Żal mi Balatonu, tego pięknego jeziora – a dlaczego, o tym opowiadam w najnowszym odcinku podcastu Radio Polonia Węgierska (22:00).
– powitanie
– serwis informacyjny
– przegląd prasy
– Jeż Węgierski w eterze
– urywki z historii
– pożegnanie
przygotowali: A. Szczęsnowicz-Panas, R.Rajczyk, J.Celichowski, P.Piętka

Dla wielu ludzi pierwszym skojarzeniem z Węgrami jest Balaton. Wiadomo, wspaniałe, wielkie jezioro, urlopowy cel numer jeden w kraju.
Balaton jest jednak ofiarą swojego ogromnego sukcesu. Jezioro zmieniło kształt: nieregularne brzegi wyrównano mu by ułatwić ich wykorzystanie, widać to na starych mapach. Poziom wody jest sztucznie regulowany przez kontrolę dopływu Sió.
Nie ma w Balatonie rybołóstwa – wolno tylko wędkować – i w okolicznych bufetach z ryby dostać można w zasadzie tylko morskiego morszczuka. Ze zwierząt najbardziej rzucają się w oczy agresywne niekiedy łabędzie czekające na pokarm od ludzi.
Brzegi są w większości zajęte przez często płatne plaże, kempingi czy też mariny, tak więc dostęp do jeziora nie jest łatwy. W wielu miejscach brzeg jest sztucznie utwardzony, naturalne plaże to rzadkość.
Sama infrastruktura często ma charakter jarmarczny: chińszczyzna na straganach, langosze smażone w starym oleju sprzedawane po zawyżonych cenach, niekiedy od dawna nie remontowane, zatłoczone plaże z prymitywną muzyką.
Są rzecz jasna i zmiany na lepsze. W ciągu ostatniej dekady czy dwóch zaczęły się pojawiać dobre restauracje, okoliczne winnice produkujące wino wysokiej jakości (a nie sikacze sprzedawane w plastikowych butelkach) systematycznie poszerzają swoją ofertę.
I choć Balaton pozostaje magnesem dla Węgrów a posiadanie domu koło tego jeziora jest jednym z niezbędnych atrybutów przynależności do klasy średniej dla budapeszteńczyków to jednak oni też odczuwają te problemy. Większość z tych, których stać na taki dom kupuje go zwykle nie w miejscowościach położonych bezpośrednio nad wodą ale nieco dalej. Jeśli tylko się da to w kotlinie Káli albo chociaż gdzieś na północnym brzegu. Ważnym jest by z domu był widok na jezioro.
Zaskakująco często brak codziennego rytuału wyjścia na płażę. Zastępuje go albo przydomowy basen albo wypłynięcie żaglówką na jezioro i kąpiel z łódki. Nie ma mieszania się z plebsem na zatłoczonych plażach czy też w nabrzeżnych miasteczkach. Jest dystans do jeziora.
Wzdycham, żal mi Balatonu. Jego problemem jest, że to jezioro jest jedno jedyne. Na Węgrzech powinno być z dziesięć Balatonów żeby dla wszystkich starczyło miejsca bez tłoku.
