Węgrzy potrafią zebrać się w wielkim tłumie i zachowywać się całkiem spokojnie, co dla mnie jest niesamowite. Opowiadam o tym w 63 odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (29:30).

Właśnie odbyły się w Budapeszcie fajerwerki. Według policji obejrzało je na żywo siedemset tysięcy ludzi, żadnych incydentów nie było. Takie wiadomości nie przestają mnie zdumiewać. Siedemset tysięcy ludzi i nic?
Kto choć raz oglądał fajerwerki to wie jak to jest. Tłum ludzi, niektórzy z własnymi krzesełkami zajmujący miejsca na wiele godzin przed ich rozpoczęciem by tylko mieć dobry widok. Domówki organizowane w mieszkaniach z widokiem na Dunaj, na które wpraszają się bliźsi i dalsi znajomi. Pokoje wynajmowane w naddunajskich hotelach na ten właśnie wieczór. Specjalne rejsy statkiem po Dunaju, podobno także loty samolotem nad miastem. Ale przede wszystkim ogromny tłum na nabrzeżach rzeki.
Pamiętam jak kiedyś braliśmy udział w fajewerkowej domówce organizowanej przez kolegę Australijczyka. Był zdumiony: jakże to, tylu ludzi i żaden nie rzuci butelki od piwa w powietrze, czy też nie zrobi czegoś podobnego? W Australii, zresztą nie tylko tam, to niemal gwarantowane, od razu zaczęłaby się od tego bijatyka.
Nie na Węgrzech. Tutaj samo zebranie się tłumu, no poza demonstracjami skrajnej prawicy czy też meczami piłkarskimi, nie wyzwala agresji. Na fajerwerkach byłem też w roku 2006, kiedy skrajne załamanie pogody doprowadziło do tragedii: życie straciło 5 osób a trzysta zostało rannych. Także wtedy mimo elementów paniki udało się w dużej mierze zachować spokój: w tłumie uciekającym przed osiągającą 100 kilometrów na godzinę wichurą i gwałtowną ulewą nikt nie został stratowany na śmierć.
Sam fajerwerków nie lubię, 20 sierpnia jednak to dla mnie zawsze okazja do przypomnienia sobie o tej fascynującej cesze węgierskiego społeczeństwa, z której wszyscy tu powinni być dumni.
