowisku status quo podczas gdy Węgry dążyły do zmiany sytuacji.

Warto wspomnieć aspekt taktyczny przyjaźni wobec Polski. Teleki, polityk przecież, swoją polityką wobec Polski pragnął zachować otwartą furtkę do aliantów by zapewnić pole manewru dla węgierskiej polityki zagranicznej.

***

Pál Teleki był tragiczną postacią. Jego polityka nakierowana na rewizjonizm przyniosła klęskę: związane z Niemcami Węgry wojnę przegrały tracąc, jak się okazało, tymczasowe zdobycze terytorialne. To, że do tego może dojść widział wcześniej niż inni, co doprowadziło do jego samobójstwa. Ustawy antyżydowskie, które tak popierał, okazały się być pierwszymi krokami w kierunku Holocaustu, choć tego nie mógł jeszcze wiedzieć.

Paradoksalnie, Teleki cieszy się szacunkiem wielu Węgrów nie tyle chyba z powodu swoich osiągnięć ale dlatego, że miał odwagę przyznać się do przegranej, co politykom zwykle nie przychodzi łatwo.

Z szeregiem jego poglądów trudno się dziś utożsamiać, ale jego stosunek do Polski i Polaków pozostaje do dziś jednym z jaśniejszych aspektów życia tego nieprzeciętnego polityka.

porucznik graf Weissenwolf József i 27 żołnierzy

Przy kościele św. Anny w Debreczyny na murze wisi tablicy upamiętniająca „poległych w boju oficerów i żołnierzy Cesarsko-Królewskiego 39 Pułku Piechoty od jego powstania”. Wygląda ona tak:

Strukturę ma prostą: rok – miejsce bitwy – nazwiska oficerów – liczba żołnierzy.

I to jest to czym mnie ta tablica zafascynowała. Rzadko można napotkać tak jaskrawo zilustrowane nierówności społeczne. Zginęło 28 ludzi, jednego wspominamy z nazwiska i stopnia, resztę traktujemy jako anonimową liczbę. Dlatego, że ten jeden był oficerem, najprawdopodobniej arystokratycznego pochodzenia.

Poza tym, to kolejny przykład jak historię dominują klasy wyższe. Im zawsze poświęcano więcej uwagi: i tak nazwisko grafa Weissenwolfa znane jest do dziś, żołnierze, którzy razem z nim polegli pozostają prawdopobnie anonimowi.

Taka ciekawa tablica.

Jak Węgry mogły wpłynąć na przebieg drugiej wojny światowej

Węgry w czasie drugiej wojny światowej nie odegrały istotnej roli ale, zdaniem Krisztiána Ungváryego, węgierskiego historyka zajmującego się tym okresem, bardzo mało brakowało by stało się inaczej. Pisze o tym w swojej niedawno wydanej książce pt. Kiugrás a történelemből.

Argumentuje, że sukces, jak wiemy, nieudanej, węgierskiej próby zmiany stron w wojnie, którą podjęto 15 października 1944 roku, miałby dalekosiężne skutki zarówno dla Węgier jak i całego świata.

Mówi się często, że pisanie alternatywnych historii może być ekscytującym zajęciem ale doprowadzenie do innego przebiegu wypadków jest zwykle splotem ogromnej liczby czynników czyniąc te alternatywy nieprawdopodobnymi czy wręcz nierealnymi. Nie było to tak, uważa Ungváry, w omawianym przez niego przypadku.

Tu chodziło o szereg bardzo konkretnych działań podjętych przez parę osób, głównie Miklósa Horthyego, które zaważyły na niepowodzeniu operacji. Warto je teraz omówić.

Przed 15 października 1944 roku Horthy, przez tajnych wysłanników, uzgodnił się z Sowietami przejście Węgier na stronę aliantów. Tym niemniej w proklamacji, którą odczytano przez radio tego dnia, powiedział tylko, że dopiero rozpoczął negocjacje pokojowe. Tekst nie określał jasno jak powinna zachować się armia, co doprowadziło do zamieszania. Umożliwiło to poniekąd odwołanie całej operacji poprzez rozkaz generała Jánosa Vörösa, szefa sztabu, wzywający do dalszej walki po stronie Niemiec, który odczytano przez radio wieczorem. Horthy na to zezwolił. Zdaniem Ungváryego kolejnym decydującym błędem Horthyego było to, że w trakcie próby przejścia na stronę aliantów przez Węgry pozostał on w Budapeszcie, gdzie Niemcy mieli większe siły wojskowe i możliwość wpływania na niego, zamiast przeniesienia się do silnego zgrupowania wojsk węgierskich, gdzie miałby pełną ochronę.

Tak więc te bardzo konkretne kroki wynikające z braku zdecydowania Horthyego a także mentalnej niezdolności do zwrócenia się przeciw Niemcom oraz współpracy z Sowietami doprowadziły do niepowodzenia całego przedsięwzięcia.

Ungváry analizuje sytuację militarną, rozmieszczenie wojsk, stosunek do Niemców wśród kluczowych dowódców i dochodzi do wniosku, że zmiana stron w przypadku lepszego przywództwa miała jednak wszelkie szanse na powodzenie. Wystarczyłoby, by wojska węgierskie zaprzestały walki z Armią Czerwoną i przepuściły ją, atak na Niemców nie był konieczny.

Drugą tezą autora jest, że skutki udanej zmiany stron przez Węgry podobne byłyby w skali do efektu oblążenia Stalingradu czy też lądowania w Normandii: wojna byłaby krótsza o kilka miesięcy i odpowiednio mniejsze byłyby straty ludzkie. Ungváry popiera swoje tezy poprzez znowu, szczegółową analizę sytuacji wojskowej. Głównym argumentem jest tutaj utrata przez Niemcy dostępu do węgierskich złóż ropy naftowej, których produkcja trzykrotnie przekraczała ówczesną produkcję w Niemczech. Bez węgierskiej ropy Hitler nie byłby w stanie walczyć aż do maja 1945 roku.

Udana zmiana stron w wojnie przyniosłaby wiele korzyści także samym Węgrom. Pominąwszy mniejsze straty ze względu na krótsze i mniej intensywne walki na terenie Węgier (nie doszłoby na przykład do oblężenia Budapesztu), kraj zakończyłby wojnę w korzystniejszej pozycji jako jeden z członków koalicji alianckiej. To umożliwiłoby, między innymi, trwałe odzyskanie części ziem utraconych na mocy traktatu z Trianon.

Książka z jednej strony jest przygnębiająca bo pokazuje, że istniała korzystniejsza alternatywa do przebiegu wydarzeń ale z drugiej strony pokazując, że węgierska historia nie jest efektem jakiegoś fatalizmu czy przemożnego wpływu czynników zewnętrznych ale w dużej mierze odpowiadają za nią sami Węgrzy, daje pewne podstawy do optymizmu: skoro głównymi twórcami swojego losu są jednak Węgrzy to w przyszłości, wyciągnąwszy właściwe wnioski z historii, podobnych błędów da się uniknąć.

Radio Polonia Węgierska 88 / Zastanawiający pomnik Hanny Szenes

Hanna Szenes to niezwykła postać a jej niedawno odsłonięty pomnik skłania do zadawania niewygodnych pytań. O tym mówię w najnowszym odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (18:55)

Niedawno odsłonięty pomnik Hanny Szenes nie jest jej pierwszym upamiętniem w mieście bo jej mini-pomnik wykonał wcześniej Mychajło/Mihály Kołodko, jej imieniem nazwano też niewielki placyk w siódmej dzielnicy. ale ten pomnik jest najbardziej znaczący i prowokujący do pytań wykraczających poza postać samej Hanny Szenes.

Była ona węgierską Żydówką. Wyemigrowała do Palestyny w 1939, gdzie pracowała w kibucu oraz wstąpiła do żydowskiej podziemnej organizacji wojskowej Hagana (Palestyna znajdowała się wówczas pod kontrolą brytyjską). W 1943 roku wstąpiła do brytyjskiej armii, trafiła tam do Special Operations Executive – agencji do działań dywersyjnych na terenie okupowanej Europy. W sumie do tej agencji zwerbowanych było siedemnastu węgierskich Żydów.

W 1944 roku zrzucono ją wraz z kilkoma towarzyszami do Jugosławii. Mieli wspomagać działania partyzantów oraz w miarę możliwości podjąć działania w celu ochrony żyjących jeszcze węgierskich Żydów. Niestety, złapano ją podczas przekraczania granicy węgierskiej. Mimo tortur nie podała kodów do radia, które przy niej znaleziono ani szczegółów misji. Rozstrzelano ją w Budapeszcie 7 listopada 1944 roku.

W Izraelu od lat jest bohaterską. Wiersze, które pisała, omawiane są w szkołach. Na Węgrzech, do niedawna, była nieznana. Nowy pomnik pewnie pomoże to częściowo nadrobić.

I tu właśnie pojawiają się pytania. Bo Hanna Szenes była członkiem armii będącej w stanie wojny z Węgrami, innymi słowy, była zdrajcą, wrogiem. Jak można wrogowi oficjalnie stawiać pomnik?

Można jeśli się dawną wojnę przewartościuje (ktoś był może wrogiem ale racja była po jego stronie), Węgry tego jednak dotąd nie zrobiły. Ocena udziału Węgier w wojnie nie jest przedmiotem dyskusji. Przyznając, że Węgry ją przegrały unika się zajęcia pozycji wobec tej kwestii. Ten pomnik wiele tu nie zmieni, pokazuje tylko nieco schizofreniczne podejście do niej.

A takich postaci jak Hanna Szenes jest więcej. Poza jej towarzyszami z Palestyny jest przecież paru węgierskich naukowców, którzy wzięli udział w tworzeniu bomby atomowej, jest Pál Ignotus, dziennikarz sekcji węgierskiej BBC w czasie wojny, jest służący w armii amerykańskiej pisarz György Faludi i szereg innych. To i dziś zdrajcy i wrogowie czy też może stali po słusznej stronie? A może najprościej dalej tymi pytaniami się nie zajmować.

Pomnik Hanny Szenes na placu Széna, źródło: Wikipedia
Pomnik Hanny Szenes autorstwa Mychajło/Mihály Kołodki na placyku jej imienia w siódmej dzielnicy, źródło: Köztérkép

Radio Polonia Węgierska 84 / Węgierski syndrom Trianon

Wreszcie – jest niezbędna dla chcących lepiej rozumieć Węgry czytelnika polskiego czyli Węgierski syndrom Trianon Bogdana Góralczyka. Polecam ją w kolejnym podcaście Radio Polonia Węgierska (20:35).

Kiedy człowiek zacznie się interesować Węgrami – albo też tu przyjedzie – zapoznaje się szybko z paroma rzeczami: zupą gulaszową, łaźniami, węgierskimi winami, romkocsmami no i oczywiście Trianonem. Są to zwykle, przynajmniej początkowo, znajomości dość powierzchowne, bo nie zawsze łatwo jest ze źródłami informacji. Dobra wiadomość, że co do Trianonu sytuacja się poprawiła bo niedawno ukazała się po polsku książka, która prezentuje temat w szerokim ujęciu.

Węgierski syndrom Trianon Bogdana Góralczyka to nie tylko omówienie wydarzeń związanych z tym nieszczęsnym dla Węgier traktatem kończącym pierwszą wojnę światową. Książka obejmuje okres stu pięćdziesięciu lat od początków dualizmu Monarchii Austro-Węgierskiej poprzez pierwszą wojnę światową i sam traktat, międzywojenny rewizjonizm, tragiczne wydarzenia drugiej wojny światowej, powojenne przemilczenie tematu aż po obecne z nim związane dyskusje i wpływ na politykę. Trianon jako leitmotiv ostatniego półtora wieku to niezły sposób by wiele dowiedzieć się o historii Węgier oraz sposobie myślenia Węgrów.

Istnieją zasadniczo dwa podejścia do kwestii odpowiedzialności za Trianon: przypisanie jej obcym mocarstwom – to obecnie dominująca linia – lub uznanie, że spowodowali go, swoimi czynami i postawą, sami Węgrzy. Autor skłania się ku temu drugiemu podejściu. Argumentuje, że polityka agresywnej madziaryzacji a nawet szowinizm węgierski przejawiany wobec mniejszości żyjących na terenie ówczesnych Węgier oraz absolutny brak elastyczności politycznej elity nawet w obliczu wojennej klęski, skutecznie zniechęciły te mniejszości do lojalności wobec Węgier. Warto dodać, że sami Węgrzy mimo wspomnianej madziaryzacji nie stanowili nawet połowy mieszkańców kraju przed pierwszą wojną światową.

Książka, która nie szczędzi nawiązań do współczesności, pisana jest z perspektywy węgierskiej. To jest pewnie jej największym ograniczeniem. Marzy mi się omówienie Trianonu przedstawiające perspektywy wszystkich zaangażowanych stron a także nawiązujące do kontekstu europejskiego, na przykład, omawiając rozpad nie tylko węgierskiej ale i austriackiej części Monarchii.

Ale i tak Węgierski syndrom Trianon Góralczyka to wspaniały prezent dla wszystkich ciut głębiej niż tylko turystycznie zainteresowanych Węgrami.

Radio Polonia Węgierska 83 / Zapomniane ofiary wojen

Nie o wszystkich ofiarach wojen pamiętamy tak samo. O tym mówię w najnowszym odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (17:50).

Jak ktoś podróżuje po Węgrzech na pewno zwróci uwagę na stojące w środku każdej miejscowości małe pomniki czy też tablice upamiętniające ofiary dwóch ostatnich wojen światowych. Powstały one zwykle w latach międzywojennych, początkowo jako upamiętnienie ofiar wojny, wówczas jeszcze po prostu „światowej”, bez przymiotnika “pierwsza”, po drugiej wojnie dodano kolejne listy.

Ofiary te polegli żołnierze. Mężczyźni w kwiecie wieku. Ich śmierć z pewnością odbiła się tragicznym piętnem na ich rodzinach, w których odgrywali zapewne rolę żywiciela. Jeśli porównać ich liczbę do liczby mieszkańców miejscowości, widać jakim ciosem ta strata musiała być także na poziomie społecznym.

Tablice takie to oczywiście nie specjalność węgierska. Znaleźć je można w wielu krajach na zachodzie Europy.

W Polsce jednak takich upamiętnień ofiar pierwszej wojny światowej brak.

Czy w czasie tej wojny nie ginęli Polacy? Czy może ginęło ich mniej niż przedstawicieli innych narodowości? Czy nie są warci pamięci? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi: nie.

Pomija się ich w zbiorowej pamięci bo nie zginęli za Polskę, a śmierć ludzi, którzy zginęli z innych niż Polska powodu, nawet jeśli nie mieli w tej sprawie wyboru, wyraźnie jest mniej warta. Jak pamiętamy z nauki historii w szkole, ta wojna, ta wymarzona wojna narodów, w której wszyscy trzej zaborcy ponieśli klęskę to powód do radości a nie żałoby. A przecież tu też zginęli Polacy – tu też zginęli ludzie.

Każdy Polak zapytany o ilość ofiar drugiej wojny światowej nawet w środku nocy wyrwany ze snu wyrecytuje: sześć milionów. Na to samo pytanie w odniesieniu do pierwszej wojny światowej w milczeniu sięga po komórkę by sprawdzić w internecie (pomogę: to około miliona zabitych).

W czasach kiedy nawet ofiarom większych wypadków drogowych stawia się pomniki cisza wokół polskich ofiar pierwszej wojny światowej jest szczególnie uderzająca.

Radio Polonia Węgierska 82 / Kapuś

Ten serial przemknął się przez HBO Max jak meteor a mimo wszystko na wielu Węgrach zrobił duże wrażenie. Besugó czyli Kapuś powinien być ciekawy nie tylko dla Węgrów, o tym opowiadam w kolejnym odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (22:30).

Co istnieje coś, co może bardziej kręcić Węgrów niż Batman? Okazało się, że tak. Kiedy w kwietniu w ofercie HBO Max równolegle z Batmanem właśnie pokazano węgierski ośmioodcinkowy serial pt. Besugó czyli Kapuś, on właśnie okazał się być bardziej popularny od Batmana.

Jest rok 1985. Na studia do Budapesztu przyjeżdza z prowincji Gergő. Jeszcze w pociągu zostaje on szantażem zmuszony do współpracy z węgierską ubecją. Ma rozpracować działającą wśród studentów opozycyjną grupę kierowaną przez charyzmatycznego Zsolta Szavę.

Gergő podejmuje grę niekiedy wyciągając dla siebie korzyści z układu, w którym się znalazł. Donosi na kolegów, coraz bardziej zdobywa zaufanie opozycjonistów, a przy tym doskonali się w sztuce manipulowania wszystkimi w swoim otoczeniu, włączając w to swojego oficera prowadzącego.

Serial w niemal fotograficzny odtworzył świat lat osiemdziesiątych. Tytułowy klip z muzyką undergroundowej kapeli Európa Kiadó mistrzowsko łączy oficjalne i nieoficjalne obrazy z tego okresu. Bardzo przekonująco przedstawione jest kilka postaci, na przykład mały cwaniak zajmujący się wszelkimi geszeftami czy młodzieżowy działacz komunistyczny.

Gorzej poszło natomiast z odtworzeniem historycznych realiów, co ściągnęło na serial wiele krytyki. Podnoszono, że inaczej wyglądała ówczesna opozycja, że przedstawiony w filmie szantaż w życiu nigdy by nie miał miejsca, że nie oddano w nim wszechobecnego strachu.

Tak czy inaczej, serial zahipnotyzował Węgry. Pewną rolę odegrała w tym na pewno nostalgia za latami osiemdziesiątymi, które, jak wspomniałem, są w warstwie wizualnej odtworzone nadzwyczaj wiernie.

Sądzę jednak, że ważniejsze było podjęcie tematu współpracy z bezpieką. Ten temat to na Węgrzech w zasadzie tabu. Mimo upływu tylu lat od upadku komunizmu, do dziś dostęp do archiwów jest ograniczony. Społeczeństwo nie zmierzyło się z tą kwestią. A, jak się wydaje, jest do tego gotowe.

Serial był dostępny zaledwie przez parę miesięcy bo już pod koniec czerwca usunięto go z oferty HBO Maxa powołując się na względy oszczędnościowe. Trudne to zrozumiałe zważywszy na jego popularność. Może zadbali o to nieujawnieni agenci z tamtych czasów?

Tytułowy klip
Mocskos idők czyli Parszywe czasy

Radio Polonia Węgierska 60 / Komunizm na wyspie Szentendryńskiej

W 60-tym odcinku podcastu opowiadam (27:30) o założonym przed niemal stu laty przez komunistów i do dziś zachowującym nieco swojego pierwotnego charakteru letniskowym osiedlu na wyspie szentendryńskiej.

Program podcastu:

– powitanie
– serwis informacyjny
– przegląd prasy węgierskiej
– przegląd prasy polskiej
– jeż węgierski
– urywki z historii
– Węgrzy w Powstaniu Warszawskim
– pożegnanie

przygotowali: A. Szczęsnowicz-Panas, R.Rajczyk, P.Piętka, J. Celichowski

Czy możliwy jest komunizm dla chętnych? Dziwne pytanie, bo ustrój ten zwykle zaprowadzano przemocą, przy pomocy rewolucji czy też na bagnetach Armii Czerwonej.

A jednak, jest na Węgrzech jedno takie miejsce, które, można powiedzieć, urządzono w duchu komunizmu i to w dodatku zupełnie dobrowolnie.

Mowa jest o osiedlu Horány na wyspie Szentendryńskiej. Ogrodzone jest ono płotem i wejść tam można tylko gdy wprowadzi nas ktoś, kto tam ma domek – jeden ze stu pięćdziesięciu, które na osiedlu się znajdują. Na terenie samego osiedla żadnych płotów już nie ma, nie ma oddzielnych działek, każdy chodzi gdzie chce – a zwłaszcza dzieci, które biegają po całym terenie pod zbiorowym okiem wszystkich dorosłych. W razie problemu zawsze jest ktoś, kto pomoże, pocieszy, nakarmi, odprowadzi do domu. Nie wolno tu wjeżdzać samochodem, większe przedmioty transportuje się skrzypiąca, wspólną, a jakże, taczką.

Na osiedlu sporo jest elementów wspólnotowych. Wspólny jest prąd, woda, wywóz śmieci. Kiedyś nawet gotowanie było wspólne. Działa małe muzeum, są imprezy kulturalne, kino pod gołym niebem, stoły pingpongowe, boisko i hangar dla łódek, Dunaj przecież tuż-tuż. By dojść do plaży trzeba tylko przejść przez asfaltową drogę i już można się kąpać niekiedy poddając się falom wywołanym przez przepływające obok gigantyczne wycieczkowce.

Osiedle powstało w latach 20-tych. Założyli je członkowie żydowskiego komunistycznego klubu wioślarskiego, co wyjaśnia wewnętrzną organizację terenu. Z czasem dołączyli do nich inni, esperantyści, wolnomyśliciele – a także turyści, miłośnicy natury.

Wielu mieszkańców osiedla w czasie wojny stało się ofiarami Holocaustu. Niektórzy porobili kariery w okresie socjalizmu. Jednak zaraz po rewolucji 1956 roku blisko jedna czwarta mieszkańców uciekła z Węgier na emigrację.

Na osiedlu letniskuje kolejne, trzecie już pokolenie. Dawną nazwę Vörös Meteor (Czerwony Meteor) zmieniono na zwykły Meteor by nie kłuła w oczy. Wspólnotowy charakter miejsca jednak pozostał. Taki komunizm dla chętnych, przeciwko któremu sam nic nie mam.

Komuniści na plaży przy Horány, źródło; Fortepan / Dénes János
Miłośnicy sportów wodnych odsłaniający pomnik ruchu robotniczego na osiedlu, źródło: Fortepan / Dénes János

Radio Polonia Węgierska 53 / zapomnieć gwiazdę na koszulce Puskása

Z którego osiągnięcia rákosizmu są Węgrzy do dziś bezgranicznie dumni? No właśnie, o tym opowiadam w ostatnim odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (23:15).

Zaczęło się właśnie Euro i jako że w mistrzostwach bierze udział reprezentacja Węgier nie sposób nie wspomnieć Złotej Jedenastki. Osiągnęła ona niewyobrażalne sukcesy, przede wszystkim zwycięstwo nad Anglią na Wembley 6:3 w 1953 roku potwierdzone miażdzącym rewanżem w Budapeszcie 7:1, i słusznie stała się legendą, nie tylko zresztą sportową ale i narodową. Przyznają się do niej wszyscy Węgrzy bez względu na poglądy polityczne. Nie mówi się przy tym, że ta drużyna ogromnie wiele zawdzięczała szalejącemu wówczas na Węgrzech stalinizmowi Mátyása Rákosiego.

Jej trener Gusztáv Sebes, przy okazji komunista, wiceminister sportu i przyjaciel Rákosiego, wprowadził szereg nowinek. Uznał, że piłkarze muszą cały czas przebywać ze sobą, więc za jego wskazaniem Ministerstwo Obrony przejęło klub Kispest przemianowując go na Honvéd, nakłaniając zawodników by służbę wojskową odbywali na boisku – w jego ramach. Honvéd swobodnie przejmował upatrzonych przez trenera zawodników z innych klubów.

Skoszarowani tam zawodnicy poddawani byli przez Sebesa surowemu reżymowi szkoleniowemu. Kładł on nacisk na sprawność ogólną i umiejętność współpracy na boisku, co szło w poprzek rozpowszechnionemu wówczas skupianiu się na indywidualnościach. Przed meczem na Wembley urządził boisko o identycznych wymiarach co tamten stadion, nieco szerszy niż węgierskie boiska, sprowadził na treningi piłkę z Anglii, i ćwiczył grę przy zapalonych świecach dymnych symulujących londyńską mgłę. Ponieważ miał polityczne poparcie do szkolenia dostawał wszystko czego sobie zażyczył.

Rzecz jasna, przyszło mu pracować z fantastycznie utalentowanymi piłkarzami ale posiadający dzięki totalitarnemu systemowi absolutną władzę w sporcie mógł ją wykorzystać zarówno do pogrążenia reprezentacji kraju jak i do wyniesienia jej na niezrównane od tej pory wyżyny.

Rezultaty wprawiały w euforię zarówno węgierskich kibiców łechcąc ich dumę narodową jak i komunistyczne władze, które sukcesy Złotej Jedenastki wykorzystywały co celów propagandowych dowodząc wyższości „socjalistycznego futbolu” a zarazem i samego ustroju.

Dziś nie mówi się już publicznie o roli socjalizmu w sukcesach drużyny, są to po prostu sukcesy Węgier. Dobrze zilustrował to niedawno minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó wręczając premierowi Izraela Benjaminowi Netanjahu koszulkę najwybitniejszego z członków Złotej Jedenastki Ferenca Puskása z umieszczonym na niej współczesnym herbem Węgier mimo że w okresie swoich największych sukcesów drużyna grała z ówczesnym komunistycznym godłem z gwiazdą na piersi.

W historii węgierskiej, a może w ogóle w historii, nic nie jest proste.

Mural upamiętniający mecz na Wembley, koszulki z gwiazdą
Péter Szijjártó, Benjamin Netanjahu, koszulka Puskása – z dzisiejszym herbem, źródło: 444.hu

Radio Polonia Węgierska 46 / przedchrześcijańskie Węgry

Węgrzy mają bogatą przedchrześcijańską historię – i są jej świadomi. O tym mówię w najnowszym podcaście Radio Polonia Węgierska (25:05). Pełen program podastu oraz mój tekst poniżej.

  1. Powitanie
  2. Serwis
  3. Przegląd prasy
  4. Jeż Węgierski w eterze
  5. Urywki historii
  6. Pożegnanie

Dopiero co mieliśmy święto chrztu Polski. Przyjęło się mówić, że to wydarzenie stanowiło zarazem początek państwa polskiego. Pomijając już kwestię na ile takie podejście jest historycznie uzasadnione warto przypomnieć, że w przypadku Węgier sugestia, że historia państwa – narodu – zaczyna się od chrztu władcy byłyba w oczywisty sposób bezsensowna: Węgrzy mają długą przedchrześcijańską historię.

Przed pojawieniem się w Kotlinie Karpackiej przebyli oni długą drogę ze wschodu. Ich trwająca kilka wieków wędrówka z praojczyzny za Uralem poprzez przystanki koło Uralu, koło Kaukazu, w Etelköz leżącym pomiędzy Donem a dolnym Dunajem doprowadziła do terenów dzisiejszych Węgier. Po drodze prowadzacy często nomadzki tryb życia Węgrzy zetknęli się z szeregiem kultur, co zostawiło ślady w języku. Przybywając do Kotliny Karpackiej Węgrzy byli politycznie i militarnie zorganizowani.

Świadomość tego jest wśród Węgrów obecna. Nawiązania do tego pojawiają się w polityce. Hasło „wiatru ze wschodu” promowane przez Orbána jest tego przykładem. Węgry uczestnicą, jako obserwator, w pracach Rady Współpracy Państw Języków Tureckich co jest kolejnym ukłonem do wschodniego pochodzenia Węgrów.

Choć prawica chętnie odwołuje się do chrześcijańskiego charakteru kraju to jednak spotyka się nawiązania do przechrześcijańskich Węgier. Kult pogańskiego jeszcze wodza Arpada, który przeprowadził podbój Kotliny Karpackiej jest niekontrowersyjny. Gorzej bywa gdy popularny symbol turula, obecnie zwykle traktowany jako część legendarium narodowego, niekiedy odzyskuje swój religijny, pogański charakter. By się o tym przekonać można odwiedzić świątynię w Verőce, której w swoim czasie nie chcieli poświęcić biskupi ze względu na pogańskie symbole, między innymi właśnie turula. Warto zajrzeć też do Dobogókő i obejrzeć sobie tam liczne symbole pogańskie oraz nawiązania do szamanizmu. Mieścić ma się tam jedna z czakr ziemi i to tam właśnie energią mieli się napełniać węgierscy królowie przed koronacją. W internecie można na jej temat znaleźć sporo nie całkiem chrześcijańskich w charakterze materiałów.

świątynia w Verőce
Turul a nie Duch święty

Ciekawą kwestią jest jak w takiej sytuacji uczyć historii. Możliwości jest kilka: można się skupić na historii państwa – wtedy mowa byłaby tylko o okresie od podboju Kotliny Karpackiej ale trzeba by uwzględnić mniejszości w nim żyjące, na historiii terenów – wtedy uwzględniona byłaby również przedwęgierska historia Kotliny, czy też na historii ludu bądź narodu, co uwzględniałoby całą historię wędrówki Węgrów. Sprawdziłem: w szkołach dominuje historia państwa choć uczniowie (trochę) uczą się też o prehistorii Węgrów oraz o historii Acquincum. Na proporcje wpływ na dostępność źróde, dość ograniczona w przypadku tych dwóch ostatnich tematów.

O ile prostsze jest wszystko w Polsce …